15 sierpnia 2012

Bratanków dzieje wspólne

(Fot. Jarosław Szarek)

Uczy nas historia, że te dwa narody przez blisko tysiąc lat były ze sobą w przyjaznych stosunkach, że prawie nie walczyły ze sobą, chociaż właśnie między sąsiadami największe bywają antagonizmy, największe tarcia i nieporozumienia – tak oto w roku 1935 streszczał historię stosunków polsko-węgierskich Adrian Diveky, jeden z najwybitniejszych historyków węgierskich pierwszej połowy XX wieku. Istotnie, od czasów późnego średniowiecza, poza epizodem agresji Rakoczego w okresie szwedzkiego „potopu”, nie mamy przykładów wojen polsko-węgierskich. Węgrzy to nie tylko nasi „bratankowie”, ale także przez niemal tysiąc lat sąsiedzi na Górnych Węgrzech (jak Madziarzy nazywają Słowację).

 

Historia polsko-węgierskich związków politycznych liczy sobie ponad tysiąc lat. Zaczęły się od związków dynastycznych między Piastami a Arpadami, pod koniec panowania Mieszka I, który zaaranżował ślub swojego najstarszego syna Bolesława z nieznaną z imienia księżniczką węgierską.

Wesprzyj nas już teraz!

Przez następne czterysta lat można zaobserwować powtarzanie się związków dynastycznych między władcami Polski a Arpadami. Sojusz polsko-węgierski stanowił podstawę polityki zagranicznej wybitnych przedstawicieli dynastii piastowskiej. Dość wspomnieć w tym kontekście wsparcie, jakiego udzielił św. Władysławowi I w zdobyciu korony św. Stefana w latach siedemdziesiątych XI wieku nasz Bolesław II Śmiały, który z sojuszu z Arpadami uczynił przeciwwagę dla sojuszu niemiecko-czeskiego. Dla podobnej przyczyny przymierze z królem Węgier Kolomanem zawarł w XII wieku Bolesław Krzywousty.

Do tej koncepcji powrócili w XIV wieku ostatni Piastowie na tronie polskim: Władysław Łokietek oraz Kazimierz Wielki. Sojusz Krakowa z Budą – przypieczętowany mariażem Elżbiety Łokietkówny z Karolem Andegaweńskim – miał być (i był) skuteczną przeciwwagą dla kolejnej emanacji sojuszu czesko-niemieckiego, który w XIV wieku przybrał formę przymierza władających Czechami (a później również Brandenburgią i Węgrami) i noszących cesarską koronę niemieckich Luksemburgów z państwem Zakonu Krzyżackiego.

 

Wspólni święci

Kulminacją owej „kalkulacji na Węgry” stała się polityka Kazimierza Wielkiego, który jeszcze za życia jako swego następcę wskazał siostrzeńca – króla Węgier Ludwika Andegaweńskiego. W ten sposób rok 1370 przyniósł pierwszą personalną unię polsko-węgierską. W dziejach Węgier Ludwik Andegaweński zapisał się jako „Wielki”, jednak w historii Polski jego panowanie (trwające do roku 1382) trudno uznać za udane. Nieobecność króla w Polsce zaowocowała wewnętrzną anarchizacją kraju (spory między możnymi rodami nierzadko przeradzały się – jak na przykład w Wielkopolsce – w regularną wojnę domową), a także stratami terytorialnymi. Nie sposób przecież w tym kontekście pominąć odłączenia od Polski i przyłączenia do Węgier zdobytej przez Kazimierza Wielkiego Rusi Halicko-Włodzimierskiej (to Ludwik I dołączył do oficjalnej tytulatury władców Węgier – co później przejęli Habsburgowie – królestwo Galicji i Lodomerii).

Jednakże wszystkie te negatywne zjawiska z nawiązką zrekompensowała córka Ludwika Węgierskiego – Jadwiga, ukoronowana w roku 1384 w Krakowie, jako kilkunastoletnia księżniczka węgierska, na króla Polski. Jadwiga była suwerenem – a nie królową w znaczeniu królewskiej małżonki – dlatego to jej decyzja miała wagę kluczową w sprawie zawarcia unii polsko-litewskiej poprzez małżeństwo z wielkim księciem litewskim Jagiełłą. W tym więc sensie „węgierski ślad” widoczny jest w tym przełomowym nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy Środkowej wydarzeniu. Tym samym widoczny jest również w wielkim zadaniu, które otworzyło się wówczas przed Królestwem Polskim: chrystianizacji Litwy i w dalszej perspektywie: krzewieniu i obronie katolicyzmu na wschodzie.

Jedyny w dziejach Polski święty król przyszedł z Węgier. Należy wszelako pamiętać, że św. Jadwiga Andegaweńska, choć najbardziej znana, nie była przecież jedyna w poczcie polsko-węgierskich świętych. Otwiera go wspomniany już św. Władysław I – król Węgier, który swoje lata młodzieńcze spędził w Polsce, gdzie wraz ze swym ojcem Belą I przebywał na tymczasowym wygnaniu. Jeśli wierzyć Gallowi Anonimowi pobyt na piastowskim dworze okazał się dla przyszłego świętego władcy o tyle ważny, że pod względem obyczajów i stylu życia stał się niejako Polakiem.

W tym rzędzie należy wymienić również trzynastowieczną świętą Kingę (Kunegundę), żonę księcia krakowskiego Bolesława Wstydliwego – legendarną odkrywczynię złóż soli w Wieliczce i historyczną mniszkę, fundatorkę klasztoru klarysek w Starym Sączu oraz jej siostrę, bł. Jolantę – żonę księcia kaliskiego Bolesława Pobożnego (która po śmierci męża również została klaryską w Starym Sączu).

 

Razem na przedmurzu

Polska i Węgry przez wieki stanowiły przedmurze chrześcijańskiej Europy przeciw kolejnym falom islamskiej agresji. Pierwsi w tej roli wystąpili Węgrzy, którzy z racji posiadania terytoriów na Bałkanach (Chorwacja, Banat) już w XIV stuleciu zetknęli się z postępującą na tych terenach ekspansją Turków Osmańskich (zwołana z inicjatywy króla Czech i Węgier Zygmunta Luksemburskiego antyturecka krucjata zakończyła się w roku 1396 klęską pod Nikopolis). W antytureckich wyprawach tegoż władcy uczestniczyło również rycerstwo polskie – podczas jednej z nich, w roku 1428, osłaniając odwrót króla z pola walki pod Gołąbcem bohatersko oddał życie największy rycerz całej Christianitatis – Zawisza Czarny.

Kilkanaście lat później Polacy współdziałali z Węgrami w próbie powstrzymania tureckiej ekspansji w głąb Europy o wiele już ściślej i na znacznie szerszą skalę. W roku 1440 doszło do zawarcia drugiej unii personalnej polsko-węgierskiej, gdy król Polski Władysław III Jagiellończyk (od miejsca swej śmierci zwany później Warneńczykiem) został królem Węgier. Dowodzone przezeń w latach 1443-1444 ekspedycje węgiersko-polskie miały nie tylko powstrzymać ataki Turków na Węgry, ale w dalszej perspektywie uratować przed Osmanami Konstantynopol. Bitwa pod Warną (1444) – jak pisał wspomniany profesor Diveky – stanowiła symbol wspólnej misji historycznej: bronienia cywilizacji zachodniej przeciw napadom wschodu. Śmierć króla Polski i Węgier przypieczętowała los „Drugiego Rzymu”, który dziewięć lat później ostatecznie dostał się w ręce tureckie. Dalszą ofensywę Turków rozzuchwalonych zdobyciem Konstantynopola powstrzymało odniesione nad nimi przez Węgrów (pod wodzą Janosa Hunyady’ego i św. Jana Kapistrana) zwycięstwo pod Belgradem w roku 1456.

Sukces ten na siedemdziesiąt lat powstrzymał turecki marsz. Niestety, w roku 1526 w starciu z armią Sulejmana Wspaniałego zginął węgierski król Ludwik II Jagiellończyk, wnuk naszego Kazimierza Jagiellończyka. Upadek Budy sprawił, iż parę lat później Turcy stanęli pod Wiedniem, a linia obrony Europy przed islamem na długie lata przesunęła się znad Dunaju na Dniestr. Rolę antemurale christianitatis przejęła Rzeczpospolita.

W kontekście powstrzymywania barbarii nie sposób pominąć zasług pochodzącego wszak z węgierskiego Siedmiogrodu polskiego króla Stefana Batorego – najwybitniejszego, zdaniem wielu historyków, władcy Rzeczypospolitej epoki monarchii elekcyjnej. Jego zwycięskie wojny z Iwanem Groźnym skutecznie zablokowały ekspansję moskiewskiego cara w kierunku Bałtyku i tym samym zamknęły przed Moskwą „okno na Europę”. Warto przypomnieć, że te zwycięstwa miały w dalekosiężnych koncepcjach Batorego stanowić zaledwie wstęp do planu znacznie szerszego i ambitniejszego – wojny z Turcją, która skutkować miała wyswobodzeniem ziem Korony św. Stefana.

Kolejną odsłonę wspólnej walki przeciw barbarii stanowiło zaangażowanie Polaków i Węgrów w obronie zarówno własnych krajów jak i całej Europy przed ekspansją komunizmu. Zanim w sierpniu roku 1920 wydarzył się „cud nad Wisłą”, Węgrzy doświadczyli krótkiego, acz krwawego epizodu rządów komunistycznych. W marcu 1919 roku proklamowana została komunistyczna Węgierska Republika Rad na czele z komunistą węgierskim żydowskiego pochodzenia Belą Kunem (to wówczas po raz pierwszy w dziejach Węgier wprowadzono do użytku nazwę „Republika Węgierska” ostatecznie zniesioną na mocy nowej konstytucji z roku 2011). Do sierpnia 1919 roku szalał na Węgrzech komunistyczny terror, zgodnie z zapowiedzą Beli Kuna: Musimy natchnąć rewolucję krwią burżujskich wyzyskiwaczy – i pozostał wierny tej zapowiedzi.

Grasujący po całych Węgrzech „chłopcy Lenina” – czyli komunistyczne bojówki dokonujące terrorystycznych napaści przede wszystkim na katolickie duchowieństwo i wszystkich zakwalifikowanych jako „burżuje” (czyli inteligencję, właścicieli ziemskich i oficerów) – zamordowali w tym okresie, niejednokrotnie przy zastosowaniu wyrafinowanych tortur, kilka tysięcy osób. Kres „Węgierskiej Republice Rad” położyła interwencja rumuńska wspierana przez rodzimych kontrrewolucjonistów (na czele z późniejszym regentem, admirałem Miklosem Horthym).

Doświadczenie niespełna półrocznych rządów komunistycznych kazało naszym „bratankom” rok później bez wahania wesprzeć Polskę walczącą z bolszewickim najazdem, który miał – zgodnie z deklaracjami Tuchaczewskiego – po trupie białej Polski zanieść płomień rewolucji do Europy. W decydujących miesiącach roku 1920 tylko Węgrzy udzielili Polsce konkretnej pomocy – w lipcu i sierpniu, gdy front osiągnął linię Wisły, transporty amunicji idące z Węgier przez Rumunię (gdyż Czechosłowacja w imię „neutralności” odmówiła tranzytu) pozwoliły utrzymać polską obronę na przedpolach Warszawy. W Budapeszcie rozważano również wysłanie do Polski ochotniczego korpusu w sile trzydziestu tysięcy żołnierzy. Choć inicjatywa ta nie doczekała się realizacji, i tak w szeregach Wojska Polskiego walczyli węgierscy ochotnicy.

 

Predestynowani sojusznicy

W tym kontekście warto podkreślić, że Węgry – od roku 1867 równoprawna część dualistycznej monarchii Habsburgów – w okresie pierwszej wojny światowej życzliwie odnosiły się do sprawy polskiej. Wiele głosów krytycznych, zarówno na forum węgierskiego parlamentu, jak i łamach prasy, wzbudził na przykład zawarty przez Niemcy i Austro-Węgry na początku 1918 roku pokój z Ukrainą, na mocy którego scedowano na rzecz Kijowa polską Chełmszczyznę. Posunięcie to krytykowali wybitni politycy węgierscy (jak choćby hrabia Juliusz Andrassy Młodszy). Jak pisał w kwietniu 1918 roku „Pesti Hirlap”: Sprawa chełmska interesowała Węgry z powodu tradycyjnej sympatii do Polaków. Nie mogło być dla nas obojętne, że właśnie wspólny minister spraw zagranicznych Austro-Węgier [hr. Ottokar Czernin] wbił bolesny kolec w serce dążącej do samodzielności Polski.

W międzywojennej Polsce natomiast głosy wzywające do oparcia naszej polityki zagranicznej na sojuszu z Węgrami pojawiały się jedynie w kręgu konserwatywnej myśli politycznej. Głosił taki program nie tylko Marian Zdziechowski, ale również Jan Bobrzyński (syn Michała) – prezes Związku Polskiej Myśli Państwowej. Na łamach redagowanej przez siebie „Naszej Przyszłości” nie tylko ostro krytykował traktat w Trianon jako wielką, rażącą niesprawiedliwość Węgrom przez bezkrytycznych demokratów Zachodu wyrządzoną, [która] musi być w jakiś sposób naprawiona, ale snuł plany zbudowania w oparciu o kość pacierzową sojuszu polsko-węgierskiego bloku państw środkowej i wschodniej Europy – od Estonii po Jugosławię.

Wszystko więc – historia, geografia, mentalność, interes polityczny i gospodarczy, niezliczone dowody sympatii, poważna troska o przyszłość – winno popychać Polaków i Węgrów nawzajem sobie w ramiona – pisał w roku 1934 Jan Bobrzyński.

 

Irracjonalny sentymentalizm

Zagadnienie pomocy Węgrów dla Polaków w okresie drugiej wojny światowej wciąż czeka na swoich historyków. Stosunkowo najlepiej znamy postawę Węgier w roku 1939. Już w okresie eskalacji napięcia w stosunkach polsko-niemieckich wiosną tegoż roku władze węgierskie jasno dawały do zrozumienia swemu niemieckiemu sojusznikowi (taki kurs polityczny objął regent Horthy), iż nie ma co liczyć na udział Węgier w planowanej przez III Rzeszę agresji na Polskę. Pod koniec kwietnia szef węgierskiego MSZ depeszował do ambasady węgierskiej w Rzymie: W akcji zbrojnej przeciwko Polsce ani pośrednio, ani bezpośrednio nie jesteśmy skłonni uczestniczyć. Pod pojęciem „pośrednio” rozumiem każde żądanie przejścia oddziałów niemieckich pieszo czy na pojazdach mechanicznych przez nasz kraj w celu zaatakowania Polski. Żądanie takie będzie odrzucone. Jeżeli Niemcy odpowiedzą na to przemocą, kategorycznie odpowiadam, że na broń odpowiemy bronią.

Powyższe deklaracje potwierdziła węgierska polityka – Niemcy nie uzyskali zgody na tranzyt swych oddziałów atakujących Polskę. Budapeszt nie skusił się nawet oferowanymi przez Berlin zdobyczami terytorialnymi (okolice Sambora). Po klęsce Polski zarówno władze, jak i społeczeństwo węgierskie życzliwie przyjęły na swoim terytorium tysiące polskich uchodźców cywilnych i wojskowych opuszczających rozebrany przez Niemcy i Sowiety kraj. Demonstracje życzliwości dla Polaków były do tego stopnia widoczne, że – jak raportował węgierski sztab generalny pod koniec października 1939 roku – część ludności w miastach wykupuje polskie emblematy i nosi je w sposób rzucający się w oczy. Fakt ten nie mniej wyraźnie rzucał się w oczy również Niemcom. Ich dyplomacja protestowała, a prasa domagała się położenia kresu irracjonalnemu sentymentalizmowi Węgrów wobec Polaków („Berliner Börsenzeitung” z 28 października 1939) i zapowiadała, że nie zniesiemy dłużej tego manifestacyjnego pielęgnowania przez Węgrów zdemoralizowanego polskiego motłochu („Neues Wiener Tageblatt” 27 września 1939).

Najsłabiej zbadana pozostaje kwestia pomocy wyświadczanej Polakom przez oddziały węgierskie stacjonujące w 1944 roku na terenie dawnych południowo-wschodnich województw Rzeczypospolitej w obliczu ludobójstwa dokonywanego tam przez oddziały UPA. O takim nastawieniu żołnierzy węgierskich raportowała już pod koniec 1943 roku wołyńska Armia Krajowa. W jednym z meldunków (datowanym na początek maja 1944) czytamy między innymi: Wszędzie, gdzie są Węgrzy, stan bezpieczeństwa wybitnie się poprawił. Stosunek Węgrów do Polaków jest niemal z reguły dobry, a często nawet przyjazny. Węgrzy bezwzględnie tępią antypolskie wystąpienia band ukraińskich i zdarzają się często wypadki, że oddziały węgierskie specjalnie udają się do miejscowości, gdzie ludność polska może być zagrożona ze strony band ukraińskich, aby przewieźć ją wraz z mieniem do bezpiecznych ośrodków.

To samo odnosiło się do oddziałów węgierskich stacjonujących pod Warszawą w okresie Powstania Warszawskiego. Symptomatyczne, że oddziały te jeszcze w lipcu stacjonowały w polskiej stolicy i wycofane z niej zostały przez niemieckie dowództwo dopiero pod koniec tegoż miesiąca. Czyż to nie wymowne? Zresztą opinia Niemców co do zerowej przydatności oddziałów węgierskich w antypolskich przedsięwzięciach potwierdziła się w sierpniu i wrześniu 1944 roku – w miejscach, gdzie Węgrzy mieli domykać kordon wokół Warszawy; okazał się on zadziwiająco nieszczelny.


Aleksander Smolarski

 

   

 

Artykuł opublikowany został w 21. nr. dwumiesięcznika „Polonia Christiana”. Najnowszy, 27. numer magazynu dostępny jest w kioskach i salonach prasowych oraz na stronach ksiegarnia.piotrskarga.pl i epch.poloniachristiana.pl.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie