5 stycznia 2018

Krwawe ćwierćwiecze „kompromisu” aborcyjnego. Kiedy nastąpi koniec?

(Zdjęcie ilustracyjne. fot.Wikimedia/REUTERS/Ivan Alvarado/FORUM)

7 stycznia roku 1993, po miesiącach debat, parlamentarnych przepychanek i ulicznych manifestacji, Sejm uchwalił ustawę „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Chociaż ograniczała skalę aborcyjnej rzezi, jaką zgotowali Polakom komuniści, to ciężko określić ją mianem moralnie godnej. Co więcej, wbrew powtarzanej do dziś propagandzie, ustawa nie była żadnym kompromisem!

 

Od roku 1956 obowiązywała w PRL ustawa wprowadzająca de facto aborcję na życzenie. Skala rzezi nienarodzonych w komunistycznej podróbie Polski nie jest dokładnie znana – niewykluczone, że rocznie mordowano od pół miliona do nawet 800 tys. dzieci. W ciągu 37 lat obowiązywania horrendalnego „prawa”, życia pozbawionych mogło zostać więc od 20 do 30 milionów Polaków!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Konieczność odejścia od bezbożnych praktyk przez cały czas głosił Kościół – chociażby podczas Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, jakie w Częstochowie złożono zaledwie kilka miesięcy po wejściu w życie komunistycznej ustawy. W czasach „czerwonego” totalitaryzmu nie było jednak szansy, by przekonać marksistowskich okupantów do mniej okrutnego systemu wartości. Mimo tego próbowano. W tym kontekście zasłużył się Polski Komitet Obrony Życia, Rodziny i Narodu, który – mimo utrudnień ze strony władz – zebrał 12 tys. podpisów do Sejmu PRL z żądaniem zniesienia ustawy.

 

Pierwsza szansa – udaremniona przez UDeków

Realna szansa na zmianę pojawiła się jednak dopiero po upadku potęgi PZPR, gdy wyniki wyborów z roku 1989 ustaliły kształt Senatu na niemal w całości wolny od komunistów, zaś kształt Sejmu na niekomunistyczny w maksymalnym możliwym wymiarze.

 

Senatorowie I kadencji we wrześniu 1990 roku zdecydowali więc o wniesieniu do Sejmu projektu ustawy o ochronie prawnej dziecka poczętego. Upoważnionym do reprezentowania Senatu w dalszych pracach został senator Walerian Piotrowski.

 

Sejm – w przeciwieństwie do Senatu – był jednak wtedy pełen jeszcze komunistycznych szumowin, gdyż jednym z elementów wyborów kontraktowych było zapewnienie ludziom PZPR (i niekomunistycznych, licencjonowanych koalicjantów) co najmniej 65 proc. miejsc w izbie (299 mandatów). Dlatego też po skierowaniu projektu do Sejmu prace nad nim zostały wstrzymane. Jak zauważyli na łamach PCh24.pl w tekście pt. „Kaczyński i zakaz aborcji. Co przeszkodzi tym razem?” Paweł Momro i Tomasz D. Kolanek, nie bez wpływu na taki rozwój wydarzeń były osobiste przekonania Marszałka Sejmu Mikołaja Kozakiewicza – zwolennika dzieciobójstwa, który chcąc sabotować prace skierował projekt do „konsultacji społecznych”, dając głos i czas na działanie zwolennikom aborcji. Ci ostatni w końcu zaprezentowali swój projekt… rozszerzający ustawę z 1956 o to, co dziś nazywamy „przesłanką eugeniczną”.

 

Na działania polityków zareagowała „ulica” – zarówno zwolennicy aborcji jak i obrońcy życia. W końcu – dopiero w maju roku 1991 – pod obrady weszły oba projekty: senacki i lewacki. Wtedy też z inicjatywą odrzucenia obu wyszedł klub Unii Demokratycznej, w typowy dla siebie, „autorytetomoralny” sposób „ubolewając” nad rozpętaniem wojny o aborcję. Udecy w swym projekcie uchwały pisali co prawda, że „do klęsk społecznych dzisiejszej doby należy zjawisko przerywania ciąży”, ale tematu obrony życia – walki z ową klęską – nie podjęli. Propozycja liberałów zyskała poparcie 208 posłów (przy 145 głosach przeciwnych), w skutek czego w mocy pozostało krwawe prawo komunistyczne, do którego dołączono rozwiązania zapewniające pewne wsparcie socjalne dla „kobiet w trudnych ciążach”.

 

Druga szansa – wybór „mniejszego zła”

Kolejna odsłona walki o prawo do życia nastąpiła dopiero po wyborach z roku 1991 – wcześniej nikt nie chciał bowiem zanadto „podpaść” którejkolwiek grupie wyborców. Politycy liczyli się z autorytetem Kościoła mówiącego wprost, że aborcja to zło. Znali jednak zdanie większości obywateli – społeczeństwo przeorane dekadami komunistycznego prania mózgów nie chciało zakazania zbrodniczych praktyk. Niejeden Polak miał także krew na własnych rękach. Aborcyjnej zbrodni dopuściło się w PRL (wedle różnych szacunków), od 25 do 35 proc. kobiet! Na tym jednak wina się nie kończy – współodpowiedzialni za zło byli również ich życiowi partnerzy, otoczenie, a także wielu rzeźników z lekarskimi dyplomami.

 

Temat wrócił w marcu roku 1992, gdy grupa posłów Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego w Sejmie I kadencji wniosła projekt ustawy zakazującej aborcji. Był on podobny do propozycji senatorów z roku 1990 i – podobnie jak podczas tamtej próby obrony życia – spotkał się z lewicowym sabotażem. Postkomuniści odroczyli czytanie wniosku. Zwolennikom dzieciobójstwa nie udało się natomiast zorganizowanie referendum w sprawie aborcji. Pomysłowi sprzeciwiał się Kościół, który celnie zauważał, że kwestia mordowania ludzi nie może podlegać głosowaniu.

 

Ustawę „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”, ograniczającą aborcyjną samowolę, uchwalono dopiero 7 stycznia roku 1993. Odbiegała ona jednak znacząco od początkowych propozycji. Znalazły się w niej bowiem liczne wyjątki od zakazu mordowania nienarodzonych dzieci. Życie dziecka, co do zasady, uznano za prawnie chronione. W owej zasadzie poczyniono jednak wyłomy: ochrona nie obejmowała więc dzieci, których rozwój w warunkach złej opieki zdrowotnej mógł szkodzić zdrowiu i życiu matki, oraz tych, których „winą” był fakt posiadania ojca gwałciciela (lub ciąża była wynikiem innego przestępstwa) a także dzieci u których występowało podejrzenie zaistnienia choroby.

 

Chociaż ustawa z roku 1993 zyskała w mediach miano „kompromisu”, to nie zadowalała żadnej ze stron – lewica pragnęła prawa pozwalającego na bezkarne mordowanie dzieci „na życzenie”, zaś dla osób uznających każde życie za święte prawo akceptujące aborcję (nawet w ograniczonym wymierzę) pozostawało zupełnie nieakceptowalnym.

 

W trudnej sytuacji politycznej znalazł się wówczas Lech Wałęsa, który osobiście opowiadał się za pełną ochroną życia. Mając jednak do wyboru pozostawienie w mocy komunistycznej ustawy z roku 1956 lub przyjęcie niedoskonałego rozwiązania z 1993 (wniosek do Trybunału Konstytucyjnego nie miał wtedy sensu, gdyż niewiele wcześniej instytucja odmówiła zajęcia stanowiska w sprawie aborcji), prezydent zdecydował się na szybkie podpisanie nowego prawa i wyraźne przekazanie swojemu elektoratowi, że czyni to niechętnie, gdyż przepisy nie spełniają jego oczekiwań. Znał bowiem stanowisko Episkopatu Polski w sprawie pełnej ochrony życia poczętego.

 

„Kompromis” niezaakceptowany, więc zmieniany

Ustawę – chociaż ciągle obowiązuje – próbowano po roku 1993 zmieniać. To pokazuje w sposób oczywisty, że nie można mówić o żadnym „kompromisie”, gdyż lewica od początku go nie akceptowała. W roku 1994 postkomuniści z SLD próbowali zmienić przepisy, ale wtedy ich pomysł zawetował Lech Wałęsa. Na odrzucenie weta zabrakło lewicy głosów, a prezydent jeszcze przed głosowaniem zapowiedział, że w razie odrzucenia przez Sejm jego sprzeciwu, nawet za cenę postawienia go przed Trybunałem Stanu, nie podpisze ustawy.

 

W roku 1996 postkomuniści dopięli już swego – dopisali w ustawie kolejną „przesłankę”, umożliwiającą zamordowanie dziecka z powodu „ciężkich warunkach życiowych” kobiety lub jej trudnej sytuacji osobistej, czyli… de facto bez ograniczeń. Pod ustawą zezwalającą na jeszcze częstsze mordowanie bezbronnych i nienarodzonych znalazł się podpis „autorytetu moralnego” III RP – Aleksandra Kwaśniewskiego. Prawo zostało jednak zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego i po rozstrzygnięciu sprawy instytucja uchyliła eseldowską nowelizację. Późniejsze proaborcyjne inicjatywy lewicy nie odnosiły już skutków.

 

Zmienić prawa nie udało się jednak także katolikom. Próby zwiększenia zakresu ochrony życia podejmowane były wielokrotnie. W roku 2007 prawicowi posłowie chcieli nawet wpisać zakaz aborcji do Konstytucji. Napotkali jednak na niespodziewany opór. Przeciw byli nie tylko komuniści czy liberałowie, ale także… PiS.

 

25 lat „kompromisu”. Czas z tym skończyć!

Podobną zdradą formacja Kaczyńskiego wykazała się w roku 2016. Wraz z odrzuceniem proaborcyjnej propozycji lewicy, do kosza – i to w fatalnym stylu – trafił społeczny projekt ustawy „Stop Aborcji”, zakazujący dzieciobójstwa bez wyjątku. Co ciekawe, znajdując się w opozycji wobec rządów PO-PSL politycy PiS ochronę życia masowo popierali.

 

Dzisiaj, 25 lat od uchwalenia ustawy zwanej w absurdalny sposób „kompromisem aborcyjnym”, na mocy przepisów z roku 1993 wciąż giną dzieci. Rocznie – setki. W sprawie życia nie ma jednak mowy o kompromisie – nie istnieje bowiem stan pośredni między życiem a śmiercią. Zamordowani ludzie, dzieci, którym nie pozwolono się narodzić, nie są przecież statystyką, pozwalającą mówić o kompromisie, nie są złotym środkiem między rzezią a brakiem rzezi. Oni nie znają kompromisu – ich po prostu zabito. I życia nikt im już nie wróci.

 

Uratowani mogą zostać jednak inni. Może chorzy, może niepełnosprawni, może – patrząc z perspektywy współczesnego świata – niedoskonali. Jednak wciąż ludzie, z pełnią przyrodzonej, danej im od samego Pana Boga godności.

 

Istnieje teraz kolejna okazja do ich obrony. To społeczna inicjatywa „Zatrzymaj aborcję”, poparta przez ponad 800 tys. Polaków i wspierana głosem biskupów Kościoła katolickiego. Po 25 latach funkcjonowania dopuszczającej aborcyjne wyjątki ustawy, na 100 lat niepodległości Rzeczypospolitej, ograniczenie eugenicznego ludobójstwa niepełnosprawnych jest planem minimum. Dla rządzących, polityków nieustannie mówiących o dobrych zmianach, dekomunizacji i rozbijaniu skostniałych politycznych układów trzeciej erpe, to fundamentalny test na wiarygodność. Dla dzieci to jednak coś znacznie ważniejszego – to kwestia życia lub śmierci.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie