18 grudnia 2019

Mauzer – ulubiony „towarzysz” czerwonych morderców

Ta broń, za sprawą bolszewickiego wierszoklety, stała się dla wielu symbolem terroru i zbrodni. Tymczasem pistolet Mauser C/96, bo o nim mowa, miał przebogatą i niejednowymiarową historię.

 

Służył sprawom dobrym i złym. Przez z górą wiek gościł na niezliczonych frontach, od Hiszpanii po Syberię i Chiny. Widywano go w afrykańskim buszu, brazylijskiej selwie i dżunglach Wietnamu, w górach Korei i Czeczenii, wśród lodów Arktyki, jak i na rozgrzanych żarem pustyniach Maghrebu, Azji Środkowej i Bliskiego Wschodu. Wpisał się nie tylko do dziejów wojskowości, ale i do dziedzictwa kulturowego, będąc natchnieniem poetów, pisarzy, malarzy i filmowców.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Król karabinów

Peter Paul Mauser, twórca sławnych zakładów zbrojeniowych, odziedziczył talent po ojcu, majstrze z Królewskiej Wirtemberskiej Fabryki Broni.

 

W roku Pańskim 1865 Peter opatentował swą pierwszą znaczącą konstrukcję. Niestety, działo odtylcowe jego pomysłu nie wzbudziło zainteresowania wojskowych. Młody wynalazca skoncentrował więc swą uwagę na broni strzeleckiej. Sukcesem okazał się jego karabin M71, w słusznym kalibrze 11 milimetrów, przyjęty jako przepisowa broń długa w armii Cesarstwa Niemieckiego.

 

Prawdziwa sława przyszła wraz z wielostrzałowymi gewehrami z magazynkiem rurowym, a następnie pudełkowym zasilanym z łódki. Jedną z pierwszych armii, które doceniły nowe karabiny była hiszpańska. W następstwie tego podczas kampanii na Kubie i Filipinach geniuszu Herr Mausera posmakowali Amerykanie, a wtedy światowy rozgłos był już zapewniony.

 

Dziełem życia Petera Mausera był bez wątpienia jego Gewehr 98, karabin który pokochał (bądź znienawidził) cały świat, który królował wśród strzeleckiej broni długiej przez dobre pół wieku i który nosiły miliony żołnierzy, także w Wojsku Polskim (był u nas produkowany w Warszawie i Radomiu).

 

„Miotła”

Mauser próbował także podbić rynek broni krótkiej. Jego opatentowany w 1878 roku bębenkowy Zig-Zag znów nie spodobał się wojskowym biurokratom.

 

Kilkanaście lat później podwładny Petera, dyrektor działu konstrukcyjnego Fidel Feederle, zgłosił się do szefa z intrygującą propozycją. Przedstawił projekt nowatorskiej konstrukcji pistoletu samopowtarzalnego, nad którą pracował wraz z braćmi Friedrichem i Josefem. Mauser w lot pojął wagę inicjatywy braci i zezwolił im na dalsze prace. Ponieważ używany w egzemplarzach prototypowych nabój Borchardta uznał za nieco anemiczny, osobiście opracował specjalny Pistolenpatrone kalibru 7,63 x 25 mm, o ogromnej jak na owe czasy sile rażenia. Pierwsze próbne strzelania odbyły się w roku 1895 i wkrótce pistolet wszedł do produkcji pod nazwą Mauser C/96. 

 

Miał niepowtarzalny wygląd – długą lufę, stały magazynek przed kabłąkiem spustowym i charakterystyczny chwyt, któremu zawdzięczał przydomki: „miotła” i „kij od szczotki”. Przyrządy celownicze były wyskalowane do… 1000 metrów, co dowodziło, że także w epoce fin de siècle nie brakowało niepoprawnych optymistów. Faktycznie pistolet bił celnie na dystansie dwustumetrowym, co jak na broń krótką nawet dziś jest wybitnym osiągnięciem. Wielce pomocna była tu drewniana kabura, mogąca odegrać rolę kolby dostawnej, przekształcająca broń w rodzaj krótkiego karabinka.

 

Już w pierwszym roku produkcji powstało pięć wariantów C/96, a następne lata przyniosły dziesiątki modyfikacji. Dziś można mówić o całej rodzinie pistoletów, na którą składają się prawie dwie setki wersji, różniących się kalibrem, długością lufy, pojemnością magazynka, stałymi bądź nastawnymi przyrządami celowniczymi, kształtem kurka i bezpiecznika, i innymi, równie fascynującymi detalami.

 

Malkontenci (bo gdzież ich nie ma!) utyskiwali na skomplikowany mechanizm, na rozmiary, wagę i nieporęczność, wreszcie na niemałą cenę. Z kolei rzesze fanów miłowały „miotłę” za jej celność, niespotykany zasięg, niezawodność i urok osobisty.

 

20 kwietnia 1898 roku na strzelnicy Katharinenholz w Poczdamie broń raczył wziąć do ręki sam cesarz Wilhelm II. Kajzer lubił strzelające zabawki, ale tym razem wyprucie do tarczy „dziesięcioosobowego” magazynka wzbudziło niekłamany entuzjazm Jego Wysokości. Monarcha zażądał zaraz strzeleckiej „repety”, potem zaś wygłosił parę łaskawych uwag.

 

Z Bogiem i z mauzerem!

Broń wkrótce przetestowano bojowo. W roku 1898 pewien młody, sepleniący porucznik brytyjskich lansjerów, niejaki Winston Churchill, wyruszał na wojnę z sudańskimi mahdystami.

 

Owa wyprawa śladami Stasia i Nel mogła zakończyć się dlań fatalnie, jako że kontuzjowana ręka uniemożliwiała młodzianowi sprawne posługiwanie się szablą. Oficer zwyczajnie poszedł więc do sklepu z bronią, a tam wpadł mu w oko osobliwy pistolet, zachwalany jako ostatnia nowość. Zakup opłacił się sowicie. Po powrocie z frontu przyszły mąż stanu przyznał, że ocalał tylko dzięki „miotle”, kiedy pod Omdurmanem dopadło go kilku wymachujących szablami derwiszów.

 

„Kije od szczotki” chwalili uczestnicy europejskich ekspedycji tłumiących rebelię bokserów w Chinach. Chińczykom też się spodobały, nazywali je pieszczotliwie „armatami z pudełka”. Pistoletów (i karabinów) Mausera szeroko używano podczas II wojny burskiej. Sławne było zawołanie burskich komandosów: – Z Bogiem i z mauzerem!

 

Najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. Pochlebne oceny użytkowników nie przekonały niemieckich decydentów. W konkursie na pistolet służbowy armii cesarskiej mauzer przegrał z parabelką Georga von Lugera, do której nacja Teutonów zapałała uczuciem równie gorącym, jak trudnym do racjonalnego uzasadnienia. Dopiero podczas Wielkiej Wojny wojsko kajzera, przyciśnięte potrzebą, zażyczyło sobie 150.000 „kijów od szczotki” w kalibrze 9 mm, sławnych Czerwonych Dziewiątek.

 

Za to zamówienia ze świata napływały wartkim strumieniem. Wprawdzie poza Chinami „miotła” nigdzie nie stała się standardową bronią boczną, ale pokaźne jej ilości zakupiły siły zbrojne i policje wielu krajów. Używali ich także nacjonaliści irlandzcy i indyjscy, katalońscy anarchiści, bojówkarze niemieckich Freikorpsów i teksascy rangersi. W Turcji uzbrojono w nie gwardię sułtańską, podobnie w Etiopii straż przyboczną cesarza Hajle Sellasje. Taki właśnie pistolet sprawił sobie prezydent Meksyku Porfirio Diaz, jak i pułkownik Thomas E. Lawrence (Lawrence z Arabii). Mauzery zabierali na swe wyprawy podróżnicy – Percy Fawcett poszukujący złotego miasta Inków w puszczach Mato Grosso, sowiecki polarnik-czekista Iwan Papanin, również polski pisarz Ferdynand Ossendowski („Włożyłem do kieszeni nieodstępnego w mych podróżach Mauzera…”).

 

Szybki ogień

W Hiszpanii i Chinach produkowano pirackie klony pistoletu. To Hiszpanie pierwsi opracowali wersję automatyczną, mogącą strzelać seriami.

 

Rodzime zakłady Mausera nie chciały pozostać w tyle i w roku 1932 wypuściły na rynek zgrabny Schnellfeuer, zdolny opróżnić 20-nabojowy magazynek w niecałe półtorej sekundy.

– I na co to komu? – utyskiwali niepoprawni sceptycy.

 

Odpowiedź dał pewien macedoński Bułgar, Włado Czernozemski, działający na zlecenie chorwackich ustaszy. 9 października 1934 roku podbiegł ze Schnellfeuerem ukrytym w bukiecie kwiatów do okazałego orszaku przemierzającego ulice Marsylii. Ochrona zareagowała błyskawicznie, szabla pułkownika Piolleta uczyniła głęboki przedziałek w czuprynie zamachowca. Cóż z tego, skoro ten zdążył pociągnąć za spust, a wystrzelona struga pocisków raziła śmiertelnie francuskiego ministra Barthou, szofera Berteleniego oraz główny cel terrorysty – króla Jugosławii Aleksandra I, goszczącego wówczas nad Sekwaną.

 

Schnellfeuer dostarczano potem powstańcom generała Franco, sprzedawał się dobrze w Ameryce Południowej (jeszcze w latach 80. jego zmodyfikowana wersja służyła brazylijskiej policji wojskowej!) i na chłonnym rynku chińskim. Zainteresowanie konstrukcją zgłosiła nawet… królewska armia jugosłowiańska, która chciała wyposażyć swoje oddziały górskie w tak sprawdzony produkt.

 

Dławiąc gardło świata

Estymą darzono mauzera także w Rosji, i tu zdobył on mroczną, choć nie do końca zasłużoną sławę.

 

W carskiej armii oficerowie kupowali służbową broń krótką za własne pieniądze. Przepisowym rewolwerem był bębenkowy nagan (Nagant), jednakże chętnym zezwolono na zakup mauzera, colta lub parabellum. Cena „kija od szczotki”, wynosząca 38 do 45 rubli (nagan kosztował tylko 26), okazała się zaporowa szczególnie dla młodych oficerów z ich chudą wypłatą 67 rubli. Mauzer pozostał bronią dość rzadką i prestiżową.

 

Rewolucjoniści, mający swoje źródła finansowania, docenili zalety „miotły” już w roku 1905, także na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego. Kiedy w grudniu 1917 roku Feliks Dzierżyński stanął na czele złowrogiej Czeki (WCzK), nie zapomniał o tym przyjacielu z lat burzliwej młodości i chętnie paradował z mauzerem u boku. Czekiści naśladowali szefa i wkrótce dyndający u pasa C/96 w drewnianej kaburze, wraz ze skórzaną kurtką i czapką z daszkiem stał się nieodzownym elementem bezpieczniackiego szyku. Spośród bolszewickich liderów „miotłę” upodobali sobie między innymi Woroszyłow, Blücher i Budionny. Poeta Majakowski unieśmiertelnił oręż złowieszczymi słowy:

Milczeć tam, oratorzy!

Głos ma towarzysz Mauzer! […]

Ciaśniej ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce!

 

Jednakowoż, jako się rzekło, mauzerów było wówczas w Rosji nie tak wiele, łapczywie zagarniali je przede wszystkim wyżsi dowódcy i komisarze. Pośledniejsi rangą czerwoni pistoleros musieli zadowolić się pospolitymi naganami, zupełnie jak za cara. Do mauzera przylgnęła wówczas nazwa „komisarz”, dowodząca, że istnienie klasy uprzywilejowanych nie zakończyło się wraz z upadkiem monarchii.

 

Po prawdzie mauzera wielbiła również rosyjska Kontra (nosił go na przykład „biały” generał Anton Turkuł), szaleli za nim ormiańscy bojowcy (zwani „mauzerystami”), ukraińscy machnowcy oraz basmacze z Turkiestanu. Nie byli obojętni na wdzięki „kija od szczotki” pospolici kryminaliści, jak moskiewski bandzior Korolkow (sławny z tego, że ograbił samego Lenina), albo odeski gangster Mojżesz Winnicki, znany w półświatku pod ksywą Miszka Japończyk.

 

Sarkania katów

Niewątpliwie „miotła” wielokrotnie służyła jako narzędzie zbrodni.

Najbardziej znany epizod miał miejsce w Jekaterynburgu, gdzie z pomocą mauzera, ale także naganów i colta wymordowano rodzinę carską (zob.: https://www.pch24.pl/bestialskie-morderstwo-rodziny-w-imie-wladzy-ludu,61642,i.html).

 

W latach wojny domowej Czerwoni dokonywali egzekucji wszystkim, co było pod ręką, niekiedy wybijając tłumy skazańców z karabinów maszynowych, albo topiąc ich stłoczonych w barkach. Z czasem Czeka utrwaliła „ekonomiczny” obyczaj uśmiercania ofiar pojedynczym strzałem w potylicę lub kark.

 

W latach 20. Sowieci złożyli w Niemczech wielkie zamówienie na 30.000 mauzerów. „Komisarze” dostarczono w kompaktowej wersji Bolo, które to słowo wielu tłumaczyło sobie jako „Bolszewik”, choć jak się zdaje, nawiązywało ono do nazwy filipińskiej krótkiej maczety. Część zakupu przejęła Armia Czerwona, resztę zagarnęły organy bezpieczeństwa. Tyle, że bolszewickim katom potrzebna była inna broń.

 

Mauzery, stworzone do walki na odległość, nie bardzo nadawały się do razstiełów. Czekistowscy oprawcy narzekali, że głośny huk wystrzału boleśnie rani ich uszy, szczególnie w zamkniętych pomieszczeniach (na przykład piwnicach czerezwyczajek); że przy większej ilości strzałów odrzut broni bywa męczący (a przed katem niekiedy stało zadanie uśmiercenia nawet kilkuset ludzi dziennie!); wreszcie, że potężny pocisk potrafi roznieść głowę skazańca, ochlapując krwią i mózgiem schludne uniformy sług rewolucji. Sytuacji nie mogło poprawić wprowadzenie do uzbrojenia rodzimego pistoletu TT na jeszcze silniejszy nabój Tokariewa.

 

Dlatego kaci nadal preferowali nagana z jego umiarkowanym energetycznie patronem. Jednakowoż ów rewolwer miał mniejszą szybkostrzelność praktyczną (brak wychylnego bębna utrudniał usunięcie łusek i zastąpienie ich nowymi nabojami), co spowalniało egzekucje masowe. Prawdziwi profesjonaliści (w tym wykonawcy operacji katyńskiej) polecali importowane niemieckie walthery kalibru 7,65 lub 6,35 mm, bądź broń sportową 5,6 mm. Osobisty przykład dawał istny stachanowiec zbrodni, Wasilij Błochin, znany z tego, że w trosce o czystość swego munduru wykonywał katowską pracę w skórzanym rzeźnickim fartuchu. Był on wielbicielem walthera 7,65 mm w wersji PP (Polizeipistole), pozwalającego sprawnie realizować mordercze powinności. Towarzyszowi Błochinowi przypisuje się zastrzelenie nawet 50.000 osób, w tej liczbie 7000 polskich jeńców z Ostaszkowa.

 

Potwór z Mauserwerk

Ogółem, do momentu wstrzymania produkcji w roku 1937, w Niemczech wyprodukowano około miliona „mioteł” różnych wersji, nie licząc setek tysięcy chińskich i hiszpańskich klonów. Niesprzedane zapasy przejęła armia hitlerowska, przekazując je Waffen-SS i Luftwaffe.

 

Po II wojnie światowej pistolety C/96 widywano w rękach żołnierzy Kuomintangu, komunistów chińskich, północnokoreańskich, północnowietnamskich, malezyjskich, we wczesnej armii Izraela. Z czasem odeszły do lamusa, choć jeszcze w latach 80. posługiwali się nimi afgańscy mudżahedini, w następnej dekadzie były wyróżnikiem czeczeńskich komendantów polowych, a w XXI wieku (!) zdobywała je na rebeliantach armia syryjska.

 

Mauzer nie wszystek umarł. Zaznaczył swą obecność w kulturze, w dziełach wielkich i małych. Oczywiście ludzie cywilizacji obrazkowej najłatwiej odnajdują go w filmach, komiksach i grach wideo. Istotnie, wystąpił w niezliczonych sowieckich „isternach” traktujących o czasach rewolucji i wojny domowej („Białe słońce pustyni”, „Nieuchwytni mściciele”, „Oficer” i wiele innych). Pojawiał się również na filmowym Dzikim Zachodzie („Joe Kid”, „Człowiek zwany Ciszą”), w obrazach przygodowych („Kopalnie króla Salomona”, „Mumia”), a nawet science fiction (w „Piątym elemencie” mogliśmy obejrzeć Schnellfeuera, zaś w „Gwiezdnych wojnach” Han Solo siał spustoszenie mauzeropodobnym blasterem DL-44). Nie sposób pominąć tu kino wojenne, także polskie – w serialu „Czterej pancerni i pies” starszina Iwan Czernousow podarował Jankowi Kosowi taki właśnie oręż (strażnikom socjalistycznej praworządności umknęło, że sympatyczny Rosjanin mógł ofiarować ów prezent, ponieważ posiadał broń niezarejestrowaną, innymi słowy… nielegalną!).

 

„Komisarz” bywał obecny w dziełach literatury, choćby w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa, w „Mieście skazanym” braci Strugackich („… wtedy otworzył szafkę i wyciągnął potężnego mauzera – dziesięciostrzałowego potwora urodzonego w specjalnym dziale Mauserwerk, ukochaną broń komisarzy w zakurzonych hełmach…”), napomknęli o nim Ilf i Pietrow w „Dwunastu krzesłach”, zaś Szołochow (a może Kriukow?) w „Cichym Donie”. W „Komu bije dzwon” Hemingwaya rewolucjonista Pablo mordował mauzerem frankistowskich jeńców („Jeszcze słyszę te strzały, ostre, a jednak zgłuszone, i widzę szarpnięcie lufy, i głowę człowieka opadającą w przód”), z kolei Ian Fleming wtykał go w łapska Sowietów polujących na agenta 007.

 

Czerwony ognisty ptak

Odium wynikłe z kojarzenia „komisarza” z komunistycznym terrorem dla wielu okazało się nie do przezwyciężenia.

 

W latach 80. rosyjski poeta i bard Aleksander Baszłaczow, którego strofy wzbudzały słuszne zaniepokojenie ideowego pomiotu Żelaznego Feliksa („Kto usłyszy jęk skradzionej ikony?”), nim jego życie roztrzaska się o leningradzki bruk, zdąży zaśpiewać o „czerwonym ptaku ognistym”, co „pozdrawia szczekającym mauzerem”.

 

Jednakże nigdy dość przypominania, że to wcale nie broń jest zła. Podli bywają jej użytkownicy. Ten sam oręż, we właściwych rękach, może posłużyć do powstrzymania niegodziwości. Pistolety C/96 zapisały również wiele pięknych kart. Wiernie służyły choćby żołnierzom odrodzonej Rzeczypospolitej, szczególnie w jej pierwszych latach, w trakcie wojen o granice. Podczas II wojny światowej posługiwali się nimi nasi partyzanci, potem także Żołnierze Wyklęci.

 

Dziś „miotła” bywa ozdobą prywatnych arsenałów. Cena dobrze zachowanego, sprawnego egzemplarza jest słona, stanowi równowartość kilku nowoczesnych cezetek czy glocków. Pasjonaci zgrzytają zębami, ale nie skąpią grosza. Obcowanie z tym kawałem żelastwa jest jak dotknięcie Historii.

 

Andrzej Solak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie