23 marca 2012

Chińskie metody demoliberałów

(fot. ilco / sxc.hu)

Dane na nasz temat, zbierane przez rozmaite firmy, mogą zostać wykorzystane w dobrym celu – np. do stworzenia oferty dostosowanej do indywidualnych potrzeb użytkownika. Należy jednak pamiętać o zagrożeniach, jakie mogą wyniknąć w przypadku dostania się takich danych w niepowołane ręce, np. funkcjonariuszy jakiegoś rządu, mającego totalitarne zakusy – dążącego do pełnej kontroli obywateli swego państwa.

 

Początki internetu sięgają lat 60 XX wieku, gdy amerykańska RAND Corporation podjęła prace nad możliwościami dowodzenia w sytuacji wojny atomowej. Chodziło o możliwość kontynuowania wydawania rozkazów w sytuacji, w której centra dowodzenia zostałyby zniszczone przez atak Sowietów. Internet – sieć pozbawiona jakiegokolwiek wrażliwego centrum jest właśnie dzieckiem tych badań. Ze swej natury jest też solą w oku wszystkich rządów przejawiających totalitarne zapędy (przykład Chin jest tu powszechnie znany). Pozwala bowiem na błyskawiczny dostęp do wszelkich niepożądanych (przez władzę) treści. Co więcej – pozwala każdemu na publikowanie swoich opinii, także na niewygodne tematy. Ostre pióro jest tu ważniejsze niż pieniądze koncernów prasowych czy rządowa koncesja.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pomimo przejściowego ucichnięcia szumu wokół ACTA (zajmuje się nią Trybunał Sprawiedliwości UE) kwestia zagrożeń dla wolności w internecie jest ciągle aktualna. Jednym z nich jest nowa polityka prywatności wprowadzona przez sieciowego potentata – Google. Kwestie privacy policy są bardzo istotne, gdyż zależy od nich m.in. zakres danych osobowych pozyskiwanych przez firmę, a także sposób, w jaki je wykorzystuje i przetwarza. Dotychczas w Google obowiązywały odrębne zasady polityki prywatności do każdej z usług dostarczanych przez firmę. Jednak obecnie większość z nich została ujednolicona. Jak powiedział Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, dr Wojciech Rafał Wiewiórowski, dla użytkownika serwisów tej firmy oznacza to, że dane, które zamieszcza np. na portalu społecznościowym Google+ będą zestawiane z informacjami wyszukiwanymi za pomocą wyszukiwarki Google i wymienianymi przez pocztę elektroniczną Gmail. Nowa polityka prywatności nie dotyczy więc osób, które wyłącznie używają Google jako wyszukiwarki. Oczywiście – dane zbierane przez firmy mogą być wykorzystane w dobrym celu – np. do stworzenia reklamy dostosowanej do indywidualnych potrzeb użytkownika. Należy jednak także pamiętać o zagrożeniach, jakie mogą wyniknąć w przypadku dostania się danych w niepowołane ręce, np. jakiegoś pragnącego kontrolować obywateli rządu.

 

Takim rządem może być ekipa Donalda Tuska, przygotowująca właśnie nowelizację ustawy o prawie telekomunikacyjnym. Oficjalnie jedynym celem tej nowelizacji ma być ochrona praw klientów firm sprzedających dostęp do internetu. Tymczasem, w przypadku zmodyfikowania ustawy, firmy te zostaną zobligowane do przechowywania (przez 12 miesięcy) szczegółowych informacji o stronach, które odwiedzali ich klienci. Oficjalnie, ma to pozwolić im odpowiednio reagować na reklamacje konsumentów skarżących się na zbyt niską prędkość internetu. O ile dotychczas usługodawcy podawali zazwyczaj prędkość maksymalną (w praktyce rzadko osiąganą), o tyle po nowelizacji będą zmuszeni podawać prędkość gwarantowaną i ściśle jej przestrzegać. Dzięki archiwizowaniu danych klienta, dostawcy internetu będą mogli sprawdzić dokładnie, z czego wynikał spadek prędkości w konkretnym momencie.

 

W istocie, podawanie rzadko osiągalnej prędkości „do” jest typową marketingową manipulacją. Jeśli jednak ochrona praw konsumentów miałaby być jedynym celem zmiany prawa, to dlaczego nie pozwolić klientom decydować o tym, czy wolą zbieranie danych o ich posunięciach w sieci, czy ryzyko niższej prędkości internetu? Jak łatwo stwierdzić, sytuacja klientów, którzy nie życzą sobie inwigilacji w wyniku nowego ustawodawstwa się pogorszy. Staną przed wyborem – albo zgoda na gromadzenie prywatnych często danych przez sprzedawców internetu, albo odcięcie od sieci. W sytuacji, gdy internet jest coraz częściej podstawowym źródłem informacji oraz narzędziem nauki i pracy, ta druga opcja wiąże się jednak ze znacznymi utrudnieniami. Co więcej, trudno wierzyć w czyste intencje państwa, zważywszy na fakt, że dostęp do przechowywanych przez firmy danych mają mieć na życzenie także organy bezpieczeństwa, takie jak policja. Niewątpliwie ułatwi to zbieranie informacji o rzeczywistych lub domniemanych przeciwnikach politycznych. Mogą to być informacje nie tylko o ich poglądach, ale także chorobach czy słabościach, które posłużą później za tzw. „haki”…

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

źródła: Benchmark.pl edgp.gazetaprawna.pl wprost.pl wirtualnemedia.pl

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie