28 października 2016

Krajobraz po „dżungli”. Prefekt departamentu ogłosił koniec historii obozowiska w Calaise

(Fot. REUTERS/Pascal Rossignol/FORUM)

Po 18 miesiącach kończy się historia „dżungli” pod francuskim Calais. Prefekt departamentu Pas-de-Calais Fabienne Buccio ogłosiła zakończenie jej historii. Obozowisko kosztowało państwo od roku 2015 sumę 216 milionów euro. 100 milionów na ochronę infrastruktury portu wyłożyła też Wielka Brytania. Ewakuacja trwała… 3 dni. Czy jest to jednak koniec problemów?

 

W ub. roku we Francji złożono 80 tys. wniosków o azyl polityczny. W tym roku liczba ta przekroczy 100 tys. Paryżowi daleko co prawda, pod tym względem, do Berlina, ale trzeba pamiętać, że duża część przebywających tu nowych emigrantów nie chce pozostać nad Sekwaną. W „dżungli” pod Calais przebywało od 6 do 8 tys. emigrantów, ale ok. 2 tys. nie zgadzało się na ewakuację i wiązało swoją przyszłość z dalszymi próbami forsowania kanału La Manche. Afgańczyk Karim w wywiadzie dla francuskiego radia mówi wprost – „teraz wszystkie drogi do portu są zablokowane przez policję, ale w przyszłości jakaś szansa będzie”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Likwidacja koczowiska pod Calais została nazwana przez MSW „rozwiązaniem humanitarnym”. Premier Valls gratulował sobie, że ta „humanitarna operacja pokazała lepszy wizerunek Francji”. Wzmocnione siły policyjne dość skutecznie chroniły operację przed interwencją lewaków z „No Borders” i „Akcji Antyfaszystowskiej”, którzy usiłowali ją uniemożliwić.

 

Podpalenia i wysadzenie butli z gazem akcję ewakuacji nawet przyspieszyły. Ostatecznie ewakuowano („wyprowadzono z bezdomności” wg oficjalnego słownika) z dżungli wg danych MSW 5596 osób. Ilość wszystkich mieszkańców koczowiska ocenia się w przedziale 6,4-8,1 tys. Około 400 osób błąkało się nadal w pobliżu obozowiska, reszta być może opuściła je na pewien czas na własną rękę. Część obawiała się po prostu deportacji.

 

Mieszkańców „dżungli” podzielono na 4 grupy. Pierwsza to samotni mężczyźni, duga – nieletni, dalej – rodziny i w końcu tzw. „osoby wrażliwe”. Każdy emigrant dostawał do wyboru 2 propozycje nowego miejsca przesiedlenia. W sumie przygotowano 7,5 tys. miejsc w 287 ośrodkach na terenie całego kraju (84 departamenty). Podczas rejestracji emigrantów stwierdzono, że najwięcej z nich pochodziło z Sudanu, Afganistanu i Erytrei. Poza tym pochodzili oni z takich krajów jak Syria, Kosowo, Haiti, Kongo, Chiny, Albania, Irak, czy Bangladesz. Ponad połowa tych państw nie prowadzi żadnych wojen, a ich obywatele mają tylko iluzoryczne szanse na azyl.

 

Na teren dżungli wjechały buldożery, a czyszczenie terenu nadzorują specjalne jednostki policji – CRS. Policja otrzymała zadanie nie dopuszczenia do powstawania nowych koczowisk. Na „spóźnialskich” i osoby wyłapywane w okolicy obozowiska czekało jeszcze w środę 10 ostatnich autokarów.

 

W cieniu wydarzeń w Calais miała miejsce decyzja sądu w Lille, który wydał wyrok pozwalający także na usunięcie emigrantów z liczącego 8000 metrów kwadratowych miejskiego parku Olieux, który od blisko 2 lat stał się dzikim koczowiskiem. Jego mieszkańcy uparcie odmawiali przenosin do wyznaczonych ośrodków. Likwidacje dzikich koczowiska zdaje się więc nabierać tempa. Ma to pewien związek z wyborami prezydenckimi i obietnicą Franciszka Hollande’a uporządkowania problemu do końca roku. Jednak w dużych miastach, w tym przede wszystkim w Paryżu, takie obozowiska nadal istnieją.

 

Trzeba też brać pod uwagę, że Francję może czekać nowa fala napływu emigrantów, którzy już przybywają z Afryki Północnej przez Włochy, a do samego Paryża dojeżdża niemal codziennie około setki nowych.

 

Nowe problemy rodzi także sama dyslokacja emigrantów. Dla niektórych jest to eksport mini-dżungli po całym kraju. Władze szukając dodatkowych miejsc narzucały kwoty przekraczające często możliwości małych centrów opieki. Nie konsultowano tego także z lokalną władzą. W miasteczku Saint-Baurille-de-Putois w departamencie Herault na południu Francji właśnie z tego powodu do dymisji podał się mer i radni. Z rozdzielnika prefektury kierowano tu aż 87 uchodźców z Calais. Mer Michel Issert, który deklaruje, że nie jest przeciwny przyjmowaniu emigrantów uznał, że może zapewnić odpowiednie warunki tylko dla 44 osób. Próby jakichkolwiek negocjacji z prefekturą okazały się niemożliwe. Issertowi pozostał… protest-dymisja.

 

Protesty, a nawet referenda w sprawie przyjmowania uchodźców zapowiadało też kilkanaście miejscowości (m.in. Allex, Saint-Denis-de Cabanne, Saint Brevin). W uzdrowisku Saint-Honore-les-Bains przeprowadzono nawet symboliczną akcję wystawienia wioski „na sprzedaż”. W Ares, Billiers, Loubeyrat, Louvanciennes, czy Foyer-les-Bains, dochodziło od początku października do podpaleń ośrodków dla uchodźców. Teoretycznie emigranci w nowych ośrodkach mają uczyć się języka francuskiego i przysposabiać do szukania pracy. Wielu z nich widzi jednak nadal swoją przyszłość w Wielkiej Brytanii i nie wiąże losów z nowym miejscem tymczasowego osiedlenia. Rząd chwali się likwidacją „dżungli”, ale problemy nie zniknęły, a być może zostały tylko wyeksportowane na francuską prowincję.

 

 

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 104 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram