13 listopada 2013

Narodowe samobójstwo rozłożone na lata

(Fot. PCh24.pl)

Dzietność Polaków to termometr, ukazujący stan naszego państwa. Aby Polska przetrwała, pomimo antyrodzinnej w istocie polityki państwa nasze pokolenie musi zdobyć się na ogromny wysiłek przełamania fatalnych tendencji demograficznych.

 

Polska ze swoim wskaźnikiem urodzin poniżej 1,3 dziecka na kobietę zajmuje 212. miejsce na 224 kraje świata, a aby nie wymierała, nasza statystyczna rodaczka powinna rodzić przynajmniej 2,1 dziecka. Przy obecnej tendencji, według prognozy ONZ, pod koniec tego stulecia będzie nas zaledwie 16 milionów. Oprócz niskiej liczby narodzin, w ostatnich latach wyjechało z kraju ok. 1,5 mln Polaków (kolejne pół miliona wyemigruje w ciągu najbliższych lat), z czego większość to ludzie młodzi. Rząd nie prowadzi żadnej polityki imigracyjnej (a nawet repatriacyjnej), nasze społeczeństwo gwałtownie się starzeje, zawieranych jest coraz mniej małżeństw, a wzrasta liczba rozwodów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pożegnanie z Polską?

 

Pomimo pijarowskich zagrywek Donalda Tuska, który z lekkich zmian w urlopie rodzicielskim zrobił medialny show, czy promowania się Bronisława Komorowskiego jako rzecznika tzw. dużych rodzin, badania GUS za I półrocze nie pozostawiają wątpliwości: tak źle nie było od zakończenia II wojny światowej.

W pierwszym półroczu tego roku urodziło się o 20 tysięcy mniej Polaków niż zmarło. A to oznacza – jesteśmy na „dobrej” drodze do demograficznej zapaści, która oznaczać będzie, że w niedalekiej przyszłości będzie nas o wiele mniej, ale także, iż dojdzie do totalnego załamania się naszego państwa. Ekonomiści przewidują, że zmniejszy się PKB, skurczy gospodarka a systemy emerytalny i zdrowotny pozostaną jedynie odległymi wspomnieniami. Jeśli obecnie są one niewydolne i znajdują się na granicy bankructwa, to już niedługo nie będzie po nich nawet śladu! Pracujący Polacy nie będą bowiem w stanie utrzymać ze swoich składek stale wzrastającej liczby emerytów, na których już teraz czekają głodowe racje zarówno w ZUS jak i w OFE. W niedawnym komentarzu dla „Faktu”, ekonomista prof. Krzysztof Rybiński ocenił, że z powodu niskiej dzietności poniesiemy o wiele większe straty ludnościowe niż podczas II wojny światowej. Zdaniem eksperta, główną przyczyną jest niewydolne, źle zarządzane państwo, które zniechęca obywateli nie tylko do zakładania rodzin, ale i do życia w nim. Jeżeli polityka gospodarcza i społeczna się nie zmienią, nasze wnuki będą z pogardą mówiły o pokoleniu swoich dziadków, że trzy zabory, niemieccy i sowieccy okupanci nie dali nam rady, ale wykończyliśmy się sami, przez głupotę i krótkowzroczność naszych polityków. I będą mówiły to po angielsku lub niemiecku – alarmował prof. Rybiński.

 

Kasa to nie wszystko

 

Czy jednak posiadanie dobrze funkcjonującego państwa i przeznaczanie przez władze wysokich nakładów na politykę pronatalistyczną przynosi pożądane efekty? Wydawało by się, że tak, jednak w rzeczywistości okazuje się, że wiele zależy od wartości, którymi kieruje się dane społeczeństwo. Niemcy od lat wydają gigantyczne środki na ten cel, dostosowują prawo pracy do potrzeb przyszłych matek, a także gwarantują im wysoki „socjal” i ulgi. Efekty są jednak mizerne. Naszym zachodnim  sąsiadom wciąż nie udaje się osiągnąć poziomu wymienialności pokoleń – wskaźnik urodzin wyniósł tam w 2010 r. 1,39 i należy do najniższych w Europie – przez co Niemcy już od dawno „posiłkują się” emigrantami. To z jednej strony pomogło w utrzymaniu rozwoju gospodarczego kraju, ale z drugiej doprowadziło do poważnych problemów z nieasymilującymi się przedstawicielami innych kultur i religii, z Turkami na czele. W Niemczech jest też najwyższy na świecie odsetek bezdzietnych kobiet, a sondaże wskazują, że wielu naszych zachodnich sąsiadów nie chce mieć potomstwa, ponieważ nie uważają go za szczególną wartość w życiu. Dzieci są dla nich na o wiele niższej pozycji niż np. kariera i korzystanie z hedonistycznych uroków życia.

 

Niemieckie społeczeństwo, choć wciąż w pewnej części przyznające się do chrześcijaństwa, już dawno zostało rozjechane przez „walec postępu”, o czym świadczy m.in. to, że nie ma tam już żadnych sporów światopoglądowych pomiędzy najważniejszymi partiami. Homoseksualistom przyznawane są kolejne prawa, coraz większy wpływ ma ideologia gender (niedawno oficjalne uznanie tzw. trzeciej płci), poparciem większości cieszy się prostytucja. Niemcy są dziś w dużej części państwem nie tylko bogatych starców, zwiedzających podczas luksusowych wycieczek turystyczne atrakcje na całym świecie, ale także egoistów, których życiowym celem jest rozwijanie „swojego Ja”.

 

W efekcie co piąta kobieta z Niemiec Zachodnich, urodzona pomiędzy 1960 i 1964 r. nie ma dzieci, a drugie tyle ma tylko jedno. Tendencję tę szczególnie dobrze widać na przykładzie najlepiej wykształconych pań, które o wiele częściej od tych z gorszym dyplomem rezygnują z potomstwa. Z roku na rok rośnie również wiek matek decydujących się na pierwsze dziecko. Rewolucja 1968 roku, która mocno zmieniła światopogląd współczesnych Niemców przynosi swoje śmiertelne efekty, niszcząc rodzinę, atomizując społeczeństwo i nakierowując ludzi na realizowanie się w konsumpcjonizmie.

 

Jest nadzieja?

 

Na tym tle polskie społeczeństwo wciąż, pomimo niestrudzonego „europeizowania” go przez lewicowo-liberalne oraz postkomunistyczne ośrodki i środowiska, zachowuje swoją „specyfikę” która, w sprzyjających okolicznościach mogłaby umożliwić dokonanie także demograficznego przełomu w naszym kraju. We wszystkich badaniach okazuje się, że zdecydowana większość Polaków uważa rodzinę i posiadanie potomstwa za niezbędne do osiągnięcia szczęścia. Do tego dochodzi wciąż duże przywiązanie do katolicyzmu i tradycyjnych wartości. Losy naszej emigracji w Wielkiej Brytanii pokazują, że jeśli państwo w odpowiedni sposób wesprze rodzinę, to nasi rodacy są zdecydowanie bardziej chętni do przyjęcia o wiele większej liczby dzieci niż wynosi średnia krajowa. Minusem jest jednak to, że obecna sytuacja polityczno-gospodarcza państwa nie zachęca ich do powrotu, co powoduje, że duży procent naszych, najczęściej młodych emigrantów, nie wróci do kraju. Szczególnie smutnie prezentują się dane świadczące, że wielu z nich nadzwyczaj szybko rezygnuje ze swojej polskiej tożsamości i języka, na rzecz „nowej ojczyzny”. Te pojedyncze decyzje wpływają także na obraz demograficzny Polski. Z tego powodu, że III RP wygląda tak, jak wygląda, wielu z naszych rodaków, którzy potencjalnie mogliby wpływać na jej rozwój i zasobność Ojczyzny, wydać na świat kolejne pokolenie – rezygnuje ze swoich korzeni. Ponosimy w ten sposób podwójną stratę, ubywa nas zarówno teraz, a licząc „odpolszczone” dzieci wielu emigrantów, także w przyszłości.

 

Potrzeba radykalnych zmian

 

Eksperci patrzą na problem polskiej demografii pesymistycznie, nie znajdują bowiem iskry, mogącej w gwałtowny sposób doprowadzić do polskiego baby boom. Profesor Marek Okólski, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego, przekonuje, że przewidywania, jak choćby to, że w 2060 roku będzie nas 31 milionów, nie mają większego  sensu. Na długo zanim do tego dojdzie, w naszym kraju mieć będą miejsce daleko idące, rewolucyjne zmiany społeczne i polityczne. Zdaniem prof. Okólskiego, za obecną zapaść demograficzną odpowiadają polskie „elity”, które zainteresowane są jedynie zagospodarowanie resztek narodowego majątku i nie myślą „kategoriami państwa i przyszłości”. W rozmowie z „Niedzielą” ekspert zwracał uwagę, że jeśliby miało dojść do urzeczywistnienia się tych prognoz, to by oznaczało, że połowa naszego społeczeństwa przekroczyłaby 50. rok życia. – Byłoby wśród nas kilka milionów starców powyżej osiemdziesięciu lat, a każdy z nich wymagałby opiekuna. Ich odsetek w stosunku do stanu obecnego wzrósłby czterokrotnie. Moim zdaniem ten scenariusz nie ma szans się ziścić, gdyż zanim miałoby do tego dojść wszystko musiałoby się rozsypać. Z tego powodu dużo wcześniej musielibyśmy mieć w kraju poważne napięcia i zamieszanie, może nawet rewolucję – oceniał prof. Okólski.

 

Dzietność Polaków to termometr, ukazujący stan naszego państwa. Aby Polska przetrwała, pomimo antyrodzinnej w istocie polityki państwa nasze pokolenie musi zdobyć się na ogromny wysiłek przełamania fatalnych tendencji demograficznych.

 

Pierwszy krok to wyrwanie z korzeniami obecnego układu rządzącego i objęcie rządów przez ludzi dbających o narodowe interesy. Jeśli do tego nie dojdzie, już dziś możemy przewidzieć, jaka czeka nas przyszłość.

 

Aleksander Kłos

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie