7 marca 2018

Marzec’68: antysemicka czystka i autorytet III RP

(Fot. Adam Chełstowski / Forum)

50 lat temu w Polsce miała miejsce tzw. antysemicka czystka. Jednak wbrew współczesnej narracji rożnych medialnych agend, za wygnaniem Żydów nie stał polski naród, a obca i siłą narzucona nam władza – komuniści, którzy wykorzystali koniunkturę w światowym ruchu socjalistycznym, by pozbyć się politycznej konkurencji. Co ciekawe, w czasie kampanii, której autorstwo dziś próbuje przypisać się Polakom, na szczytach władzy znajdował się jeden z autorytetów salonów III RP – Wojciech Jaruzelski.

 

Postępowe redakcje coraz częściej przypominają nam – szczególnie na kanwie obserwowanego historycznego sporu Polski i Izraela – o antysemickiej czystce, jaka miała miejsce w naszym kraju w II połowie lat 60. XX wieku. Przekaz płynący z takiej narracji jest jasny: powinniśmy wstydzić się za czyny „naszych przodków”, po których odziedziczyliśmy gen antysemityzmu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prawda jest jednak bardziej skomplikowana, gdyż prawdziwa historia oraz „historia pisana przez liberalnych dziennikarzy i ekspertów” to dwie różne sprawy. Nie był bowiem rok 1968 momentem eksplozji „polskiego antysemityzmu”, a przejawem wewnętrznej walki różnych komunistycznych frakcji. Jeśli zaś chcemy wskazać winnych antyżydowskiej nagonki, to nasze oczy spoglądać powinny w stronę PZPR.

 

Nasi Żydzi, ruscy Arabowie

Powołane do życia w roku 1948 państwo Izrael tworzyli głównie żydowscy socjaliści. W ruchu syjonistycznym dominował nurt lewicowy, co zaowocowało powstawaniem kibuców w Palestynie, jeszcze za władzy Turcji Osmańskiej, a potem już w brytyjskim terytorium mandatowym. Kibuce to w dużym uproszczeniu coś na kształt komunistycznych kołchozów czy PGRów.

 

Nowe powstałe w Palestynie państwo rychło zostało uznane przez USA, a niedługo później to samo uczynił Związek Sowiecki i kraje bloku wschodniego. Komuniści liczyli bowiem na złączenie trwałymi więzami Izraela – tworu socjalistycznych Żydów – ze stalinowską częścią Europy. Tak się jednak nie stało, a już po kilku latach na Bliskim Wschodzie widać było dość wyraźne odbicie podziałów znanych ze Starego Kontynentu – Izrael trzymał ze Stanami Zjednoczonymi, zaś Arabowie, śmiertelni wrogowie państwa żydowskiego, z imperium sowieckim. Żydzi stali się dla komunistycznych właścicieli bloku wschodniego wrogami.

 

Odczucia polskiego społeczeństwa były jednak odmienne od postaw „czerwonych” polityków, którzy nie opierali się przecież na opinii narodu, a na sile wojsk Związku Sowieckiego. Dlatego też gdy w roku 1967 doszło do kolejnej już i zakończonej sukcesem Izraela militarnej konfrontacji ze światem arabskim, w Polsce dało się słyszeć głosy: „nasi Żydzi dołożyli ruskim Arabom”.

 

Było to celne nie tylko dlatego, że siły wojskowe Izraela pokonały sojuszników naszych okupantów. Izraelscy Żydzi tamtych czasów byli „nasi” również dlatego, że wielu z nich urodziło się w granicach Polski (dzisiejszych lub przedwojennych). Liczni żydowscy politycy z pierwszych kadencji Knesetu mówili po polsku, zaś izraelskie służby w trakcie wojny sześciodniowej posługiwały się naszym językiem, aby arabski wywiad ich nie zrozumiał.

 

W wyniku wojny sześciodniowej roku 1967 Izrael pokonał koalicję prosowieckich państw arabskich i zajął m.in. Jerozolimę. Czy więc Polaków, mówiących w obliczu tych wydarzeń o „naszych Żydach”, można uznać za zajadłych antysemitów? Czy może „tropiciele antysemityzmu” powinni raczej skierować swoje spojrzenie na antyżydowską obsesję funkcjonującą wśród władz Związku Sowieckiego po II wojnie światowej, gdy kilka miesięcy przed śmiercią Stalina próbowano rozpętać nagonkę, której skala mogła być porównywalna nawet z czystkami końca lat 30. XX wieku? Wtedy sowieckich Żydów uratowała… śmierć dyktatora. Podobne wydarzenie, radykalnie zmieniające polityczny pejzaż, w II połowie lat 60. nie nastąpiło. Zamiast tego 12 czerwca 1967 roku doszło do zerwania stosunków dyplomatycznych Polski i Izraela. Nie zrobili jednak tego „polscy antysemici”, a… polskojęzyczni komuniści.

 

„Czerwoni” antysemici kontra żydowscy towarzysze

Żyjący w bloku wschodnim Żydzi nie byli społecznością politycznie obojętną. Wielu z nich odnajdywało się w aparacie państwa sowieckiego jeszcze przed II wojną światową, a po niej angażowało się w instalowanie komunizmu w innych krajach. O ile naród żydowski po tragedii Holokaustu stanowił w Polsce grupę stosunkowo nieliczną, to jej udział w strukturach aparatu bezpieczeństwa czasów stalinowskich był zadziwiająco wysoki. To właśnie ta ubecja mordowała Żołnierzy Wyklętych.

 

Gdy więc po śmierci Stalina w roku 1953 doszło w Polsce do przeobrażeń w obozie władzy, brutalni komuniści pochodzenia żydowskiego zaczęli stroić się w piórka intelektualistów-reformatorów, optujących za zmianą twardego kursu w zamian za zachowanie własnych wpływów. To właśnie tę grupę, znaną jako frakcja „Puławian”, Witold Jedlicki określił w słynnej broszurze „Chamy i Żydy” tym drugim mianem.

 

Konkurencyjną wobec nich grupą w ramach PZPR byli „Natolińczycy” („Chamy”) – zwykle etnicznie polscy komuniści popierający zachowanie stalinowskiego kursu w wersji niemal niezmienionej. Jedną z ich nielicznych propozycji korekt systemu stanowiło pozbawienie władzy żydowskich komunistów, spośród których część odpowiedzialna była (tak jak i część „Natolińczyków”) za zbrodnie okresu stalinowskiego.

 

Spór „Chamów” i „Żydów” wygasł w roku 1956, wraz z nastaniem władzy Władysława Gomułki, który teoretycznie przejął ją po uzyskaniu poparcia „Puławian”, ale przedstawiciele obu konkurencyjnych środowisk wciąż byli aktywnymi członkami PZPR. Obie frakcje z czasem dotknęły za to zmiany, w dużej mierze o charakterze pokoleniowym – w miejsce „Chamów” weszli „Partyzanci” Mieczysława Moczara, zaś „Żydów” zastąpili (pozostający poza PZPR) „Komandosi” – często dzieci „Puławian”.

 

Kampania formalnie antysyjonistyczna (a często realnie antysemicka i niekiedy nawet rasowa) w bloku wschodnim po przegranej przez „sowieckich Arabów” wojnie z Izraelem stała się dla frakcji szefa MSW Mieczysława Moczara okazją do ofensywy i podjęcia (ostatecznie nieudanej) próby umocnienia wpływów, a może nawet przejęcia władzy w partii i państwie. Powiodło im się wygnanie z Polski (poprzez tzw. paszporty w jedną stronę) części Żydów – w tym komunistycznych aktywistów wraz rodzinami. Wiele osób niepolskiego pochodzenia straciło stanowiska w administracji czy wojsku PRL.

 

Przeciw partyjnym „Partyzantom” występowali „Komandosi”, młodzi i zwykle niepartyjni wyznawcy marksizmu. Jak celnie zauważył niedawno prof. Chodakiewicz, mieli oni więcej odwagi w krytykowaniu władzy komunistycznej, gdyż aparat był im bliski – wszak współtworzyli go rodzice niejednego „Komandosa”. Stąd w studenckich wydarzeniach będących reakcją na zdjęcie przez cenzurę „Dziadów” Kazimierza Dejmka pojawiają się takie nazwiska jak Jan Tomasz Gross, Henryk Szlajfer i Adam Michnik. Trzeba jednak pamiętać, że frakcja młodych lewicowców domagających się w roku 1968 politycznej odwilży, nie chciała obalenia, ale korekty systemu komunistycznego.

 

Autorytet w gronie żydożerców

W chwili sporu żydowskich i antyżydowskich komunistów Wojciech Jaruzelski nie był w PZPR pionkiem, a w „czerwonym” wojsku szeregowym. Przeciwnie – właśnie na lata 60. przypadł niezwykle dynamiczny okres rozwoju jego kariery. Już od roku 1964 znajdował się w ścisłym gremium partyjnego kierownictwa – został wtedy członkiem Komitetu Centralnego PZPR. Od roku 1965 do 1968 pełnił funkcję Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, zaś w kwietniu 1968 został Ministrem Obrony Narodowej, a podległe mu wojsko już kilka miesięcy później wzięło udział w sowieckiej inwazji na walczącą o zmiany systemu Czechosłowację. Uprawianiem szalonej teorii spiskowej byłoby twierdzić, że tak ważna persona mogła pozostać obojętna wobec ostrych wewnętrznych tarć.

 

Jak więc zachował się Wojciech Jaruzelski wobec antysemickiej nagonki i jak reagował na czystkę w wojsku? Oddajmy głos medium, którego nie sposób zaliczyć do grona zajadłych wrogów komunistycznego dyktatora – „Gazecie Wyborczej”, którą od początku kieruje „Komandos” Michnik.

 

Zacznijmy od czystki antysemickiej 1967-68 r. Kiedy zaczęła się latem 1967 r., Jaruzelski był szefem Sztabu Generalnego WP. Potem awansował – w kwietniu 1968 r. został ministrem obrony. W dużym stopniu ponosi odpowiedzialność za usuwanie oficerów żydowskiego pochodzenia z wojska, a dokładniej – za to, że się temu nie przeciwstawił. Nie ma żadnego śladu, że próbował łagodzić tę kampanię albo ograniczyć jej zasięg. Paradoksalnie jestem w stanie dopatrzyć się właśnie takiego łagodzenia np. w sławnym przemówieniu Władysława Gomułki w Sali Kongresowej 19 marca, a nie znam takiego wystąpienia gen. Jaruzelskiego. Jako minister obrony podpisywał do lat 80. rozkazy pozbawiające stopni wojskowych osoby, które wyemigrowały do Izraela. Nie wyrzucał ich z wojska sam, ale akceptował – mówił w rozmowie z „GW” historyk prof. Jerzy Eisler.

 

To opinia jednoznaczna, a i tak portal dziennika „Rzeczpospolita” miał podstawy, by w roku 2017 pójść jeszcze dalej w ocenianiu Jaruzelskiego. O antyżydowskiej kampanii roku 1968 napisano tam, że „Ludowe Wojsko Polskie maszeruje w pierwszym szeregu, a na czele kroczą jego dowódcy. Jest tam, w samej szpicy, i Wojciech Jaruzelski” (Piotr Gajdziński „Wojciech Jaruzelski szedł w pierwszym szeregu antysemickich czystek 1968 roku”, rp.pl).

 

Jaruzelski „konsekwencje wobec oficerów Ludowego Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego wyciągał nieomal do końca swoich rządów. W lutym i wrześniu 1970 roku opublikowano rozkazy personalne o degradacji oficerów żydowskiego pochodzenia. Tylko pierwszy rozkaz obejmował 891 oficerów. Kolejne degradacje miały miejsce w marcu 1971 roku, kwietniu 1972 roku, w sierpniu 1974 roku, potem w marcu 1980 roku i ostatni – półtora miesiąca po wprowadzeniu stanu wojennego, 27 stycznia 1982 roku. W zastępstwie Jaruzelskiego podpisał go Szef Sztabu WP generał Florian Siwicki” – dodaje w swoim tekście Piotr Gajdziński zauważając, że karierę późniejszego „prezydenta Polski” wspierał m.in. Moczar.

 

Kowal zawinił, Cygana powiesili

Dla „Gazety Wyborczej” i czerpiących z jej „dziedzictwa” środowisk lewicowo-liberalnych antysemityzm to jedna z najgorszych przewin. To „grzech” niewybaczalny. Tymczasem Adam Michnik uczestnika antysemickiej czystki Wojciecha Jaruzelskiego bronił, mówiąc swego czasu, że ten zrobił dla Polski więcej niż… pułkownik Kukliński.

 

Środowiska postępowe nie raz zresztą próbowały wybielać komunistycznych watażków, pokazując ich jako światłych patriotów, którzy w momencie najważniejszej rzekomo próby – demokratyzacji przełomu lat 80. i 90. – wybrali postęp, czym zasłużyli na trwałą cześć i państwowe honory.

 

Dziś na salonach chętnie zapomina się komunistom, w tym Jaruzelskiemu, przewiny z lat 60. i 70. Niechętnie mówi się o uczestnictwie w antysemickiej kampanii. Za to z nieskrywaną energią (i często w sposób niezgodny z faktami) rzekomą nienawiść do Żydów wytyka się całemu narodowi polskiemu.

 

Widzimy to wyraźnie teraz, gdy świat wspomina 50. rocznicę antysemickiej czystki w Polsce. Mało mówi się o winie obcych narodowi komunistów oraz brudzie pod paznokciami „autorytetu” salonów – Jaruzelskiego, dużo zaś o „grzechach” Polaków. Wszystko w myśl zasady: kowal zawinił, Cygana powiesili.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie