3 października 2016

Żałobnicy na ulicy. Czas na mobilizację obrońców życia

(Fot: Marek Lapis/FORUM)

Przygnębiający widok – żałobne stroje, agresywne hasła, gremialne domaganie się prawa do zabijania własnych dzieci. Modelowy przykład, jak w zupełnym oderwaniu od faktów można sterować ludzkimi emocjami. Świadectwo, jak aborcyjna trauma towarzyszy kolejnym pokoleniom. Ale również silne wyzwanie dla wszystkich, którym leży na sercu przywrócenie cywilizacyjnego porządku w Polsce.

 

Poniedziałkową medialną hucpę urządzono według sprawdzonego schematu eskalowania emocji napędzanych potokiem manipulacji sączących się z łamów, eteru i wizji. Wszystko według parytetu: dwa zdania – sześć kłamstw. Tak na przykład przebiegała w wykonaniu czołowej aborcjonistki kraju sobotnia „dyskusja” w publicznym radiu z przedstawicielką komitetu „Stop aborcji”. Obrończyni życia by wyprostować wszystkie przeinaczenia i stuprocentowe fałsze zastosowane przez przeciwniczkę, musiałaby poświęcić cały przysługujący jej czas na antenie.

Wesprzyj nas już teraz!

Podobnie wygląda większość serwowanych nam w mediach debat na temat tzw. aborcji. Jest to możliwe dzięki nadzwyczajnemu zaangażowaniu największych publikatorów prywatnych. Odkąd ruszyła akcja zbierania podpisów pod projektem „Stop aborcji” skutecznie robią one wodę z mózgów swoich słuchaczy i czytelników, mnożąc zastępy demonstrującej w poniedziałek rozhisteryzowanej gawiedzi. Nie mogło się obyć bez celebryckiego wsparcia aktorek, aktorów, modelek, kucharzy i prezenterek – ludzi najczęściej wybitnych w swoich profesjach, angażowanych jednak okazjonalnie do roli autorytetów w kwestiach moralnych. Brak pewności, z jakich racji tak gremialnie decydują się oni narażać na szwank własną wiarygodność wypowiadając się o czymś, o czym nie mają pojęcia. Mieliby, gdyby ze zrozumieniem przeczytali projekt, który bezrefleksyjnie piętnują.

Parada manipulacji

Ramię w ramię z celebrytami uczestnicy czarnych marszów i pikiet sprzeciwiają się na przykład zastopowaniu możliwości badań prenatalnych, przymusowym porodom z narażeniem życia kobiet, karom więzienia za samoistne poronienie albo zakazowi antykoncepcji. Żadna z tych kwestii nie wynika jednak z projektu autorstwa Ordo Iuris, zatem nieszczęsne proaborterki i proaborterzy protestują, choć sami nie wiedzą przeciwko czemu. Oczywiście nie wszyscy, ale z pewnością większość z nich. Wśród osób i organizacji nakręcających „czarny protest” nie brak jednak utrzymanek i utrzymanków koncernów zarabiających krocie na rozwiązłości kobiet i mężczyzn oraz na rozwiązłości tej skutkach. Chodzi tu nie tylko o zabijanie nienarodzonych. Także o środki antykoncepcyjne, czy też wszechobecną pornografię.

Kobiety i mężczyźni w czerni protestują również przeciwko „przymusowi” rodzenia dzieci z gwałtów, a także zakazowi zabijania dzieci niepełnosprawnych. To również efekt elementarnego nieporozumienia, wynikającego z winy sprawujących władzę w naszym kraju, nie tylko obecnie, ale od wielu lat. Jeśli politycy od początku zdobyliby się na ustawienie tak zwanej kwestii aborcyjnej nie na głowie, jak ma to miejsce, lecz wręcz przeciwnie, wszystkim krytykom projektu „Stop aborcji” łatwiej byłoby zrozumieć jego fundamentalną logikę.

Sprawa życia ludzkiego to bowiem nie to samo co boje nad stołkami w państwowych spółkach albo w rządowej koalicji. Tu nie ma pola do kompromisów bo nie chodzi o polityczne targi. Państwo, które nie szczędzi nakładów na finansowe wspieranie rodzin w ramach projektu „500+” czy też na rehabilitację niepełnosprawnych, powinno potraktować gwałty i upośledzenia w adekwatny sposób – jak losowe wypadki, którymi w istocie są. Jeżeli jedyną ofertą pomocy, jaką formułuje wobec dotkniętych tym dramatem rodziców czy też osamotnionej matki jest pozbawienie życia dziecka, trudno nie nazwać takiego prawa barbarzyńskim.

Nie zrozumieli czy nie chcą zrozumieć?

Niestety, z wypowiedzi wielu, pożal się Boże, reprezentantów narodu – i to niezależnie od partyjnej przynależności – w dalszym ciągu wynika, że nic a nic nie zrozumieli z projektu, który decyzją większości odesłali do sejmowej komisji praw człowieka. Tak jakby zupełnie nie słuchali parlamentarnej prezentacji projektu ani też cierpliwie udzielanych przez przedstawicielkę Ordo Iuris odpowiedzi na zapytania posłów.

Jasne sygnały dochodzące z „kręgów decyzyjnych” Prawa i Sprawiedliwości świadczą, że w ich optyce sprawa zabijania nienarodzonych nadal nie jest postrzegana jako kwestia fundamentalnego prawa do życia, lecz jest polem do zgodnego z wynikami sondaży kompromisu dotyczącego przede wszystkim tak zwanych praw kobiet. Liderzy partii skłonni są zakazać wyłącznie tzw. aborcji eugenicznej. Partia rządząca pisze już „na kolanie” własny, senacki projekt ustawy aborcyjnej. Ma on zapewne w założeniu związać ręce posłom PiS, skłaniającym się ku poparciu w Sejmie obywatelskiej propozycji autorstwa komitetu „Stop aborcji”. Zamiar to bardzo sprytny. Przenikliwość jego autorów okazała się jednak ograniczona. Przywódcy Prawa i Sprawiedliwości nie uwzględnili zapewne faktu, że w Polsce istnieje ogromna rzesza zwolenników rozwiązania, zgodnie z którym państwo będzie chronić także dzieci poczęte w drodze gwałtu czy też współżycia osób nieletnich. Obrońcy nienarodzonych nie widzą też powodu, dla którego w naszym kraju legalne miałoby pozostawać zabijanie dzieci za pomocą środków wczesnoporonnych – stanowiące już dziś w krajach zachodnich znaczną większość przypadków prenatalnego pozbawiania życia. Prędzej czy później czeka nas zatem kolejny projekt obywatelski, kolejna akcja zbierania podpisów, kolejna debata w Sejmie i mediach…

Wielopokoleniowa trauma

Swoje trzy grosze do tej zakrojonej na wielką skalę manipulacji dołożyła polityczna opozycja wobec gabinetu Prawa i Sprawiedliwości. Chociaż projekt nowelizacji zmierzającej do pełnej ochrony życia nie wyszedł spod ręki partii rządzącej, bezradna dotąd niepisana koalicja anty-PiS dostrzegła w kwestii aborcyjnej szansę na uderzenie w dzisiejszą władzę.

Liczne poniedziałkowe manifestacje w miastach Polski nie są jednak wyłącznie efektem udanej operacji propagandowej. Dosłownie czarno na białym przypominają nam one o potężnym ładunku ludzkich dramatów związanych z syndromem postaborcyjnym i tak zwanym syndromem ocaleńca. Wielu spośród przebranych na czarno ludzi, którzy wylegli w poniedziałek na ulice polskich miast, niesie w sobie żałobę po swoich zabitych przed narodzeniem dzieciach, braciach czy siostrach. Niesie duchowy i psychologiczny balast odziedziczony po babciach i matkach, dziadkach i ojcach obciążonych zbrodniami na własnym poczętym potomstwie. „Wściekłe”, jak same o sobie mówią w licznych wypowiedziach dla mediów, szukają w tłumie podobnych sobie wsparcia dla dokonanego kiedyś tragicznego wyboru.

Często zapomina się o tym, że zabijanie nienarodzonych było legalne w Polsce nie od czasów niemieckiej okupacji i nocy stalinowskiej, ale już od wczesnych lat 30. XX wieku. Zostało zalegalizowane przez rządy sanacyjne i jeszcze przed wojną przyniosło krwawy plon wielu tysięcy odebranych istnień. Kto oszacuje skalę i skutki samobójczej w swej istocie zbrodni dokonywanej przez pokolenia Polek i Polaków od tamtego czasu?

Warto byłoby zatrzeć fałszywe wrażenie, że większość Polek marzy jedynie o tym, by bez oglądania się na konsekwencje – w imię prawa do nieskrępowanych seksualnych zabaw – szafować istnieniami nienarodzonych dzieci. Czy organizacje prorodzinne i katolickie zdobędą się teraz na mobilizację w masowych manifestacjach poparcia dla pełnej ochrony życia?

Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie