24 lutego 2017

Kto skorzysta na konflikcie Polaków z Białorusinami?

Białoruś należy do tej wąskiej grupy państw, z którymi nie dzielą nas poważne zaszłości historyczne, co w międzynarodowych relacjach jest wartością. Mimo tego od kilku lat regularnie przed 1 marca eksponowany jest wątek pogromów, jakich mieli dopuścić się Żołnierze Wyklęci na przedstawicielach białoruskiej mniejszości w Polsce, a spór podgrzewają wszyscy w niego zaangażowani. Niewykluczone, że jesteśmy świadkami celowo kreowanej wrogości między narodami, gdyż korzyści z niej płynące może odnieść tylko jeden ośrodek.

 

Wątek „Burego” w sposób naturalny budzi skrajne emocje zarówno wśród Polaków jak i Białorusinów. Postać nie jest tak jednoznaczna, jak chociażby rotmistrz Pilecki, generał „Nil”, sanitariuszka „Inka” czy jej dowódca „Łupaszka”. Nie dziwi więc fakt, że nienawidzące antykomunistycznego podziemia niepodległościowego środowiska lewackie „używają” kapitana Romualda Rajsa niczym bata na środowiska patriotyczne i narodowe, wytykając im, że wzorują się na człowieku, który miał dopuszczać się zbrodni.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z kolei część zafascynowanego Wyklętymi środowiska niepodległościowego nie pozostaje dłużna i uparcie obstaje przy bezwarunkowym bohaterstwie, a wręcz „heroiczności cnót” kapitana Rajsa. Jakby nie rozumieli, że w sprawie pamięci historycznej społeczeństw nie mniej istotne od faktów są wyobrażenia, mity i stereotypy, a te mniejszość białoruska w Polsce ma o „Burym” jak najgorsze. Niezależnie od tego jak wiele w tym autentycznej pamięci o czynach dowódcy Pogotowia Akcji Specjalnej NZW, a ile komunistycznej propagandy.

 

Część żyjącej w Polsce mniejszości białoruskiej nadal ma też bardzo pozytywny stosunek do spadku po PRL. Widać to chociażby po komunistycznych patronach szkół w tych miejscowościach Podlasia, które są zamieszkałe przez Białorusinów czy ich niechęci nie tylko do kontrowersyjnego „Burego”, ale również do postaci krystalicznych, takich jak chociażby „Inka”. Wszystko to jest pokłosiem dekad polityki komunistów, który umiejętnie wykorzystali tę mniejszość do utwierdzenia swego panowania na Podlasiu. Środowiska patriotyczne powinny podjąć teraz namysł, jak w pełni przywrócić Rzeczypospolitej tych, których przodkowie mieli pod paznokciami sympatię do komunizmu, a nawet kolaborację z czerwonym najeźdźcą. Wszak Białorusini żyjący dziś w Polsce nie pomagali NKWD.

 

Formalnie narastające na Podlasiu napięcie to wewnętrzna sprawa Polski, gdyż zarówno narodowcy jak i mniejszość białoruska to obywatele Rzeczpospolitej. Nikt jednak nie łudzi się, że radykalny wzrost złych emocji nie odbije się na relacjach między Warszawą a Mińskiem. Państwa, nawet te z komunistyczną przeszłością, nabrały już silnych cech narodowych i rozpatrują politykę zagraniczną także przez pryzmat swoich rodaków. Tymczasem pod oknami i cerkwiami współplemieńców „Baćki” – Łukaszenki maszerują wrogie wobec nich grupy polskich nacjonalistów czczących osobę oskarżaną o zbrodnie na Białorusinach.

 

Białoruś zaś jawi się w coraz bardziej napiętej geopolitycznej układance jako jeden z nielicznych potencjalnych sojuszników Rzeczpospolitej. Co więcej, administracja Łukaszenki odnotowuje poważne napięcia w relacjach z Rosją i spoglądając na Warszawę poszukuje sojuszników.

 

Nie sposób nie zapytać, dlaczego właśnie teraz do obiegu powraca jeden z nielicznych wątków, jaki może podzielić Polaków i Białorusinów? Traci na tym zarówno Warszawa jak i Mińsk, a podgrzewanie historycznego sporu wokół postaci aktywnej w latach 40. XX wieku jest na rękę tylko Kremlowi.

 

Chociaż nie sposób zaakceptować żadnej zbrodni ani krzywdy wyrządzanej cywilom w czasie wojny, to wątek wciąż nie w pełni poznanych okoliczności wydarzeń z powojennego Podlasia jest (przynajmniej na razie, i niech tak zostanie) w relacjach polsko-białoruskich marginesem. To sprawa zupełnie innego kalibru niż kwestia zbrodni UPA i kultu Bandery na Ukrainie, szczególnie, że reżim Łukaszenki, inaczej niż rządzący w Kijowie, nie bierze sobie na sztandary wątków antypolskich, a eksponowanie przez Białoruś komunizmu ma raczej znamiona folkloru niż realnego zachwytu nad Stalinem czy Berią.

 

Część polskich narodowców biorących na sztandary „Burego” robi na złość lewakom i swoim białoruskim sąsiadom, których przodkowie wspierali budowę nad Wisłą sowietskoj własti. Nie należy jednak do odpowiedzialnych postawa celowej eskalacji konfliktu wewnętrznego, który może odbić się na relacjach z coraz bardziej przychylną i potrzebną nam mińską administracją, szczególnie, że lewa strona zapowiada odpowiedź – w mediach pojawiają się doniesienia o zamiarach anarchistycznych bojówek. „Wsparcie Hajnówki” planuje Antifa. Czym może skończyć się spotkanie narodowców i „antyfaszystów” – łatwo przewidzieć. Walki, zamieszki, a może nawet rozlew krwi w związku z napięciami między Polakami a anarchistami „broniącymi” białoruskiej mniejszości stworzy w relacjach Warszawy i Mińska oraz stosunkach na Podlasiu niepowetowane straty i trudne do przezwyciężenia szkody. Międzynarodowy wymiar video-relacji zagranicznych mediów z płonącej za sprawą „faszystów” Hajnówki również jest jasny i utwierdzi jedynie obraz Polski jako „zagłębia ksenofobii” i – a jakże – antysemityzmu.

 

Niestety na razie nie wiemy, czy eskalowanie konfliktu wokół „Burego” jest inicjatywą oddolną i stymulowaną przez wewnętrzny polski konflikt między lewakami i robiącą im na złość grupą narodowców, czy też obserwujemy na naszym terenie obcą prowokację, w której grę wpisują się polskie środowiska polityczne. Nauczeni doświadczeniem Zachodu musimy jednak pamiętać, że udział Kremla w europejskiej polityce polega często na eskalowaniu napięć między poszczególnymi narodami przy wykorzystaniu grup radykałów po różnych stronach.

 

Na tle uparcie broniących „Burego” polskich narodowców, pozytywnie wypada jeden z nich – poseł Adam Andruszkiewicz. Parlamentarzysta z Podlasia pytany przez „Wyborczą” stwierdził, że nie weźmie udziału w II Marszu Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce gdyż… „zajęty jest budowaniem współpracy z Białorusią”.

 

Niestety, tej rozwagi nie ma wielu innych jego kolegów. Na uwagę zasługuje fakt, że ich antybiałoruskiej (a co za tym idzie – prorosyjskiej) postawie towarzyszy deklarowana powszechnie w środowiskach narodowych sympatia do… Łukaszenki. Tymczasem ewentualne konsekwencje konfliktu między Polakami a Białorusinami, zwłaszcza w kontekście problemu ukraińskiego, poniosą nie tylko narodowcy, ale cały naród i polska polityka zagraniczna. Bo skoro raczej nie na Niemców, Czechów, Słowaków, Ukraińców i Litwinów to na kogo spośród naszych sąsiadów, jeśli nie na Białorusinów, będziemy mogli liczyć w obliczu realnego geopolitycznego zagrożenia?

 


Michał Wałach




  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie