11 stycznia 2019

O lekkomyślnym posądzaniu bliźniego

(Św. Jan Maria Vianney)

Posądzanie jest to myśl albo słowo bezpodstawne, krzywdzące dobre imię bliźniego. Taki lekkomyślny sąd ma swe źródło w sercu zepsutym, zazdrosnym, albo pysznym. Dobry chrześcijanin zna swą osobistą nędzę i nie sądzi o nikim źle, chyba że ma obowiązek czuwać nad innymi i wie na pewno o ich błędach.

Człowiek pyszny i zazdrosny ma o sobie jak najlepsze wyobrażenie, martwi się i gryzie, gdy widzi coś dobrego w bliźnim. Smuci się Kain, że jego brat podoba się Bogu i dlatego postanawia go zabić. Z tego samego powodu czyhał na życie swego brata Jakuba mściwy Ezaw. Nic nie pomogło, że poczciwy Jakub usiłował wszelkimi sposobami okazać mu swą miłość i przychylność. Złośliwy i zazdrosny Ezaw źle osądza najczystsze zamiary brata, podejrzewa go i pragnie jego śmierci.

Zaprawdę, ten grzech podobny jest do robaka, który we dnie i w nocy gryzie biedne serce ludzkie. To rodzaj febry i gorączki, która z wolna pochłania swą ofiarę. Stąd też ludzie, podlegający temu występkowi, są ciągle smutni, milczący i nie chcą się przyznać, co im dolega, bo pycha na to nie pozwala. O Boże, jak smutne jest życie takiego człowieka! A przeciwnie, człowiek wolny od tej duchowej choroby bywa spokojny, korzy się przed Bogiem, nie myśli źle o drugich i z ufnością wygląda miłosierdzia Bożego. […]

Wesprzyj nas już teraz!

Lękajmy się sądów dorywczych, sądów lekkich, bo nieraz się przekonamy, że się mylimy i będziemy żałować poniewczasie, jak żałowali owi sędziowie, którzy dzięki skardze dwóch fałszywych świadków skazali na śmierć czystą Zuzannę, nie zostawiając jej czasu do obrony. Tak postępowali zjadliwi żydzi, którzy nazywali Jezusa Chrystusa bluźniercą, opętanym przez czarta, tak również postąpili faryzeusze względem Magdaleny, kiedy ją nazwali grzesznicą, nie zbadawszy należycie, czy nie porzuciła złego życia. Wszak ją widzieli smutną i płaczącą u stóp Jezusa Chrystusa.

Faryzeusz, o którym mówi Chrystus w Ewangelii, myślał źle, podejrzewał i potępiał celnika i opierał się tylko na samych domysłach, a nie chciał widzieć, jak on bił się w piersi, łzami skrapiał posadzkę świątyni i błagał Boga o miłosierdzie.

Ludzie częstokroć dlatego lekkomyślnie posądzają bliźniego, bo uważają to za drobnostkę, choć często wskutek tego popełniają grzech śmiertelny. Mniejsza o to, że te sądy rodzą się tylko w sercu. Nie wolno i myślą posądzać bliźniego, bo serce nasze ma miłować Boga i bliźniego, a strzec się złości i nienawiści. Wprawdzie posądzenie w duszy jest mniejszym grzechem, niż obmowa; w każdym jednak razie i myśl złośliwa jest trucizną wewnętrzną.

Strzeżmy się lekkomyślnych sądów i zastanówmy się uważnie, nim coś wypowiemy. Naśladujmy sędziego, gdy ma kogoś skazać na śmierć. Cytuje on świadków jednego po drugim, bada, zastanawia się, czy ich sądy są zgodne, spogląda na nich surowo, by się przelękli i mówili prawdę, a nawet stara się nakłonić do zeznania samego winowajcę. Gdy ma jakąś wątpliwość, zawiesza swój sąd. A gdy musi ogłosić wyrok śmierci po starannym uprzednim badaniu, czyni to z pewną bojaźnią i lękiem, by nie potępił osoby niewinnej. Mniej byłoby posądzeń na świecie, mniej dusz gorzałoby w piekle, gdyby ludzie zachowali powyższą ostrożność. Sam Bóg poucza, że nie trzeba lekkomyślnie sądzić i potępiać. Wiedział On dobrze o grzechu Adama, a przecież dla naszej przestrogi i nauki przesłuchiwał pierwszych rodziców, by ich skłonić do wyznania winy i dopiero potem ogłosił wyrok.

Powiecie mi: Sądzimy według tego, co sami widzieliśmy albo słyszeliśmy od innych; a więc nie mylimy się. Nic wam nie pomoże takie usprawiedliwienie, bo winowajca mógł już żałować i poprawić się i kto wie, czy kiedyś nie pójdzie do nieba, podczas gdy was czeka wieczne potępienie.

Kto nie osądza zuchwale bliźniego, łatwo się zbawi i będzie spokojny w godzinie śmierci. Umierał raz pustelnik, którego miano powszechnie za bardzo niedoskonałego. Gdy widział przełożony, że się ów zakonnik nic nie boi w tej tak strasznej chwili, podejrzewał, czy ów spokój nie pochodzi od złego ducha, bo w godzinie śmierci drżeli nieraz najwięksi święci. Zapytał więc ciężko chorego, co go napełnia takim spokojem i pociechą? Na to usłyszał następującą odpowiedź: „Za życia nie myślałem, ani nie mówiłem o nikim źle. Siebie samego uważałem za najgorszego z braci i ukrywałem zawsze cudze błędy, bo wiem dobrze, że wyraźnie powiedział Pan Jezus: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Stąd pochodzi ma ufność i spokój. Słysząc te słowa, wołał ze zdziwieniem przełożony: O piękna cnoto, jak wielką wartość posiadasz w oczach Bożych! Możesz, bracie drogi, umierać, bo niebo bez wątpienia do ciebie należy”.

Jan Maria Vianney, Kazania, t. I, Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu, Sandomierz 2010, s. 152-154.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 160 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram