25 sierpnia 2016

Niemieccy biskupi niechętni nawracaniu muzułmanów

(Kardynał Lehmann i kardynał Meisner. FOT.Rainer Unkel/vario images/FORUM)

Niemiecki episkopat nie traktuje poważnie problemu islamskiego ekstremizmu, choć ten dotyka coraz częściej jego własnych owiec. Choć poszczególni biskupi niekiedy sugerują ostrożnie istnienie groźnych stron Koranu, to ich oficjalne stanowiska są żałośnie pojednawcze. O jakimkolwiek nawracaniu muzułmanów nie może oczywiście być mowy.

 

„Morderstwo we francuskim Saint-Étienne-du-Rouvray jest przerażające. Wierni zebrani w kościele padli ofiarą straszliwej przemocy. Podsycono tam nienawiść między religiami. Będziemy się jej sprzeciwiać i nie włączymy się w atmosferę nienawiści i przemocy”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

To wyjątkowo niejasny początek lakonicznego oświadczenia przewodniczącego konferencji niemieckiego episkopatu (DBK) kard. Reinharda Marxa po brutalnym mordzie na ks. Jacquesie Hamelu. Także w dalszej części tekstu ani razu nie padają słowa jasno wskazujące sprawców zbrodni. „Nienawiść między religiami” – co to znaczy? Czy to chrześcijanie na kogoś napadają? Czy mordują innowierców, atakują ich świątynie i podrzynają gardła kapłanom? Skoro panuje „nienawiść między religiami”, to przemoc nie może być jednostronna. Jakiego rodzaju zbrodnie popełniają katolicy? Dlaczego kardynał ani razu nie używa takich słów jak „islam”, „dżihad” czy „muzułmanie”? To skandalicznie wstrzemięźliwe oświadczenie zostało ostro krytykowane przez wielu konserwatywnych publicystów w Niemczech. Niestety, nie jest żadnym ekscesem. To norma i konsekwencja przyjętej przez niemiecki Kościół linii poświęcania prawdy i dobra chrześcijan na ołtarzu poprawności politycznej w celu skazanej z góry na porażkę próby zbudowania trwałego pokoju w wielokulturowym społeczeństwie.

 

„Szef” DBK niemal tak samo zareagował na poprzednie ataki terrorystyczne, także te przeprowadzone w samych Niemczech. Osobny komunikat wydał wyłącznie po zamachu w Monachium, gdzie młody Irańczyk strzelał do nastolatków i przechodniów; ten akt przemocy media uznały za efekt choroby psychicznej zupełnie niezwiązanej z Koranem i pochodzeniem zabójcy, a zatem temat był „bezpieczny”. O czysto islamistycznych zamachach w Nicei, Würzburgu i Ansbach kardynał wspomniał tylko mimochodem. Po ataku we Francji zapewnił krótko, że europejska „cywilizacja, kultura i wolność nie poddadzą się przemocy”. Z kolei przemawiając w dwa dni po ataku w Monachium połączył ze sobą wszystkie cztery ataki, ale nie po to bynajmniej, by potępić długoletnią błędną politykę imigracyjną Zachodu prowadzącą do hodowania na własnej piersi krwawych zbrodniarzy. Zdaniem Marxa przyczyną zbrodni nie jest islam czy skrajny brak asymilacji przybyszów, ale „strach”. „Skąd bierze się to najwyraźniej niemające końca i ciągle rozwijające się narastanie przemocy i nienawiści? Jako chrześcijanin powiadam: Najgłębszą przyczyną grzechu, a więc także przemocy i nienawiści, jest strach” – skwitował Marx.

 

Kompromitacja

 

Muzułmańscy mordercy, ogarnięci zakorzenioną w islamskiej tradycji ideologią dżihadu bazującą przecież na fundamentach własnych świętych pism zabijają Niemców, Francuzów, Belgów – ale niemieccy hierarchowie wolą mówić o „strachu”. To smutne, ale nie może dziwić. Niemiecki episkopat walnie przyczynił się do zachwiania bezpieczeństwa Niemiec, przez cały czas trwania kryzysu imigracyjnego stojąc murem za Angelą Merkel i gromkim głosem wzywając do pełnej otwartości granic i przyjmowania wszystkich uchodźców, bez względu na możliwe konsekwencje. Kilka trupów w Monachium, zamordowany ksiądz w Rouen, poranieni ludzie w Würzburgu, samobójczy atak w Ansbach – to wciąż za mało, by skłonić czołowe postaci episkopatu RFN do uznania własnej kompromitacji – a niczym innym przecież nie byłoby przyznanie, że zachęcało się przez całe miesiące, by wraz z tłumem imigrantów wpuszczać bez żadnej kontroli do własnego domu przyszłych morderców.

 

Nie nawracajcie!

 

Gdyby jeszcze niemieccy biskupi chcieli wykorzystać falę uchodźców do szerzenia wiary chrystusowej i nawracania muzułmanów! O tym jednak nie ma mowy. Prozelityzm jest, oczywiście, na cenzurowanym; imigranci to ludzie potrzebujący i trzeba im pomagać przede wszystkim materialnie. Wyraźnie powiedział to ks. Gary Lukas Albrecht z diecezji Essen kierowanej przez jednego z największych entuzjastów przyjmowania w Niemczech uchodźców, bp. Franz-Josef Overbecka (hierarcha ten elementarne próby przywrócenia kontroli granic przyrównał do działań z czasów III Rzeszy). Ks. Albrecht w rozmowie z portalem DBK „Katholisch.de” odróżniał zaangażowanie katolików i sekt w pomoc uchodźcom. Otóż podczas gdy sektom chodzi – w ich mniemaniu – o uratowanie dusz muzułmanów i przekazanie im podzielanej przez siebie prawdy o Bogu i świecie, to Kościół chce „naprawdę pomagać”, dlatego troszczy się właśnie o ich materialne potrzeby.

 

Trudno jednak oczekiwać, by niemiecki episkopat podejmował instytucjonalne próby nawracania wyznawców Allaha, skoro w ubiegłym roku zaangażował się w… krzewienie wiary islamskiej. Pod okiem samego kard. Marxa, arcybiskupa Monachium, kontrolowany przez biskupów Centralny Związek Niemieckich Katolików nawiązał w stolicy Bawarii współpracę edukacyjną z islamskimi organizacjami nauczającymi islamu. Oficjalnie chodzi o to, by promować islam liberalny i odciągać muzułmanów od radykalizmu. Fakt jednak, że zamiast pokazywać muzułmanom Chrystusa, za kościelne pieniądze wspiera się umacnianie w nich wiary mahometańskiej, nie wzbudził w kościele w RFN większych wątpliwości.

 

„Prawdziwy islam”

 

Co jednak zrobić, skoro biskup pomocniczy Hamburga Hans-Jochen Jaschke, odpowiedzialny w DBK za dialog z islamem, otwarcie bagatelizuje ideologię dżihadu? W jednym z niedawnych wywiadów przyznawał wprawdzie, że niewielka część muzułmanów jest związana z Państwem Islamskim; dodawał jednak natychmiast, że „każda religia może być niebezpieczna”, bo „każda z na fanatyków i szaleńców”, także religia chrześcijańska. A przecież – mówił dalej biskup – gdy poczyta się wnikliwie Koran oraz jego interpretację przedstawianą przez (w istocie marginalną) kairską uczelnię Al-Ahzar to staje się jasne, iż islam musi odrzucać terroryzm, a dżihadyści – uwaga – „obrażają imię proroka”. W tym kontekście zupełnie już naturalne wydaje się, że diecezja Erfurtu popiera budowę nowego meczetu w swoim mieście, a arcybiskup Kolonii kard. Rainer Maria Woelki, który wystawioną przed katedrę łódź imigrantów zamienił w ołtarz, obwieszcza głośno, iż między wznoszeniem nowych minaretów a budową wież kościelnych nie ma znaczącej różnicy.

 

Ku obłędowi protestantów

 

Niemiecki episkopat jest oczywiście zobowiązany słowami Chrystusa – jasno nakazującymi nawracać – i całym nauczaniem Kościoła, nie może zatem otwarcie zrezygnować z misji względem muzułmanów. Niestety, poprawność polityczna i gorliwe dążenie do bezkonfliktowości nawet za cenę prawdy sprawia w praktyce, że stanowisko Kościoła katolickiego, choć nominalnie inne, niewiele różni się od tego prezentowanego przez niektóre wpływowe wspólnoty protestanckie w Niemczech. Doskonałym przykładem całkowitego zdominowania przez poprawność polityczną jest Ewangelicki „Kościół” Nadrenii, druga co do wielkości ewangelicka grupa w RFN. Jego czołowa postać, Barbara Rudolph, ogłosiła w mediach, że chrześcijanie w ogóle nie powinni nawracać muzułmanów, Bóg bowiem patrzy wyłącznie na to, czy człowiek jest miłosierny. „Spotkanie z muzułmanami w celu ich nawracania przeczy duchowi i misji Jezusa Chrystusa” – pisała jej wspólnota w oficjalnym dokumencie. Wszystko tłumaczy jednak główny argument „Kościoła” Nadrenii: nie chodzi tyle o teologię, co o odstąpienie od prób nawracania dla zachowania pokoju społecznego, który prozelityzm mógłby zburzyć. Czy biskupi Niemiec są daleko od tej skrajności? Nie wydaje się, zwłaszcza, że dokładnie tę samą taktykę delikatnego tylko poruszania najbardziej palących spraw stosują powszechnie, na przykład wobec hekatomby nienarodzonych. Za możliwość pozostania w głównym nurcie życia społecznego i pełnej akceptacji zupełnie już niechrześcijańskich polityków chadecji płacą, niestety, coraz wyższą cenę.

 

Paweł Chmielewski




   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie