20 września 2019

„Legiony” – prawdziwe kino wojenne [RECENZJA FILMU]

(fot. mat.filmowe)

 

Szarża ułańska. Wielka bitwa w okopach. Niewola i ucieczka. Akcje dywersyjne. Pojedynki ze snajperami. Dramaty szpitalu polowego. Jednym słowem – kino wojenne. Na dodatek – udane!

 

Wesprzyj nas już teraz!

Tydzień temu na nasze ekrany wszedł Piłsudski. Trudno było nie zauważyć, iż życiorys tytułowego bohatera przeskoczył właściwie cały okres wojny światowej i walk Legionów. Z niepokojem więc zastanawiałem się czy wchodzące dziś na ekrany Legiony nie okażą się być de facto kontynuacją Piłsudskiego i czy znowu nie zmarnują tematu na dobry film.

 

Z radością i wielką satysfakcją mogę uspokoić – Legiony nie dość, że są zgoła odrębnym dziełem, które nijak nie nawiązuje do Piłsudskiego, ale też pod niemal każdym względem stanowią przeciwieństwo tamtego filmu. Tam mieliśmy do czynienia z dziełem który nie potrafił zdecydować czym chce być – dokumentem czy filmem fabularnym – tu zaś mamy zdecydowane kino wojenne. Tam mieliśmy dydaktykę, bezustanne przypominanie o tym, gdzie w czasie i przestrzeni jesteśmy i dlaczego – a tu mamy film ukazujący wojnę z perspektywy pojedynczych osób, niemalże bez próby wyjaśnienia historycznych wydarzeń. I wreszcie, tam mieliśmy płaskich bohaterów trzymających się sztywno historycznych wydarzeń – tu mamy prawdziwe postacie, prawdziwą fabułę, i ciekawie poprowadzoną akcję.

 

Prawda historyczna? Tak, ale…

Ale zaraz, czy film historyczny nie powinien jednak tłumaczyć nam zawiłości sytuacji historycznej? Czy nie po to ministerstwo kultury wykłada pieniądze na film historyczny, żeby ludzie dowiedzieli się czegoś o historii? Czy zwłaszcza w przypadku filmu wojennego, nie będzie to stratą dla fabuły, jeśli nie będziemy wiedzieli po co te wojska tam się zgromadziły i o co walczą? A właśnie tego Legiony nie robią, tego starają się za wszelką cenę unikać. Gdy tylko znikają z ekranu początkowe napisy, staje się jasne, że twórcy w ogóle nie chcą nas niczego nauczyć. Chcą po prostu… przedstawić nam ciekawą opowieść o ciekawych ludziach. Czy to jest więc stratą dla filmu?

 

Wprost przeciwnie! Bo, drodzy czytelnicy, zgodzicie się, chyba że jeśli chcecie się dowiedzieć, gdzie, kiedy, i po co stoczono bój pod Rokitną czy pod Kostiuchnówką, możecie sprawdzić to chociażby na Wikipedii. Właśnie dlatego taką stratą było sztywniactwo filmu o Piłsudskim, że opowiadał nam tylko to, co można w ciągu paru minut wyczytać z tego czy innego źródła. Nie. Film historyczny, taki porządny, ma zgoła inne zadanie: ma nas zainteresować. Wciągnąć w przeszłość za pomocą wartkiej akcji i ciekawych postaci, tak żebyśmy sami potem zechcieli się dowiedzieć o co chodziło w tym całym szerszym kontekście. I właśnie to robią Legiony. Akcja jaką widzimy nie jest bajką. Wszystko trzyma się prawdy historycznej – ale jednocześnie zupełnie tę prawdę odkłada na bok. Czy w historii znajdziemy szarżę pod Rokitną? Owszem. Czy jej wynik był taki jak w Legionach? Owszem. Ale w podręczniku do historii, przebieg szarży zostanie streszczony w dwóch zdaniach – natomiast Legiony wciskają się pomiędzy te dwa zdania, w całej krasie pokazując nam to, jak ta szarża mogła wyglądać, czy nawet – jak najpiękniej mogłaby wyglądać. Bo owszem – od strony wizualnej, jest tu wiele naprawdę bardzo udanych scen, a wśród nich wspaniale prezentuje się szarża pod Rokitną.

 

Dobra schematyczność

A więc mamy tu opowieść o dosłownie paru żołnierzach. Skupiamy się na nich tak bardzo, że po ponad dwóch godzinach filmu, praktycznie nie będziemy w stanie dopasować jakichkolwiek imion do innych postaci. Za to możemy prześledzić z bliska losy tych paru, utożsamiać się z nimi i dostrzec jak z biegiem czasu zmieniają się wewnętrznie. Przepraszam, drodzy czytelnicy, że ta recenzja momentami brzmi jak podręcznik dla scenarzystów, ale – cóż mogę poradzić, że w naszych filmach historycznych, te podstawowe zasady są tak nagminnie łamane, że pozostaje cieszyć się, gdy widzimy film zrobiony według prawideł sztuki?

 

Nasz główny bohater, Józek, zaczyna jako dezerter z rosyjskiej armii. Wcale nie chce wstępować do Legionów i wcale nie chce walczyć. Jest, jak to się ładnie mówi, nieuświadomiony – nie przywiązuje żadnej wagi do spraw narodowych, chce po prostu powrócić do siebie i robić swoje. Widzimy jak na skutek różnych wydarzeń, coraz bardziej świadomie wiąże swoją przyszłość z Legionami i ze sprawą narodową.

 

Co prawda, historię Józka i pozostałych głównych bohaterów można skrytykować za pewną dozę schematyczności i powtarzalności. Jest kilka kluczowych momentów, w których większość widzów od razu zgadnie co będzie dalej – i nie zdradzając niczego, zapewniam, że wcale się nie pomylą. Tak, fabuła trzyma się znanych schematów i konwencji. I owszem, ta konwencjonalność sprawi, że film nie będzie raczej wygrywał nagród, Oskarów, i tak dalej. Niektórych krytyków ta konwencjonalność będzie drażnić, a niektórzy wprost będą z niej szydzić – zwłaszcza ci, którzy dostają palpitacji słysząc słowa takie jak „Polska”. Nie dajmy jednak się zwieść takim głosom. Są po prostu pewne historie, które na przestrzeni wieków powtarzały się nieskończone tysiące razy, i dalej się będą powtarzać, bo taka jest natura ludzka.

 

O fabule powiem tylko jeszcze jedną rzecz: pomimo całej schematyczności, wydaje mi się, że film ten może coś zyskiwać przy ponownym obejrzeniu. Gdy fabuła nas niczym już nie zaskoczy, dostrzeżemy warstwę symboliczną, w której dzieje się sporo. Warto na to zwrócić uwagę. 

 

Idźcie do kina!

Czy Legiony zapiszą się w historii polskiego kina? Tego podręcznikowego, które lubuje się w dziełach „unikatowych,” „ryzykownych,” „eksperymentalnych” i tak dalej – raczej nie. Tego do którego widzowie chętnie wracają po latach? Tu ma wszelkie szanse, zwłaszcza że jest to film, który – pomimo obowiązkowego wątku miłosnego i obowiązkowego łamania szóstego przykazania – można oglądać z młodszymi widzami.

 

Owszem, film ma swoje braki i wady. Owszem, nie wszystko idzie dobrze w scenach batalistycznych, które przecież są tak ważne w filmie wojennym – przyznam, że punkt kulminacyjny szarży pod Rokitną mnie rozbawił, zdecydowanie wbrew intencjom twórców.

Godny ubolewania jest też brak wysiłku aktorskiego, zwłaszcza na drugim planie. Wszyscy grają, owszem, poprawnie, dobrze, ładnie i tak dalej – ale nazbyt często grają współczesnych Polaków, których rozwalcowało ponad pół wieku scentralizowanego radia i telewizji. Znamienna jest scena, gdzie legioniści mówią skąd pochodzą – a pochodzą z całej Polski, od Lwowa po Poznań. Ale wszyscy brzmią tak samo – jak w telewizji. Z resztą, scenarzyści nie dali drugoplanowym postacią zbyt dużo materiału do pracy: jeden tylko kuchcik pozytywnie odcina się na tym tle.

 

Zanim zakończę, choć Legiony odkładają wielką historię prawie na margines, to jednak muszę jeszcze wbić im szpilę właśnie za przekłamania historyczne. Po pierwsze, wmawia się nam, drogą przemilczenia, że Pierwsza Kompania Kadrowa i Legiony to właściwie jedno i to samo, a wszystko razem dziełem Piłsudskiego. To nie tak: Legiony powstały z inicjatywy innych frakcji politycznych, wbrew Piłsudskiemu, gdy jego Pierwsza Kadrowa poniosła klęskę. Po drugie zaś, wmawia się nam, że Legiony od początku uważały się za wojsko wyłącznie polskie, walczące o Rzeczpospolitą, a legioniści mają, hmm… gdzieś… wszystkich cesarzy. To jest naginanie prawdy do późniejszej legendy – niezależnie od dalszych wydarzeń, niezależnie od nadziei jakie miewali poszczególni żołnierze, Legiony powstały pod władzą Astro-Węgier, i dla tegoż cesarstwa walczyły. Udawanie, iż to było niezależne wojsko polskie jest o tyle niegodne, iż wybielając formację walczącą dla jednego cesarza, automatycznie oczerniamy ich odpowiedników po przeciwnej stronie frontu. A przecież Legion Puławski i wywodzący się z niego Dowborczycy bynajmniej nie zasłużyli na miano kolaborantów. Ale – może oni też kiedyś doczekają się swojego filmu? Tymczasem jednak mamy Legiony, które, mówię raz jeszcze – warto obejrzeć!

 

Jakub Majewski

„Legiony.” Polska 2019.

Reżyseria: Dariusz Gajewski. Scenariusz: Tomasz Łysiak, Dariusz Gajewski, Michał Godzic, Maciej Pawlicki. W rolach głównych: Sebastian Fabijański, Bartosz Gelner, Wiktoria Wolańska, Mirosław Baka, Jan Frycz, Borys Szyc.

Czas trwania: 139 min.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie