Działalność polskiego oddziału Amntesty International nie ma wiele wspólnego z obroną praw człowieka. Jak zauważył Łukasz Warzecha na łamach tygodnika „Do Rzeczy”, organizacja ta stała się „zaciętą jaczejką opozycji”.
Według oceny publicysty, choć AI od początku swego istnienia posiadała „lewicowy gen”, to przynajmniej starała się zajmować przypadkami łamania praw człowieka. Dziś nie próbuje nawet zachować pozorów, a jej polski oddział uwikłał się w polityczny spór. „Gdy prześladowanie dotyka kogoś nie mieszczącego się w ideologicznym spektrum Amnesty International”, organizacja milczy” – napisał Warzecha.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zauważył, taka postawa spotyka się z nieprzychylnymi komentarzami internautów, którzy wytykają organizacji jej postawę w sprawie Alfiego Evansa. AI nie zaangażowała się w obronę życia chłopca, bo jak tłumaczyła, „nie zna wszystkich okoliczności”. Równocześnie organizacja nie zwlekała, by wstawić się za Elżbietą Podleśną, która uderzyła w wizerunek Matki Bożej, przedstawiając go w kolorach tęczy. AI stanęła też w obronie niezależnych sądów i sędziów, przejmując wprost (w sporze czysto politycznym) narrację opozycji.
AI zajmuje się też chętnie takimi sprawami jak „urojone prześladowania, o których trąbiły środowiska LGBT”, a sprawy tego środowiska zajmują dziś poczesne miejsce pośród tematów jakie podejmuje ta organizacja. Z milczeniem polskiego oddziału AI spotyka się zaś problem prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie, organizacja nie zajęła się także atakiem na ks. Ireneusza Bakalarczyka we Wrocławiu.
Organizacja – jak przypomniał Warzecha – ma spore problemy w swoich szeregach. Mowa tu bowiem o zarzutach dotyczących łamania praw pracowniczych, czy o toksycznym środowisku pracy. I dotyczyć ma to także tak bronionych przez AI mniejszości seksualnych, rasowych i kobiet.
Źródło: „Do Rzeczy”
MA