22 listopada 2013

Męczennik Meksyku – bł. Michał Pro SJ

Zanim padły strzały i pięć kul przeszyło jego serce, powiedział „Z serca przebaczam moim nieprzyjaciołom” i zawołał: „Viva Cristo Rey!” – mówi dla portalu PCh24.pl o. dr Marek Wójtowicz SJ.

 

Jak wyglądało dzieciństwo i młodość bł. Michała Augustyna Pro SJ?

Wesprzyj nas już teraz!

Michał Pro urodził się 13 stycznia 1891 r. w Guadalupie w Meksyku. Jego ojciec był inżynierem i dyrektorem kopalni, mama zajmowała się wychowaniem licznego potomstwa. Michał miał dziesięcioro rodzeństwa, on był najstarszy. W domu rodzinnym panowała głęboko katolicka atmosfera i szczere przywiązanie do Kościoła i jego pasterzy. Jako dziecko był bardzo chorowity, często cierpiał na bóle żołądka. Dlatego na początku uczono go w domu, dopiero potem na krótki czas poszedł do szkoły. Od szesnastego roku życia pomagał ojcu w pracach biurowych. W tym czasie bardzo zaprzyjaźnił się z górnikami, w chwilach wolny zjeżdżał do kopalni, by poznać ich mozolną pracę i usłyszeć o troskach, którymi żyli. Ta ciekawość świata robotników i ludzi prostych towarzyszyła mu do końca życia.

 

W wolnych chwilach chętnie spotykał się z górnikami, których polubił ucząc się nawet ich specyficznego sposobu wyrażania się. Później język ten i charakterystyczny sposób zachowania będą mu przydatne, gdy ukrywać się będzie przed reżimową meksykańską policją prowadząc potajemnie pracę duszpasterską.

 

Jakim był dzieckiem, później młodzieńcem?

Michał był bardzo pogodnym i wesołym chłopcem, rozgadanym i bardzo sympatycznym. Chętnie grał na gitarze i śpiewał z zapałem meksykańskie piosenki. Miał talent wodzireja, potrafił być duszą towarzystwa, dlatego był przez wszystkich bardzo lubiany. Jednocześnie lubił samotne wędrówki i długie godziny zadumy nad swoim życiem. Chętnie się modlił. Pewnego dnia „uciekł” z domu i zbudował sobie pustelnię z kamieni, z której powrócił po tygodniu samotnych rozmyślań.

 

Wtedy odkrył swoje powołanie?

Jeszcze nie, choć wkrótce to nastąpiło. Michał przez jakiś czas obraził się na Pana Boga, bo jego dwie starsze siostry Conception i Maria de la Luz wstąpiły do klasztoru. Nie chciał również zostać ministrantem. Ale jego serce pozostało wielkoduszne i otwarte na Boży głos. Pewnego dnia usłyszał kazanie misjonarza jezuity, który stwierdził, że wiele otrzymaliśmy od Pana Jezusa i powinno to nas skłonić do zadania sobie pytania: „Co ja dla Niego uczynię i co Mu ofiaruję?”. Przynaglony tym pytaniem dwudziestoletni Michał postanowił naśladować Pana Jezusa na drodze życia zakonnego i kapłańskiego w Towarzystwie Jezusowym. Rozpoczął nowicjat w 1911 r., gdzie po dwóch latach złożył swoje zakonne śluby.

 

Jaka była wtedy sytuacja polityczna Meksyku? Jaki był stosunek rządu meksykańskiego do Kościoła?

Już Konstytucja Meksyku z 1857 r. zawierała pewne elementy nieprzyjazne Kościołowi. Sytuacja polityczna uległa radykalnej zmianie w tym względzie, gdy do władzy doszedł Venustiano Carranza w 1914 r. Dwa lata później w tym katolickim kraju nasiliło się prześladowanie Kościoła. Obok reformy rolnej wprowadzono prawa ograniczające działalność duszpasterską księży oraz katolickie szkolnictwo. Żołnierze dyktatora bezcześcili w kościołach Najświętszy Sakrament, urządzano w nich bale. Jako że nie udało się przeprowadzić reform, wtedy władzę przejął generał Obregon, który 1 grudnia 1920 r. został wybrany na prezydenta. W rzeczywistości był dyktatorem, który podczas fikcyjnych wyborów 6 lipca 1924 r. wprowadził na swoje miejsce Plutarco Elias Calles’a. Były nauczyciel kazał pozamykać szkoły katolickie i zakazał publicznej działalności księży. Jezuici zdecydowali się przenieść formację kleryków do Kalifornii. Z Meksyku zostali usunięci kapłani z innych krajów.

 

Czy do Kalifornii udał się także Michał Pro?

Tak, był tam rok, a później znalazł się w Grenadzie w Hiszpanii, studiował tam retorykę i filozofię. Następnie, w 1920 roku, Michał powrócił na kontynent amerykański, do Nikaragui, gdzie został nauczycielem i wychowawcą w jezuickiej szkole. Po dwóch latach, w 1922 r., powrócił do Hiszpanii, gdzie w Barcelonie rozpoczął swoje studia teologiczne, które następnie kontynuował w Enghien w Belgii.

 

Jak kształtowało jego duszę Towarzystwo Jezusowe?

Będąc w Granadzie miał okazję, by odprawić rekolekcje w Manresie koło Barcelony. Odprawiał długie medytacje w grocie, gdzie przed czterema wiekami przeżywał walkę duchową założyciel jezuitów. Michał ukształtowany został w szkole „Ćwiczeń duchowych” św. Ignacego Loyoli. Bliska mu była kontemplacja o „Wołaniu Króla” oraz o „Dwóch sztandarach”. Młody jezuita rozważał, na czym polega owa walka „pod Sztandarem Krzyża”, a więc pośród przeciwności i upokorzeń znoszonych dla Pana. Uczył się też, co znaczy naśladować Pana Jezusa na drodze krzyża i jak praktykować w życiu zakonnym „Trzeci stopień pokory” polegający na tym, by wybierać raczej ubóstwo z Chrystusem ubogim, niż bogactwo, zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag, niż zaszczyty. Na każdym etapie formacji zakonnej odznaczał się wielką pilnością w nauce i gorliwością w codziennej modlitwie, zwłaszcza przez częste nawiedzanie Najświętszego Sakramentu. Cechowała go także wielka zażyłość z Maryją, o czym świadczy jego pielgrzymka do Lourdes, którą się bardzo uradował.

 

Michał miał spore problemy ze zdrowiem…

Już jako dziesięcioletni chłopak miał problemy z żołądkiem, z powodu których musiał przerwać naukę w szkole. Uczył go w rodzinnym domu nauczyciel. Objawy choroby znowu się nasiliły, dlatego w krótkich odstępach czasu poddany został trzem operacjom. Tę uciążliwą chorobę znosił z wielką cierpliwością, choć nieraz zwijał się z bólu. Pewnego dnia powiedział do swoich przyjaciół: „Jestem gotów umrzeć natychmiast”. Brak snu pozwalał mu prawie całą noc spędzać na modlitwie. Michał zawsze cierpliwie znosił chorobę, bo był zjednoczony z Bogiem. W bardzo trudnym dla niego czasie napisał wiersz nawiązujący do znanej modlitwy św. Ignacego Loyoli „Zabierz, Panie i przyjmij…”. W ten sposób realizował się w jego życiu gotowość na przyjęcie krzyża. Ze względu na trudności zdrowotne, został wysłany do południowej Francji.

 

Kiedy przyjął święcenia kapłańskie?

Przełożeni zakonni zastanawiali się, czy dopuścić go do święceń prezbiteratu, ale ostatecznie przekonała ich jego pobożność, gorliwość i ofiarność. Na kapłana został wyświęcony we wspomnienie św. Ignacego Loyoli, 31 lipca 1925 r. W tym też roku, na zakończenie Roku Świętego, papież Pius XI ogłosił święto Chrystusa Króla. Po odprawieniu Mszy św. prymicyjnej 1 sierpnia udał się do swojego pokoju, położył na stole zdjęcia swoich bliskich, ucałował je i po kolei udzielał swego kapłańskiego błogosławieństwa. Łzy wzruszenia same napływały mu do oczu… Przecież kilka miesięcy wcześniej zmarła jego matka, z którą łączyła go głęboka, duchowa więź.

 

Gdzie został skierowany jako kapłan?

Wkrótce kazano mu powrócić do Meksyku, skąd już dochodziły informacje o powracającej fali prześladowań. W czerwcu, 1926 r. wsiadł na okręt płynący do swojej umęczonej Ojczyzny.

 

Jaka była wtedy sytuacja polityczna w Meksyku?

Prześladowania Kościoła nasiliły się po powrocie o. Michała Pro do Meksyku. Masowo zamykano wtedy domy zakonne, państwo zdominowane przez masoński rząd Callesa, przywłaszczało sobie kościoły. Za każdym razem kapłani musieli prosić wrogie Kościołowi władze o pozwolenie na odprawienie Mszy św. z ludem.

 

Jak w tej rzeczywistości odnalazł się o. Michał Pro?

Pełen apostolskiego zapału o. Pro nie godził na tak niesprawiedliwe traktowanie Kościoła pozbawiające wiernych możliwości przyjmowania sakramentów świętych. Pomimo groźby uwięzienia za prowadzenie „nielegalnej” działalności, z jeszcze większą gorliwością oddał się kapłańskiej posłudze.

 

Przemieszczał się z miejsca na miejsce przebrany za robotnika i zachowywał się podobnie jak oni. Niejeden raz cudem udawało mu się wymknąć z zastawionych przez tajną policję zasadzek. Pewnego razu, aresztowany, wyskoczył z pędzącego samochodu. Innym razem, nie widząc możliwości ucieczki, poprosił przypadkiem napotkaną dziewczynę, by udawali zakochana parę. Pewnego dnia, gdy zastał dom, w którym była „stacja eucharystyczna”, podszedł do agentów, odsłonił klapę i udając jednego z nich dodał porozumiewawczo: „złapaliśmy ptaszka”. Po zakończeniu duchowej posługi wyszedł jakby nigdy nic, pozdrowiony jeszcze przez kapusiów. Przebierał się za żebraka lub udawał szalonego niosąc w tym samym czasie wiatyk do umierających.

 

W tych warunkach przydało mu się doświadczenie nabyte podczas rozmów z górnikami…

Tak, dla kamuflażu używał czasem slangu meksykańskich górników. Pewnego dnia udawał handlarza drobiem niosąc w klatce kilka kur! Wierni podarowali mu psa, który miał go ochraniać w niebezpieczeństwie. Obok działalności duszpasterskiej nasz błogosławiony organizował także pomoc charytatywną ubogim rodzinom. Dodajmy, że był kapłanem przemieszczającym się „na cywila”, dar kapłaństwa nosił w swoim sercu. Noszenie stroju zakonnego było surowo zakazane. Ojciec Michał Pro dla dobra dusz gotowy był iść aż na koniec świata.

 

Jednak posługa o. Pro nie byłaby możliwa, gdyby nie odważna postawa wiernych świeckich.

Tak, to właśnie świeccy zorganizowali kilkadziesiąt „stacji eucharystycznych”, to znaczy punktów, w których o. Michał udzielał Komunii Świętej. Dzięki jego odwadze od dwustu do trzystu katolików dziennie mogło przyjąć do swego serca Pana Jezusa. Pewnego dnia, w pierwszy piątek miesiąca, pobił rekord aż trzech tysięcy rozdzielonych komunikantów – rozdał ponad dwa tysiące. Zwykle każdego dnia udzielał od 200 do 300 Komunii św. Wspierał również ubogich, pomagając regularnie 26 rodzinom. Przyjaźnił się z lekarzami, prosząc ich, by pomagali darmowo leczyć biednych chorych.

 

Czy o. Michał Pro liczył się z tym, że może ponieść śmierć męczeńską?

Antyklerykalne władze Meksyku, wspierane niestety przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Wilsona, nie mogły już dłużej znosić odważnej pracy duszpasterskiej „zuchwałego” jezuity. Dzięki swojej nieustraszonej postawie podtrzymywał on na duchu wielu katolickich patriotów. Siła opozycyjnej Ligii przeciwko rządowi ciągle wzmacniała się. Dlatego o. Michał bez przerwy był tropiony. On sam przeczuwał, że dni jego życia są już policzone, dlatego w październiku 1927 r. prosił chrześcijańskie wspólnoty, którym posługiwał, o wyproszenie dla niego u Boga łaski męczeństwa. Od dawna żywił pragnienie śmierci męczeńskiej. Żarliwemu apostołowi nie dość było na tym, że dla Pana Boga i dusz mógł do upadłego pracować, on pragnął nadto dla nich cierpieć. W miarę jak dochodziły z różnych stron kraju smutne wieści o lejącej się krwi katolickiej i o srożącym się coraz bardziej ucisku prześladowców, o. Pro coraz gorącej wzdychał do palmy męczeńskiej. „Umrę – mówił – ponieważ dla ocalenia Meksyku trzeba krwi kapłańskiej, i to wiele”.

 

Jaki był powód aresztowania o. Michała Pro?

Bezbożny rząd znalazł powód, by uwięzić gorliwego jezuitę, wykorzystując okazję nieudanego zamachu na życie generała Obregona. O spisek oskarżono bohaterskiego zakonnika i jego dwóch braci: Huberta i Roberta. Zostali aresztowani 18 listopada 1927 r. O. Michał Pro zdążył jeszcze wyspowiadać swego brata Huberta, który go o to poprosił. Ani generał Obregon, ani przestraszone terrorem społeczeństwo nie dali wiary, by przewrotnie oskarżeni mieli coś wspólnego ze spiskiem. Jednak mimo usilnych próśb arcybiskupa Meksyku, wyrok śmierci został bardzo szybko wykonany. Już następnego dnia, 23 listopada 1927 r., zaraz po niesprawiedliwym wyroku, przed plutonem egzekucyjnym stanął o. Michał Pro i jego brat Hubert. Robert w ostatniej chwili został ułaskawiony.

 

Jaki przebieg miało jego męczeństwo?

O. Michał był prowadzony przez strażników razem ze swoim bratem Hubertem, w jednej ręce ściskał metalowy krzyżyk, który otrzymał w dniu swoich pierwszych ślubów, a w drugiej różaniec. Przed egzekucją wszystkim fałszywym oskarżycielom przebaczył i poprosił o chwilę modlitwy. Uklęknął, przytulając do swojej piersi krzyż. Potem powstał i rozłożył szeroko ręce gotowy na niesprawiedliwie zadaną śmierć. Zanim padły strzały i pięć kul przeszyło jego serce, powiedział „Z serca przebaczam moim nieprzyjaciołom” i zawołał: „Viva Cristo Rey!” (Niech żyje Chrystus Król!). Po pięciu minutach od kul zginął także jego ukochany brat. W ich pogrzebie uczestniczyło około dwudziestu tysięcy wiernych. Z tym zawołaniem będącym treścią całego chrześcijańskiego życia ginęli za wiarę także inni meksykańscy męczennicy w latach dwudziestych XX wieku. Nieustraszony kapłan i jezuita, pragnął do końca swoich dni, z narażeniem życia, walczyć pod Sztandarem Krzyża.

 

W jaki sposób Kościół uczcił tego wielkiego męczennika?

Dnia 12 maja w roku 2000 bł. Jan Paweł II beatyfikował 25 męczenników meksykańskich z początku XX wieku. Wśród nich o. Michała Pro. Kościół wspomina bł. Michała Pro 23 listopada.

 

Bóg zapłać za rozmowę!

Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie