19 grudnia 2014

Potop już nie na topie

Kto dzisiaj jeszcze czyta Potop? Na pewno Jan Klata – krakowski reżyser maratonu teatralnego inspirowanego Trylogią – bo żeby jakieś dzieło zdekonstruować, należy je świetnie znać. No tak, ale Klata do młodzieńców już nie należy. Poza tym wiadomo, że na pisarstwie Sienkiewicza wychowywały się starsze pokolenia.

 

A co z najmłodszymi rocznikami? Nic dobrego – zwolnione zostały przez Ministerstwo tzw. Edukacji Narodowej z obowiązku znajomości Potopu. Kolejna, wdrażana od 2009 roku, tradycyjnie destabilizująca proces kształcenia reforma oświaty, wyrzuca na margines twórczość pierwszego polskiego noblisty, która od roku szkolnego 2012/2013 całkowicie znika z liceów. To nie jest żadna metafora: w obowiązującej dziś Podstawie programowej języka polskiego dla szkół średnich, zawierającej także wykaz lektur obligatoryjnych i fakultatywnych, nie znajdziemy żadnego utworu Henryka Sienkiewicza. Promotorzy reformy przyjęli, że ten – nieskomplikowany chyba? – autor przemówi bardziej do umysłowości gimnazjalistów niż licealistów, co oznacza, że nigdy nie mieli styczności z placówkami, do których uczęszczają ci pierwsi. W zakresie tu nas interesującym Podstawa programowa języka polskiego dla gimnazjów brzmi następująco: „*Henryk Sienkiewicz – wybrana powieść historyczna (Quo vadis, Krzyżacy lub Potop)”. Gwiazdka sygnalizuje, że uczniowie muszą zaznajomić się z treścią utworu wskazanego przez dokument lub wybranego przez nauczyciela z zasugerowanego zestawu. Jak to wygląda w praktyce szkolnej? Zwycięża realizm: poloniści gimnazjalni zadają uczniom do przeczytania najkrótsze z trzech zaproponowanych dzieł noblisty, czyli Krzyżaków, zwłaszcza że i przed reformą ta powieść często była „przerabiana” w gimnazjach. Większość i tak jej nie czyta.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Potop po raz ostatni był ważnym (czyli obowiązkowym) tekstem w polskiej szkole (poziom LO), całkiem niedawno, bo w roku szkolnym 2013/2014. Od nowego roku szkolnego już tak nie jest. Nie tak drzewiej bywało.

 

Powieść w odcinkach

 

Sienkiewiczowskie organizowanie wyobraźni zbiorowej narodu zaczęło się od Ogniem i mieczem. Na tę powieść drukowaną w konserwatywnym dzienniku „Słowo” od 2 V 1883 r. czytelnicy zareagowali tak żywiołowo, jak chyba na żaden tekst literacki powstały przed erą Trylogii i po niej. Kolejne odcinki ogłaszane w prasie przyciągały tłumy, przekazywano sobie z ust do ust hasła w rodzaju „Bar wzięty”, modlono się za duszę Podbipięty, słano listy do pisarza w trosce o losy ukochanych bohaterów.

 

Entuzjazm zwykłych czytelników studzili (tak im się zdawało) zawodowcy, koledzy po piórze autora; starali się, jak potrafili, zdeprecjonować jego dokonania twórcze, np. Bolesław Prus: „(…) sfinks z łbem wieprza, nazwany Zagłobą, gilotyna w ludzkiej postaci – Podbipięta, i Jezus Chrystus w roli oficera jazdy, Skrzetuskiego!… Takie zbiegowisko (…) może zrobić silne wrażenie; niemniej jest ono dziwaczne”. Wybuchła dyskusja publicystów, a Sienkiewicz robił swoje – coraz bardziej zdobywał czytelników, nieprzekonanych uczonymi dysputami, wciągał ich w wir swojej barwnej opowieści o przewagach XVII-wiecznego polskiego rycerstwa.

 

W przeddzień Wigilii 1884 r. ukazał się w warszawskim „Słowie” pierwszy odcinek drugiej historycznej powieści „Litwosa” – Potop. Powieść w częściach publikowano niemal jednocześnie w trzech zaborach: drukowano ją również w krakowskim „Czasie” i w wielkopolskim „Dzienniku Poznańskim”. Sienkiewiczowska wizja najazdu szwedzkiego została przyjęta przez publiczność równie gorąco jak Ogniem i mieczem: „(…) zimową porą na wiejskiej poczcie oczekiwano na numer ‘Czasu’ z odcinkiem Potopu, by go natychmiast po dotarciu kuriera z przesyłką prasową głośno przeczytać” (Stanisław Bortnowski). Powieść ponownie łączyła Polaków w naród, przywracała dumę z przynależności do bitnego plemienia Sarmatów, owszem, niepozbawionego wad, ale zdolnego do wielkich czynów, w podtekście: do zrzucenia jarzma niewoli.

 

Książka bliska życiu

 

W dawnych, dobrych czasach Potop był czytany wielokrotnie, należał do wąskiej grupy lektur, do których się wracało – zawsze z przyjemnością: „To jest niesamowite: ilekroć czytam ‘Potop’, tyle razy wydaje mi się, że TYM RAZEM Kmicicowi uda się jednak porwać Bogusława, że TYM RAZEM Roch Kowalski złapie Karola Gustawa, że teraz stanie się (…) to, co się nie stało i nie stanie się to, co się stało” (Andrzej Bobkowski, Szkice piórkiem). Nawet Gombrowicz, zaciekły wróg pisarstwa Sienkiewicza, przyznawał się do porażki (niejednej) w konfrontacji z dokonaniami jego talentu: „Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu, urzeczeni”.

 

Do końca II wojny światowej Potop zajmuje pozycję książki bliskiej realnemu życiu. Naczelnik odrodzonego państwa polskiego, Józef Piłsudski, szczycił się faktem, że jego matka, Maria, pochodziła z kresowego rodu Billewiczów – z tego samego, co Oleńka. Pokolenie urodzone w II RP wyrastało na wzorach Sienkiewiczowskich. Kiedy pod ciosami swastyki oraz sierpa i młota rozpadł się gmach międzywojennej Polski i trzeba było ponownie walczyć o niepodległość tworząc konspirację zbrojną – najpierw antynazistowską, a później antykomunistyczną – jej szeregi zaroiły się od chłopaków przyjmujących pseudonimy bohaterów Potopu; Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956 odnotowuje: 10 „Kmiciców”, 5 „Babiniczów”, 4 „Zagłobów”, 3 „Rochów” i jednego „Sorokę”.

 

Wedle ustaleń prof. Franciszka Mincera, po roku 1945 cała Trylogia została zdegradowana do powieści awanturniczo-przygodowej dla młodzieży, a ostatnim pokoleniem, dla którego byli ważni Kmicic i cała reszta, było to urodzone około 1955 r. Teza ta brzmi jak hiobowa wieść, a przecież pozycja Potopu w PRL-owskiej szkole była kanoniczna, niezachwiana, utwór promieniował na inne utwory (Jaś Ohey, postać z farsy S. Mrożka z 1959 r. bawi się „w księdza Kordeckiego”, wołając niezbyt ekumenicznie, ale patriotycznie: „Na Szweda, na Szweda!”; „bij dzieci Kalwina!”). Ciekawe, do jakich wniosków doszedłby Mincer dzisiaj, kiedy wyrugowano dorobek autora Quo vadis z programu liceów…

 

W 1974 r. raz na zawsze skończył się Potop literacki, a zaczął filmowy, przyjmowany tak samo entuzjastycznie jak pierwowzór: „Gdy Jerzy Hoffman dokonał adaptacji filmowej Potopu, w wielu miastach i miasteczkach Polski (np. w Kwidzynie, co stwierdzam na podstawie autopsji) pierwszy seans filmowy zaczynał się o godzinie 7 rano, ostatni o godz. 1 w nocy i kończył się o 4 rano” (Stanisław Bortnowski). Potop filmowy był równie bliski życiu jak literacki oryginał: „(…) synu. Już nie protestowałem, kiedy twojej siostrzyczce wybrała imię od pani Braunek. Uparła się, żebym zapuścił wąsy jak Kmicic w Potopie. Zapuściłem. Zapisała nas na kurs jeździecki. Zgodziłem się (…)” (Edward Redliński, Telefrenia).

 

Polskość po zmarginalizowaniu Sienkiewicza

 

Sienkiewicz zrobił swoje (krzepił, gdy było trzeba) i powoli odchodzi (jest odsuwany?) do lamusa. Potop może obronić się tylko sam, bo polska szkoła, jak wiemy, nie wesprze go w zachowaniu żywotności. Żeby zawalczył o dusze młodych czytelników, może trzeba by go „rewitalizować”, czyli napisać językiem Holewińskiego, Łysiaka lub Sapkowskiego. Ponieważ to nierealne, dni drugiej części Trylogii wydają się policzone. Smutne jest umieranie niektórych tekstów, ale nieuniknione.

 

Nie ma jednak powodów do pogrążania się w rozpaczy, gdyż, po pierwsze, kod kulturowy wyprowadzony z Potopu ma się całkiem dobrze i jest bliżej nas, niż się wydaje: żyje w języku komentatorów sportowych („obrona Częstochowy”) i w reklamie („Ojciec, prać?” – proszek Pollena 2000, „Na Szweda!” – piwo Warka); po drugie: dążący do pogłębienia swojej etnicznej indywidualności Polak – a więc nie każdy – dotrze na własną rękę do historycznego cyklu Sienkiewicza, rozpoznając w nim wielkie zbiorowe dziedzictwo, rezerwuar wartości przodków.

 

Inna sprawa, że w XXI w. zmienił się nieodwracalnie paradygmat polskości – w coraz mniejszym stopniu określają go sarmatyzm i kultura kresowa. Nie, nie rozmywamy się etnicznie. Nasza tożsamość narodowa znalazła nowy, bardziej przystający do obecnych czasów układ odniesienia – jest nim etos AK i żołnierzy wyklętych.

 

 

Mariusz Solecki

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie