30 maja 2017

Pierwsza zagraniczna podróż Trumpa. Praca nad wizerunkiem czy biznes i geopolityka?

(fot REUTERS/Jonathan Ernst/FORUM)

Dobiegła końca pierwsza zagraniczna podróż Donalda Trumpa. Podczas niej prezydent Stanów Zjednoczonych odwiedził główne miejsca trzech światowych religii: islamu, judaizmu i chrześcijaństwa. Potwierdził tym samym niebagatelną rolę wiary we współczesnym świecie. Jednak podróż amerykańskiego prezydenta trudno nazwać pielgrzymką czy wyprawą turystyczną. Służyła ona poprawie wizerunku. A także konkretnym celom biznesowym i geopolitycznym.


W pierwszej kolejności, 20 i 21 maja, Donald Trump przebywał w Arabii Saudyjskiej, miejscu kluczowym dla sunnickiego islamu. W wygłoszonym w Arabii Saudyjskiej przemówieniu Donald Trump starał się uwypuklić rozróżnienie między islamem, a terroryzmem. Temu posłużyło ustanowienie „Globalnego Centrum Zwalczania Ekstremizmu”. Nieprzypadkowo powstało ono w Arabii Saudyjskiej, sercu islamskiego świata.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Amerykański prezydent zwrócił uwagę, że to wyznawcy mahometanizmu są najczęstszymi ofiarami zamachów. „Niektórzy szacują, że ponad 95 procent ofiar terroryzmu samych jest muzułmanami”, powiedział. Podkreślił, że obecny globalny konflikt „to nie bitwa różnych wiar, sekt czy różnych cywilizacji”. Prezydent supermocarstwa pozytywnie wspomniał także o historycznych osiągnięciach wyznawców islamu. To niewątpliwie odejście od bliskiej Samuelowi Huntingtonowi ale i George’owi Bushowi wizji „zderzenia cywilizacji”.

 

Widać więc znaczącą zmianę retoryki Donalda Trumpa. Wszak podczas kampanii prezydenckiej wielokrotnie krytykował on religię muzułmanów. W ubiegłym roku stwierdził, że „islam nas nienawidzi”. Postulował też tymczasowy zakaz wstępu jego wyznawców do Stanów Zjednoczonych. Ponadto w rozmowie z „Fox&Friends” w lutym 2016 roku stwierdził, że to Saudowie odpowiadają za atak na World Trade Center. 13 czerwca, na Twitterze, oskarżył Fundację Clintonów o przyjmowanie pieniędzy od krajów, takich jak Arabia Saudyjska. Krajów „chcących zniewolić kobiety i zabijać gejów”.

 

Skąd wynika więc ta nagła wolta? Przede wszystkim z faktu objęcia urzędu prezydenta. Niewątpliwie głowa państwa nie może sobie pozwolić na tyle, co prywatny człowiek czy „zwykły” polityk. Musi dobierać słowa o wiele ostrożniej. Nie znaczy to, że zmienia poglądy.

 

Umizgi do Arabii Saudyjskiej wynikają też z przyczyn biznesowych. O ile nie przede wszystkim z nich. Donald Trump z saudyjskim krajem lukratywny kontrakt. Jak podaje portal Defense 24, jego wartość to 350 miliardów dolarów. Obejmuje współpracę przy wydobyciu ropy naftowej (50 miliardów dolarów), a także dozbrojeniu islamskiego kraju (110 miliardów USD).  

 

Zadowolenie „CAIRU”, niepokój neokonserwatystów

Złagodzenie tonu wobec islamu doceniła „Rada Stosunków Amerykańsko-Islamskich” (cair.com). W swoim oświadczeniu doceniła uznanie islamu za jedną z „wielkich religii świata”. Wyraziła także uznanie z powodu rezygnacji z terminu „radykalny islamski terroryzm”, który Donald Trump zastąpił określeniem „islamizm”. Uznano je za mniej obraźliwe wobec muzułmanów, lecz nadal niedoskonałe i sprzyjające nieporozumieniom.

 

W oświadczeniu amerykańskich muzułmanów czytamy, że przemówienie w Arabii Saudyjskiej nie wystarczy do zrehabilitowania się za lata „antyislamskiego animuszu”. Wezwano także do przedsięwzięcia konkretnych środków służących poprawie relacji z islamem.

 

Zwolennicy „jastrzębiej” polityki zagranicznej USA wyrażają krańcowo odmienny pogląd. Andrew C. Mccarthy na łamach „National Review” skrytykował Donalda Trumpa za nadmierną ugodowość wobec islamu. „Główną fikcją prezydenckiego przemówienia w Arabii Saudyjskiej było twierdzenie, że dzielmy wspólne wartości ze społeczeństwem szariatu”, napisał.

 

Ów brak wspólnych wartości pokazuje sama podróż. Celem prezydenta USA było przybycie do najważniejszych miejsc światowych religii. Dlatego też modlił się przed ścianą płaczu, odwiedził również Watykan, gdzie spotkał się z papieżem.

Owszem, przybył też do Arabii Saudyjskiej. Na tym jednak koniec. Donald Trump nie mógł wejść do dwóch najważniejszych miast islamu: Mekki i Medyny. Dlaczego? Ponieważ, jak zauważa publicysta „National Review”, prezydent nie jest muzułmaninem i zgodnie z Koranem i jego dominującą interpretacją nie ma tam prawa wstępu.

 

Krytyka Iranu

Jednak nie wszyscy muzułmanie mogą się czuć usatysfakcjonowani słowami amerykańskiego prezydenta. Nie chodzi tu tylko o terrorystów. Obiektem zmasowanej krytyki stał się Iran. Donald Trump kreślił go jako „państwo despotyczne” i wezwał do zmiany rządów. Jak zauważa „The Independent” zakrawa to na paradoks, gdyż dwa dni wcześniej w Iranie doszło do wyborów prezydenckich uznanych powszechnie za prawidłowo przeprowadzone. Tymczasem monarchia Saudów jest odległa zarówno od demokracji jak i zachodnich standardów tzw. praw człowieka.

 

Wolność sumienia de facto w tym kraju nie istnieje. Jak zauważa zajmująca się pomocą prześladowanym chrześcijanom organizacja Open Doors, Arabia Saudyjska to jedyny kraj, gdzie nie istnieje żaden budynek kościelny. W rankingu krajów prześladujących chrześcijan stworzonym przez tę organizację, monarchia Saudów plasuje się na 14. miejscu. Zarówno jednak retoryka, jak i decyzja o dozbrojeniu Arabii Saudyjskiej nie pozostawia złudzeń odnośnie „sympatii” Donalda Trumpa.  

 

Sojusz z Izraelem

Niemniej istotnym punktem podróży Donalda Trumpa okazała się Palestyna i tym bardziej Izrael. Fakt włączenia go w program pierwszej podróży zagranicznej mówi sam za siebie. Nic takiego nie nastąpiło choćby za dwóch kadencji Baracka Obamy. 

 

Niemniej istotne jest udanie się prezydenta pod Ścianę Płaczu. Donald Trump uczynił to jako pierwszy amerykański prezydent. Dodajmy do tego oddanie hołdu hołd ofiarom Holocaustu w Muzeum Yad Vashem.

 

Z pewnością po tej wizycie administracji Donalda Trumpa trudno będzie przylepić łatkę antysemityzmu. Co jednak ważniejsze, podczas spotkania z prezydentem Izraela Reuwenem Riwlinem, amerykański prezydent podkreślił konieczność niedopuszczenia do wejścia w posiadanie broni nuklearnej przez Iran. Oskarżył ten kraj o wspieranie terroryzmu.

 

To wszystko wskazuje, jaka będzie linia polityki zagranicznej Donalda Trumpa: proizraelska i antyirańska. Podczas kampanii wyborczej obecny prezydent wielokrotnie krytykował nadmierne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w politykę międzynarodową. „America First” – „Najpierw Ameryka” – pod tym hasłem zwyciężył w wyborach. Podróż na Bliski Wschód pokazuje jednak, że Stany Zjednoczone nie zamierzają powrócić do izolacjonizmu. Pod pewnymi względami, takimi jak wsparcie dla Izraela, biznesmen idzie  wręcz w ślady neokonserwatysty George’a W. Busha.

 

Z papieżem o tym co łączy

Kolejnym przystankiem Donalda Trumpa był Watykan. Środowe spotkanie trwało pół godziny. Przed jego rozpoczęciem media przywoływały słowa papieża, jakoby osoba pragnąca budować mury nie mogła nazywać się chrześcijaninem. Miały one stanowić aluzję do planów Republikanina odnośnie budowy muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Donald Trump zareagował wówczas bardzo ostro. Określił wypowiedź papieską mianem „niegodziwej”.

 

Na środowej audiencji nie wracano jednak do tego. Obydwie strony starały się raczej podkreślać to, co łączy. A więc obronę wolności sumienia, prawa do życia, a także praw chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Co jednak z kwestiami dzielącymi polityka i Biskupa Rzymu? A więc z poglądami w kwestiach imigracji i ochrony środowiska? Wydaje się, że spory w tej kwestii zostały odłożone ad calendas Graecas.

 

Na pieńku z Europą Zachodnią?

Choć Donald Trump otrzymał od papieża kopię proekologicznej encykliki „Laudato Si”, to nie został najwyraźniej przekonany o potrzebie ostrej walki ze zmianami klimatycznymi. Świadczą o tym komentarze po trwającym od 26 do 27 maja szczycie G7 na Sycylii. Kanclerz Niemiec Angela Merkel w swej sobotniej wypowiedzi nie ukrywała niezadowolenia. Mówiła o sytuacji „sześciu przeciwko jednemu”. Chodzi tu o Porozumienie Paryskie z 2015 roku, wymagające znaczącej redukcji emisji CO2 w celu ograniczenia tzw. globalnego ocieplenia. Sceptycyzm wobec tezy o ludzkości jako winowajcy tego zjawiska to stały punkt poglądów Donalda Trumpa. Na razie nie wiadomo jednak czy Stany Zjednoczone zdecydują się wycofać z porozumienia. Jak napisał prezydent w sobotę na „Twitterze” „ostateczną decyzję w sprawie Porozumienia Paryskiego podejmę w przyszłym tygodniu”.

 

Podczas kampanii wyborczej Donald Trump zraził do siebie wielu. Teraz jego wizerunek został częściowo poprawiony. Przepoczwarzenie się z „nacjonalisty”, „islamofoba”, a kto wie, może i „antysemity”, w zwiastuna dobrej nowiny pokoju i dobrobytu, to prawdziwy majstersztyk.

 

Oczywiście nie wszyscy będą zadowoleni. Wypowiedzi w Arabii Saudyjskiej i Izraelu z pewnością nie poprawią stosunków z Iranem. Oprócz konfliktu z Iranem rysuje się także niezgoda z bogatymi krajami Zachodu, głównie na tle ochrony środowiska. A także w kwestii wywiązywania się ze zobowiązań wobec NATO. Podczas pobytu na szczycie Sojuszu w Brukseli Donald Trump przypomniał, że 23 z 28 krajów nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań.    

 

Podróż zagraniczna nie wywarła znaczącego wpływu na aprobatę wobec Trumpa w kraju. Wyniki poparcia dla amerykańskiego prezydenta w sondażach były niemal identyczne w dniu rozpoczęcia podróży, jej trwania i zakończenia. A więc dosyć kiepskie. O ile pod koniec stycznia, a więc wkrótce po objęciu urzędu odsetek oceniających Donalda Trumpa pozytywnie był niemal identyczny, co jego krytyków, o tyle obecnie, jak podaje Real Clear Politics „chwali” go 54,2 procent Amerykanów, a krytykuje 54,2 procent. Wydaje się, że na tym właśnie będzie musiał skupić się nowy prezydent USA.

 

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie