23 listopada 2012

Taniec jako modlitwa? Dziękuję, poklęczę

(Fot. archives.umc.org)

Karmelitańskie Centrum Duchowości w Poznaniu zaoferowało poznaniakom w październiku br. „Program tańca, słowa, śpiewu i muzyki, poświęcony św. Teresie od Dzieciątka Jezus”. Pomysł polegał na tym, by w kościele, do akompaniamentu muzyki, m.in. liturgicznej muzyki dawnej, zespół tancerek Teatru Wielkiego odtańczył pewne tańce, mające być ilustracją tekstu.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Muzyka – Victoria, Palestrina, Bach, pląsające nadobne panie, piękne widowisko. Dlaczego jednak nie wzięłam w nim udziału (pomimo tego, że moje nazwisko jako wykonawcy zostało wymienione na plakacie)?

 

Właściwie wystarczyłoby zacytować dokument pt. „Taniec w liturgii (1), który Kongregacja ds. Sakramentów i Kultu Bożego opublikowała w roku 1975, a który teoretycznie obowiązuje do dziś:

 „Jeśli propozycja tańca religijnego na Zachodzie rzeczywiście miałaby zostać przyjęta, trzeba byłoby zatroszczyć się, aby jego miejsce znajdowało się poza liturgią, w takich miejscach zgromadzeń, które nie mają ściśle liturgicznego przeznaczenia. ” A zatem, miejscem takiego przedstawienia mogłaby być scena teatru, rynek czy ogród przyklasztorny, nie zaś kościół. Natomiast znajdą się, oczywiście tacy którzy takiej postawie zarzucą faryzeizm i sztywne  trzymanie się przepisów (nagminnie zresztą współcześnie łamanych, co widać choćby po wpisaiu do wyszukiwarki hasła „wielbienie tańcem” na YouTube).

 

Taniec w kościele, w czasie koncertu poza liturgią to zresztą jeszcze nic wielkiego. Tańce w czasie Mszy Świętej już wkroczyły do Polski i dobrze się mają. Trzydzieści sekund z wyszukiwarką internetową daje nam chociażby takie sprawozdanie: „Taniec podczas dzisiejszej Eucharystii, to było coś czego nie da wyrazić się słowami, czułam, że Pan Jezus patrząc z ikony na nas bardzo, ale to bardzo się cieszy, to było naprawdę najcudowniejsze uwielbienie podczas Mszy Św. jakie do tej pory przeżyłam (2).”

 

Cóż może być złego w takich tańcach? Skoro tancerki ubrały się cnotliwie, wykonywane przez nie ruchy są pełne namaszczenia, delikatne, urokliwe… Z pewnością nie kojarzą się z damsko-męską potańcówką, a raczej z majestatycznymi poruszeniami ptaków na niebie. We wspomnianym wcześniej przedstawieniu pani reżyser była aż tak subtelna, że w czasie wykonywania „Sicut servus” Palestriny – utworu z liturgii chrzcielnej Wielkiej Soboty – taniec był raczej dostojnym kroczeniem, nie wygibasami. A ranga utworu „Sicut Servus” jest porównywalna z hymnem „Ciebie Boga wysławiamy”, którego nikt (mam nadzieję), nie „ubogacałby” tańcem.

 

Jest świetnie, więc o co chodzi? Pewne typy tańca były obecne w życiu Kościoła, chociażby w średniowieczu. Tańczono podczas procesji Bożego Ciała, tańczono podobno nawet w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. Pobożność ludowa – zwłaszcza w bardziej „temperamentnych” krajach, takich jak Hiszpania, pchała ludzi, by czcić Boga w ten sposób. Mimo tego, ta akurat forma pobożności była w Kościele zawsze potępiana i dążono do jej wyrugowania. Dlaczego, skoro był to wyraz autentycznego, pobożnego porywu serca?

 

Wyjaśnienie jest proste – zbyt mocno przypominało to rytuały pogańskie.

 

Kościół katolicki ma konkretne gesty, mowę ciała, bogatą w symbolikę. Klęczenie – gest pokory i uniżenia, zawsze przed Panem Bogiem, nigdy przed człowiekiem. Złożone dłonie – gest wasala poddającego się swemu panu – w chrześcijaństwie gest poddania się Chrystusowi. Pokłon, leżenie krzyżem, a także stanie, siedzenie, krok procesyjny, gest orantki, zastrzeżone dla duchownych gesty błogosławieństwa. To mniej więcej wszystko. Każdy z gestów ma określone znaczenie symboliczne i duchowe. Sporo o tym pisał kardynał Ratzinger w „Duchu liturgii”:

 

„Także taniec nie jest formą wyrażania liturgii chrześcijańskiej. Około III wieku kręgi gnostycko-doketyckie próbowały wprowadzić go do liturgii. Ukrzyżowanie traktowano tam jako pozór: ciało, którego nigdy tak naprawdę nie przyjął, Chrystus opuścił przed męką. I w ten sposób, skoro Krzyż był tylko pozorem, miejsce liturgii Krzyża mógł zająć taniec. (…) Zatem absolutny nonsens stanowią próby „uatrakcyjniania”liturgii pantomimą, i to wykonywaną w miarę możliwości przez profesjonalne zespoły, co kończy się często (w tej perspektywie całkiem słusznie) aplauzem zgromadzonych. Jeśli w liturgii oklaskuje się ludzkie dokonania, to jest to zawsze ewidentny znak tego, iż całkowicie zagubiono istotę liturgii i zastąpiono ją rodzajem religijnej rozrywki (3).

 

Aby było ciekawiej, tańce liturgiczne potępiają też stanowczo prawosławni. „Muszą być wytyczone jakieś granice. Protestanci usiłują tańczyć, czy wprowadzać jakieś elementy tańca do liturgii – dla nas to jest zdecydowanie nie do przyjęcia. Taniec i Służba Boża w rosyjskim prawosławiu są nie do połączenia, lecz nie wykluczają się nawzajem” – pisze prałat Andriej Liebiediew w artykule poświęconym tańcom (4).

 

Koronny argument zwolenników tańca liturgicznego to taniec Dawida przed Arką Przymierza (2Sm, 6 1-23). Pomijam już kwestię tego, że w Nowym Testamencie brak jakichkolwiek wzmianek o modlitwie tańcem.  W Starym Testamencie aż roi się od innych form pobożności, jak choćby ofiary biesiadne, do których jednak nie wracamy. To taniec ma w sobie coś urokliwego, pociągającego… Czy to wystarczający powód, by go na nowo ożywiać?

 

Gdy zaczynamy sięgać po gesty, które nie są gestami liturgii Kościoła, chcąc nie chcąc, zaczynamy odtwarzać ruchy, mające określone znaczenie w rytuałach innych religii i zabobonów. Podam przykład. W trakcie przytoczonego powyżej przedstawienia jedna z postaci (odgrywająca anioła) zataczała kręgi nad głową drugiej („Maryi”). Prawdopodobnie w zamyśle pani reżyser miało być to symboliczne przedstawienie aureoli. W rzeczywistości przypominało rytuał aktywacji tzw. czakry korony. Jestem przekonana o dobrych intencjach tancerek, które z pewnością nie miały takich skojarzeń. Ja także nigdy bym nie skojarzyła tego gestu, gdybym nie widziała go wcześniej w wykonaniu pewnej kapłanki New Age. Jednak tak to wygląda. Gdy rezygnujemy z gestów zakorzenionych w liturgii katolickiej, chcąc nie chcąc, sięgamy po gesty znaczące w rytuałach pogańskich.

 

Można jednak stwierdzić: bez przesady. Jeśli symbol nie jest czytelny, powszechnie podzielany, przestaje mieć znaczenie rytualne, zaczyna być neutralny. Tym bardziej, że mamy w liturgii gesty „zchrystianizowane” – jak wspomniany już gest złożonych dłoni. Chrystianizujmy więc pogańskie gesty!

 

Dochodzimy tu do drugiego dna. Panie wykonujące tańce wielbienia mówią o tym, że jest on wynikiem głębokiego wsłuchania w ciało i tego, jak ono podpowiada nam, by wielbić Boga.

 

Pozwolę sobie na pozorne zboczenie z tematu. Istnieje coś takiego jak „taniec porodowy”: kiedy zostawia się całkowitą swobodę rodzącej kobiecie, zaczyna w pewnym momencie rytmiczne, ale niezbyt szybkie chodzenie połączone z powolnym kołysaniem biodrami. Dość trudno to opisać. To jest czysty instynkt, pomagający dziecku w przybraniu prawidłowej pozycji do porodu. Dowiedziałam się o tym rodząc moją drugą córkę, w asyście doskonałej położnej. Spacerowałam sobie i tak jakoś się zaczęłam kołysać, na co położna mówi: „o, taniec porodowy!”. Zdziwiona zapytałam, o co chodzi. Było to dla mnie bardzo ciekawe – jak konkretne ruchy mogą wynikać z czysto biologicznej podstawy.

 

Wracając do tematu tańców liturgicznych. Co będzie nam podpowiadało ciało? Zaryzykowałabym tezę, że dokładne wsłuchanie się w impulsy płynące z ciała będzie podpowiadać nam ruchy mające sens biologiczny – pobudzające np. trawienie, pozwalające na lepszą relaksację, niwelację napięcia, czy też zachęcające do prokreacji…

 

Zdaję sobie sprawę, że wiele osób stawia granice i uważa, że taniec może być liturgiczny pod warunkiem, że nie jest erotyczny. Ale to bardzo płynna granica. Widziałam już „taniec na rurze dla Jezusa”. Podobno jego celem jest by nauczyć kobiety spostrzegać siebie w pozytywny sposób i pokochać swoje ciało, jako dar od Boga.

 

Trzeba by zatem zacząć od drugiej strony – od tego, co podpowiada ciału duch modlitwy. A to z kolei mamy od wieków zdefiniowane przez Kościół. Klęczenie, stanie, krok procesyjny, pokłon, leżenie krzyżem… Taniec, jako modlitwa? Dziękuję, poklęczę.

 

Bogna Białecka

[1]http://sanctus.pl/index.php?grupa=66&podgrupa=516&doc=463

[2]http://monikapalloti.blox.pl/2007/01/Jezus-kocha-taniec.html

[3]J. Ratzinger, Duch Liturgii Klub Książki Katolickiej, Poznań (#2002), s. 176

[4] http://www.pravmir.ru/pravoslavie-i-tancy/  data dostępu 21.11.2012

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 773 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram