28 kwietnia 2012

Lepanto – bitwa, która uratowała Europę

(Bitwa pod Lepanto)

Gdy olbrzymie zastępy Turków usiłowały narzucić prawie całej Europie jarzmo przesądu i barbarzyństwa. Wtedy to Najświętszy Pasterz św. Pius V, pozyskawszy chrześcijańskich władców do wspólnej obrony, jak najusilniej starał się przede wszystkim, by najpełniejsza mocy Matka Boża zjednana modlitwą różańcową, przybyła łaskawie z pomocą imieniu chrześcijańskiemu. Rozegrało się wtedy najwspanialsze widowisko miedzy niebem i ziemią, przyciągając wszystkie umysły i dusze. Tam bowiem niedaleko Cieśniny Korynckiej wierni Chrystusa gotowi przelać krew za bezpieczeństwo religii i ojczyzny czekali nieustraszenie na wroga, zaś bezbronne tłumy modlących się wzywały Maryję, pozdrawiając Ją ciągle słowami różańca, by pomogła walczącym do zwycięstwa. I przybyła ta uproszona Pani, bo w bitwie morskiej pod Lepanto (Echinadas) flota chrześcijańska bez większych strat własnych rozgromiła wrogów, odnosząc wspaniałe zwycięstwo. Dlatego ten wielce święty Najwyższy Pasterz dla upamiętnienia otrzymanego dobrodziejstwa pragnął ustanowić jako rocznicę tej bitwy święto na cześć Maryi Zwycięskiej, a Grzegorz XIII nadał mu tytuł różańcowy. (Ojciec Święty Leon XIII, fragment encykliki Supremi Apostolatu)

Islamskie podboje

Wyznawcy Mahometa od samego początku zmierzali do narzucenia siłą islamu całemu światu. W dwieście lat po śmierci Mahometa w VII wieku, kalif Oman zajął Jerozolimę. Po opanowaniu Afryki Północnej, muzułmanie zajęli Hiszpanię dochodząc do Poitiers. Tylko dzięki wyprawom krzyżowym chrześcijanom na krótko udało się powstrzymać zbrojny marsz muzułmanów na Europę.

Wesprzyj nas już teraz!

Zwolennicy Mahometa po zawładnięciu Konstantynopolem, Belgradem i wyspą Rodos, stali się znów realnym zagrożeniem dla chrześcijańskiej Europy. Na przełomie XV i XVI wieku Turcja, najbardziej ekspansywny wówczas kraj islamski, była dominującą potęgą w basenie Morza Śródziemnego. Jej galery bez trudu dokonywały inwazji na wybrzeża Włoch, Syrii, Egiptu i Tunezji. Wyspa Rodos została zajęta przez siły muzułmańskie w 1522 r., a Cypr najechany w 1570 r. Chrześcijańska Europa stanęła wiec przed kolejną poważną groźbą islamskiej agresji.


Ojcowska reakcja Papieża

Wobec tego zagrożenia, zjednoczenie sił chrześcijańskich stało się koniecznością. Rozumiał to świetnie ówczesny wielki Papież św. Pius V. O nim pisano wówczas, że był jednym z niewielu chrześcijan traktujących dosłownie słowa i czyny Chrystusa, nieuznającym wyjątków i ograniczeń, człowiekiem, który przeszedł przez świat jak jasna pochodnia rozświetlająca mroki.

Michał Ghislieri, bo tak nazywał się późniejszy Papież Pius V, urodził się 17 stycznia 1504 roku w ubogiej rodzinie, we wsi Bosco w północnych Włoszech. W wieku 14 lat wstąpił do zakonu dominikanów. Przez długi czas wykładał w zakonie teologię i filozofię, był inkwizytorem, a później generalnym komisarzem Inkwizycji. Pomimo tego, iż nie chciał przyjąć godności, został wyznaczony biskupem w Satri przez Papieża Piusa IV, a następnego roku, 15 maja 1557 r., wybrany kardynałem i inkwizytorem generalnym. Po śmierci Piusa IV, idąc za wnioskiem św. Karola Boromeusza, kolegium kardynalskie obrało kardynała Ghislieri papieżem, który przyjął imię Piusa V. Zaraz po swojej intronizacji gorliwie zajął się wdrażaniem postanowień soboru trydenckiego. Czujny wszędy i mężny w ukróceniu szerzących się zuchwale błędów. Jego sława była tak wielka, że sułtan Selim II, który tytułował się „panem całej ziemi”, patrząc kiedyś na Adriatyk, miał powiedzieć, że bardziej niż wszystkich galeonów chrześcijańskich boi się modlitw Piusa V.

Po aprobacie senatu Wenecji, Ojciec Święty zaczął organizować opór wobec muzułmanów i sfinansował tworzenie się tzw. Świętej Ligi – porozumienia państw chrześcijańskich dla obrony zagrożonej cywilizacji. Niestety, Portugalia i Święte Cesarstwo Rzymskie odmówiły udziału w tym porozumieniu, za to Hiszpania i państwa włoskie odpowiedziały na wezwanie papieskie i dostarczyły swoje floty.

Pod sztandarem krzyża

Cała chrześcijańska armada ulokowała się w Messynie w roku 1571. Głównodowodzącym chrześcijan został Don Juan de Austria, brat przyrodni króla Filipa II hiszpańskiego. Mimo zaledwie 24 lat Don Juan był dzielnym, wrażliwym i doświadczonym żołnierzem zarówno na lądzie, jak i na morzu. Latem 1571 roku, w Messynie flota chrześcijańska rozpoczęła przygotowania. Była potężna, składała się z 206 galer – długich, wąskich jednostek o płaskim dnie, z których największe posiadały na pokładzie armaty. Wenecja wyposażyła 108 galer, Genua 14, Hiszpania 13, Papież 12, a Malta 3. Wenecjanie dodatkowo dostarczyli 6 galeasów z 20 armatami na pokładzie, jak również liczną załogę muszkieterów.

Don Juan miał pod swoim dowództwem około 80 tys. ludzi (44 tys. żeglarzy i wioślarzy oraz 28 tys. żołnierzy), spośród których 2/3 stanowili Hiszpanie.

Flota otomańska składała się z około 250 galer, 50 do 60 galeasów, z 50 tys. żeglarzy oraz 25 tys. żołnierzy. Wielu pośród tureckich wioślarzy było chrześcijanami pochwyconymi na morzu lub w czasie napadów przybrzeżnych.

W połowie października 1571 r., flota Świętej Ligi była gotowa do opuszczenia wybrzeża Messyny. Pius V wysłał legata i niebieską flagę przedstawiającą ukrzyżowanego Chrystusa z przeznaczeniem dla okrętu flagowego Don Juana – „Real”. Papież również wyznaczył 30 braci kapucynów dla floty i przekazał im dowodzenie swoimi galerami. Ojciec Święty wierzył, że żeglarze i żołnierze będą walczyć dzielniej, jeżeli pośród siebie będą mieli wartościowych kapelanów. Kapucyni byli prowadzeni przez o. Anzelma z Pietramolara, uduchowionego, doświadczonego żołnierza. Dodatkowo wiadomo, że wśród załogi byli inni kapelani – co najmniej 6 jezuitów na statkach hiszpańskich oraz kilku franciszkanów i dominikanów.

Po błogosławieństwie papieskiego legata, flota powoli wypłynęła na pełne morze. Popłynęła przy przeciwnym wietrze wzdłuż wybrzeża Grecji, kierując się do zatoki Lepanto, gdzie – jak donoszono – skoncentrowały się wojska tureckie.

Decydujące starcie

7 października wczesnym rankiem, kiedy Papież trwał na modlitwie w klasztorze dominikanów i wzywał pomocy Najświętszej Maryi Panny, chrześcijańskie wojska wypatrzyły eskadry Muezzinzade Alego paszy wewnątrz zatoki. Don Juan trzymając w górze krzyż odwiedził kolejno wszystkie 62 galery w swojej centralnej eskadrze, by zachęcić żeglarzy oraz żołnierzy do dzielnej postawy. Jego okręt flagowy, z 360 wioślarzami oraz 400 ludźmi gotowymi do walki, znajdował się w centrum szeregu. W rozkazie do żołnierzy Don Juan powiedział: „Przybyliście tu walczyć za Święty Krzyż, zwyciężyć albo zginąć! Czy macie jednak zwyciężyć czy zginąć, czyńcie dziś swą powinność, a zyskacie sobie chwalebną nieśmiertelność!”

Wenecki admirał Agostino Barbarigo zajął pozycję na północnym końcu eskadry, podczas gdy 53 galery uformowały linię frontu skierowaną na wschód. Papieski admirał Marcantonio Colonna był po prawej Don Juana, a wenecjanin, admirał Sebastian Veniero, najbardziej doświadczony żeglarz we flocie, po lewej. Te dwie floty przy sprzyjającym wojskom tureckim wietrze zmierzały naprzeciw siebie.

O 7.40 Ali pasza właśnie skończył śniadanie i w wyśmienitym nastroju szedł na pokład. W tym właśnie momencie usłyszał okrzyk – Widać galery Giaurów!!! – Ali pasza był pewien swojej przewagi, wierzył, że chrześcijanie nie zaatakują frontalnie wszystkimi siłami. Jednak, ku jego ogromnemu zdumieniu, okazało się coś wręcz przeciwnego. Widział bowiem olbrzymią flotę chrześcijańską płynącą w zwartym szeregu z wielką prędkością wprost na jego stanowiska. Dowódcę tureckiego opanował strach. Po chwili otrząsnął się i zaczął wydawać rozkazy.

Don Juan umieścił 4 galeony w linii przedniej, zaś Turcy byli zmuszeni do manewrowania wokół pływających fortec, ponieśli ciężkie straty spowodowane strzałami z bocznych dział chrześcijan. Galeony przełamały linię wroga, ale to jeszcze nie rozstrzygnęło losów bitwy. Seria wielkich zderzeń wybuchła około 10.30, gdy przeciwne floty, każda rozciągnięta na 5 mil, starły się razem.

Modlitewny szturm nieba

W tym czasie w Rzymie księża, zakonnicy na czele z samym Ojcem Świętym Piusem V zgromadzili się w kościele dominikanów Santa Maria Sopra Minerwa. Wszyscy zebrani żarliwie modlili się. Odmawiali różaniec, błagając Maryję o pomoc i łaskę zwycięstwa nad muzułmanami.

Papież podniósł oczy… W tej samej chwili, wieleset kilometrów od Rzymu, w zatoce Lepanto zaczęła się podnosić spowijająca morze mgła. Pius V ujrzał Matkę Bożą, jak rozpościera swój płaszcz nad flotą, a oczom chrześcijańskich żołnierzy ukazały się na horyzoncie setki żagli. Chrystusowy Namiestnik zacisnął złożone do modlitwy dłonie. Sto tysięcy ludzi po obu stronach zaczęło przygotowywać się do walki. Święty Papież zapatrzył się w Niepokalaną Panienkę i Jej niebieski płaszcz. Ale ani chrześcijańscy, ani zgromadzeni pod znakiem półksiężyca marynarze i żołnierze nie wiedzieli, że poza nimi na polu bitwy jest jeszcze ktoś inny. Papież szepnął: „Matko, nie opuszczaj nas ze względu na swego Syna, Jezusa Chrystusa, który nas umiłował i umarł za nas na krzyżu.” W tym momencie na flagowym okręcie załopotała wielka bandera z ukrzyżowanym Chrystusem. (…) W tej chwili wielki Maryjny płaszcz zamknął się nad chrześcijańskim wojskiem.

Jak podaje kronikarz Boweriusz, żołnierze chrześcijańscy ujrzeli nad sobą Maryję spoglądającą w dół wzrokiem pełnym łaskawości. Matka Boża pobłogosławiła flocie Świętej Ligi. W tym momencie niekorzystny dla chrześcijan wiatr zmienił kierunek.

Walka w zatoce Lepanto rozgorzała na dobre. Działa pokładowe bombardowały nieustannie, powietrze wypełniło się dymem i ogniem, krzykami i wrzaskami walczących i umierających. Bitwa przeistoczyła się w całkowitą zawieruchę, gdy galery stłoczyły się na sobie i załogi starły się na zakrwawionych pokładach. Przed południem pamiętnego dnia wszystkie główne siły obu stron były już całkowicie zaangażowane w walkę. Najgorętsze starcie miało miejsce między dwoma okrętami flagowymi, gdy statek „Sułtan” Alego paszy pod białą banderą z wyhaftowanymi wersetami Koranu, niosący 100 łuczników i 300 muszkieterów, natarł na „Real”. Kule armatnie uderzały w statek chrześcijan, a Turcy dwa razy wdzierali się na jego pokład. Zostali jednak definitywnie odparci, gdy admirał Colonna natarł na statek „Sułtan”, a „Santa Cruz” w krytycznym momencie przybył z 200 dodatkowymi żołnierzami.

Galera chrześcijan ustawiona bokiem do „Sułtana” zalała jego pokład salwą z arkebuzów. Włoscy i hiszpańscy żołnierze, włączając samego Don Juana, wtargnęli na statek turecki, po czym go przejęli. Zabili Alego paszę i tych, którzy pozostali z jego załogi. Chrześcijańscy kapelani byli w samym gąszczu walki, z krzyżami w dłoniach wołali zachęcając żołnierzy, opatrując rany i odmawiając modlitwy za zmarłych. Gdy o. Anzelm zobaczył, że jego galera została zaatakowana przez rozwścieczonych Turków, sam włączył się do akcji. Złapał za szablę upadającego Turka i zaczął nią machać szaleńczo. Do momentu, gdy zrozumiał co robi, siedmiu Turków leżało pod jego stopami. Zachęceni tym działaniem chrześcijanie wyparli resztę wrogów z pokładu.

Zamieszanie bitewne pod Lepanto trwało kilka godzin, podczas których umiejętności doświadczonych chrześcijańskich żeglarzy oraz wyższość siły ogniowej tych żołnierzy przeważyła. Turcy zostali zmuszeni do odwrotu.

Emir Algieru i najlepsi z komandorów muzułmańskich, wyłączyli się z walki i uciekli z 47 statkami oraz z zajętą galerą wenecką. Byli to jedyni Turcy, którzy ocaleli z pogromu. Ponad 80 innych galer zostało zniszczonych, lub zatopionych, a 117 zostało zajętych. Ponad 20 tys. Turków zostało zabitych lub utonęło. Chrześcijanie stracili 15 galer, 7656 ludzi, a 8 tys. zostało rannych. 12 tys. jeńców chrześcijańskich zostało oswobodzonych.

Gdy bitwa się zakończyła, wody zatoki Lepanto były czerwone od krwi. Europa była ocalona, widmo islamskiego jarzma zostało oddalone.

Cudowna wiadomość

Kiedy kończył się ów pamiętny dzień, święty Papież siedział z kardynałami w małej bibliotece na Watykanie. W pewnej chwili przerywając rozmowę, wstał i podszedł do okna. Po chwili milczenia odwrócił się z radosnym uśmiechem na twarzy i oznajmił wszystkim, że chrześcijańskie wojska pokonały pod Lepanto muzułmanów. Święty Papież wiedział o zwycięstwie już tego samego dnia, a więc dwa tygodnie wcześniej przed przybyciem oficjalnego kuriera, który przyniósł tę wiadomość do Rzymu. Udał się też zaraz do kaplicy, aby podziękować Bogu i postanowił, że odtąd dzień 7 października obchodzony będzie jako święto na cześć Matki Boskiej Zwycięskiej. Święto to zostało później przemianowane przez Papieża Grzegorza XIII na święto Matki Boskiej Różańcowej.

Gdy wreszcie do Rzymu dotarła wiadomość o zwycięstwie – nikt nie miał wątpliwości, że przyczyniła się do tego sama Królowa Niebios. Non virtus, non arma, non duces, sed Mariae Rosiae victores nos fecit – Nie odwaga, nie broń, nie dowódcy, ale Maryja różańcowa dała nam zwycięsttw – napisali sami Wenecjanie na ścianie kaplicy zbudowanej jako wotum dziękczynne za zwycięstwo.

Papież Pius XI w encyklice Ingravescentibus malis, O różańcu św. Najświętszej Maryi Panny, napisał:
Ale ktokolwiek z uwagą zagłębi się w dziejach Kościoła, zauważy łacno, że losy chrześcijaństwa nierozerwalnie spoiły się z przemożną opieką Bogarodzicy Dziewicy. Ilekroć bowiem szeroko krzewiące się błędy rozedrzeć usiłowały nieszytą szatę Kościoła i podkopać jego jedność, ojcowie nasi uciekali się ufnym sercem do Tej, która sama jedna wszystkie pokonała herezje na całym świecie, a wskutek Jej zwycięstwa szczęśliwsze nastawały czasy. Kiedy zaś niewierni mahometanie, dufni w swą flotę potężną i wojsko ogromne nieśli narodom Europy klęskę i niewolę, wzywano z woli Ojca Świętego z całą usilnością opieki Matki niebiańskiej i pokonano w ten sposób wrogów i statki ich zatopiono. A jak w niebezpieczeństwie publicznym, tak i prywatnym udawali się wierni wszystkich czasów z gorącym błaganiem do Maryi, aby łaskawie przyszła im w pomoc i uprosiła im osłodę i lekarstwo w cierpieniach. I nikt nigdy na próżno nie uciekał się do przemożnego Jej wstawiennictwa, kto z pobożną i ufną modlitwą do niej się udawał.

Arkadiusz Stelmach, Bogusław Bielecki, Sławomir Skiba

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram