Mogło być tak: międzynarodowa korporacja, która „zapewnia miejsca pracy” w Polsce, transferując jednocześnie krociowe zyski do rozmaitych rajów podatkowych, postanowiła odbyć – nazwijmy to – konsultacje z polską stroną rządową, by ta zajęła „przyjaźniejsze biznesowi międzynarodowemu” stanowisko.
Konsultacje początkowo były mocno jednostronne, bowiem strona rządowa nie wiedziała (do czasu), że są rejestrowane. Materiał pozyskany w wyniku nagrań, rzec można, wspomógł szczerość i obopólną dobrą wolę w trakcie rozmów.
Wesprzyj nas już teraz!
By dobrze je zacząć, strona korporacyjna wypuściła tzw. próbny balon, którego najważniejszymi pasażerami byli szef MSW oraz prezes NBP. Wszelako zademonstrowana w ten sposób otwartość na przeprowadzenie konsultacji nie została rychło w czas odczytana przez stronę rządową lub też zinterpretowano ją całkiem opacznie.
Trzeba więc było wspomóc partnera (tj. stronę rządową) w większym otwarciu się na konieczność podjęcia konsultacji. Stąd też usłyszeliśmy m. in. wynurzenia o Polsce wschodniej (minister skarbu) i o tym, co robią Polacy Amerykanom, a także co zamierza zrobić z opozycją partia rządząca za pomocą planowanej komisji śledczej. By dodatkowo skłonić stronę rządową do pozbycia się nieśmiałości, puszczono w „obieg społeczny” pogłoski, że istnieją kolejne nagrania.
Podjęciu pilnych konsultacji na rzecz zajęcia przez stronę rządową „bardziej przyjaznego wobec międzynarodowego biznesu stanowiska” sprzyjała również nieudolność prokuratury i funkcjonariuszy ABW podczas bytności w redakcji tygodnika dysponującego kopiami taśm.
Gdzieś na przełomie lipca i sierpnia strona rządowa zrozumiała wreszcie, że konsultacje rzeczywiście są pilne. Tym bardziej, że w tym czasie ostatecznie rozstrzygnęła się sprawa transferu Donalda Tuska z Warszawy do Brukseli.
Ostateczny wynik tych konsultacji obserwujemy w tych dniach. Ot, drobna obsuwa czasowa w publikacji pewnej ustawy i zawieruszenie się pewnego raportu.
Tak być mogło. A jak jest? Oto na przykład, pracownikom naukowym Instytutu Zachodniego w Poznaniu zmniejszono właśnie pensje o połowę. Profesor zarabia tam tysiąc sześćset złotych brutto. A w tym samym czasie cała Polska szuka zagubionych ponad trzech miliardów złotych.
Grzegorz Kucharczyk