22 maja 2020

Oenzetowscy dyrektorzy wyjaśniają, co oznacza „nowa normalność”

Co oznacza „nowa normalność” wyjaśniają Elizabeth Maruma Mrema, Ibrahim Thiaw i Patricia Espinosa Cantellano z agend ONZ na łamach brytyjskiego dziennika „The Guardian.”

Elizabeth Maruma Mrema jest sekretarzem wykonawczym Konwencji Narodów Zjednoczonych o różnorodności biologicznej. Ibrahim Thiaw jest sekretarzem wykonawczym Konwencji Narodów Zjednoczonych o zwalczaniu pustynnienia, a Patricia Espinosa Cantellano to sekretarz wykonawczy Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu.

Autorzy tekstu pt. „Humanity must take this chance to find a new normal – and safeguard our planet,” zamieszczonego na łamach brytyjskiego dziennika„The Guardian” piszą, że dużo się mówi o powrocie do normalności po zakończeniu kryzysu COVID-19. Jednak normalne działanie oznacza powrót do tego, co było przedtem: czyli wszystkich działań wskutek których nasza planeta i nasze społeczeństwa są podatne na kryzysy.

Wesprzyj nas już teraz!

I tak wymieniają jako normalne: wycinanie ogromnych połaci lasu w celu sadzenia upraw, nadmierne wypasanie zwierząt gospodarskich, niszczenie naturalnych ekosystemów kosztem siedlisk dzikich zwierząt. Przekonują, że to ta aktywność miała doprowadzić do „zmian klimatu, które wywierają presję na dzikie gatunki i ich siedliska oraz czyni ludzi bardziej podatnymi na choroby odzwierzęce (przenoszące się ze zwierząt na ludzi).”

Postulują więc, by budować „nową normalność” – „zdrową przyszłość” – opartą na umowie społecznej z przyrodą. „Nowa normalność” ma zapewnić harmonię z otoczeniem, dzięki czemu zminimalizuje się wybuch epidemii chorób odzwierzęcych, ożywi gospodarkę i zapewni dostępność usług ekosystemowych dla wszystkich.

Oenzetowscy dyrektorzy przekonują, że według naukowców co najmniej sześć z dziesięciu znanych chorób zakaźnych u ludzi „przeszło” na ludzi ze zwierząt. Trzy na cztery nowe choroby zakaźne dotykające ludzi pochodzą od zwierząt. „Zoonoza [choroba odzwierzęca – red.] ma swoje korzenie w elementach naszego obecnego modelu rozwoju, szczególnie w rolnictwie i górnictwie, oraz w sposobie, w jaki rozwijamy drogi i planujemy rozbudowę miast” – czytamy.

Ogromne zmiany w użytkowaniu gruntów i utrata siedlisk w wyniku tych praktyk miały doprowadzić ludzi i zwierzęta gospodarskie do bliższego kontaktu z dzikimi gatunkami, przez co nasze społeczeństwa są narażone na choroby, na które nie rozwinęły jeszcze odporności.

Zgodnie z globalnym raportem oceny różnorodności biologicznej i usług ekosystemowych do 2050 r., zmiana użytkowania gruntów wpłynie na 90 proc. systemów lądowych Ziemi, jeśli będziemy kontynuować dotychczasową działalność. „Jeśli pójdziemy tą samą ścieżką, przyszła pandemia może być jeszcze bardziej śmiertelna i kosztowna pod względem życia i środków do życia” – straszą urzędnicy ONZ.

„Możemy jednak stworzyć nową normalność” – przekonują w stylu, jaki zawsze czynią pracownicy ONZ, mający gotowe plany transformacji przygotowane przez „ekspertów” – lobbystów.
Oenzetowscy menadżerowie nawiązują do tzw. ekologii głębokiej, pisząc o transformacji, która umożliwi nam „ponowne nawiązanie relacji z ziemią, różnorodnością biologiczną i systemem klimatycznym.”

Niektóre z tych zmian zostały już podkreślone w międzynarodowych umowach dotyczących klimatu, różnorodności biologicznej i degradacji gleby. Należą do nich między innymi porozumienie paryskie z 2015 r. w sprawie zmian klimatu, plan strategiczny na rzecz różnorodności biologicznej, konwencja ONZ w sprawie zwalczania pustynnienia na lata 2018–2030 oraz Agenda 2030.
Osiągnięcie celów zawartych w tych umowach ma pomóc społeczności światowej szybciej wyjść z kryzysu COVID-19 i „zbudować czystą, zieloną, zdrową, bezpieczną i sprawiedliwą przyszłość dla wszystkich.”

Autorzy nawiązali do wizji Sekretarza Generalnego ONZ Antonio Guterresa, przedstawionej z okazji 50. rocznicy Dnia Ziemi, która wskazuje na sześć działań związanych z klimatem, mających „pomóc” narodom w ekologizacji i ożywieniu gospodarczym, a także przynieść „bardziej zrównoważoną i odporną przyszłość.”

Wdrożenie oenzetowskich programów – ich zdaniem – jest konieczne. Natura – piszą – zapewnia „usługi ekosystemowe”, które są niezbędne do życia: jedzenie, woda, zapylanie, powietrze, którym oddychamy. „Usługi ekosystemowe” wyceniono na co najmniej 125 mld dol. rocznie.

Inwestowanie w „usługi ekosystemowe” ma pomóc zaoszczędzić 50 mld dol. Związany z tym koszt nierobienia niczego może wynosić – ich zdaniem – aż do 7 proc. światowego PKB do 2050 r.
W „nowej normalności” należy uwzględnić ryzyko i szanse związane z klimatem w systemie finansowym, a także we wszystkich aspektach kształtowania polityki publicznej i infrastruktury. Innymi słowy, kraje nie mogą akceptować inicjatyw gospodarczych, które zwiększają „ślad węglowy.”
Oenzetowscy urzędnicy wzywają do szybszej realizacji wszystkich programów ONZ, przybliżających nas do osiągnięcia celów zrównoważonego rozwoju. To jest ta „nowa normalność.”

„Walka z COVID-19 jest często porównywana do prowadzenia wojny. Po wojnie odnoszący sukcesy przywódcy ponownie opracowali i zbudowali lepszą przyszłość dla swoich ludzi. Pierwszą możliwością, którą musimy wykorzystać, jest wspólne spotkanie szefów państw i rządów we wrześniu na szczycie ONZ w sprawie różnorodności biologicznej w Nowym Jorku. To jest moment, aby wprowadzić świat na drogę budowania ambitniejszej i bezpieczniejszej przyszłości: chwila zawarcia umowy społecznej w sprawie przyrody” – czytamy w artykule. Ta nowa umowa ma pozwolić uczynić z naszej planety miejsce lepsze, zdrowsze i bogatsze dla przyszłych pokoleń – puentują autorzy, wskazując, że zasługują na to nasze dzieci.

 

Depopulacja

Wielu ekonomistów, filantropów i organizacji międzynarodowych, pragnących „ratować” świat, wskazuje, że nie da się zapewnić „zrównoważonej przyszłości” z tak dużą – i stale rosnącą – liczbą ludności na świecie. Już nawet nie kryją, iż podejmowane przez nich działania – rzekomo dobroczynne – mają doprowadzić do zmniejszenia populacji.
 
W raporcie o stanie ludności, zatytułowanym State of World Population 2017, Fundusz Ludnościowy ONZ (UNFPA) stwierdza, że „zrównoważony rozwój” można osiągnąć jedynie wskutek walki z ubóstwem, polegającej na ograniczeniu liczby ludności na świecie. Raport ostrzega, iż nierówność płci oraz odmowa tak zwanych praw seksualnych i reprodukcyjnych (czytaj: aborcji, sterylizacji i długotrwałej antykoncepcji) zagraża harmonijnemu rozwojowi świata, osłabia gospodarki narodowe i podważa wysiłki na rzecz likwidacji ubóstwa do roku 2030.
 
Raport UNFPA z 2017 r., którego podtytuł brzmi: Worlds Apart. Reproductive health and rights in an age of inequality stwierdza już na samym początku, iż za różnice w dostępie do bogactwa na świecie odpowiada „nierówność płci i niemożność pełnej realizacji praw seksualnych oraz reprodukcyjnych”. To z kolei ogranicza postęp i rozwój ekonomiczny państw. Tym samym autorzy wnioskują, że niemożliwe jest zniwelowanie luki rozwojowej między krajami bogatymi a biednymi bez upowszechnienia antykoncepcji, która obejmuje sterylizację kobiet i mężczyzn oraz aborcję (zwłaszcza farmakologiczną).
 
„Jeśli cele ICPD – i cele zrównoważonego rozwoju nowej Agendy 2030 – zostaną zrealizowane, wówczas ludzkość znajdzie się na drodze do osiągnięcia bardziej równego świata, z bardziej inkluzywną i tętniącą życiem ekonomią” – czytamy.

 

Raport Klubu Rzymskiego – znanego ze szczególnego zaangażowania na rzecz działań depopulacyjnych – wydany w 2017 r. pod redakcją Ernsta Ulricha von Weizsäckera i Andersa Wijkmana i zatytułowany Come On!, wzywa do realizacji założeń „nowego Oświecenia.” Przekonuje o aktualności niesławnego raportu z 1973 r. („Granice wzrostu”), którego autorzy straszyli przeludnieniem i domagali się natychmiastowego wdrożenia polityki ograniczającej przyrost naturalny. Jednym z warunków koniecznych do osiągnięcia „zrównoważonego modelu gospodarki” było – w myśl raportu – „umożliwienie ludzkości dostępu do stuprocentowo skutecznych metod kontroli urodzin”.
 
Opracowanie doczekało się drugiego wydania, które ukazało się pod zmienionym tytułem „Ludzkość w punkcie zwrotnym” oraz z groźnie brzmiącym mottem: „Świat ma raka, a tym rakiem jest człowiek” (Mihajlo Mesarovic i Eduard Pestel, Mankind at the Turning Point: The Second Report to The Club of Rome, 1974).
 
Nowy raport Come On, powstały we współpracy z ponad 30 członkami Klubu Rzymskiego, sugeruje możliwe rozwiązanie „globalnego kryzysu ekologicznego i społecznego” poprzez całkowitą transformację obecnego modelu społeczno-gospodarczego w oparciu o Agendę 2030 i narzucenie go całemu światu.
 
Ernst Ulrich von Weizsäcker twierdzi: „Nasze wspólne dobro na zdrowej planecie wymaga ponownego przemyślenia panujących filozofii oraz nowego Oświecenia”. Klub Rzymski wzywa zatem do zmiany zasad edukacji i nauki, realizacji reguł „sprawiedliwości społecznej”, panteistycznego „humanizmu”.
 
Autorzy, nawiązując do skompromitowanego raportu z lat 70. (przewidywał wyczerpanie się wielu surowców jeszcze przed końcem zeszłego stulecia a niektórych nawet wcześniej), stwierdzili, że komputery, do których wówczas mieli dostęp, nie były tak sprawne jak obecne i dlatego „trochę” pobłądzili w szacunkach dotyczących wyczerpywania się zasobów. Niemniej jednak, główne założenia raportu są wciąż aktualne: na świecie żyje zbyt dużo ludzi i to jest główna przyczyna wszystkich naszych nieszczęść.
 
W 2017 r. ukazał się także Raport prognoz Departamentu ds. Ekonomicznych i Społecznych ONZ, który ostrzegał przed głodem z powodu przeludnienia. Dokument szacuje, że na świecie w 2030 roku żyć będzie 8,6 miliarda ludzi, dwie dekady później – 9,8 miliarda, zaś w roku 2100 – 11,2 miliarda.
 
Opracowanie zatytułowane The World Population Prospects: The 2017 Revision podaje, iż populacja osób liczących powyżej 60 lat podwoi się z obecnych 962 milionów do 2,1 miliarda w 2050 roku, co będzie stanowić ogromne obciążenie dla opieki zdrowotnej. Zawarta w dokumencie prognoza głosi, że światowa populacja licząca 9 miliardów zanadto obciąży zasoby globalne, stąd grozi nam głód. Do 2030 r. ceny artykułów podstawowych, takich jak kukurydza i ryż, mają – według oenzetowskich ekspertów – wzrosnąć odpowiednio o 180 i 130 procent, a popyt na żywność – o 70 procent.
 
Dlatego stwierdza się w nim wielokrotnie, że nie ma innego sposobu na uporanie się z „kryzysem ludnościowym” jak tylko poprzez upowszechnienie aborcji, sterylizacji i długoterminowej antykoncepcji. Konieczne więc jest wdrożenie wszystkich celów Agendy 2030 i kontrolowana migracja do krajów ze starzejącym się społeczeństwem.

Spotkanie aborcjonistów
 
W lipcu 2017 roku w Londynie – w piątą rocznicę podjęcia „przełomowej inicjatywy kontroli urodzeń” – spotkali się zwolennicy aborcji z całego świata. Byli tam obecni szefowe niektórych rządów, przedstawiciele władz UE, małżeństwo Gatesów, działacze oenzetowskiego Funduszu Ludnościowego UNFPA. Debatowali, w jaki sposób pozyskać brakujące miliony dolarów na programy „planowania rodziny”, by do 2020 roku umożliwić 120 milionom kobietom i dziewcząt z najbiedniejszych krajów świata korzystanie ze sterylizacji i aborcji.
 
Organizatorami szczytu były: rząd Wielkiej Brytanii, ONZ i Fundacja Gatesów. The Family Planning Summit for Safer, Healthier and Empowered Futures debatował nad pozyskaniem środków na działania depopulacyjne, w związku z cofnięciem funduszy przez prezydenta Trumpa..
 
Przy okazji szczytu brytyjskie media obszernie pisały o „problemie przeludnienia”. „The Guardian” w artykule zatytułowanym „2017: rok, w którym straciliśmy kontrolę nad przyrostem światowej populacji”, stwierdził w przeddzień londyńskiego szczytu: „Globalne wysiłki mające na celu pomóc milionom kobiet zaplanować swoje rodziny – i zająć się niezrównoważonym wzrostem populacji – upadają żałośnie, a zbliżające się cięcia w funduszach zagrażają dalszemu postępowi, ostrzegają uczestnicy szczytu”.

 

Ustalony przed pięcioma laty cel dostarczenia nowoczesnej antykoncepcji 120 milionom kobiet i dziewczętom do 2020 r., jest daleki od osiągnięcia – ubolewano na konferencji. Melinda Gates z dezaprobatą wypowiadała się o budżecie Trumpa i zapowiedziała, że jej fundacja dopłaci do inicjatywy „planowania rodziny”, uznając że „jest ona jedną z największych innowacji w walce z ubóstwem na świecie”.

 

W roku 2017 ukazało się staraniem wielu organizacji pozarządowych sporo raportów na temat rzekomego przeludnienia. Znamienne jest opracowanie prezesa Worldwatch Institute, Roberta Engelmana, który w swojej książce Moving Toward Sustainable Prosperity wyjaśnia, jak depopulować świat nie naruszając praw człowieka i nie wprowadzając drastycznych rozwiązań. Opracowanie pojawiło się na stronie scientificamerican.com. Autor postuluje  upowszechnienie skutecznych metod antykoncepcyjnych dla obu płci (sterylizacja), zapewnienie edukacji na średnim poziomie wszystkim, a zwłaszcza dziewczętom, by miały one mniej dzieci; eliminację uprzedzeń wobec kobiet, dostęp do rozwodów, angażowanie polityczne i zawodowe kobiet, wprowadzenie permisywnej edukacji seksualnej dla wszystkich uczniów, rezygnację z polityki prorodzinnej. Rządy powinny, jego zdaniem, zwiększyć podatki i inne obciążenia, w szczególności dla rodzin wielodzietnych, zwiększać koszty żywności itp. Wprowadzenie zintegrowanej propagandy Agendy 2030 ma również przekonywać, że ci, którzy mają dzieci, szkodzą planecie.
 
Według Banku Światowego, Światowego Forum Ekonomicznego i wielu „środowisk naukowych”, przeludnienie jest postrzegane jako jedno z największych zagrożeń współczesności. Dlatego – poza upowszechnieniem długotrwałej antykoncepcji – postuluje się między innymi promocję… wegetariańskiego stylu życia.
 
„Eksperci” twierdzą, że żywienie populacji globalnej, która w całości przeszłaby na wegetarianizm – a jeszcze lepiej: na wegański styl życia – byłoby „ekologicznie zrównoważone”, nawet przy światowej populacji wynoszącej 9,7 miliarda.
 
Bioetyk S. Matthew Liao, profesor wykładający na nowojorskim uniwersytecie, absolwent Oksfordu i Princeton University, pełniący eksponowane stanowiska w wyższych szkołach medycznych, redaktor czasopisma „Global Public Health”, proponuje stosowanie przez rządy daleko idącej „inżynierii populacyjnej”. W opracowaniu pt. „Inżynieria ludzka” pisze o sposobach na zatrzymanie rzekomych zmian klimatu. Przekonuje tam wprost o potrzebie „hodowli rasy ludzkiej”, która ma doprowadzić do rodzenia się dzieci niższych o 15 cm i lżejszych co najmniej o 15 kg, zużywających mniej energii i produkujących mniej dwutlenku węgla (sic!).
 
Innowator zaproponował także „indukowanie alergenów do mięsa” (manipulowanie białkami BSA i alfa-ga), aby „pomóc” ludziom zmniejszyć jego spożycie. Po prostu osoba uczulona musiałaby zrezygnować z jedzenia produktów pochodzenia zwierzęcego, bo inaczej groziłoby to jej śmiercią spowodowaną wstrząsem anafilaktycznym.
 
Bioetyk zasugerował wreszcie podawanie ludziom hormonów oksytocyny i seratoniny oraz zmniejszanie ilości testosteronu. Lio tłumaczył, że manipulacja tymi hormonami sprawi, iż radykalnie zmieni się zachowanie społeczeństwa – na bardziej ugodowe.
 
W 2016 roku, w czasopiśmie „Social Theory and Practice” ukazał się artykuł bioetyka z Johns Hopkins University i dwóch filozofów z Georgetown University: Colina Hickey’a, Jake’a Earla oraz Travisa Riedera. Warto przypomnieć, co twierdzili autorzy. Uznali oni, że co prawda dzisiaj nie można stosować polityki przymusu jak w Chinach czy Salwadorze, ale rządy mogą, a nawet „muszą zachęcać” do tworzenia małych rodzin w celu zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych.
 
„Prokreacja jest niebezpieczna, ponieważ rodzi się więcej ludzi, którzy generują więcej gazów cieplarnianych” – napisali naukowcy. Proponują więc, by kobiety i mężczyźni w krajach biednych – tak jak to się obecnie czyni w Indiach – byli „zachęcani” do sterylizacji w zamian za „pomoc finansową” lub sprzęt AGD (telewizor, radioodbiornik itp.). Ich zdaniem, w mediach, za pośrednictwem szeroko pojętej kultury, winno się promować antykoncepcję i sterylizację, zniechęcając do posiadania rodziny w ogóle. W przypadku zamożnych osób, które chciałyby mieć więcej dzieci, autorzy postulują wprowadzenie podatku progresywnego, wyższego opodatkowania artykułów dziecięcych, likwidację ulg jak w Indiach i Singapurze, likwidację urlopu macierzyńskiego po drugim dziecku itp.
 
Mimo tak oczywistego celu, jaki kryje się za pojemną koncepcją tzw. zrównoważonego rozwoju, prawie 200 państw zdecydowało się realizować założenia Agendy 2030.

Źródło: theguardian.com., PCh24.pl

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 773 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram