22 lipca 2019

Polsko, czas na strefę wolną od komunizmu!

(Zdjęcie ilustracyjne.)

„Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu” – głosi artykuł 13. polskiej konstytucji. Mimo tego w naszym kraju partia komunistyczna… istnieje. Jak to możliwe? Zgodnie z prawem wszystko jest w porządku, dopóki formacja nie odwołuje się do totalitarnych metod. Właśnie. Zgodnie z prawem. Ale przecież nie każde prawo ustanowione przez człowieka jest właściwe, a prawo złe należy zmieniać na lepsze.

 

Zbigniew Ziobro postanowił doprowadzić do nowelizacji Kodeksu karnego, tak aby nielegalne było istnienie w Polsce partii komunistycznych i nazistowskich (dotychczas art. 256 Kk mówił o „faszyzmie lub innym totalitarnym ustroju państwa”). Uchwalona przez Sejm korekta dotychczas obowiązujących przepisów została skierowana przez Andrzeja Dudę do Trybunału Konstytucyjnego, natomiast grono konstytucjonalistów, karnistów i kryminologów apelowało do prezydenta o weto.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pomysł ministra sprawiedliwości spotkał się z gwałtowną reakcją niektórych istniejących w Europie, a nawet na świecie, partii komunistycznych. Pod polskimi ambasadami protestowali „czerwoni” we Francji, Grecji, Belgii, Austrii, a nawet w Meksyku. „Specjalne deklaracje przyjęły włoska Partia Komunistyczna i Nowa Partia Komunistyczna Holandii, z kolei Socjalistyczna Partia Pracy Chorwacji i Nowa Komunistyczna Partia Jugosławii wystosowały pisma do polskich ambasadorów” – podaje serwis dziennika „Rzeczpospolita”.

 

Co ciekawe, sprzeciwu nie wyraziły zagraniczne partie nazistowskie. Czyżby dlatego, że jest ich niewiele, a te, które istnieją, nie mają kogo w Polsce bronić, gdyż nad Wisłą żadna Polska Partia Nazistowska nie istnieje? Być może. Istnieją za to organizacje komunistyczne i III RP jak dotąd sobie z nimi nie poradziła.

 

Towarzysze wszystkich krajów

Wobec takiej reakcji zagranicznych środowisk komunistycznych warto zastanowić się, czy Polsce opłaca się „narażać” międzynarodowym „czerwonym”, skoro u nas komuniści nie odgrywają żadnej roli i nic nie wskazuje, żeby kiedykolwiek (w dającej się przewidzieć przyszłości) mieli awansować przynajmniej do politycznej IV ligi? Ponadto czy działania polskiego ministra sprawiedliwości to w ogóle gra warta świeczki, skoro na świecie – także w naszym najbliższym sąsiedztwie – istnieją kraje, gdzie wpływ komunistów na politykę jest istotny (np. czeski rząd Andreja Babiša cieszy się wsparciem Komunistycznej Partii Czech i Moraw). Nie lepiej więc milczeć, a nawet próbować ułożyć się z zagranicznymi „czerwonymi”, a na nasz plankton machnąć ręką? Wszak formacje komunistyczne bardzo często mają profil eurosceptyczny, co mogłoby przydać się PiS-owi w walce z brukselskimi naciskami.

 

Wbrew pozorom nie są to pytania prowokacyjne. To realne wyzwania, a polska władza musi się nad nimi pochylić, zanim podejmie decyzję w sprawie delegalizacji ugrupowań skrajnie lewicowych. Udzielenie w tych sprawach odpowiedzi musi jednak uprzedzić uzupełnienie listy pytań.

 

Komunizm – legalny, logika – w ruinie

Dziś funkcjonowanie w Polsce partii komunistycznej jest możliwe dzięki nieodwoływaniu się formacji do metod totalitarnych. Czy jednak stosowanie takiego rozróżnienia jest uzasadnione? Czy może istnieć komunizm nieodwołujący się do praktyk totalitarnych? Czy można stworzyć nowy, rewolucyjny system i nowego człowieka bez przemocy i terroru? Czy historia zna przypadki zaprowadzenia gdzieś ustroju komunistycznego, który nie doprowadziłby do brutalnej dyktatury? Czy istnieje możliwość pogodzenia ideologii zakładającej zniesienie własności prywatnej z polską Konstytucją, która prawo własności chroni? A z drugiej strony – czy warto w ogóle podejmować ryzyko stworzenia z członków partii komunistycznej swoistych „świeckich męczenników sprawy”, dawać im miano pierwszych zdelegalizowanych przez „faszystowski” reżim PiS-u?

 

Historia – słaba strona komunistów

To jednak nadal nie wyczerpuje pytań, jakie w tym momencie warto postawić. Czy bowiem Polska – kraj tak potwornie zniszczony przez komunizm – powinna tolerować istnienie komunistycznych partii i stowarzyszeń? Przecież „czerwone” spustoszenie wdarło się w polską duszę bardzo głęboko. Czy więc nie możemy zawczasu wyciągnąć wniosków z historii? Czy naprawdę chcemy takiej powtórki? I czy akceptując komunistyczne organizacje możemy w ogóle – jako naród – spojrzeć sobie w twarz?

 

Pytań o zasadność tolerowania istnienia w Polsce partii komunistycznej można by wymienić znacznie więcej. Wszak nasze narodowe doświadczenia z tą ideologią nie zaczęły się w roku 1944. „Czerwona zaraza” weszła do nas już w roku 1939 niszcząc – razem z narodowo-socjalistyczną III Rzeszą – niepodległość II RP. Ale przecież już wcześniej wcielony w życie marksizm chciał nas uraczyć swoimi „dobrodziejstwami”. Na szczęście jednak kampanie wojskowe z późnego lata i jesieni roku 1920 okazały się pomyślne dla Rzeczypospolitej.

 

Zapytajmy też w końcu o stosunek Kościoła katolickiego – wychowawcy narodów, w tym narodu polskiego – do komunizmu? I skąd taka postawa?

 

Nie mnóżmy jednak pytań w nieskończoność i spróbujmy przeanalizować wątki postawione wyżej.

 

„Czerwoni” sojusznicy?

Nie sposób uznać europejskich komunistów za potencjalnych sojuszników Polski. Wszak w ich programach bardzo często odnajdziemy silnie akcentowane wątki fanatycznie ekologiczne, feministyczne, proaborcyjne i sprzyjające rewolucji seksualnej. Z kolei eurosceptycyzm „czerwonych” wynika z zupełnie innych pobudek, niż niechęć do brukselskiego dyktatu deklarowana przez konserwatystów czy dystans wobec niektórych pomysłów UE, jaki okazjonalnie prezentują politycy PiS. Łatwiej więc sobie wyobrazić, że sojusz z Syrizą czy Podemosem zawiąże Wiosna czy Razem. Partie komunistyczne mogą realnie wspierać Prawo i Sprawiedliwość tylko w sytuacji realizowania przez naszych rządzących programu skrajnie lewicowego. Czy warto zabiegać o takich sojuszników? Zdecydowanie nie. Ale czy powinniśmy unikać „narażania się” im? Prawdę mówiąc każdy rząd inny niż lewicowy (w Polsce i nie tylko) będzie dla takich podmiotów wrogiem, więc czy chcemy, czy nie, narażamy się eurokomunistom samym faktem posiadania rządu niekomunistycznego, co akurat dobrze o nas świadczy.

 

Totalitaryzm fundamentem komunizmu

Rewolucja, walka klas, równość (osiągana wszelkimi, w tym siłowymi, metodami), dyktatura proletariatu, centralizm demokratyczny, rozkułaczanie, nacjonalizacja… Z komunizmem kojarzy się wiele pojęć charakterystycznych dla systemu totalitarnego. Niemała ich część stanowi wręcz istotę zarówno wcielonego w życie marksizmu, jak i stosującego przemoc państwa totalitarnego.

 

Wyobrażenie sobie komunizmu bez totalitaryzmu wydaje się być niemożliwe. Jak bowiem bez przemocy przeprowadzić rewolucję, jak toczyć walkę klas? Jak bez totalitaryzmu stworzyć nowego, komunistycznego człowieka i jak osiągnąć absolutną równość? Jak wcielać w życie system dyktatury proletariatu czy centralizmu demokratycznego, jeśli nie metodami totalitarnymi? Jak stworzyć własność „wspólną”, jeśli nie przy pomocy grabieży własności prywatnej – nawet jeśli ową kradzież ukryjemy pod pojęciem nacjonalizacji czy upaństwowienia?

 

Odpowiedzi na te pytania dobitnie pokazują, że totalitaryzm to drugie imię komunizmu, a próby realizacji utopijnych ideologii zawsze wymagają rozwiązań siłowych. Jeśli komuś mało przykładów z historii Rosji, Chin, Kambodży czy dziesiątków innych państw, gdzie próbowano budować marksistowski „raj na ziemi”, niech spojrzy na współczesny Zachód. Budowana tam demokratyczna wersja socjalizmu bardzo szybko doprowadziła do ideologicznej cenzury zwanej „polityczną poprawnością”. To także tam, w ponoć najbardziej demokratycznych państwach świata, niewygodne osoby skazuje się często na śmierć społeczną lub odebranie grantów stanowiących źródło koniecznych do życia dochodów.

 

Widać więc wyraźnie, że nowa lewica kroczy totalitarną drogą, jaką – w bolesny dla wielu narodów sposób – przeszła stara, czerwona lewica. I tak z lewicą będzie zawsze, niezależnie od zaklinania rzeczywistości i bajek o „braku totalitarnych metod”. Totalitarna jest bowiem sama komunistyczna ideologia. Totalitarna praktyka jest – owszem – wtórna, ale jest też nieunikniona.

 

Faszystowskie represje

Nikt poważny nie ma wątpliwości, że komunizm jest ideologią do szpiku kości totalitarną, a akceptowanie istnienia takich formacji tylko dlatego, że czyimś zdaniem nie odwołują się do totalitarnych praktyk, to absurd. Fakt ciągłego istnienia „czerwonych” organizacji stanowi dowód na głębokie problemy targające III RP. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie siliłby się na niuanse i absurdalne oddzielanie ideologii od metod, gdyby do grona istniejących w naszym kraju partii i stowarzyszeń zechciała dołączyć Polska Partia Nazistowska czy coś w stylu Narodowo-Socjalistycznego Ruchu Społecznego „Adolf”. W przypadku komunizmu jest inaczej. Rzeczypospolita szuka dziury w całym i robi wszystko, żeby nie zrobić nic. Czy teraz sytuacja ulegnie zmianie? Z pewnością nowelizacja Kodeksu karnego – jeśli zgodzi się na nią Trybunał Konstytucyjny – ułatwi dokonanie tego, co powinno zostać zrobione już wiele lat temu.

 

Zastanówmy się jednak, czy Polsce A.D. 2019 potrzebne jest podnoszenie tematu marginalnych formacji komunistycznych. Wszak bez wątpienia jakakolwiek delegalizacja stworzy w polskim życiu politycznym „męczenników”, osoby „prześladowane” przez „faszystowski” reżim PiS-u. I takiego społecznego odczucia nie złagodzi fakt, że zapewne wszyscy członkowie komunistycznych formacji będą kontynuowali działalność pod szyldem „prawdziwej” albo „radykalnej” lewicy robotniczo-chłopsko-socjalistyczno-ludowej.

 

Oczywiście PiS może próbować niwelować skutki opozycyjnej narracji o represjach politycznych swoim przekazem pokazującym zło ideologii komunistycznej, jednak nawet widzowie mediów sprzyjających rządowi nie zgodzą się z twierdzeniem, że dzisiaj formacje wprost odwołujące się do komunizmu są jakimkolwiek zagrożeniem. Z drugiej strony twardy orzech do zgryzienia miałaby także lewicowo-liberalna opozycja, której najzwyczajniej w świecie nie wypadałoby bronić „czerwonych” (chyba, że i tym razem postępowcy zaskoczą nas swoim – ostatnio mocno eksponowanym – talentem do autokompromitacji).

 

Wydaje się więc, że potencjalna polityczna cena, jaką przyszłoby PiS-owi zapłacić za zdelegalizowanie organizacji komunistycznych, byłaby niewielka. Co więcej, możliwe, że takie działanie przysporzyłoby partii rządzącej sympatyków po prawej stronie – tak mocno zaniedbanej w ostatnich 4 latach rządów Zjednoczonej Prawicy.

 

Ponury cień „czerwonej” przeszłości                                          

Nie żyjemy jako naród w laboratorium. Na naszą politykę, stosunki społeczne, a nawet relacje rodzinne czy prywatne nawyki wpływa wiele elementów – w tym historia Polski. Ta zaś, niestety, przez kilka dekad rozgrywała się w warunkach komunistycznych.

 

„Czerwoni” praktycznie tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości postanowili zniszczyć nasze narodowe marzenia o posiadaniu własnego państwa. „Po trupie pańskiej Polski” chcieli przejść na Zachód i tam wzniecić rewolucję (lub wesprzeć lokalne ruchawki). Nie udało im się to w 1920, więc spróbowali w 39. Na „stałe” usadowili się nad Wisłą po roku 1944.

 

Panoszenie się „czerwonych” we władzach państwa między Odrą a Bugiem w praktyce oznaczało dla tysięcy Polaków śmierć, prześladowanie, konieczność emigracji lub brak możliwości powrotu do kraju po II wojnie światowej. Nadwiślański komunizm to także skrajna bieda i brak perspektyw na ekonomiczne dogonienie najbogatszych państw świata.

 

Na tym jednak trudno zamknąć bilans relacji na linii komunizm-Polska w XX wieku. Wszak „czerwony” reżim (wraz z „brunatnym”) odpowiada za fizyczną eksterminację polskich elit. Zbrodnie sowietów i ich polskojęzycznych pachołków trwały nad Wisłą zarówno w trakcie II wojny światowej, jak i długo po niej.

 

Ponadto komunizm umocnił (a w kilku aspektach – stworzył) w Polakach wiele negatywnych cech, ze skłonnością do „kombinowania” (tzw. radzenia sobie) i oszukiwania własnego państwa na czele. I tak od „upadku komunizmu” mijają dekady, a my, zamiast zbudować od podstaw oparte na uczciwości obywateli i polityków nowe, porządne i normalne państwo, jakoś tam sobie w tej mętnej wodzie postkomunizmu… radzimy. A złe nawyki wsiąkają w kolejne pokolenia.

 

Kościół wobec komunizmu

Analizując zagadnienie komunizmu należy też wspomnieć o stosunku Kościoła do tej ideologii. Wszak to właśnie Kościół jest uprawniony do wydawania ocen moralnych i wskazywania wiernym, w jakie instytucje, partie i stowarzyszenia mogą się angażować, a jakie nie służą, czy wręcz utrudniają osiągnięcie zbawienia.

 

Podejście Kościoła do tego zagadnienia jest wolne od niuansów i niejasności. Kościół od początku potępiał komunizm z powodu materializmu stanowiącego integralną część filozofii marksistowskiej. Ów materializm dialektyczny wyklucza istnienie Pana Boga i ludzkiej duszy. Doktryna wymyślona przez Marksa i Engelsa, a potem rozwijana przez innych „czerwonych” filozofów, stoi w sprzeczności z religią. Zresztą Karol Marks, który w młodości pisał poematy o wydźwięku satanistycznym, stwierdził, że religia to opium ludu (co później Lenin dostosował do warunków rosyjskich nazywając religię gorzałką ludu).

 

Kościół nie mógł także zaakceptować innych elementów ideologii komunistycznej, w tym planów zniszczenia własności prywatnej, co w praktyce oznacza poparcie dla systemowej kradzieży.

 

Stosunek Kościoła do komunizmu znalazł odzwierciedlenie w licznych dokumentach: Pius IX Qui Pluribus, Leon XIII Quod apostolici muneris, Leon XIII Humanum Genus, Pius XI, Quadragesimo anno, Pius XI Caritate Christi, Pius XI Divini Redemptoris, Pius XII Humani Generis, Jan Paweł II Centesimus annus (za: Marcin Jendrzejczak, „Czy komunizm można pogodzić z chrześcijaństwem?”). Papież z Polski skrytykował także teologię wyzwolenia, stanowiącą próbę łączenia marksizmu i chrześcijaństwa.

 

Czy należy zdelegalizować organizacje komunistyczne?

Delegalizacja partii i stowarzyszeń próbujących wcielić w życie założenia komunizmu może wiązać się z koniecznością poniesienia określonej ceny politycznej. Cena ta wydaje się być jednak bardzo niewielka. Wszak zagraniczne formacje skrajnej lewicy nie będą sojusznikami Polski, dopóki nad naszym krajem nie załopocze czerwony sztandar. Z kolei w kraju delegalizacja organizacji komunistycznych wywoła oburzenie mediów liberalnych, jednak potencjalna próba bronienia „czerwonych” do ostatniej kropli krwi byłaby dla centrum i lewicy politycznym samobójstwem. Rządzący nie powinni więc obawiać się działań, szczególnie, że mogą one pozwolić PiS-owi na odzyskanie zaufania części wyraźnie zaniedbanych w ostatnich latach wyborców prawicowych.

 

Zakazanie uprawiania działalności komunistycznej w Polsce miałoby jednak także inny, wyższy wymiar. Komunizm to wszak zbrodnicza ideologia, a jej realizacja wymaga sięgnięcia po krwawe, totalitarne metody, o czym przekonało się kilka pokoleń ludzi różnych ras, narodów i religii.

 

Zlikwidowanie struktur organizacji komunistycznych byłoby więc krokiem w stronę dekomunizacji polskiego życia politycznego. To jednak nie wszystko, gdyż delegalizacja „czerwonych” partii i stowarzyszeń uczyniłaby zadość elementarnemu poczuciu sprawiedliwości oraz zbliżałaby Polskę do urzeczywistniania ideału państwa chrześcijańskiego.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie