30 lipca 2014

72 lata temu Niemcy zaczęli masakrę warszawskiej Woli. To największa tragedia Powstania

(Bundesarchiv, Bild 101I-695-0412-10 / Gutjahr / CC-BY-SA [CC-BY-SA-3.0-de (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/de/deed.en)], via Wikimedia Commons)

Masakra na warszawskiej Woli była najkrwawszym epizodem Powstania Warszawskiego. Choć jej apogeum przypadło na 5 i 6 sierpnia 1944 r., zaczęła się tak naprawdę już w pierwszym dniu powstania. Według szacunków, w jej wyniku śmierć poniosło ponad 50 tysięcy mieszkańców, w przeważającej większości bezbronnych cywilów. W ciągu kilku sierpniowych dni 1944 roku w Warszawie zamordowano więc niemal dwukrotnie więcej Polaków, niż w Katyniu, Miednoje i Charkowie.


Straszliwe mordy były realizacją rozkazu Adolfa Hitlera i Heinricha Himmlera, wydanego w odpowiedzi na wieść o wybuchu Powstania Warszawskiego, zgodnie z którym należało „nie brać żadnych jeńców” i zabić „każdego mieszkańca” zbuntowanego miasta bez względu na wiek i płeć. To właśnie na Wolę, obok Ochoty, w pierwszej kolejności zostało skierowane uderzenie sił niemieckich, którym towarzyszyli rosyjscy i ukraińscy kolaboranci.

Wesprzyj nas już teraz!


Jak wspomina prof. Hans Thieme, który wówczas służył w Wehrmahcie, „rozstrzeliwano wszystko co polskie, bez względu na wiek i płeć”. Na żadne względy nie mogli liczyć duchowni ani lekarze. Mordowano nawet dzieci z Sierocińca Prawosławnego, znajdującego się przy ul. Wolskiej 149. Nie oszczędzano także kobiet w ciąży. Wanda Felicja Lurie w czasie trwania rzezi miała 33 lata. Matka trójki dzieci, była w ostatnim miesiącu ciąży z kolejnym z nich. „(…) kierujący egzekucją oficer kazał mnie dołączyć do grupy idącej na rozstrzelanie… Odepchnął mnie tak, że się przewróciłam. Widział, że jestem w ostatnim miesiącu ciąży. Potem uderzył i popchnął mojego starszego synka wołając Prędzej ty polski bandyto!… Dzieci szły płacząc… W pewnym momencie oprawca stojący za mną strzelił starszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci. Potem strzelano do mnie. Przewróciłam się na lewy bok. Kula trafiła w kark, przeszła przez dolną część czaszki, wychodząc przez prawy policzek. Dostałam krwotoku ciążowego, a wraz z kulą wyplułam kilka zębów”, wspominała później Lurie, której udało się wydostać spod stosu trupów.

Mordowano także chorych przebywających w szpitalach i osoby szukające w nich schronienia. Przykładowo w szpitalu na ul. Górczewskiej rozstrzelano 12 000 ludzi. W tym przypadku Niemcom pomagali kolaboranci ukraińscy (oraz gruzińscy). Jak wspomina świadek wydarzeń, Jan Bęcwałek, przy Szpitalu Wolskim, w szopach znajdujących się w szpitalnym podwórzu, Niemcy trzymali zgromadzonych jeńców. Byli to mężczyźni i chłopcy, niekiedy w wieku 10-12 lat. Nakazano im wykopać dół o głębokości 5 metrów. Gdy wykonano rozkaz Niemców, do akcji przystąpili Ukraińcy strzelając w tył głowy. Ciała poległych wpadały do dołu.

„Pod domem, w którym mieszkaliśmy na Woli przy ulicy Sowińskiego, pojawiła się grupa szturmowa żołnierzy w mundurach niemieckich obwieszonych taśmami amunicji i granatami. Były to oddziały niemieckie i ich kolaboracyjni sprzymierzeńcy: Rosjanie i Ukraińcy. Widok był przerażający. Strach paraliżował poruszanie się i zapierał dech. Kilkunastu żołnierzy wbiegło do budynku i plądrowało mieszkania, grabiąc, co się dało. Lęku, jaki nas ogarniał nie da się opisać. Nagle padły strzały i dwujęzyczne okrzyki: raus, wychodzitie skorej, schnell. Wszyscy mieszkańcy naszej kamienicy rzucili się do wyjścia i tu znów padły komendy: hände hoch, ruki wierch, pod stienku – wspomina Jerzy Janowski, który podczas Powstania Warszawskiego miał 12 lat. Sam Janowski miał wiele szczęścia, wskutek osobliwego splotu wydarzeń i błagań jednej z niemieckojęzycznych sąsiadek do egzekucji nie doszło. Takie przypadki nie należały jednak do częstych.

W szpitalu św. Łazarza śmierć poniosło 1200 osób. Byli wśród nich ranni, chorzy, personel a także dzieci szukające schronienia. Ponieważ wśród rannych byli Niemcy, napastnicy po pewnym czasie zdecydowali się przewieźć ich do innego szpitala. Podczas masakry zabito m.in. nastoletnie harcerki, a także zakonne i świeckie pielęgniarki. Miejsc takich masakr były dziesiątki.

Sytuacja na Woli nieco uspokoiła się 5 sierpnia 1944 r., gdy do dzielnicy dotarł gen. SS Erich von dem Bach-Zelewski kierujący walką z Powstańcami. Nakazał on powstrzymanie się od mordowania kobiet i dzieci. Był to efekt zimnej kalkulacji, a nie współczucia – esesman stwierdził, że egzekucje cywilów stanowią marnotrawstwo energii i amunicji. Ponadto ludność cywilna mogła jeszcze być przydatna do pracy przymusowej. Równocześnie nie zdecydowano się na rezygnację z mordów na mężczyznach, które nadal trwały.

5 lub 6 sierpnia doszło do spalenia ludności zamkniętej w jednym z domów. „Pomiędzy godziną 23 a 24 usłyszałem straszne jęki, krzyki i strzały dochodzące z posesji Kosakiewicza. Wydawało mi się, iż strzały padają z posesji Lilpopa, położonej naprzeciwko nr 54. Wyszedłem po cichu z domu, doczołgałem się do rowu po stronie toru kolejowego. Zobaczyłem wtedy, iż dom nr 54 stoi w płomieniach, a jednocześnie słyszałem dochodzące z płonącego domu straszne krzyki i przekleństwa rzucane na Niemców i wołanie dzieci: Mamo!. Nikt z płonącego domu nie uciekł, z tej strony okna były zabite deskami, drzwi musiały być zamknięte. Od strony fabryki Lilpopa padały strzały seryjne, nie zorientowałem się, z jakiej broni. Zrozumiałem, iż płoną ludzie żywcem” – wspomina Stefan Urilch. Dzień później, 6 czerwca, rozstrzelano załogę elektrowni kolejowej przy ul. Okopowej, gdzie obecnie znajduje się Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jak przypominają Janina Mańkowska, Jerzy Janowski i Maciej Janaszek-Seydlitz, morderstwa cywilów – w tym kobiet i dzieci – trwały, mimo rozkazu von dem Bacha do połowy sierpnia. Jedna z ostatnich masowych egzekucji miała miejsce 15 sierpnia, gdy na cmentarzach katolickim i prawosławnych rozstrzelano ponad 2000 osób. Gdy w drugiej dekadzie sierpnia cała Wola została zajęta przez Niemców, rozpoczęło się usuwanie śladów zbrodni. W tym celu powołano nawet specjalny oddział – Verbrennugskommando Warschau. Jednostka ta zbierała ciała zamordowanych i formowała z nich stosy, które następnie podpalano. Mimo tego, pamięci o zbrodni Niemców i ich kolaborantów, a także o bohaterstwie mieszkańców Warszawy, nie udało się zatrzeć.

Źródło: sppw1944.org

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie