30 sierpnia 2012

O nieuczciwości legalnej i nielegalnej

(Fot. Leonardini/sxc.hu)




Wesprzyj nas już teraz!




Bankowcy gwarantują różnym osobom – na przykład posiadaczom środków na ROR i kredytobiorcom – jednoczesne prawo dysponowania tą samą gotówką. Stwarzają więc tytuły własności do mienia, które nie istnieje.


Szerokim echem w mediach odbiła się sprawa Amber Gold. 2 lipca 2012 r. ABW rozpoczęło śledztwo ws. niekorzystnego rozporządzania mieniem klientów o wartości 25 milionów złotych oraz prania brudnych pieniędzy. 13 sierpnia 2012r. władze spółki ogłosiły decyzję o likwidacji spółki.

 

Klienci starają się odzyskać powierzone Amberowi pieniądze, jednak szanse na odebranie całości zgromadzonych środków są nikłe. Ponieważ Amber Gold nie było licencjonowanym bankiem, zwrot żadnej części depozytów nie jest gwarantowany przez bank centralny. Klientom pozostaje jedynie nadzieja na środki z masy upadłościowej spółki, chociażby ze znalezionego w jej budynkach złota. Powstaje pytanie: skąd się brały tak korzystne warunki oferowane przez Amber Gold (jak np. Lokata w Złoto Plus na początku marca dająca 3.5 proc. w skali 3 miesięcy, przy wzroście ceny złota wyrażonej w PLN w tym okresie o „jedyne” 2 proc.)? Spółka działała prawdopodobnie na zasadzie piramidy finansowej. Środki na wypłatę kapitału i odsetek dla klientów brała z powierzonych lokat od nowych klientów. Tego typu piramidy są uzależnione od ciągłego, odpowiednio wysokiego wzrostu wartości powierzanych środków. Jeśli nowi klienci nie napływają odpowiednio szybko, brakuje pieniędzy na spłatę „starych” – którym „lokaty” zapadają.

 

            Praktyka tego typu, niewątpliwie oszukańcza, spotkała się ze słusznym potępieniem mediów i oficjeli. Andrzej Jakubiak, szef Komisji Nadzoru Finansowego potwierdził, że działalność AG miała charakter piramidy. Stwierdził ponadto, że podobny charakter cechuje wiele firm parabankowych, a więc oferujących usługi bankowe poza oficjalnym systemem regulacyjno-licencyjnym. Zdaniem Jakubiaka, zupełnie odwrotnie ma się rzecz z oficjalnym systemem bankowym, który znajduje się ponoć w „dobrej kondycji”. Także minister finansów Jacek Rostowski stwierdził, że firmy parabankowe działają na granicy prawa i państwo nie zamierza gwarantować depozytów ich klientów. Warto więc przy tej okazji zadać sobie pytanie: czy jest jakaś istotna różnica między działalnością banków i prowadzących podobną działalność firm parabankowych?

 

            Otóż jest i sprowadza się do tego, że banki działają w oparciu o licencję bankową i są włączone w oficjalny system regulacyjny. I w zasadzie tyle. Zarówno banki jak i parabanki zajmują się przyjmowaniem pieniędzy w depozyty i obracaniem nimi, co w normalnych warunkach naraża klientów na ryzyko utraty środków. Zgodnie z artykułem 171. prawa bankowego, gromadzenie przez pozbawione licencji firmy środków innych podmiotów „w celu udzielania kredytów, pożyczek pieniężnych lub obciążania ryzykiem tych środków w inny sposób” podlega karze więzienia do lat 3 i grzywnie mogącej sięgać nawet 5 milionów PLN.

 

Jednak uzyskanie licencji bankowej zmienia postać rzeczy. Działalność bankowa przestaje być nielegalna, a staje się uprzywilejowana przez państwo. O formach tego uprzywilejowania napisano wiele. Tu wystarczy wspomnieć o ochronie banków w przypadku bankructwa (bank centralny jako pożyczkodawca ostatniej instancji) i ochronie depozytów klientów ( w Polsce do równowartości 100 tysięcy euro). Ochrona ta jest wielce istotna, gdyż oficjalne banki, podobnie jak parabanki, narażają powierzone im w depozyt środki na ryzyko. O ile w przypadku lokat terminowych to obracanie środkami klientów nie budzi wątpliwości,  o tyle w przypadku rachunków na żądanie, popularnych RORów, pojawia się już poważniejszy problem. Klient deponujący w banku 1 000 zł na rachunek bieżący ma bowiem nieustanne (i nieodłożone w czasie, jak przy lokacie terminowej) prawo do tego 1 000 zł. Jednocześnie bank nie trzyma całości tej gotówki, lecz nią obraca, przeznaczając na kredyty. Bank centralny zobowiązuje się jedynie do pokrycia 3,5 proc. ulokowanej kwoty , a więc w tym przypadku musi mieć „pod ręką” jedynie 35 złotych. Oto jak działa tak zwana rezerwa cząstkowa[1].

 

            Tego typu praktyka jest co najmniej podejrzana moralnie. Bankowcy gwarantują bowiem różnym osobom (np. posiadaczowi środków na ROR i kredytobiorcy) jednoczesne prawo dysponowania tą samą gotówką. Stwarzają więc tytuły własności do mienia, które nie istnieje. W żadnej innej branży nie jest to dopuszczalne. Wyobraźmy sobie, że dajemy np. biżuterię jakiejś firmie, by przechowała ją w sejfie. W pewnym momencie szef firmy emituje papiery potwierdzające prawo do naszej biżuterii i wydaje je obcej osobie (w zamian za odsetki w przyszłości). Dwie osoby mają więc prawo do tej samej biżuterii znajdującej się w sejfie. Jest to oczywiste oszustwo i każdy magazyn, każda firma depozytowa działająca w ten sposób upadłaby, albo w wyniku decyzji sądu, albo roszczeń klientów. Tymczasem dokładnie na tej zasadzie działają zarówno parabanki, jak i banki licencjonowane. Gdyby ich wszyscy kredytobiorcy i deponenci zgłosili się jednocześnie po wymianę swoich zapisów na kontach na gotówkę (do czego są w każdym momencie uprawnieni!), to żaden bank nie byłby w stanie zaspokoić ich roszczeń. Dochodzimy więc do cokolwiek przerażającego wniosku: KAŻDY BANK JUŻ W CHWILI OBECNEJ JEST BANKRUTEM.

 

            Jakim więc cudem oficjalny system bankowy działa w miarę stabilnie? Jest to możliwe tylko i wyłącznie dzięki specjalnej ochronie tych uprzywilejowanych i nieuczciwych instytucji przez państwo i jego bank centralny. Gdyby nie „podpórki” takie jak chociażby gwarancja depozytów czy działalność banku centralnego jako pożyczkodawcy ostatniej instancji, to banki prywatne w trudniejszych czasach padałyby jak muchy. Tak to wyglądało np. w Stanach Zjednoczonych, w okresach tzw. wolnej bankowości (zwłaszcza w XIX w.). Klienci dokonywali „runu” na bank, ten nie miał środków na pokrycie ich żądań i upadał. Pieniądze klientów złożone w oficjalnych bankach są więc rzeczywiście bezpieczniejsze, ale dzieje się tak nie tyle z powodu uczciwości i umiejętności ich zarządów, co z powodu układu z państwem. Banki, będące ogromną gospodarczą siłą, pokornie zgadzają się na kierowniczą rolę państwa (de facto centralne planowanie życia gospodarczego przez bank narodowy), a w zamian zyskują ochronę dla swojej wątpliwej moralnie działalności. Na tym układzie zyskują obie strony. Nie dziwią więc ani pro-bankowe wypowiedzi przedstawicieli polskiego państwa ani ogromne sumy przeznaczane na pomoc bankom prywatnym przez centralne (np. ostatnio przez Europejski Bank Centralny w ramach tzw. operacji LTRO). Działalność a la Amber Gold jest nieuczciwa zawsze. Ale nielegalna tylko w niektórych przypadkach.

 

Marcin Jendrzejczak


[1] W bardzo przystępny sposób działanie systemu opartego na rezerwie cząstkowej i dokonywane w nim tworzenie nowego pieniądza przez system bankowy pokazuje film z poniższego linku:

http://www.nbportal.pl/pl/np/animacje/prezentacje/system_bankowy/mechanizm-kreacji

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie