26 marca 2018

Trzy upadki Chrystusa i piękno samozaparcia

Wśród zapisów wydarzeń ze Starego i Nowego Testamentu nie ma żadnego zdania, które znalazłoby się tam przypadkowo i nic by nie oznaczało. Spróbujmy więc zastanowić się, dlaczego nasz Pan Jezus Chrystus podczas swej Drogi Krzyżowej upadł trzykrotnie. Dlaczego właśnie trzy razy?

 

Przecież to nie jest tak, że Chrystus upadł niczym, dajmy na to, hydraulik niosący jakąś ciężką rurę – przypadkowo. Bo raz potknął się o kamień, drugi raz bo był zmęczony i trzeci raz, bo był leniwy. Upadki Chrystusa nie są takie – nie ma w nich przypadku, również w ich liczbie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ponieważ nasz Pan upadł trzykrotnie, liczba ta musi korespondować ze wzniosłymi refleksjami na temat męki, cierpienia, a nawet samej tej liczby. Nie jestem egzegetą, ale jako człowiek posługujący się rozumem, staram się pojąć tajemnicę tych upadków.

 

Zmęczenie uzasadnione i nieuzasadnione

Oczywiście istnieją dwie formy zmęczenia. Jedna z nich jest nieuzasadniona – i jej nasz Pan nie doświadczył. Poczucie umęczenia Chrystusa było jak najbardziej zasadne.

 

Otóż nieuzasadnione zmęczenie występuje wówczas, gdy człowiek nie kocha Boga i dźwiga swój ciężar nieświadomie. Wówczas mamy do czynienia ze zmęczeniem z lenistwa. Na przykład człowiek, który przyzwyczajony jest do spania dwanaście godzin dziennie, budzi się zmęczony i cały dzień spędza zmęczony, ponieważ jest leniwy. Takie umęczenie nigdy więc nie było udziałem Chrystusa, gdyż był On doskonały.

 

Pierwszy stopień:

Powszechne doświadczenie uczy nas, że istnieje również zmęczenie człowieka aktywnego. Ma ono trzy stopnie intensywności, niejako trzy stopnie wysiłku i odporności człowieka. Można więc wyobrazić sobie, że owe trzy stopnie odnoszą się do upadków naszego Pana.

 

Pierwszy stopień zmęczenia występuje gdy człowiek nosi ciężar aż do wyczerpania całej energii i upada pod wpływem tegoż ciężaru. Sam ów upadek powoduje, że człowiek odzyskuje część sił i motywacji, mobilizując się do dalszego wysiłku. Stara się kontrolować swe ciało i wydobyć wszystkie ukryte w nim siły. Choć nie jest przyzwyczajony do wykorzystywania tych właśnie pokładów energii na co dzień, zmusza się do tego i próbuje iść naprzód.

 

Podczas takiego pierwszego upadku człowiek tłumaczy sobie: „To jest strasznie trudne. Nie mogę tego zrobić, nie dam rady! Ale to jest bardzo ważne, chcę podnieść ten ciężar i podjąć ten wysiłek mimo trudności. Chcę dokonać aktu poświęcenia i zrealizować cel”. Zastanawia się przy tym: „Jeśli naprawdę zagłębie się głęboko w siebie, odnajdę może nową odwagę i siłę potrzebne by kontynuować?”.

 

To swoista mobilizacja duszy – dusza czyni wysiłek i pcha człowieka dalej, aż do następnego upadku wynikającego z kolejnego stopnia zmęczenia.

 

Drugi stopień:

Dusza używa wszystkiego co możliwe i znów upada

W drugim stopniu zmęczenia dusza reflektuje się: „zmobilizowałem już wszystkie siły, zrobiłem wszystko co mogłem. Mimo to znów upadłem pod tym ciężarem. Teraz jestem wyczerpany jeszcze bardziej niż przy pierwszym upadku. Jednak już zdobyłem się na więcej niż sądziłem, że jestem w stanie, i nadal chcę iść naprzód. Nie chcę się poddawać”. Pojawia się pokusa zaniechania zdania, człowiek myśli wówczas: „choć moja misja jest szlachetna i warta zachodu, waga mojego ciężaru wzrosła”. Nie ma już więcej sił, więc modli się do Matki Bożej, mówiąc: „Moja Matko, widzisz, że nie mogę dalej iść”. Albo pomożesz mi bardziej niż do tej pory, albo nie uda mi się dojść tam, gdzie powinienem”.

 

Raz jeszcze próbuje iść dalej, czując że jego modlitwa została wysłuchana. Oprócz energii o której posiadaniu wiedział, odnajduje w sobie nową siłę, jakby nadprzyrodzoną, a ta pozwala mu trwać. Powstaje drugi raz i jeszcze trochę kroczy, wspierany już bardziej przez Aniołów, niż własne ludzkie siły. Uświadamia sobie, że ma jeszcze jakąś energię, mimo iż czuł, że nie jest w stanie już dalej iść.

 

Trzeci stopień:

Totalne wyczerpanie

Znów upada. Jest wrakiem, nie ma już żadnej zdolności by opierać się ciężarowi. Mimo tego nie ulega. Musi mieć nadzieję wbrew wszelkiej nadziei: „Mam siłę jedynie by stać, ale mimo tego postaram się powrócić do celu i zrobić choćby jeden krok. Poza tym celem wszystko pozostaje wyłącznie ślepą ufnością i całkowitym wyczerpaniem. Pójdę dalej”.

 

Wraca na nogi i idzie. Daje coś z głębi samego siebie, wykorzystuje pokłady o których istnieniu nie wiedział. Jest skupiony na swym zadaniu, umyka mu to jak ciężko oddycha, bo wie że poświęca się dla ważnego celu.

 

Na tym etapie swej Drogi Krzyżowej Chrystus osiąga ideał – akt miłości. Chwilę potem, osamotniony, zostaje przybity do krzyża.

 

Podsumowanie trzech stopni

Są to trzy stopnie zmęczenia, które odpowiadają trzem etapom ludzkiego poświęcenia. W pierwszym etapie wydobywa się energię, którą się zna. Prosi się o Łaskę Bożą.

 

W drugim etapie poświęca się energię, z istnienia której nie zdajemy sobie sprawy i z większym naciskiem prosi się Matkę Bożą o wysłanie specjalnej pomocy, ponieważ wątpi się we własne siły.

W trzeciej fazie znów daje się z siebie znacznie więcej niż myśli się, że mamy. Znajduje się nowa umiejętność poświęcenia i wysiłku. Posuwa się w zupełnej ciemności, bardziej przez cud i absolutną wiarę niż przez jakiekolwiek naturalne środki. Niemniej jednak nadal idzie się naprzód. Wreszcie, wypełnia swoją misję prawdziwie cudownym działaniem.  

 

Kiedy Dusza daje wszystko co potrafi, przyciąga dusze

Człowiek podnoszący się po kolejnym upadku w coraz większym stopniu emanuje pięknem samozaparcia. Zwiększa to jego zdolność do przyciągania innych, ponieważ ludzie czują wrodzony wstręt do egoizmu i uciekają przed nim. Chcemy podążać za tymi, którzy sami sobie zaprzeczają. Tak więc tylko człowiek, który osiągnął ten ostateczny punkt samozaparcia i dał z siebie wszystko, jest gotowy przyciągnąć dusze.

 

Dlatego też nasz Pan, po trzykrotnym upadku, gotów był pokazać się wszystkim ludziom z wysokości krzyża. Mimo, iż został złupiony ze wszystkiego.

 

Niewytłumaczalna wzniosłość Ukrzyżowania ma przecież miejsce już po złożeniu ofiary. Wszak nasz Pan przeniósł już krzyż przez całą drogę na Kalwarię i dopiero po tej drodze pozwolił się ukrzyżować. Jego cierpienie wzrasta aż do momentu ogłoszenia przez Niego „Consummatum est” – „Dokonało się!”. Jednak wraz z Ukrzyżowaniem przestaje przenosić krzyż. Od chwili przybicia do niego to krzyż nosi Go.

 

Istnieją takie etapy życia duchowego człowieka, na których musi on nosić swój krzyż. Co więcej, niekiedy nasz Pan wzywa człowieka nie tylko do zaakceptowania tego, co go spotkało, ale także do szukania tego, co straszne, tragiczne i apokaliptyczne oraz do podążania w tym właśnie kierunku. Tylko po odważnym przyjęciu tego wezwania człowiek gotów jest iść tam, gdzie Pan pragnie. Potem jest gotowy być przybitym do Krzyża i zjednoczenia się z Chrystusem.

 

 

Plinio Correa de Oliveira

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram