Nie piątek – jak nakazuje katolicka tradycja – a poniedziałek będzie w nowojorskich szkołach dniem bezmięsnym. Powody wstrzemięźliwości mogą budzić kontrowersje, bowiem z jednej strony burmistrz Nowego Jorku mówi o chwalebnej trosce o zdrowie dzieci, z drugiej zaś o ekologizmie.
To nie pierwszy przypadek, gdy lokalne władze w USA próbują wykluczyć mięso z poniedziałkowej diety uczniów. Wcześniej podobne działania wprowadziły niektóre okręgi szkolne w Kalifornii i innych stanach. Nie wszyscy zaangażowani zakazali jednak mięsa – niektórzy ograniczyli się do popularyzacji potraw wegetariańskich.
Wesprzyj nas już teraz!
Teraz do akcji dołączył Nowy Jork. Burmistrz Bill de Blasio zdecydował, że od września z poniedziałkowych jadłospisów stołówek około 1,8 tys. publicznych szkół znikną potrawy z mięsem.
W akcji „Meatless Monday” (bezmięsny poniedziałek) chodzić ma o zdrowie dzieci oraz ochronę środowiska – rozumianą jednak tak, jak pojmują ją „zieloni”. Ekologiczni aktywiści walczą z gazami cieplarnianymi produkowanymi m.in. w wyniku procesów trawiennych bydła i owiec. „Zieloni” twierdzą, że to około 15 proc. światowej emisji, choć można spotkać się także z innymi, bardzo odległymi opiniami, wskazującymi, że zwierzęta odpowiadają za emisję od 1 do 50 proc. gazów cieplarnianych.
Ciężko precyzyjnie ocenić, w jakim stopniu przymusowa rezygnacja kilkunastu tysięcy dzieci z jedzenia mięsa raz w tygodniu wpłynie na światową emisję gazów cieplarnianych, na którą przecież – oprócz czynnika zwierzęcego – składają się także inne elementy. Najpewniej jednak inicjatorom akcji w większym stopniu chodzi o wyrobienie w młodych ludziach określonych nawyków ekologistycznych, niż o ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w tak mizernej skali. Pytanie tylko, czy możemy mówić jeszcze o edukacji, czy już o indoktrynacji w duchu zrównoważonego rozwoju.
Źródło: niezalezna.pl
MWł