6 lutego 2018

Korzyści z polsko-izraelskiego sporu, czyli powrót Żyda prawdziwego

(Binjamin Netanjahu i inni członkowie izraelskiego rządu. FOT.REUTERS/Tsafrir Abayov/Pool/FORUM)

Nawet jeśli przegramy dyplomatyczny konflikt z Izraelem – a nic nie wskazuje, żeby miało stać się inaczej – to jakieś korzyści jednak uzyskamy. Widać to już teraz! Oto wraz z pogorszeniem się relacji na linii Warszawa-Tel Awiw upadła (oby raz na zawsze) politpoprawna autocenzura dotycząca tematyki żydowskiej. Do debaty na normalnych zasadach powróciły zatem tematy Żydów i ich państwa, zaś z nielicznych publicystów dotychczas wręcz heroicznie podnoszących te kwestie spadło wreszcie odium wyznawców teorii spiskowych i szalonych żydożerców.

 

Prezydent Andrzej Duda obwieścił we wtorek na konferencji prasowej, że rozumie izraelskie zastrzeżenia do ustawy zakazującej stosowania sformułowania „polskie obozy zagłady”. Dlatego też szanując emocje ocalałych z Holokaustu, ale jednocześnie pragnąć wprowadzić w życie przepisy chroniące dobre imię Polski i Polaków, zdecydował się podpisać nowelizację ustawy o IPN, kierując ją przy tym do Trybunału Konstytucyjnego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Decyzja prezydenta wzbudziła radykalnie odmienne emocje różnych internautów, komentatorów i polityków. Ciężko jednak podważać fakt, że Trybunał Konstytucyjny, który teraz rozpatrzy przepisy, to element polskiego aparatu władzy, a nie organ międzynarodowy, amerykański bądź izraelski. Piłka – mówiąc językiem sportowym – wciąż więc pozostaje po stronie Polski.

 

Interesująca jest jednak nie tylko decyzja prezydenta, ale i język wypowiedzi głowy państwa. Na konferencji prasowej prezydent, chociaż mówił w sposób łagodny, stonowany i koncyliacyjny, chcąc zjednać sobie zarówno polskich zwolenników ustawy jak i zagranicznych krytyków, pozwolił sobie użyć sformułowania niegdyś zupełnie niedozwolonego, nie tak dawno jeszcze całkowicie dyskwalifikującego – Andrzej Duda powiedział bowiem wprost o „środowiskach żydowskich”, co pokazuje głęboką zmianę, jaka zaszła w ostatnich dniach w polskim życiu publicznym, w politycznej polszczyźnie.

 

Jeszcze na początku roku każdy polski publicysta dotykający tematyki żydowskiej poruszał się po cienkim lodzie, bowiem wszystkie przejawy krytyki polityki Izraela lub działań międzynarodowych lobbystów żydowskich były błyskawicznie i nawet bez wstępnej analizy uznawane przez krajowych i zagranicznych zawodowych tropicieli antysemityzmu za to właśnie, dyskwalifikujące na salonach, zjawisko.

 

Szczególnie narażeni na oskarżenia o nienawiść i narodowy szowinizm pozostawali oczywiście publicyści o innej niż postępowa wrażliwości. Lewica bowiem skutecznie wmówiła światu, że wolna jest od „grzechu antysemityzmu” – chociaż jeszcze przed II wojną światową jej przedstawiciele krytykowali Żydów nie mniej niż niektóre organizacje nacjonalistyczne, wytykając im między innymi zaangażowanie w znienawidzone przez komunistów profesje bankowo-finansowe oraz posiadanie „środków produkcji” przemysłowej. Jednak za sprawą późniejszych propagandowych machinacji lewicy, funkcjonujące dziś marksistowskie redakcje mogą pozwalać sobie na swobodne atakowanie polityki Izraela wobec tradycyjnie bliskich światowej lewicy Palestyńczyków. Mogli i mogą pisać w ten sposób bez obaw o oskarżenia natury antysemickiej (vide: „Krytyka Polityczna”). Wszak to właśnie środowiska postępowe rzucają owymi oskarżeniami i zawsze kierują je w stronę politycznych przeciwników.

 

Pozbawione tego przywileju i komfortu media oraz publicyści prawicowi, oskarżani byli nagminnie o antysemityzm nie tylko przez ideologicznych wrogów, ale i przez potencjalnych sojuszników – środowiska i media centroprawicowe, które na pierwszy rzut oka powinny być przynajmniej wobec nich neutralne. Sytuacja uległa jednak zmianie z powodu trwającego wstrząsu we wzajemnych, polsko-żydowskich relacjach.

 

Teraz, gdy widać wyraźnie, że Izrael nie traktuje priorytetowo przyjaźni z Polską, temat konfliktu na linii Warszawa-Tel Awiw odważniej podejmują kolejne redakcje mainstreamowej i prorządowej centroprawicy. Tym samym wszyscy dziennikarze, niegdyś kpiący z „teorii spiskowych”, dziś, gdy krytykują państwo żydowskie, przyznają słuszność i zdają się oddawać szacunek wieloletniej pracy Stanisława Michalkiewicza, felietonom Grzegorza Brauna czy licznym tekstom portalu PCh24.pl.

 

Ze strony ludzi zainteresowanych prawdą (a nie politpoprawną papką) od dawna płynęły ostrzeżenia przed bagatelizowaniem żydowskich grup lobbystycznych oraz prowadzeniem hurraoptymistycznie jednokierunkowej polityki zagranicznej. Wtedy jednak nikt w mediach głównego nurtu nie chciał traktować Izraela jak normalnego państwa, które może mieć swoje, sprzeczne z polskimi, interesy i które można krytykować tak jak krytykuje się Niemcy, Rosję, Belgię, Peru czy Indonezję. Nikt też nie chciał słuchać ostrzeżeń przed zawierzaniem całej naszej polityki zagranicznej Stanom Zjednoczonym, dla których – co widać teraz wyraźniej niż kiedykolwiek – istnieją sojusznicy ważni i ważniejsi, a które swoją politykę opierają nie o racje moralne, a obroty handlowe, zainwestowane miliardy i wieloletnią pracę lobbystów. Dziś widzimy jak na dłoni, że ignorowane przez lata apele o polską realpolitik były wołaniami nie tylko uzasadnionymi, ale i motywowanymi patriotyzmem, a nie np. powiązaniami z „ruską agenturą” – jak chcieliby to widzieć niektórzy piewcy dyplomatycznej mizerii i trwania w zastanych oraz ewidentnie niesprawnych schematach. Po ostatniej międzynarodowej burzy polityczna obojętność wobec poważnie rozumianej dyplomacji odbija się czkawką, co pokazuje chociażby następujący, porażający fakt – w chwili trwania największego od lat dyplomatycznego konfliktu, Polska nie ma w Izraelu nie tylko sprawnie działających grup wpływu, ale nawet ambasadora!

 

Spór z dotychczasowymi sojusznikami to dla nas doświadczenie traumatyczne. Konflikt z USA i Izraelem bardzo nas zaboli – niewykluczone, że w akcie zemsty światowe media będą regularnie pisały o „polskich obozach”, by brutalnie przypomnieć nam, gdzie kończy się jurysdykcja Rzeczypospolitej. My sobie napiszemy co chcemy, a Wy nic nie możecie nam zrobić, Polaczki – pomyślą i będą mieli, niestety, rację. Wstrząsem w polskiej debacie publicznej oraz polityce zagranicznej jest również rysa na dotychczas niekwestionowanych w głównym nurcie postaw proamerykańskich oraz nieznane nam wcześniej zupełne osamotnienie Warszawy.

 

W tym wszystkim dostrzegalne są jednak pozytywy większe niż zwykła satysfakcja dotąd nierozumianych, ale za to celnie opisujących rzeczywistość publicystów – na salony wraca wolność debaty, a wraz z nią… prawdziwy Żyd! Postać realna, przeciwieństwo funkcjonującej dotąd mitycznej i na poły bajecznej istoty, o której pod żadnym pozorem nie można było powiedzieć złego słowa. Dziś wraca Żyd z krwi i kości. Żyd polityk, Żyd minister, Żyd deputowany, Żyd premier, Żyd ambasador, Żyd lobbysta. Niekiedy propolski, a niekiedy naszej Ojczyźnie absolutnie wrogi. Uczciwy i moralny, albo podły i chamski – jak w każdym narodzie. Wraca Żyd wolny od obrażającego ten naród nimbu specjalnego traktowania, Żyd bez parasola ochronnego. Żyd, którego można traktować jak Amerykanina, Niemca, Rosjanina, Szweda, Bułgara czy Turka.

 

Traktowanie Żyda jak każdego innego obcokrajowca to chyba ostateczny cios w rzekomy antysemityzm?

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie