7 lutego 2015

Ogórek, Nowacka, Biedroń – kto weźmie udział w pogrzebie Lenina?

(fot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM)

Postkomunistyczna i palikotowa lewica umiera, a jej pogrzeb zbliża się wielkimi krokami. Żałoba wśród postępowców będzie jednak krótka – nie brakuje bowiem chętnych, by dokonać wielkiego otwarcia. Komu przypadnie misja budowy nowej, jeszcze radykalniejszej lewicy?


Zdobywanie władzy to kwestia wielu czynników, dwa z nich są jednak najważniejsze: szczęście i przebiegłość. Lew Trocki różnił się jaskrawo od młodego i przebiegłego Stalina, wszak w brutalnych rozgrywkach politycznych idee są, owszem, istotne jeśli stawka gry jest wysoka. Wówczas bowiem stanowią one barwną kurtynę, atrakcyjną dla aspirującego przywódcy otoczkę. Dwóch więc zwaśnionych i pożądających władzy graczy, choć byli dziećmi tej samej matki-rewolty, szukało intelektualnej podbudowy dla swoich chorobliwych namiętności.

Wesprzyj nas już teraz!

Wszystko, oczywiście, na miarę własnego intelektu. Tak akuszerzy brzydoty, mordu, ateizmu i chaosu znaleźli sobie rychło różnice, dzielące bolszewików i odgrywające ważną rolę w walce o fotel partyjnego wodza.

W myśl tej logiki, Trocki postanowił uwodzić przede wszystkim ideą „permanentnej rewolucji”, czyli wzniecenia rewolty w innych, kapitalistycznych krajach. Stalin z kolei odwrotnie: chciał zawierać sojusze z partiami socjalistycznymi w zdominowanych przez kapitalistów państwach, by stopniowo przygotować je do przeprowadzenia przewrotu. Spór ów może fascynować historyków, mógł zaabsorbować ówczesnych rewolucjonistów, ale dla przeciętnego zjadacza chleba w Europie oznaczał tylko jedno: Sowieci prędzej czy później zechcą ruszyć na Zachód i siać tam spustoszenie.

Stalin, jak twierdził we wspomnieniach jeden z jego sekretarzy, był opętany maniakalną żądzą władzy, co zresztą łączyło go z Leninem. Trockiemu ów głód widocznie aż tak nie doskwierał, skoro nie potrafił wykorzystać atutu, jakim była jego bliskość z twórcą rewolucji. Nade wszystko zaś Stalin – lekceważony w partii ze względu na pełnienie niezbyt eksponowanej funkcji sekretarza – wytrwale budował zaplecze, cierpliwie oczekując śmierci Lenina. Gdy ta nadeszła, obydwaj przywódcy wykonali gesty szalenie różne, determinujące w sporej mierze dynamikę ich sporu. Trocki – rzekomo zmęczony ciężką pracą – nie przybył na pogrzeb wodza rewolucji, Stalin – wręcz przeciwnie – zaznaczył swoją obecność w tej ceremonii, demonstrując tam swój żałobny nastrój. Wąsaty psychopata uwijał się więc jak w ukropie, by jawić się jako następca zmarłego wodza. Jego konkurent udał się tymczasem nad Morze Czarne, by zażyć tam nieco odpoczynku.

Kto zdąży na pogrzeb?

Wyprzedziwszy w żałobnych gestach Trockiego, Stalin wykorzystał rychło to poważne zaniedbanie ideologa rewolucji, zarzucając mu lekceważącą absencję, co miało bolszewikom dać do myślenia, kto tak naprawdę winien zostać następcą Lenina. Taki zabieg polityczny – choć stosował go człowiek niespełna rozumu, zaspokajający później z zimną krwią swe mordercze żądze – to klasyka elementarza, sprowadzająca się w istocie do prostej reguły: znajdź się w dobrym miejscu o właściwiej porze. Jeśli do tego dodać szczyptę niezbędnej i pociągającej politycznej ideologii oraz odrobinę szczęścia – sukces nadejdzie. Prędzej lub później.

Takowy wciąż wyczekiwany jest na polskiej lewicy. Nie, nie idzie o Platformę Obywatelską, ale o tych, którzy marzą, by przegonić PO w postępowości i radykalizmie. By iść dalej w akceptacji PRL-u i pozostałych po nim skamielin, by głosować w Sejmie „małżeństwa” homoseksualne czy legalizować aborcję. Mowa więc o nominalnej lewicy z SLD i tej od Palikota, zmierzającej powoli w kierunku ciemnego politycznego grobowca lub kabaretowego ekshibicjonistycznego mauzoleum. Usychający w oczach Leszek Miller i zepchnięty na margines Janusz Palikot, to żywe, acz nieco już przykurczone, dowody na to, że lewica na zachodnią modłę nie wsiąka w polską glebę. Niegdysiejsze, rachityczne próby jej pobudzenia przez dawnego już lidera SLD, Grzegorza Napieralskiego, przedstawiającego się jako „drugi Zapatero”, spełzły na niczym. Nie zdołał on obudować postkomunistycznej formacji, której ówczesne sukcesy brały się z rozczarowania Polaków wielkim rozgardiaszem transformacji ustrojowej i, co jasne, zaniechania przez postsolidarnościowe siły ważkiego rozliczenia komunizmu. Palikot z kolei chciał Zapatero przelicytować i choć teraz leży bezradnie na łopatkach, to w jednej kwestii oddał lewackim konstruktorom społecznym wielką przysługę: przełamał bariery, rozliczne społeczne i moralne tabu. Stosował nie tylko wulgarne słownictwo, ale także wprowadził do Sejmu niemal cyrkową trupę, która dopadłszy poselskich ław, szokowała obscenicznością, bulwersowała bluźnierstwami aż w końcu rozpadła się na kilka części, bezładnie poszukując innego miejsca dla politycznej wegetacji.

Obecnie lewica pogrąża się w marazmie. „Lenin umarł”, nie przeprowadziwszy rewolucji, nie urobiwszy wystarczająco głęboko umysłów polskiego społeczeństwa, niezbyt ochoczo podążającego w kierunku postępowej Europy, gdzie eugenika jest prawem a życie towarem.

Mimo to nowe jaskółki lewicy śpiewają już na horyzoncie, wieszcząc nadchodzącą zmianę. Mowa głównie o Magdalenie Ogórek, czarującej ofertą polityczną tak szeroką, że zdolną pomieścić niemal każdego zapatrzonego w jej telewizyjne wystąpienia, oraz Barbarze Nowackiej, której poglądy rzeźbiło ostre i wyjątkowo paskudne dłuto współczesnego neomarksizmu, to samo, spod którego wyszli rozpaleni do czerwoności buntownicy z „Krytyki Politycznej”, utuczeni zresztą sowicie na państwowym wikcie.

Obie panie niemal na wyścigi chcą wziąć udział w rozpoczynającym się „pogrzebie Lenina”. Jedna dowodząc, że w gruncie rzeczy lewica ma przyjazną twarz, druga bez ogródek domagając się, by Polska dołączyła do szeregu państw Europy, przodujących w postępowym prawie do aborcji czy przyznawaniu przywilejów homoseksualistom. Obie są usilnie promowane, choć Ogórek wyraźnie podpadła mainstreamowym mediom rzuceniem rękawicy Bronisławowi Komorowskiemu, na którym – co swoją drogą jest bardzo ciekawe – rozpostarto szeroki parasol ochronny. Sukces jednej z nich, może zapewnić lewicy miękką poduszkę, by upadek z wysokich, parlamentarnych ławek nie był zbyt bolesny i nie pozbawiał nadziei na nowe, wielkie otwarcie.

Bez sporu z Biedroniem

Wynik wyścigu pań Ogórek i Nowackiej ma jednak znaczenie głównie medialne. I estetyczne. Jeśli – na co wszystko wskazuje – liderem nowej formacji lewicowej zostanie kandydatka SLD na prezydenta, wówczas niewątpliwie dominował będzie język delikatny jak jedwab, okrywający delikatnie trującą słodyczą pomysły radykalnej przebudowy. A subtelność i inteligencja? Nie przypadkiem jedną z czołowych postaci hiszpańskiej republiki, która wydatnie przysłużyła się do obalenia monarchy-uzurpatora był przecież przenikliwie inteligentny – choć akurat nieurodziwy – Manuel Azana. Jego erudycja w niczym nie kłóciła się z działaniami hord lewackich jątrzycieli. Dlaczego więc inteligencja, a nawet subtelność, Ogórek miałaby kłócić się z hasłami obyczajowej rewolucji płynącymi z ust Nowackiej czy – przyczajonego w Słupsku – Biedronia? Wszak nie odczuwała ona żadnego dyskomfortu współpracując swego czasu z „zapaterystą” Napieralskim.

Jeśli zaś sukcesorem Millera i Palikota zostanie Nowacka, możemy spodziewać się nieco mocniejszego i oszołamiającego uderzenia piąchą progresizmu. Ale efekt może być podobny – cyrkowcy Palikota i młodzi wychowankowie szefa SLD zdominują nową siłę polityczną, która nie będzie już postkomunistycznym potworkiem, ani bezczelnym awanturnikiem, lecz stanie się bezwzględnym i radykalnie rewolucyjnym ugrupowaniem.

Obserwowana agonia lewicy nie oznacza jej trwałego końca. Nadchodzi bowiem zmiana warty – na nowych liderów szykują się Ogórek, Nowacka i Biedroń. O tym, które z nich stanie się twarzą nowej siły politycznej – zdecyduje ich przebiegłość. Kto pierwszy zapłacze nad odchodzącą w niebyt „tradycyjną” formą lewicowych ugrupowań, kto na ich trupie zdobędzie popularność i medialną sympatię, ten poprowadzi ją do nowej, wielkiej wojny. Wojny z Panem Bogiem i zdrowym rozsądkiem.

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie