26 października 2016

Kto tak naprawdę dzieli prawicę?

(Credit Image: © Krystian Dobuszynski/NurPhoto via ZUMA Press/FORUM)

Jeszcze przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi częstym zarzutem ze strony medialnego zaplecza PiS i samych członków tej partii pod adresem innych środowisk polskiej prawicy było to, że ją „dzielą”.  Dzieleniem prawicy była każda krytyka działań Jarosława Kaczyńskiego, jego otoczenia i partii.

 

Takie oskarżenia padały głównie pod adresem narodowców. Ponadto nie ustrzegały się tego zarzutu także inne środowiska: konserwatyści, konserwatywni liberałowie, różnych denominacji patrioci, część środowisk katolickich. Działo się tak przy przeróżnych okazjach, jak np. Marsz Niepodległości, skupiający w zasadzie wszystkie środowiska prawicy, licznych wypowiedzi Janusza Korwin–Mikkego, krytyki poglądów gospodarczych, polityki międzynarodowej itp.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nie wdając się w istotę poszczególnych sporów, można jednak zauważyć jedną wspólną cechę w reakcjach opartych na zarzucie „dzielenia prawicy”. Otóż jest to następujący sposób myślenia: „Atakując Jarosława Kaczyńskiego i PiS dajecie paliwo Gazetom Wyborczym, Newsweekom i całemu tamtemu środowisku. Chcąc, nie chcąc, wpisujecie się w ich strategię i działacie na rzecz zdrajców i złodziei”. W skrócie: „Kto nie z partią, ten przeciwko niej!”. I często dawało to PiSowi punkty, ponieważ argument ten powodował, że w wielu środowiskach skutkował blokującą refleksją nad metodami wyrażania poglądów, sposobem formułowania zarzutów, czy wypowiadania się. Jarosław Kaczyński i PiS poprzez swój ciężar powodował, że funkcjonując jako jedyna realna, prawicowa alternatywa, wytworzył wokół siebie otoczkę przypominającą kruche jajko, z którym wszyscy na prawicy muszą obchodzić się bardzo delikatnie i nawet jeśli próbują stukać, to tylko tak żeby przypadkiem nie pękło. Ponieważ środowiska prawicowe z reguły kierują się rozsądkiem i potrafią rozważać konsekwencje swoich zachowań, ulegały, często nadmiernie, tej taktyce.

 

Rzecz wygląda jednak inaczej w przypadku ostatnich wydarzeń związanych z ochroną życia. Zagadnienie to, poza całkowitym marginesem, w ogóle nie jest kwestionowane w wyżej wymienionych środowiskach prawicowych. Jakkolwiek różne możemy mieć poglądy w tematach gospodarki, polityki międzynarodowej czy ustroju, to w środowiskach wyborców tradycyjnych, wszyscy rozumieją i popierają konieczność pełnej ochrony prawnej życia ludzkiego od poczęcia. Jest to wspólny ideał wyznawany bez względu na różnice w innych kwestiach. Dlatego też wszystkie te środowiska, z Kościołem – do pewnego momentu – włącznie, popierały projekt „Stop Aborcji”, często bardzo aktywnie włączając się w jego promocję czy zbiórkę podpisów.

 

Jarosław Kaczyński jednak samemu nie popierając tego projektu – jak niedawno zadeklarował – postanowił odpalić bombę póki jeszcze, w jego mniemaniu, pole jej rażenia nie było zbyt niszczące. Oczywistą była reakcja środowisk lewicowych i antycywilizacyjnych, więc je skalkulował i rozwiązał sprawę, stawiając przy tym Kościół w bardzo kłopotliwej sytuacji. Najpierw, wieloma głosami kościelnych hierarchów, projekt był przez Kościół szeroko popierany i broniony przed lewicową propagandą. Nie było wtedy zbyt głośno o uwagach i wątpliwościach, jakie później zgłosił pod adresem ustawy sam Jarosław Kaczyński. Po całym czwartkowym zamieszaniu, Kościół wprawdzie nie wycofał się z poparcia idei ochrony prawnej życia, ale przyznał poparcie dla punktu widzenia samego Kaczyńskiego w kwestii karania kobiet, legitymizując tym samym obalenie z hukiem całego projektu. Jednocześnie sam Prezes zasłonił się Kościołem, jako dobrem, które chciał chronić pomimo, że ten nie był dominującym i najważniejszym punktem, w który lewica celowała swoją retoryką. Atak był wymierzony w prawice jako taką i opierał się na argumentach „ochrony wolności i prawa wyboru dla kobiet”, czyli zagadnieniach par excellance politycznych, a nie religijnych. Poza tym lewica nie mogłaby zbyt mocno uderzyć w Kościół na tej płaszczyźnie, bo ten od zawsze głosi afirmację życia i ataki nań nie są niczym nowym.

 

Jakkolwiek do tego momentu intryga Prezesa się powiodła, to w swoich kalkulacjach nie doliczył się strat na własnym podwórku, gdzie – jak się okazuje – doszło do największych spustoszeń. Chodzi o prawicę. Po słynnym już czwartkowym głosowaniu jedynym wrażeniem było osłupienie. Następnie, gdy jeszcze nie opadł kurz, do ataku przystąpiły PiSowskie media z całą gamą tłumaczeń i wyjaśnień uzupełnionych o profilaktyczne oskarżenie wszystkich, którzy popierają życie, o niecne intencje, agenturalność i złą wolę.

 

Skutki całej operacji są następujące: pełnej ochrony prawnej życia nie ma. Pojawiły się tylko mgliste zapewnienia, że „może kiedyś”. Jest za to bałamutna zapowiedź wsparcia finansowego dla matek w trudnej sytuacji, tak jakby życie człowieka zależało wyłącznie od pieniędzy. Na prawicy natomiast pojawiło się kilka reakcji. Z jednej strony są Ci, którzy nie dopuszczają do swojej świadomości, że Jarosław Kaczyński może być człowiekiem władzy, który wzniosłe idee traktuje tylko jako puste hasła na czas kampanii. Ci przyjmą każde wytłumaczenie i w zasadzie tylko o nie im chodzi, nie zaś o rzeczywiste zmiany. Ci ludzie chcą Jarosława, bez względu na to, co zrobi. To „wyznawcy”. Oprócz tej grupy są, mniej lub bardziej domorośli, politycy–analitycy, którzy znają i rozumieją wagę tak ciężkich gatunkowo zagadnień, jak pełna ochrona życia, ale próbują znaleźć wytłumaczenie dla postępowania Jarosława Kaczyńskiego z punktu widzenia taktyk politycznych, rozgrywania itp. I jakkolwiek można się z nimi zgodzić co do sprawności prezesa PiS w rozwiązaniu tego, co się zdarzyło kiedy projekt ustawy był na świeczniku, to całkowicie pomijają to, co działo się (a raczej nie działo) przed. Zapominają oni, że wtedy Jarosław Kaczyński w kwestii aborcji milczał jak grób, domyślnie sugerując poparcie dla projektu („bo to przecież człowiek prawicy”) i nie inspirując jednocześnie jakichkolwiek działań, żeby przygotować społeczeństwo do wprowadzenia zmian. Ci ludzie uważają, że Jarosławowi Kaczyńskiemu należy się wolna ręka i swoboda działania bez jakichkolwiek prób kwestionowania jego podglądów czy metod. Efekt jest ten sam, co w grupie pierwszej, tyle tylko, że z pseudointelektualnym uzasadnieniem.

 

Jest ponadto trzecia grupa, która nie składa broni. Grupa, która tłumaczenia, uzasadnienia i wyjaśnienia gier politycznych, inżynierię społeczną i inne podobne bełkotliwe zagadnienia odrzuca. Wie, jaki jest grunt, na którym stoi i tę walkę toczyć będzie dalej. I zdaje się, że w głębi serca większość ludzi, także tych zaliczających się do wcześniej wymienionych, też prędzej, czy później zmieni swoje nastawienie. To jednak nie nastąpi bez ciągłego, systematycznego działania. Zakaz aborcji nie może umrzeć teraz „śmiercią naturalną” w szczególności, że media nie zdołały jeszcze wyciszyć tematu. To jest czas na działanie. Marsze, spotkania, prelekcje, aktywność w sieci, przychylne środki przekazu i bezpośredni nacisk na posłów to narzędzia, które winny być teraz uruchamiane, żeby temat nie został przemilczany i ponownie odpuszczony na „może kiedyś”.

 

Pozostaje na koniec jeszcze kwestia Kościoła. Ten zdaje się być całkowicie skonfundowany. Został postawiony pod ścianą i niezbyt pewnie z – wydaje się – kwaśną miną i bólem przyznał Jarosławowi Kaczyńskiemu rację, co zresztą też było sporym zaskoczeniem. Kościołowi należy się teraz szczególne wsparcie od wiernych, pokazanie, że jest dla nas przewodnikiem i chcemy, żeby jasno wskazywał nam drogę. Osiągnąć to możemy tylko poprzez działanie, pozytywny przekaz, głosy wsparcia i demonstrację nieprzejednania.

 

Życie jest przecież darem Bożym, który my tylko przekazujemy z pokolenia na pokolenie i Jarosław Kaczyński swoje życie także dostał od swoich rodziców. Warto mu o tym nieustannie przypominać, bo prawica może okazać się mu jeszcze bardzo potrzebna. Sami wyznawcy to nie wszystko. Nie wystarczą, żeby rządzić.

 

Nie dajmy się podzielić w kwestiach, w których pod różnymi „zasłonami” na koniec dnia wszyscy mamy w sercach to samo… prezes PiS pewnie też.

 

Bartosz Chełmiński

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie