23 grudnia 2013

Partyzancki hołd dla Bożej Dzieciny

Była kapusta z grochem, kluski z makiem, pierogi z grzybami i oczywiście ryba. Żołnierze spowiadali się, łamali się opłatkiem, modlili. Dla przemarzniętych wartowników znalazł się nawet łyk bimbru – tak Wigilię wspomina żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych. Oto jak mógłby wyglądać wywiad z partyzantem Brygady Świętokrzyskiej.


 

Wesprzyj nas już teraz!

Porozmawiajmy o Wigilii i Świętach Bożego Narodzenia w Brygadzie Świętokrzyskiej…


– …piękny czas, to były chwile pełne wzruszających przeżyć.

 

Kiedy rozpoczęliście przygotowania do Wigilii?


– Dokładnie nie pamiętam, ale już na kilka dni przed Świętami. Ja służyłem w kompanii „Żbika”. Pamiętam, że otrzymaliśmy awanse i odznaczenia. W rozkazach dziennych było pełno pochwał i uznania dla wszystkich, którzy swą postawą w walce zasłużyli na te wyróżnienia. Również i najmłodsi – „Grażyna”, „Lech”, „Lolek”, „Borowina”, „Junak”, „Dziur” i ja – awansowaliśmy do stopnia starszego szeregowego. Wnioski o przyznanie Krzyża Walecznych zostały skierowane do dowódcy Brygady, płk „Bohuna”.

 

To były przygotowania?


– Oczywiście! To budowało ten radosny nastrój oczekiwania. Nie przygotowywaliśmy przecież potraw wigilijnych. 21 grudnia Brygada zajęła Maciejów Nowy, Książ Wielki, Giebułtów, Święcice Wielkie i Boczkowice. Miechów był tylko o 16 kilometrów, a w pobliżu stacja kolejowa Kalina. Nie był to rejon bezpieczny do kwaterowania, ale wsie zamożne i schludne. Wysunięto liczne ubezpieczenia.

 

Byli z wami księża?


– Byli. Mieliśmy kapelana, ale w wigilię Bożego Narodzenia spowiadali nas też inni kapłani. Nas i ludność cywilną u której kwaterowaliśmy. Księża, przyznam, różnie podchodzili do spraw naszego sumienia. Byliśmy partyzantami, wielu z nas spowiadało się z wykonanych wyroków na wrogach, zdrajcach, donosicielach, szpiclach czy konfidentach.

 

Jedni kapłani wychodzili z założenia, że Bóg dał życie człowiekowi i tylko Bóg może je zabrać. Spowiadający się nie otrzymywali od nich rozgrzeszenia. Drudzy – że wyrok śmierci wykonano na czyjś rozkaz i spowiadający się wolny był od grzechu. Wówczas partyzant rozgrzeszenie otrzymywał, bo przecież gdyby wyroku nie wykonał, śmierć mogła grozić jemu. Jeszcze inni duchowni mówili, że śmierć zadana wrogowi w czasie wojny nie powinna być porównywana do zabójstwa w czasie pokoju.

 

A jak było z wieczerzą wigilijną?


– Tego wieczoru pełniłem wartę. Cieszyłem się na myśl, że potem pójdę do ciepłej chałupy, siądę przy wigilijnym stole. Cieszyła mnie też myśl o smakołykach przygotowanych przez kobiety wiejskie, pamiętam przykre ssanie w żołądku. Dzień wigilijny, oczywiście starym, polskim zwyczajem uczciwie przepościliśmy i tym bardziej wszyscy oczekiwali Wieczerzy.

 

Ale nie od razu zasiadł Pan do stołu wigilijnego. Mówił Pan jeszcze o tej warcie…


– A, pewnie! Stałem na warcie, choć muszę przyznać, że tego dnia błądziłem trochę myślami. Szybowałem do domu rodzinnego. Co też porabiają moi najbliżsi? Z pewnością łamią się opłatkiem, wspominają mnie z troską. Czy prędko wrócę do domu?

 

Nagle myśli prysły – oto stoję na warcie, pilnując przed wrogiem kolegów. Zdążyłem już przemarznąć, bo mróz wzmagał się gwałtownie. Czas przedłużał się w nieskończoność. Zdawałem sobie sprawę, że stoję za kogoś, kto nie przyszedł się zmienić. Dopiero po trzech godzinach nadeszła zmiana warty.

 

Złościł się Pan na tego, który nie przyszedł Pana zmienić?


– Kiedy tak stałem, to trochę byłem zły. Ale kiedy siadłem już przy stole, złość minęła, a troskliwe gospodynie zajęły się mną, podsuwając miskę gorącej kapusty z grochem, pierogi z grzybami, kluski z makiem, racuchy na oleju i smażoną rybę. Podzieliłem się opłatkiem ze „Żbikiem” i kolegami.

 

Plutonowy „Szach” dowiedziawszy się, że trzy godziny stałem w trzaskającym mrozie, powiedział: – Poczekaj, zaraz coś ci przyniosę na przeziębienie – i przyniósł szklankę wspaniałego bimbru zaprawionego miodem. – Masz, wypij. To ci dobrze zrobi. Istotnie, „lekarstwo” „Szacha” było wyśmienite. Niestety, nazajutrz zachorowałem na ostre zapalenie oczu. Mróz, który podczas warty wyciskał łzy, spowodował stan zapalny i ropienie spojówek. Ale niespecjalnie zepsuło to mój nastrój: okres świąteczny minął przyjemnie, choć – niestety – szybko.

 

A pasterkę mieliście?


– O, tak. Na zbudowanym ołtarzu leżała Dziecina Boża. Przed oczami żołnierzy odbywało się misterium Narodzenia Pana. Wsłuchani w słowa kapłana nie czuliśmy nawet specjalnie zimna. Moje myśli – i wydaje mi się, że także myśli moich kolegów – przeniosły się do rodzinnych domów, do matek, ojców, sióstr i braci. Czy oni, w tę Noc Narodzenia odczuwali to samo, co odczuwał bezdomny partyzant?

 

 

Opracował: Krzysztof Gędłek

 

Wypowiedzi partyzanta Brygady Świętokrzyskiej powstały na podstawie wspomnień jej żołnierzy, Jerzego Jaksy-Maderskiego, oraz Roberta Ćwikły zamieszczonych w książce J. Jaxy- Maderskiego „Na dwa fronty. Brygada Świętokrzyska NSZ przeciwko Niemcom, Sowietom i komunistom”.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie