11 lipca 2012

Pamięć grunwaldzkiego triumfu

Święto Rozesłania Apostołów A. D. MCDX, czyli dzień zwycięskiej bitwy pod Grunwaldem, zajmuje wyjątkowe miejsce w kulturze polskiego rycerstwa: miejsce krynicy tradycji, z której przez stulecia czerpała najpierw szlachta, a następnie cały naród.

 

Tryumf bitewny – choć jego skala stanowiła zaskoczenie dla wszystkich – nie był dziełem przypadku. Nie postawił też zwycięzców w sytuacji bezradnych arywistów, którzy nie wiedzą, jak go dziś celebrować i jutro wspominać. W owym czasie rycerstwo polskie nie tylko nie ustępowało pod względem obyczajowości swoim zachodnioeuropejskim odpowiednikom, lecz jego przedstawiciele wyróżniali się aktywnością we wszystkich sferach składających się na wizerunek doskonałego chrześcijańskiego rycerza. Etos rycerski służył mu do samookreślenia i wyróżnienia. Fundamentem pierwszej funkcji była służba Bogu, królowi i ojczyźnie, realizacji zaś drugiej posłużyła pamięć o czynach dokonanych na grunwaldzkim polu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wiek XIV był okresem dynamicznego rozwoju obyczaju rycerskiego w Polsce. Na Zachodzie rycerstwo przeżywało instytucjonalny kryzys, traciło dominującą rolę militarną i przewagę ekonomiczną nad resztą społeczeństwa, w Europie Środkowej zaś najbardziej skorzystało z przemian ustrojowych i gospodarczego wzrostu. Odrodzenie zjednoczonego Królestwa Polskiego, jego konsolidacja i ekspansja w stronę Rusi stworzyły stabilne podstawy prawne i ekonomiczne pod rozkwit kultury rycerskiej. Koncepcja rycerza Chrystusowego przestała być wtedy tylko ­niedoścignionym wzorcem, a dla wielu stała się sednem bądź istotną częścią życia. Znacząco liczniej i częściej niż w poprzednich stuleciach Polacy brali udział w ruchu krucjatowym i zaznaczyli swą obecność na każdym odcinku frontu walki o wiarę – od Półwyspu Iberyjskiego i Maroka po Bałkany, Ruś i Litwę.

 

Nobilów znad Wisły coraz łatwiej było spotkać w szeregach innych chrześcijańskich armii, na szlakach pielgrzymich i w turniejowych szrankach. Gdy w roku 1390 francuscy rycerze organizowali wielki turniej w Saint-Ingelvert, nie zapomnieli zaadresować swego wyzwania-zaproszenia także do Polaków.

 

Kultura rycerska nie pozostawała bez wpływu na codzienne życie dobrze urodzonych. Stymulowała rozwój heraldyki, wznoszenie prywatnych zamków, upowszechnienie się ceremonii rycerskiego pasowania i dwornych form towarzyskich. Kształtowała gusta i wyznaczała aspiracje. Dowodem szerszej znajomości związanych z nią dzieł literackich była recepcja imion bohaterów epiki rycerskiej. Do rangi symbolu urasta tu Roland, syn kasztelana wyszogrodzkiego, poległy w 1399 roku nad Worsklą w antytatarskiej krucjacie księcia Witolda.

 

Obyczaj i dworność

Unia krewska zakończyła krótkotrwały, acz intensywny, udział polskiego rycerstwa w krzyżackich rejzach na Litwę. W zamian jednak dała mu nadzwyczaj silny impuls do kultywowania rycerskich ideałów. Za panowania Władysława Jagiełły obyczaj rycerski stał się bowiem jednym z pól walki propagandowej i środkiem politycznej konfrontacji z Zakonem. Jego krzewienie i pielęgnowanie urosło do rangi polskiej racji stanu. Monarchę wspierały w tym dziele wszystkie warstwy stanu rycerskiego. Zarówno dlatego, iż szlachetnie urodzeni dojrzeli w tym szansę awansu w hierarchiach władzy, prestiżu i bogactwa, jak i ponieważ byli już głęboko przesiąknięci rycerskimi ideami.

 

„Upolitycznienie” etosu przyniosło znakomite efekty. To właśnie wtedy Królestwo Polskie doczekało się instytucji swojego herolda, polscy rycerze często i z powodzeniem walczyli w turniejowych szrankach ku chwale króla i ojczyzny, honorowe spory rozstrzygano na tzw. sądzie rycerskim albo przez pojedynki organizowane z całą rozbudowaną oprawą na królewskich i książęcych dworach. Zdobywający międzynarodową sławę i uznanie rycerscy poddani Jagiełły własnymi czynami i słowami potwierdzali, iż ich monarcha jest doskonałym królem-rycerzem. Oprócz dawania odporu i zadawania kłamu oczerniającej Litwina-neofitę krzyżackiej propagandzie, wytrącało to zakonowi z ręki inny oręż – oczarowanie. W dyplomatycznych i towarzyskich kontaktach braciom zakonnym trudniej było zadziwić partnerów z Polski, a odkrycie, że podzielają oni te same wartości i pasje nie prowadziło do zbliżenia stanowisk lub ich ustępstw w spornych kwestiach. Na przykład, dworny wiersz O chlebowym stole powstał w otoczeniu starosty generalnego Wielkopolski, Tomasza z Węgleszyna, który był zwolennikiem nieustępliwej polityki wobec Zakonu.

 

Wielka wojna z lat 1409-1411 obfitowała, i to po obu stronach, w zachowania i gesty zgodne z najbardziej wyszukanymi wymogami obyczajowości rycerskiej. Z licznych przykładów warto wymienić używanie herolda do przekazywania wyzwań i rozkazów, opatrywanie rannych i częstowanie przeciwników winem podczas przerw w starciu pod Koronowem, posługiwanie się sądem rycerskim w celu rozstrzygnięcia, czy dany rycerz został rzeczywiście pojmany, uwalnianie jeńców na rycerskie słowo honoru, okazywanie szacunku i branie w opiekę niewiast oraz surowe karanie rabusiów. Co zrozumiałe, nagromadzenie rycerskich rytuałów, takich jak dozbrojenie przeciwnika i ustąpienie mu pola do walki czy dokonanie masowej promocji rycerskiej w obliczu wroga, towarzyszyło największej bitwie wojny i sprawiło, że dobrze mieściła się ona w konwencji szlachetnej rycerskiej walki.

 

Przeciwnicy byli świadomi, że dzieli ich polityka, lecz nie obyczaje. Armia zakonna i polska miały bardzo podobną strukturę organizacyjną, a ich najważniejsze jednostki taktyczne – chorągwie rycerskie – walczyły w ten sam sposób, w tzw. szyku klinowo-kolumnowym. Podobne uzbrojenie, taktyka i znaki bojowe sprawiły, że podstawową troską królewskich dowódców było odróżnienie się od wrogów. Stąd słomiane powrósła, jakie rycerze zawiązali na ramionach i ułatwiające rozpoznanie hasła („Wilno” oraz „Kraków”), a także bezprecedensowa zmiana barw banderii (chorągwi) św. Jerzego, pod którą zwyczajowo walczyli najemnicy. Jej godłem był czerwony krzyż w polu białym, lecz, aby nie pomylono jej z krzyżackim odpowiednikiem, strona polska odwróciła barwy i umieściła biały krzyż w czerwonym polu. ­Sprzymierzeni mieli przewagę liczebną, ale była ona tylko jednym z czynników wpływających na wynik zmagań. Większe znaczenie miała wytrzymałość fizyczna i psychiczna odporność kopijników. Zwycięstwo zawdzięczali Polacy samym sobie, a nie sprzyjającym okolicznościom lub przypadkowi.

 

O ile sama walka była zacięta i krwawa, a rycerzom-braciom raczej nie okazywano litości, to po jej zakończeniu znów nadszedł czas na kurtuazję wobec pokonanych. Szacunek dla przeciwnika, rządzący się regułą wzajemności, stanowił przecież fundament etosu rycerskiego. Dochowując wierności jego zasadom sprzymierzeni przez trzy dni pozostali na polu bitwy. W ten sposób nie tylko potwierdzili, że do nich należało zwycięstwo, lecz przede wszystkim zyskali czas, by należycie zadbać o pokonanych wrogów. W dniach tych uhonorowano wszystkich poległych, bez względu na to, po której stronie walczyli. Zwłoki wielkiego mistrza okryto purpurą i odesłano do Malborka, ciała krzyżackich dostojników złożono w pojedynczych mogiłach, a tym, którym przyszło spocząć w masowych grobach zapewniono posługę religijną i modlitwę. Równie troskliwie zaopiekowano się tysiącami jeńców. Rannych opatrywano i leczono, zdrowych zapraszano do stołów wraz ze zwycięzcami, gdzie dzielili się posiłkiem i opowieściami. Wszystkich spisano, z podziałem na kraje pochodzenia, a ustaliwszy wysokość okupu, większość z nich zwolniono na słowo honoru. Zachowanie polskiego rycerstwa przed, w trakcie i po grunwaldzkiej bitwie potwierdza, iż dobrze zdało ono swój pierwszy masowy sprawdzian z obyczajowości rycerskiej.

 

Pamięć i tożsamość

W średniowieczu pamięć o Grunwaldzie podtrzymywana była dwutorowo: odgórnie, przez dynastię jagiellońską, oraz oddolnie, przez rycerzy uczestniczących w bitwie, a następnie ich potomków oraz ogół stanu rycerskiego. Te dwie tradycje przenikały się i uzupełniały. Jeszcze na polu bitwy, zanoszący dziękczynne modły Jagiełło postanowił uczynić dzień Rozesłania Apostołów świętem państwowym i dynastycznym. Nakazał, by każdego roku jego poddani wspominali otrzymane od Boga zwycięstwo, biorąc udział w uroczystych nabożeństwach i procesjach. Aby wesprzeć pamięć o tym dniu, szczodrze obdarował kościoły i klasztory sprzętami i szatami liturgicznymi, relikwiarzami i księgami zdobytymi podczas wielkiej wojny. Dla wiernych to właśnie one stanowiły najbardziej widoczny dowód zwycięstwa.

 

Podobnemu celowi służyło rozpowszechnianie i częste powtarzanie opowieści o szczegółach bitwy. Ich adresatami byli zagraniczni władcy i duchowni, rodzina oraz poddani Jagiełły. Na przykład, wzmianka o dwóch mieczach przysłanych przed walką przez heroldów jako o dowodzie krzyżackiej pychy znalazła się już w wysłanych spod Grunwaldu listach do królowej i Jana Husa. Z kolei napisana w celu kolportowania na obcych dworach Kronika konfliktu Władysława króla polskiego z krzyżakami w Roku Pańskim 1410 raz jeszcze zwalczała tezy zakonnej propagandy i kreowała monarchę na doskonałego chrześcijańskiego władcę-rycerza. Nie cofała się przy tym przed przeinaczaniem prawdy – twierdziła, na przykład, iż Jagiełło pokonał szarżującego Dypolda von Köckeritz, gdy w istocie uczynił to uzbrojony tylko w ułomek kopii królewski sekretarz Zbigniew Oleśnicki. Oczywiście, opowieści owe z największym oddźwiękiem spotykały się w kraju. Symptomatyczne, że Kronika konfliktu nie zachowała się w obcym archiwum, lecz w odpisie, który służył polskim duchownym do przygotowywania tekstów rocznicowych kazań!

 

Nie mniej ważny był dynastyczny aspekt tryumfu. Dotąd Jagiełło był królem przede wszystkim jako mąż potomkiń Piastów: Jadwigi Andegaweńskiej i Anny Cylejskiej (wnuczki Kazimierza Wielkiego). Choć panował już prawie ćwierć wieku, w roku 1410 nie była rozstrzygnięta ani kwestia następstwa tronu (władca miał tylko dwuletnią córkę Jadwigę), ani przyszłości unii z Litwą. Grunwaldzka wiktoria tak umocniła pozycję monarchy, że wybierając sobie dwie następne żony nie kierował się już ich pokrewieństwem z Piastami, a jego synowie bez przeszkód odziedziczyli krakowski tron. Co prawda, żyli jeszcze liczni Piastowie mazowieccy i śląscy, a wielu obcych ­władców (na przykład cesarza Zygmunta Luksemburskiego) łączyły więzy bliskiego pokrewieństwa z tą dynastią, jednak nikt w Polsce nie dopuszczał myśli, iż korona może przypaść któremuś z nich zamiast potomkom zwycięzcy spod Grunwaldu.

 

Miejscem, w którym w którym szczególnie celebrowano pamięć o bitwie, była katedra krakowska. 25 listopada 1411 roku zawieszono tam część zdobytych pod Grunwaldem chorągwi. Z czasem zbiór uzupełniano o kolejne trofea – znaki bojowe odbierane Krzyżakom, Wołochom, Tatarom, Moskwie. Każdy odwiedzający świątynię mógł je obejrzeć, a także poznać związane z nimi historie (niejednokrotnie prowadziło to do zabawnych przekłamań, jak w relacji podróżnika, który wziął tatarskie buńczuki za brody obcięte rycerzom-braciom). Wota złożone w specjalnym miejscu trofealnym nad sarkofagiem świętego Stanisława dla nieprzyjaciół stanowiły groźne memento, dla Jagiellonów fundament ich praw do tronu, dla ich poddanych zaś były pamiątką własnych chlubnych czynów, a później – dowodem zasług przodków, świadectwem rycerskich tradycji i zachętą do ich pielęgnowania. Nim minęło pół wieku od bitwy, chorągwie zostały opisane przez Jana Długosza i namalowane na kartach jego dzieła przez czołowego krakowskiego iluminatora Stanisława Durinka. Kronikarz sporządził ów rejestr nie tylko kierowany badawczą pasją, lecz również chęcią uwiecznienia dokonań ojca, który pod Grunwaldem wziął do niewoli komtura Pokarmina i zdobył jego chorągiew.

 

Długosz znał więc okoliczności zdobycia banderii komturstwa pokarmińskiego z pierwszej ręki. W ten sam sposób pamięć o grunwaldzkiej wiktorii przekazywano w rodzinach innych uczestników bitwy. Zwycięstwo było dziełem walczącej ramię w ramię grupy, nie zaś rywalizujących jednostek, więc tytuł do chwały mieli wszyscy uczestnicy walki, niezależnie od wielkości osobistych dokonań. Znakomicie widać to na przykładzie chorążego krakowskiego Marcina z Wrocimowic. Pod Grunwaldem dzierżył on najważniejszą z polskich chorągwi – gonfanon z białym orłem – i dopuścił, by upadła ona w trakcie walki. Po zwycięstwie nikt tego jednak Marcinowi nie wypominał, a jego syn i wnuk z dumą nosili przydomek Chorążyc (syn chorążego). Najlepsi polscy rycerze utrwalili swe imiona właśnie dzięki bitwie pod Grunwaldem, gdzie walczyli jako przedchorągiewni, czyli stojący w pierwszych szeregach. Inni z dumą pokazywali bądź ofiarowywali świątyniom łupy przewiezione z wojny, wspominali, jak przed bitwą zostali pasowani na rycerzy lub skorzystali ze zwycięstwa (pod wrażeniem klęski wiele miast pomorskich i pruskich podporządkowało się Jagielle, a on ich komendantami uczynił wyróżniających się rycerzy).

 

Równie istotny był fakt udziału w wojnie mieszkańców wszystkich ziem Królestwa. Zapobiegł on późniejszemu zawłaszczeniu zwycięstwa przez wąską grupę oraz stworzył warunki do objęcia mitem Grunwaldu każdego szlachetnie urodzonego, który dzięki temu mógł się czuć równy Zawiszy Czarnemu. Do tej wyidealizowanej wizji odwoływała się szlachta, przypominająca dawne zasługi i szermująca nimi jako argumentem za swym uprzywilejowaniem. Sięgali do niej też krytycy przeciwstawiający współczesnych sobie szlachciców ich zwycięskim przodkom.

 

Etos i literatura

Rozkwit kultury rycerskiej w Polsce nie trwał długo. Zmiany w sztuce wojennej oraz rozwój gospodarczy, zmieniające dotychczasową społeczną i polityczną rolę rycerstwa, sprawiły, że już w drugiej połowie XV wieku rozpoczął się proces jego przekształcania się w szlachtę. Turnieje rycerskie stały się reliktem ożywianym z rzadka dla potrzeb uroczystości dworskich, uzyskanie rycerskiego pasa przestało być ważną biograficzną cezurą (dzięki czemu w XVII i XVIII wieku godnością tą mogli być obdarzani nobilitowani mieszczanie), a klęska wyprawy mołdawskiej w roku 1498 ostatecznie dowiodła nieprzydatności pospolitego ruszenia w kampaniach poza granicami kraju. Szlachetnie urodzeni przenosili więc swoją aktywność w stronę życia dworskiego. Ich etos nadal koncentrował się wokół obowiązku wierności władcy, zmieniła się jednak jego treść. Udział w wojnach spadł do rangi zaledwie jednej z powinności, cenionej na równi ze służbą dyplomatyczną, opłacaniem zaciężnych żołnierzy, wspieraniem monarchy radą i elokwencją. W XVI stuleciu rycerz przekształcił się w dworzanina. Ze względu na znaczny udział szlachty w społeczeństwie i relatywnie niewielką liczbę dworów (królewskich, magnackich, biskupich) ten model życia i kariery przez krócej niż stulecie stanowił konkurencję dla modelu, który zdominował kulturę szlachecką.

Mowa oczywiście o szlachcicu-ziemianinie. Jego etos również wywodził się wprost z kultury rycerskiej, a przede wszystkim z tych jej elementów, które podkreślały odrębność i wyjątkowość szlachty, usprawiedliwiając tym samym jej uprzywilejowanie. Na przykład, herby, będące w średniowieczu wyznacznikami przynależności rodowej, stały się atrybutem szlachectwa – używania ich zabroniono prawnie plebejuszom. W ­sztuce natomiast, rycerski rynsztunek służył heroicyzacji szlachciców, podkreślając, że w pierwszej kolejności są oni żołnierzami, obrońcami ojczyzny. Jak silny był to stereotyp, świadczy fakt, że znamy zaledwie dwa szesnastowieczne szlacheckie nagrobki, na których zmarły nie został przedstawiony w zbroi! Rzeźbę uzupełniało malarstwo – popularna szczególnie w kręgach magnackich moda na portretowanie się w zbrojach przetrwała aż do końca I Rzeczypospolitej.

 

Kultura materialna była nośnikiem kultury duchowej. Spadkobiercy rycerstwa wysoko cenili sobie honor i działanie dla dobra publicznego, gotowi byli do najwyższych poświęceń – zarówno dla zdobycia sławy i bogactw, jak i obrony chrześcijaństwa – wymagali od siebie dobrych manier, uczciwości i odwagi. Niestety, przejęli również niechęć do wiedzy teoretycznej i specjalistycznych umiejętności.

 

W owych kolejnych wariantach etosu wojownika Grunwald wciąż był obecny, ale już się one wokół niego nie ogniskowały. Pamięć o bitwie wzmacniała mit równości wszystkich szlachetnie urodzonych. Wśród zwycięzców nie było przecież „lepszych” i „gorszych”, a ich wkład w końcowy sukces nie był wprost proporcjonalny do posiadanego majątku i urzędów (większość przedchorągiewnych, czyli elity rycerstwa nie posiadała żadnych godności ziemskich lub dworskich). Ze szczegółów starcia najchętniej i najczęściej wspominano te podkreślające krzyżacką pychę i jej surowe ukaranie. Motyw wodza i żołnierzy, którzy przed walką czuli się jej zwycięzcami, po czym przegrywali ją tracąc życie, był dla młodych bezcenną nauką, a dla starszych niekiedy osobistym doświadczeniem. Butnym, a przez to bezbożnym Krzyżakom przeciwstawiano pokornych, a więc pobożnych, Polaków, których przedstawiano jako narzędzie w ręku Najwyższego.

 

Wokół tych wątków koncentrowały się pisane w XVI stuleciu poematy o grunwaldzkiej wiktorii: napisana na stulecie bitwy anonimowa Staroświecka pieśń o pruskiej porażce, która się stała za króla Jagiełła Władysława, Wojna pruska Jana z Wiślicy z roku 1516 czy opublikowany w roku 1582 wiersz Macieja Stryjkowskiego O sławnej wojnie i szczęśliwej bitwie Jagiełłowej i Witołdowej z Krzyżaki pruskimi i xiążęty Niemieckiej Rzesze roku 1410. Dość zacytować początek ostatniego ze wspomnianych utworów:

 

Zbroję i dzielność mężów wysławiam Sarmackich,

I potłumioną hardość wielkich sił Krzyżackich,

Hardość, którą Bóg niszczy, a pokorę lubi,

Cichych na stolce wsadza, pysznych z carstwy gubi.

 

O zwycięstwie z roku 1410 pamiętano jako o praźródle odzyskania Pomorza i zhołdowania Prus. Choć w szeregach pokonanych walczyli rycerze z różnych krajów, w świadomości historycznej Polaków już XV wieku Krzyżaków zastąpili Niemcy. Od czasu bitwy pod Byczyną w roku 1588 niemal do końca swego istnienia Rzeczpospolita nie walczyła z innymi katolickimi państwami, co nie przeszkadzało, by wspomnienie Grunwaldu służyło bieżącym celom politycznym i wojennej mobilizacji społeczeństwa. Znamienne, że gdy w trudnym XVII stuleciu ku pokrzepieniu serc wspominano Jagiełłową wiktorię, to na malowidłach stroje krzyżackie do złudzenia przypominały tureckie. Do antyniemieckości powrócono dopiero w XIX wieku i ta wizja bitwy do dziś pozostaje obecna w polskiej pamięci historycznej.

 

 

Dariusz Piwowarczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie