15 kwietnia 2013

Edukacja-deprawacja

(fot. sciucaness/sxc.hu)

Do Urzędu Miasta Krakowa wpłynęła petycja od „nieformalnej grupy edukatorów seksualnych Nawigator”, wzywająca do wprowadzenia obowiązkowej edukacji seksualnej w krakowskich szkołach. Magistrat odmówił. Nie ma jednak wątpliwości, że seksedukatorzy wkrótce znów uderzą. W Krakowie się nie udało, ale w Łodzi już tak. To wyraźny sygnał, że ich działania mogą zakończyć się „sukcesem”.


Krakowscy edukatorzy – zgodnie ze stalinowską zasadą, iż walka klas narasta w miarę budowy socjalizmu – domagają się od magistratu wprowadzenia obowiązkowej seksedukacji w krakowskich szkołach. Od tego typu lekcji (?) nie możnaby więc uchronić dzieci bez narażenia się na szykany.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Grunt pod taką „edukacyjną” seksofensywę przygotowano już wcześniej w innym miejscu – w Łodzi. Ogłoszony przez tamtejszy urząd miejski konkurs na prowadzenie w gimnazjach seksedukacji wygrała oferta złożona przez Fundację Nowoczesnej Edukacji „Spunk” i Fundację na Rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego „Jaskółka”. Miasto przeznaczyło na program 36 tys. zł. Każde dziecko uczestniczące w zajęciach musiało mieć zgodę rodziców.

 

Kobiety prowadzące tego typu zajęcia w Łodzi deklarują, że nie chcą wychowywać „do czegokolwiek”, ale edukować i przekazywać uczniom rzetelną wiedzę. Oderwanie kwestii wychowawczych i edukacyjnych jest jednym z najpoważniejszych błędów, jakich dopuszcza się szkoła. Odbywa się to oczywiście pod hasłem szkoły neutralnej światopoglądowo. Za tym eufemizmem kryje się jednak brutalna prawda. Zamiast wychowania do wartości odbywa się przekazywanie i lansowanie antywartości. Jaki przekaz jest zawarty w nachalnym lansowaniu antykoncepcji i tzw. bezpiecznego seksu? Dla seskedukatorek pojęcie odpowiedzialności utożsamiane jest z perfekcyjnym założeniem prezerwatywy. Relacja seksualna łącząca kobietę i mężczyznę jest dla promotorów „edukacji” jedną z opcji. Równą w znaczeniu i doniosłości z seksem homoseksualnym czy grupowym.

 

Seksualizacja dzieci i młodzieży nie stanowi dla autorów programów nauczania problemu. Cały ich wysiłek skierowany jest na „unikanie błędów”. Czy młody człowiek usłyszy z ust edukatorów, że aktywność seksualna w tak młodym wieku to nie jest dobry pomysł? Czy dowie się, że to małżeństwo od wieków stanowi najlepszą oprawę dla pożycia seksualnego?

 

Diabeł tkwi w szczegółach

Tak prowadzona „edukacja” opiera się na założeniu – „przecież i tak TO już robicie”. Rzecz jasna, na poparcie tej tezy zwolennicy pokazują odpowiednie statystyki i badania. Media także potwierdzają tę „oczywistą” prawdę – z podejrzaną dość lubością – ukazując kolejne seksafery z udziałem nastolatek. Czy jednak należytą odpowiedzią na te problemy są lekcje zakładania prezerwatyw?

 

Kwestia środków antykoncepcyjnych wydaje się odgrywać zasadniczą kwestię w programach seksedukacji. Jest to oczywista konsekwencja przyjętego wzorca edukacyjnego. „Oddemonizujmy środki antykoncepcyjne” – wzywają edukatorzy z Łodzi! Czy te, które zbierają śmiertelne żniwo we Francji także? Przypomnijmy, że francuska państwowa Agencja Bezpieczeństwa Leków poinformowała, iż w wyniku stosowania antykoncepcji każdego roku umiera co najmniej 20 kobiet, a ponad 2 500 poważnie choruje.

 

Seks zamiast miłości

Czego gimnazjaliści mogli się dowiedzieć podczas spotkań z paniami ze „Spunku”? (warto  nadmienić, że słowo to w potocznym rozumieniu ma silne konotacje seksualne). Doskonałą odpowiedź na to pytanie stanowią słowa niemieckiej socjolog Gabriele Kuby: „Młodzieży zamiast miłości ofiarowuje się seks. Zamiast wolności, rozwiązłość. A przecież to małżeństwo oparte na wierności, zdrowa rodzina jest fundamentem cywilizacji. To w rodzinach młodzi ludzie mają uczyć się miłości, przyzwoitości, wierności, nawiązywania więzi oraz zaufania”.

 

Cóż innego sądzić o zajęciach, podczas których gimnazjalistki mogły usłyszeć rady, by „przećwiczyły ubieranie prezerwatyw na ogórku”, oraz „by nie stosowały seksu przerywanego, bo to stresuje chłopaka, czy partnera”? Partnera, podkreślmy, nie męża!

 

Nie stój, nie czekaj!

Pokazywany w jednym z programów telewizyjnych reportaż poświęcony seksedukacji w Łodzi może prowadzić do jednej podstawowej refleksji, zgodnej ze słowami Edmunda Burke’a – „Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił”. Pojawiający się w reportażu jeden z łódzkich radnych deklaruje wprost, „głównym argumentem dla radnych, by głosować za sfinansowaniem edukacji seksualnej, był brak protestów i sprzeciwu ze strony rodziców”. Oczywiście możliwe jest to, że nie chciano go usłyszeć. Jednak gdyby ten głos sprzeciwu był wystarczająco silny i donośny, nie mógłby zostać zbagatelizowany.

 

O faktycznym znaczeniu rodzicielskiego sprzeciwu na przykładzie Szwajcarii mówiła wspomniana już Gabriele Kuby: – Po tym, jak dzieci w przedszkolu dostały kuferek z sekszabawkami podniesiono larum, zebrano podpisy pod wnioskiem o referendum i zobaczymy, co się stanie. Mamy nadzieję, że Szwajcarzy powiedzą „nie” deprawującej seksedukacji – mówiła. Czy i w Polsce znajdą się odważni rodzice, którzy powiedzą wyraźne „nie” seksedukacji prowadzącej do demoralizacji?

 

W Łodzi edukatorzy i radni zasłaniali się pozytywnymi opiniami o programie sekslekcji i brakiem sprzeciwu ze strony rodziców. Ofensywa homolobby na instytucje zajmujące się opiniowaniem podręczników jest faktem. Brak działania oraz wyraźnego i mocnego sprzeciwu ze strony rodziców stanowi doskonałą pożywkę dla promotorów seksedukacji. Nie ma innego wyjścia, jak poparte czynem zdecydowane przeciwstawienie się tej ofensywie w trosce o zdrowie psychiczne i formację moralną dzieci, a tym samym o przyszłość Polski.

 

Łukasz Karpiel

 

 

 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie