3 czerwca 2019

Kradzione nie tuczy? W post-PRL wciąż żyjemy na cudzych majątkach [OPINIA]

(fot. Marcin Dlawichowski/Forum)

Własność prywatna wynika nie tylko z prawa naturalnego. Jest także chroniona przez dwa prawa Dekalogu. Zawłaszczanie cudzego mienia to zatem nie tylko działanie szkodliwe społecznie, lecz również grzeszne. Ten grzech pokutuje zarówno przez PRL jak i w III Rzeczypospolitej.

 

Na zalety własności prywatnej zwracał uwagę już Arystoteles. Podkreślał on, że każdy dba o nią bardziej niż o cudzy dobytek. Zwracał również uwagę, że własność umożliwia praktykowanie cnoty wielkoduszności. Nie bez znaczenia jest również radość związana z prywatnym posiadaniem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Argumenty te podzielał święty Tomasz z Akwinu. Jego zdaniem własność prywatna umożliwiała pokój społeczny, ład organizacyjny i zachęcała do dbałości o swoje. Akwinata podkreślał również, że indywidualne posiadanie umożliwia praktykowanie uczynków miłosierdzia i pozostaje w zgodzie z VII Przykazaniem Dekalogu. 

 

Za własnością prywatną opowiadał się także Leon XIII w encyklice „Rerum novarum”. Twierdził, że jest ona naturalnym prawem człowieka. Papież podkreślał, że kolektywizacja własności jest szkodliwa dla samych robotników, gdyż uniemożliwia im korzystanie z zarobionych przez nich pieniędzy i poczynienie oszczędności. Co więcej, zniesienie własności kłóci się według Leona XIII ze sprawiedliwością.

 

Ideologiczna reforma

Reforma rolna zarządzona przez PKWN w 1944 roku obejmowała między innymi grunty stanowiące własność Skarbu Państwa, Obywateli III Rzeszy, zdrajców skazanych przez polskie sądy, a także obszary będące własnością lub współwłasnością osób fizycznych, lub prawnych – jeśli przekraczały one 100 hektarów powierzchni użytków rolnych (w niektórych województwach 50 hektarów).

 

Służyła zatem między innymi wywłaszczeniu ludzi posiadających większe majątki. Miało to wymiar ideologiczny i miało niewiele wspólnego ze sprawiedliwością. Granicę tego, jakie gospodarstwa powinny stanowić przedmiot reformy rolnej, a jakie nie ustalono więc arbitralnie. Krzywda poprzednich posiadaczy zmuszonych do nagłego opuszczenia swych domów to nie tylko wina aparatu państwowego – wszak każdy, kto czerpie korzyści z kradzionego mienia, również ponosi współodpowiedzialność. No, chyba że pozwoli sobie wmówić, że kradzione nie jest. Jednak w przypadku gdy co do prawowitości uzyskania ziemi przez poprzedniego właściciela nie ma żadnych wątpliwości, a jedynym powodem jej odebrania jest zbyt duża liczba hektarów odpowiedź jest co najmniej wątpliwa.

 

Problem wciąż aktualny

Skutki dekretu PKWN o reformie rolnej z 1944 roku, ale także dekretu Bieruta o własności w stolicy oraz dekretu z 1946 dotyczącego majątków opuszczonych i poniemieckich trwają po dziś dzień. W Polsce – inaczej niż w sąsiednich krajach również znajdujących się pod sowieckim jarzmem – nie poczyniono systemowej i uczciwej reprywatyzacji, rozumianej jako zwrot mienia poprzednim właścicielom.

 

Nie wszyscy prawowici właściciele doczekali się zwrotu mienia. Poczyniono jedynie kroki w dobrym kierunku, takie jak ustawa z 2005 roku o odszkodowaniach dla potomków osób z mieniem pozostawionym poza wschodnimi granicami dzisiejszej Rzeczypospolitej. Jednak odszkodowania za tak zwane mienie zabużańskie wyniosły jedynie 20 procent wartości. Poszczególni spadkobiercy także otrzymali zwrot mienia lub rekompensatę, jednak brakuje rozwiązań o charakterze systemowym.

 

Niestety niekoniecznie ulegnie to zmianie. Wszak reforma rolna zakorzeniła się u nas na dobre i nic nie wskazuje, by miało to ulec zmianie. Brakuje też głosów potępienia tej decyzji. Wielu osobom zapewne jest to na rękę. Choćby rolnikom zajmującym rozparcelowane mienie. Z pewnością wyrzucanie ich z ziemi po wielu latach nie byłoby właściwym rozwiązaniem. Niemniej jednak sprawa pozostaje nierozwiązana.

 

Co więcej wiele wskazuje na to, że akceptacja reformy rolnej to skutek przyjęcia propagandowej narracji PRL dotyczącej elit. Zgodnie z nią osoby na szczycie społecznej drabiny to wyzyskiwacze, próżniacy et cetera. Takim ludziom się nie współczuje. Trudno o podejście bardziej sprzeczne z katolicką nauką. Zgodnie z tą ostatnią bowiem celem elit jest ofiarna służba dobru wspólnemu.

Dziedzictwo PRL, jego mentalności i przekształceń własnościowych wyjaśnia, dlaczego własność prywatna znajduje się u nas w pogardzie – znacznie bardziej niż na przykład na zachodzie.

 

Narzekamy często na zachodnią zgniliznę, tymczasem u nas nie jest pod tym względem lepiej. Skutki tego odczuwamy w życiu codziennym – cwaniactwo pracowników, skąpstwo pracodawców, nieuczciwość kontrahentów. Minęło 30 lat od powstania III Rzeczypospolitej, a problem ten pozostaje wciąż nierozwiązany.

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie