2 listopada 2012

Rosjanie, Niemcy, nie tłuczcie nam serwantek!

(Fot. Ł. Korzeniowski)

„Mamy zgodzić się na to, by Polska była korytarzem, po którym nasi sąsiedzi będą chodzić, kiedy tylko chcą” – tak politykę Donalda Tuska ocenia w rozmowie z PCh24.pl prof. Andrzej Nowak, historyk, rosjoznawca, redaktor naczelnym dwumiesięcznika „Arcana”.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

W swojej najnowszej książce pt. „Strachy i Lachy” pisze Pan, że nasilenie procesu niszczenia polskości przez środowiska lewicowo-liberalno-postkomunistyczne uległo wzmocnieniu po katastrofie smoleńskiej. Wszyscy pamiętamy dzicz sikającą na znicze, paradowanie z krzyżem z puszek, prześladowanie modlących się pod Pałacem Prezydenckim i okrzyki: „jeszcze jeden” – co chwaliło wiele mediów oraz sam premier Tusk. Przez ponad dwa lata trwa festiwal kłamstw i manipulacji dotyczących katastrofy, którym poddawane jest polskie społeczeństwo. Jak mocno dotknęło to naszą wspólnotę?

 

– Po 10 kwietnia 2010 roku mamy do czynienia z szyderstwami nie tylko z prezydenta żyjącego, ale i z ludzi którzy zginęli, z samej idei niepodległości, którą reprezentowała misja upamiętnienia 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Przecież oni polecieli tam nie pod nahajką prezydenta Kaczyńskiego, tylko dobrowolnie, wielu z nich nawet w przekonaniu, że to jest najważniejsza podróż ich życia. Robili to także posłowie PO, którzy zgłaszali się na ochotnika, nikt ich nie zmuszał. Dzisiaj o tym zupełnie zapomniano, tak jakby to była jakaś przymusowa impreza, zorganizowana przez złowrogiego prezydenta. Zapomniano, że chodzi o upamiętnienie niezwykle ważnego momentu, pokazującego upór Polaków w trwaniu przy idei niepodległości. Zaczęto nam wmawiać, że możemy się spokojnie urządzić po 10 kwietnia, że możemy normalnie żyć ze świadomością, że zginęła duża część elity politycznej ze wszystkich partii. I jeszcze zewsząd słyszymy, że „państwo zdało egzamin” i „Polacy nic się nie stało”. Jest to po prostu manifestacyjny akt wyrzeczenia się niepodległości.

 

Część ludzi nie lubi Polski, gdyż traktuje swoje interesy jako sprzeczne z jej dobrem. Z nimi się nie porozumiemy, gdyż oni w imię własnych interesów, świadomie przyjętej ideologii, nienawidzą „tego kraju” i jego tradycji – ale oni stanowią tylko niewielką część narodu. Wielu z nich jednak stara się organizować wyobraźnię większości Polaków przy pomocy mediów i narzucić język nienawiści do Polski. Groteskowy film Władysława Pasikowskiego „Pokłosie” poświęcony Jedwabnemu, jest takim właśnie przykładem patologicznej nienawiści do ojczyzny.

 

W mediach wciąż powtarzany jest apel: skończmy z mówieniem o Smoleńsku, już dosyć, wszystko zostało przecież wyjaśnione. Jak mantrę powtarza się rosyjskie kłamstwa i atakuje walczących o prawdę. Robi się wszystko, by obrzydzić tę tragedię Polakom, pomimo tego, że wciąż pojawiają się kolejne, dotyczące jej wstrząsające fakty.

 

Jeśli „mamy w nosie”, przepraszam za takie kolokwialne określenie, to co się naprawdę stało w Smoleńsku z elitą polityczną państwa polskiego albo nawet jedynie z 96 obywatelami naszego państwa, tak wyraźnie lekceważymy ostentacyjną postawę strony rosyjskiej pokazującej nam, że nie tylko nie chce wyjaśnienia okoliczności tej katastrofy, ale robi wszystko by je zamazać (umyty wrak, jego nie oddanie, wybijanie szyb itd.) i za każdym razem słyszymy: „nic się nie stało”, to jest to zachęta do tego, by powtarzać taką sytuację, jeśli tylko ktoś będzie w Polsce przeszkadzał jej sąsiadom. Nawet jeśli teraz nie było zamachu, to skoro Polacy lekceważą samą możliwość jego dokonania, a w każdym razie oczywistego poniżenia swojej elity, zgnojenia jej w błocie smoleńskim przez obce państwo, to znaczy, że można znowu upokarzać następną polską elitę. Można zrobić to z Tuskiem, czy z kimkolwiek innym, jeśli tylko ten ktoś się wychyli, okaże się niewygodny dla czyichś interesów. I ta lekcja potwornego, niszczącego elementarną godność tchórzostwa, jest fundamentem socjotechniki w Polsce po 10 kwietnia 2010 roku.

 

Przekaz jest następujący: nie wychylajcie się, nie upominajcie się, bo alternatywą jest właśnie to, co widzicie na obrazkach ze Smoleńska, leżące w błocie obszarpane ciała. Jedyne co możecie robić, to odwrócić od tego wzrok, udawać, że nic się nie stało i zająć się grillowaniem w swoich ogródkach. To nam wolno, nikt nam nie przeszkadza, nikt nam do niego nie wchodzi, jak to ujął Donald Tusk w swoim bardzo ważnym eseju z 1987 roku w miesięczniku „Znak”. Jego zdaniem, chodzi tylko o to, by nam sąsiedzi, czyli Rosjanie i Niemcy, nie tłukli serwantek, nie błocili podłóg, gdy przechodzą przez nasz kraj. Więc pozwólmy im przechodzić – tak brzmiała w domyśle jego teza –  w żaden sposób nie utrudniajmy im ruchu przez nasz kraj. Niech oni sobie chodzą, ale może wtedy nie będą nam złośliwie brudzić i niszczyć naszych rzeczy. W ten sposób nasz dom zamienia się w korytarz, już nie mamy prywatności i możliwości jego urządzania, tylko uznajemy, że nasi wielcy sąsiedzi mają prawo wymagać od nas traktowania ich interesów jako nadrzędnych. Umowa gazowa i płacenie za ten surowiec najwyższej ceny w Europie jest tylko jednym przykładem konkretnego rezultatu takiego nastawienia.

 

Rosja w różny sposób potrafi naciskać na słabsze państwa. Ukraina, Białoruś, a także my sami przekonaliśmy się w ciągu ostatnich lat, że w tej materii Moskwa ma wiele instrumentów służących do osiągania swoich celów.

 

Dlatego musimy zdecydować się na bardziej energiczne poszukiwania sojuszników, mobilizować Pakt Północnoatlantycki do działania, korzystać z tego, że wiele innych krajów w naszym regionie walczy o uratowanie swojej podmiotowości. Spotyka je wiele podobnych problemów co nas. Kraje takie jak Szwecja są bardzo zainteresowane przeciwdziałaniem neoimperialnej polityce rosyjskiej, dlatego bierze ona pod ochronę kraje nadbałtyckie. Państwo to zawarło formalny sojusz wojskowy z Estonią, co jest dość dziwne, gdyż oba kraje należą do NATO.

 

Należy szukać też partnerów w Zachodniej Europie, w Wielkiej Brytanii. W Niemczech też nie wszyscy są zachwyceni polityką ustępstw wobec dyktatu Putina, nie wszyscy zarabiają na umowach z Gazpromem, są tacy, którzy z tego powodu tracą. Musimy myśleć też o tym, że i Rosja powinna się zmienić. Trzeba sobie uświadomić, że jeśli nastawiamy się na utratę niepodległości, na rezygnację i podporządkowanie się silniejszym, to będziemy zmuszeni zaakceptować podłość, jaką jest dominacja bardzo nieprzyjemnego systemu, w którym zginęło w ciągu ostatnich dziesięciu lat trzystu dziennikarzy, w którym zabito ponad 100 tysięcy mieszkańców niepokornej prowincji o nazwie Czeczenia, w którym główny opozycjonista i najbogatszy człowiek w Rosji nagle znalazł się w obozie przy granicy z Mongolią, gdzie szyje od ośmiu lat spodnie. Jeśli akceptujemy tę siłę, to musimy sobie zdawać sprawę, że tak może być też u nas.

 

Na razie niewiele się w Rosji zmienia, wciąż całkowitą władzę dzierży tam Władimir Putin i jego siepacze rodem z KGB. Nic nie zapowiada, by uległo to zmianie.

 

To prawda, ale warto sobie uświadomić, że jest też inna Rosja i ona zginie, jeśli wszyscy będą myśleli tak jak Donald Tusk: że liczy się tylko Putin i że zawsze on będzie tym krajem rządził. Jeśli zaś będziemy bronili zasad, na których formalnie uformowana była Unia Europejska – godności człowieka, wolności mediów – to wtedy nieco większe szanse będzie miała ta inna Rosja, która protestowała bardzo dzielnie kilka miesięcy temu, między wyborami parlamentarnymi a prezydenckimi. Jakkolwiek Rosjanie, którzy chcą zmian na Kremlu, są w tym momencie słabi, to zginą, jeśli uznamy, że obecne rządy w Rosji są jedynymi słusznymi i możliwymi. Być może kiedyś będą mieli szansę wygrać, jeśli będziemy konsekwentnie bronili wolności.

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Aleksander Kłos

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie