16 maja 2013

USA i UE ma nie lada problem z bronią masowego rażenia na Bliskim Wschodzie. Zachodni politolodzy od dłuższego czasu gorączkowo poszukają uzasadnienia dla braku reakcji na doniesienia związane z jej wykorzystywaniem.

 

Analitycy starają się uzasadnić posiadanie i stosowanie broni masowego rażenia przez Iran, Pakistan czy Syrię, twierdząc, że jest to problem wyłącznie regionalny i stanowi zagrożenie jedynie dla mieszkańców regionu, ale nie obywateli państw zachodnich.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niektórzy eksperci przestrzegają, że wielu z tych politologów nie mówi po arabsku i nie rozumie mentalności wschodniej. Przez to nie zdają oni sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie grozi krajom zachodnim.

 

W przeszłości trujące gazy arabscy przywódcy wykorzystywali przeciwko ludności cywilnej wielokrotnie np. w Jemenie w 1967 r. czy w Egipcie za czasów Gamela Nassera. Gazy trujące wykorzystał też do eksterminacji Kurdów iracki przywódca Saddam Husajn w 1988 roku w Halabdży. Teraz stosowanie tej broni zarzuca się przywódcy Syrii Baszarowi Al-Assadowi.

 

Za każdym razem, gdy wykorzystano śmiercionośną broń, przywódcy arabscy powoływali się na islamską religię. Z tego m.in. powodu służby izraelskie obawiają się, że jeśli broń masowego rażenia dostanie się w niepowołane ręce ­ np. ekstremistów z Hezbollahu i mudżahedinów, prowadzących globalny dżihad – to państwo izraelskie, ale także cały świat znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

 

Niektórzy analitycy domagają się wprost interwencji zachodnich sił, które powinny zniszczyć, albo zabezpieczyć arsenały broni chemicznej w ogarniętej wojną Syrii. Krytykują oni politykę wykorzystywania dżihadystów i zaopatrywania ich w broń masowego rażenia w walce z reżimem Assada, ponieważ tzw. syryjska opozycja jest zdominowana przez agentów skrajnie ekstremistycznych organizacji islamskich z całego świata. Jest więc wielce prawdopodobne, że fanatyczni muzułmanie po ewentualnym obaleniu Assada będą kontrolować Syrię, tak jak ma to miejsce w Afganistanie i Egipcie.

 

Amerykanie, którzy wycofali się z walk w Iraku i Afganistaniedoskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji swojej polityki. Już w tej chwili zbierają żniwo w postaci ataków na swoich żołnierzy.

 

Stany Zjednoczone mimo to konsekwentnie realizują politykę wspierania zwolenników prowadzenia „wojny z niewiernymi”. Mimo, że selekcjonują dżihadystów przerzucanych do Syrii, walczących po stronie rebeliantów, jednocześnie dostarczają broń walczącym radykałom, licząc na to, że uda się obalić stary reżim nie angażując do tego swoich sił. Kwestią drugoplanową jest to, co się stanie później.

 

Tymczasem kraje arabskie skrupulatnie wykorzystują sytuację. Uczestnicząc w finansowaniu dżihadystów realizują plan islamizacji coraz większych obszarów.

 

Pod płaszczykiem pomagania krajom zachodnim i rzekomej walki z terroryzmem, Arabia Saudyjska oraz Katar – ważni sojusznicy USA – konsekwentnie zachęcają do przeprowadzania samobójczych ataków terrorystycznych i utrzymują radykalne muzułmańskie szkoły religijne. Budują także tzw. „centra kultury” w całej Europie, gdzie wysyłają emisariuszy da’wah, mających zachęcać muzułmanów do aktów samobójczych.

 

Dwulicowi arabscy przywódcy drwią z zachodnich liderów. W zeszłym miesiącu premier Kataru i przedstawiciele Ligi Arabskiej spotkali się z amerykańskim Sekretarzem Stanu Johnem Kerry, by przedstawić zmienioną wersję izraelsko-palestyńskiego planu pokojowego. Miałoby to świadczyć o postępie procesu pokojowego.Z drugiej strony Katar stale dostarcza środki Hamasowi, który nie tylko odrzucił jakąkolwiek umowę z Izraelem, ale też kategorycznie odmówił uznania państwa izraelskiego.

 

Amerykanie nie mają pomysłu, co zrobić z Syrią. Dyplomatyczne zabiegi są bezowocne. Śmierć lub wygnanie Baszara al-Assada nie rozwiązuje problemu. Podobnie jak Talibowie w Afganistanie wykorzystali amerykańskie wsparcie, by pokonać Rosjan, tak samo Syryjska Armia Wyzwoleńcza, składająca sięz agentów z Frontu Al-Nusrai Al-Kaidy, wykorzystuje pomoc Zachodu, by przejąć kontrolę w Syrii.

 

Analitycy zauważają, że to nie jest konflikt, w którym w końcu zatriumfuje dobro nad złem. Ostrzegają, że dostarczanie broni rebeliantom jest „strzelaniem sobie w stopy”. Ich zdaniem w Syrii Amerykanie powinni wykorzystać przewagę powietrzną i zbombardować ważne cele strategiczne, by zawczasu przeciwdziałać ewentualnemu przejęciu broni masowego rażenia przez rebeliantów, którzy mogą wykorzystać ją później do prowadzenia globalnego dżihadu.

 

 

Źródło: GI, AS.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram