20 stycznia 2013

Nienawiść zwana rewolucyjną sprawiedliwością

(Joseph Duplessis [Public domain])

21 stycznia 1793 roku został zgilotynowany król Francji i Nawarry Ludwik XVI. Egzekucję poprzedził trwający niespełna miesiąc proces „obywatela Ludwika Kapeta” przed rewolucyjnym parlamentem. Słowo „proces” może być zresztą mylące, bowiem rozpoczęta 26 grudnia 1792 roku przed Konwentem Narodowym procedura bardziej przypominała zorganizowany seans nienawiści w stylu orwellowskim, pierwowzór znanych z czasów komunistycznych procesów pokazowych, aniżeli rzetelną rozprawę sądową. Konwent był jednocześnie prokuratorem i sędzią. Zgromadzony na galeriach „lud” (czyt. paryski motłoch) wygrażał wszystkim tym deputowanym, którzy zgłaszali swoje wątpliwości, co do „winy” Ludwika XVI.

 

Nie chodziło zresztą w tym przypadku o osądzenie rzekomych win Ludwika XVI, ale o osądzenie w jego osobie monarchii jako takiej. Postawienie władcy zaopatrzonego w sakrę (Boży Pomazaniec) przed „przedstawicielami narodu” miało w zamyśle organizatorów tego spektaklu skutecznie delegitymizować samą ideę monarchii. Wątpliwości niektórych deputowanych co do uprawnień Konwentu osądzania władcy Francji, rozwiewał jeden z przywódców jakobinów, Saint-Juste: „Nie można królować niewinnie, oszustwo kryjące się za tym jest nazbyt wyraźne. Wszyscy królowie są buntownikami i uzurpatorami”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

A i tak wielu posłów-sędziów miało wątpliwości. 17 stycznia 1793 roku większością jednego głosu (361 do 360) Ludwik XVI został skazany na karę śmierci za „zbrodnie przeciw narodowi”. Do śmierci swojego królewskiego kuzyna przyłożył rękę również obywatel Filip Egalite – poprzednio książę Filip Orleański, wielki mistrz wolnomularskiego Wielkiego Wschodu, właściciel Palais Royal, gdzie w ostatnich latach przed 1789 rokiem systematycznie uprawiano rewolucyjną propagandę. Jako członek Konwentu głosował za śmiercią Ludwika XVI. Parafrazując słowa Churchilla, miał do wyboru śmierć albo hańbę. Wybrał hańbę, a i śmierć go nie ominęła. Został zgilotynowany rok później.

 

Król Ludwik XVI umierał jak chrześcijański władca. Rano, w dniu egzekucji król wysłuchał Mszy Świętej odprawionej w celi więzienia Temple przez jego spowiednika („niezaprzysiężonego” księdza Edgewortha de Firmont) i przyjął Komunię Świętą.  Do końca towarzyszył mu spowiednik, który w momencie gdy Ludwik XVI wstępował na szafot, krzyknął: „Synu Świętego Ludwika, wstępuj do nieba!”.

 

Zamordowany władca w pozostawionym przez siebie testamencie pisał: „Powierzam moją duszę Bogu, memu Stwórcy (…). Umieram w jedności z naszą Świętą matką, Kościołem Katolickim, Apostolskim i Rzymskim (…) Z całego serca przebaczam tym, którzy uczynili się moimi nieprzyjaciółmi, chociaż nie dałem im ku temu żadnego powodu. Modlę się do Boga, aby im przebaczył, modlę się też za tych, którzy powodowani fałszywą lub źle rozumianą gorliwością, uczynili mi wiele zła”.

 

Słowa przebaczenia Ludwik XVI wypowiadał również tuz przed egzekucją. Nikt jednak poza najbliżej stojącymi ich nie usłyszał, bowiem przemówienie „krwawego tyrana”, zagłuszyły werble otaczających szafot oddziałów wojska.

 

Egzekucja Ludwika XVI nie zakończyła jednak dramatu rodziny królewskiej. Rewolucyjna „sprawiedliwość” zamordowała w latach 1793-1794 królową Marię Antoninę oraz siostrę króla- Madame Elizabeth. W 1795 roku w więzieniu Temple zmarł dziesięcioletni król i jedyny syn zgilotynowanego władcy – Ludwik XVII.

 

Należy zauważyć, że tym sądowym morderstwom towarzyszyło to, co współcześni kontynuatorzy „rewolucyjnej wrażliwości” nazywają „uderzeniem w podstawy godnościowe”. Marię Antoninę podczas jej „procesu” przedstawiano jako rozpustnicę, niecofającą się przed żadną dewiacją (nie wyłączając kazirodztwa wobec swego syna). Ten sam cel wobec króla-dziecka Ludwika XVII starano się osiągnąć za pomocą „republikańskiej edukacji”. Preceptorem królewskiego syna został szewc Simon – reprezentujący „zdrowy rdzeń ludu francuskiego”, uczący Ludwika XVII nienawiści do swoich rodziców i jawnie demoralizujący młodego władcę. Przemysł pogardy à la francais.

 

Monarchia miała zostać zamordowana i jednocześnie poniżona. Miała zniknąć ze współczesności i historii Francji. Temu celowi służyła przecież akcja bezczeszczenia grobów królewskich w Saint-Denis i zniszczenie Świętej Ampuły z krzyżmem koronacyjnym królów Francji.

 

Jak zawsze w przypadku rewolucji pogarda szła w parze z nienawiścią wobec zdanych na jej łaskę wrogów. Nienawiść do Ludwika XVI wyrażała się w rewolucyjnej nowomowie, która przedstawiała go jako „krwawego tyrana”. Jej przejawem były również systematycznie organizowane po 1793 roku obchody w dniu 21 stycznia egzekucji „króla krzywoprzysięzcy” jako ciągłego mobilizowania nienawiści „nowych Francuzów” do „zdradzieckiego Kapeta”.

 

A przecież ten sam władca zaraz na początku rewolucji, w październiku 1789 roku, po tym, gdy motłoch (na czele z paryskimi „pannami stojącymi”) przemocą sprowadził rodzinę królewską z Wersalu do Paryża, w jednym ze swoich listów stwierdzał: „Francuz nie jest zdolny do królobójstwa”. Pamiętając o zbrodniczej egzekucji Ludwika XVI nie sposób jednak zapomnieć i o tym, że nie tylko rewolucyjna nienawiść przywiodła go na szafot, ale również jego zbytnia dobroduszność, brak roztropności, miękkość wobec zła.

 

Król Ludwik XVI umierał jak władca chrześcijański, ale trudno w ten sam sposób określić jego rządy. Przysięga koronacyjna obligowała go przecież do strzeżenia pokoju w królestwie i wolności Kościoła. Miękka postawa wobec rewolucji była zaprzeczeniem tych zobowiązań. Szczególnym wyrazem tego było podpisanie przez Ludwika XVI w 1790 roku tzw. konstytucji cywilnej kleru, która de facto była próba ustanowienia we Francji schizmatyckiego wobec Rzymu „Kościoła rewolucyjnego”. Trudno sądzić na ile odgrywały tutaj rolę masońskie powiązania króla; jedno pozostawało wszakże bezsporne – uprawiany przez Ludwika XVI appeasement tylko coraz bardziej rozzuchwalał rewolucjonistów.

 

Jeden z francuskich emigrantów już po egzekucji Ludwika XVI wyraził trafną opinię: „Gdybyż Ludwik XVI był takim królem, jakim był świętym!”. Pozwólmy sobie na pewną korektę – święty król to nie taki, który pobożnie umiera, ale taki, który potrafi panować jako król chrześcijański, dzierżący berło władzy i miecz sprawiedliwości.

 

 

Grzegorz Kucharczyk

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie