18 grudnia 2017

„Pierwsza gwiazdka”. Przyjemny apokryfik z perspektywy osiołka

(Źródło: youtube.com / Coming Soon)

„Wszelkie ptaki powietrzne, błogosławcie Pana ­­– chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! Zwierzęta dzikie i trzody, błogosławcie Pana – chwalcie i wywyższajcie Go na wieki!” – woła prorok Daniel. Odpowiedziały więc na prorocki zew ruszając z kopyta do Betlejem, gdzie bydlęta klękają. W tym roku w czas bożonarodzeniowy możemy świętować w kinach, o dziwo, narodzenie Jezusa, nie będąc skazanymi wyłącznie na durne świeckie holiday movies spod znaku czerwonej czapeczki z pomponikiem.

 

Wszystko zaczęło się dziewięć miesięcy przed naszą erą. W sennym, zapyziałym Nazarecie, w którym nic się nie działo co najmniej od powrotu z niewoli babilońskiej (bo przecież, wedle powszechnej podówczas opinii, cóż może być dobrego z Nazaretu?), zaszły dwa wydarzenia skrajnie nieporównanej wagi, których splot jednakowoż stanowi kanwę niniejszej opowieści. Nieznanej nikomu prostej dziewczynie anioł Boży zwiastował dobrą nowinę, a w sercu nieznanego nikomu osiołka dojrzała decyzja o wyrwaniu się z kieratu codzienności, aby wreszcie spełnić największe pragnienie: przewodniczenia królewskiej karawanie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tak rozpoczyna się film zatytułowany „Pierwsza gwiazdka”, który właśnie – w pełnej zgodności z kalendarzem liturgicznym – zagościł na ekranach polskich kin. To historia osiołka, gołębia i owieczki oraz trzech wielbłądów, dwóch psów i jednego szczuroskoczka (z epizodycznym udziałem krowy i kobyły), które w mniejszym lub większym stopniu zelektryzowało pojawienie się nowej gwiazdy na wchodzie. Tej samej, która wszystkie stworzenia duże i małe prowadziła do Betlejem, gdzie „narodził się Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 11).

 

Ortodoksja nie doznała uszczerbku

 

Twórcy filmu zapewniają, że przedstawili historię znaną od dwóch tysięcy lat z zupełnie nowego punktu widzenia – mianowicie z perspektywy zwierząt. Trochę na wyrost ta autoreklama – zwierzęta bowiem od dwóch tysięcy lat (no, bez mała) stanowią istotny element chrześcijańskiej narracji (i to nierzadko w wydaniu mocno zantropomorfizowanym, pełniąc przy tym funkcję stricte nauczycielską). Wspomnijmy tylko kruka, który przynosił świętemu Pawłowi Pustelnikowi chleb z nieba; lwa, któremu święty Hieronim wyciągnął cierń z łapy, a ten w zamian podjął się obowiązków pasterskich; wilka „nawróconego” przez świętego Franciszka; jelenia niosącego w porożu krzyż ku nawróceniu świętego Huberta; muła, który przyklęknął przed Hostią w dłoniach świętego Antoniego, czy wreszcie oślicę, której Pan na chwilę udzielił daru mowy, by otworzyła oczy błądzącego proroka. To tylko garść przykładów zaczerpniętych ot tak, z brzegu. Odpowiedzi na pytanie o zwierzęce naświetlenie wydarzeń bożonarodzeniowych nieco trudniej udzielić ad hoc, z rękawa, niemniej jednak, gdyby tak pogrzebać w apokryfach, z całą pewnością znalazłoby się coś w ten deseń…

 

 „Pierwsza gwiazdka” znakomicie mieści się w formule apokryfu, a już zdecydowanie – świątobliwej legendy, jakich w przeciągu ostatnich dwóch tysiącleci naprodukowała chrześcijańska wyobraźnia co niemiara. I podobnie jak one nie przekracza granic chrześcijańskiej ortodoksji. To po prostu bardzo przyjemny filmik dla młodszych dzieci opowiadający w sposób uproszczony (siłą rzeczy, skoro ma przemówić do trzy-, cztero- czy pięciolatka), acz bynajmniej nie wykrzywiony, historię narodzenia Jezusa Chrystusa. A zwierzątka – w klasyczny, od świtu sztuki opowiadania stosowany sposób uczłowieczone – tylko w tym pomagają dostarczając wyrazistych postaw, dowcipnych (fakt, że niekiedy przyciężko) gagów, ba, nawet dreszczyka emocji. Historia Bożego Narodzenia zaś nic na tym nie traci, wręcz przeciwnie – jej przekaz zyskuje na świeżości oraz atrakcyjności dla najmłodszego pokolenia.

 

Oczywiście istnieje możliwość (dla kogoś być może wręcz pokusa) interpretacji, jakoby zwierzęta wywarły bezpośredni wpływ na bieg opisanych w Biblii wydarzeń, bez którego mogły się one potoczyć zupełnie inaczej, ale w takiej sytuacji dopatrywałbym się raczej złych intencji ze strony widza.  Gdyby jednak tego typu kwestia u kogoś faktycznie wypłynęła, od czego są rodzice, którzy po wspólnym obejrzeniu filmu w miłej a pouczającej rozmowie wyprostują ewentualny proherezyjny kurs myślenia (jeśli takowy faktycznie zakiełkuje w głowach ich pociech). I tu dotykamy poczesnej wartości płynącej z dzieła katolickiego reżysera i animatora Timothy’ego Reckarta – zachęca ono do rozmowy na ważki temat, jakim jest istota Bożego Narodzenia i jego miejsce w dzisiejszym zateizowanym świecie. Dzieci z pewnością skłoni do zadania licznych pytań, a rodzicom dostarczy świetnego materiału katechetycznego. Ileż tu bowiem można poruszyć ciekawych tematów: przyjaźni, wierności, posłuszeństwa woli Bożej, czułej opieki Matki Najświętszej, do której lgnie każdy, kto tylko Ją pozna, miłości nieprzyjaciół, możliwości nawrócenia największego nawet łotra i łobuza pod wpływem chrześcijańskiego miłosierdzia…

 

W tym właśnie aspekcie osobiście upatruję największy plus „Pierwszej gwiazdki” – że jest to film zdecydowanie rodzinny, do wspólnego oglądania i podobnie gremialnego dyskutowania. Nie należy jednak bynajmniej rozumieć przez to obowiązującego dziś w Hollywood trendu do kierowania animacji ku jak najszerszej widowni, co ostatecznie sprowadza się do przemycania „dorosłej” tematyki i dwuznacznych, coraz częściej ocierających się o zwykłą wulgarność aluzji. Tego tu nie ma – „Pierwsza gwiazdka” to film całkowicie dla dzieci, co z kolei wcale nie znaczy, że rodzice zaoglądanych pociech powinni czas projekcji wykorzystać na ucięcie sobie odprężającej drzemki – perspektywa jakże nęcąca w czas okołoświątecznego zabiegania – bo przegapią wyśmienitą okazję wychowawczą.

 

Film rodzinny i misyjny, a może wręcz misjonarski

 

Na koniec warto zatrzymać się nad jeszcze jednym aspektem dzieła Tima Reckarta, który zresztą on sam mocno podkreśla. Wielka siła jego filmu polega właśnie na tym, że na pierwszy rzut oka jest to jedna z wielu animal stories, lubianych i pożądanych przez szeroką widownię. Dzięki temu może odegrać istotną rolę ewangelizacyjną w aspekcie misjonarskim. Opowieść o przygodach osiołka-marzyciela, gołębia-wiernego druha i owieczki-indywidualistki oraz kilku innych drugoplanowych przedstawicieli królestwa zwierząt jednakowo oddziała na wierzących i niewierzących. A u tych ostatnich może nie wywołać natychmiastowego odruchu odrzucenia, lecz przeciwnie chęć zobaczenia czegoś miłego, co w dzisiejszym świecie staje się towarem coraz bardziej deficytowym. Nie trzeba być katolikiem, ani w ogóle chrześcijaninem jakiejkolwiek denominacji, nie trzeba wcale znać biblijnej historii czy nawet wiedzieć czegokolwiek o Jezusie, aby się zachwycić samą opowieścią i dzięki temu – niejako bezinwazyjnie – dostrzec za plecami zwierzęcych bohaterów jej głębszą treść. A może nawet – kto wie? – z wielkim zdziwieniem odkryć, że w tym całym X-masie nie chodzi wcale o założenie sobie na głowę cudacznych rogów, latanie po sklepach i prezentomanię, a najważniejszą postacią tego eventu nie jest wcale przerośnięty krasnal w czerwonym płaszczu z krzywo doczepioną tandetną brodą…

 

Jerzy Wolak

           

„Pierwsza gwiazdka” (The Star); scenariusz: Carlos Kotkin; reżyseria: Timothy Reckart, USA 2017; 86 minut; polski dubbing.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie