9 listopada 2016

Koniec końca historii

(Kyodo/MAXPPP )

Głosując na Donalda Trumpa Amerykanie powiedzieli dość! Dość przyjmowania nielegalnych imigrantów! Dość przenoszenia miejsc pracy do Chin! Dość wszędobylskiej poprawności politycznej! Dość łamania tradycyjnych amerykańskich swobód, takich jak prawo do posiadania broni! Nie pomogły gwiazdy popkultury od Beyonce, przez Steve Wonder’a, Leondardo di Caprio, Bon Joviego i „Madonny”. Ich koncerty, słowa wsparcia i snucie mrocznych wizji Ameryki pod rządami Republikanina już nie działają.


Wybierając kandydata spoza świata polityki, pierwszego niemającego w swojej karierze żadnego stanowiska urzędowego ani kariery wojskowej, Amerykanie odrzucili także polityczny establishment z jego gładkimi słówkami i niejasnymi powiązaniami.

Wesprzyj nas już teraz!


Oczywiście kraj pozostaje podzielony. Donalda Trumpa poparli przede wszystkim biali bez wyższego wykształcenia – podaje „New York Times” w oparciu o sondaże powyborcze. Republikanin zwyciężył także wśród ogółu mężczyzn. To zapewne reakcja na feministyczną i wielokulturową tresurę. Jej oficjalnymi beneficjentami są imigranci i ludność zwana „kolorową”. Tłumaczy to ich zdecydowane poparcie dla Hilary Clinton.

Pamiętajmy, że twórcami tej polityki politycznej poprawności są białe elity, przesiąknięte tą ideologią podczas studiów na lewicowych uczelniach. Wyjaśnia to znacznie niższe poparcie dla Republikanina wśród białych z wyższym wykształceniem. Mimo wszystko, jak wynika z analiz „NYT”, Donald Trump i kandydujący na wiceprezydenta Mike Pence zwyciężyli także – choć nieznacznie – i w tej grupie.

W porównaniu z wcześniejszymi wyborami, znacząco zmniejszyło się także poparcie dla Republikanów wśród zamożnych, a wzrosło wśród mniej zarabiających. W świecie na opak, świecie ukonstytuowanej Rewolucji to prawica jest dziś więc siłą „buntowniczą”, rekrutującą swych zwolenników wśród warstw uboższych.


Lewica ubolewa

Zwycięstwo Donalda Trumpa wpisuje się w szereg wydarzeń politycznych, takich jak czerwcowe zwycięstwo zwolenników wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, wygrana Frontu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego (2014 rok) czy zwycięstwa partii Fidesz Wiktora Orbana oraz Prawa i Sprawiedliwości w Polsce. To kolejny i chyba najmocniejszy dowód na zmęczenie świata Zachodu dyktaturą różowych elit i forsowanej przez nich wizji liberalnej demokracji.


Ross Douthat na łamach „New York Times” porównuje Donalda Trumpa do postaci takich jak Marine Le Pen, Recep Tayyip Erdogan czy Władimir Putin. „Jednak w amerykańskim kontekście jest on kimś zupełnie nowym – burzycielem wszystkich norm i konwencjonalnych założeń, człowiekiem bliższym katastrofalnego upadku, niż inni prezydenci (…), ale jednocześnie bardziej zdolnym do zaprowadzenia nas w inną polityczną erę, post-zimnowojenną, post-neoliberalną”  – erę końca polityki opartej na wierze w koniec historii.


Nie wszyscy mogą się ze śmiercią demoliberalnej utopii pogodzić. „Ameryka jest chora” – bije w oczy nagłówek „Gazety Wyborczej”. Ubolewanie wyraził  też ekonomiczny guru, noblista Paul Krugman na łamach New York Times’a. „Sądziliśmy, że nasi współobywatele koniec końców nie zagłosują na kandydata tak jawnie pozbawionego kwalifikacji na wysoki urząd, tak niestabilnego emocjonalnie, tak przerażającego, a zarazem groteskowego”- pisał. „Sądziliśmy, że naród (…) stał się z czasem bardziej otwarty i tolerancyjny. (…) Okazuje się jednak, że nie mieliśmy racji. (…) istnieje ogromna liczba osób – białych osób, mieszkających głównie na wsi, nie podzielających naszej wizji Ameryki. Dla nich to krew i ziemia, tradycyjny patriarchat i rasowa hierarchia. (…) Czy Ameryka to upadłe państwo i społeczeństwo? Wydaje się to całkiem możliwe”.


Co dalej z Ameryką i ze światem ?

Donald Trump – podobnie jak zwycięska w równoległych wyborach do Kongresu Partia Republikańska – obejmie Stany Zjednoczone w nienajlepszym stanie. Przyjrzyjmy się bowiem temu państwu. Największe zadłużenie na świecie i trzecie w przeliczeniu na osobę. Utrata pozycji największej gospodarki świata przy uwzględnieniu parytetu siły nabywczej na rzecz Chin. Mimo bezdyskusyjnie najwyższych nakładów na służbę zdrowia, stan zdrowia Amerykanów jest znacznie gorszy, niż innych narodów rozwiniętych. Dodajmy do tego największą na świecie liczbę więźniów i napięcia społeczne na tle rasowym czy ekonomicznym. A także odpływ miejsc pracy na rzecz imigrantów czy mieszkańców krajów z tanią siłą roboczą – jak Chiny. 


Oferta miliardera okazała się doskonałą odpowiedzią na te problemy. Miliarder nie wahał się krytykować polityki handlowej Chin, międzynarodowych układów handlowych i postulować budowy muru na granicy z Meksykiem. Sprzeciwiał się także wyśrubowanym normom środowiskowym – jako szkodliwym dla gospodarki. Z krytyką globalizmu w gospodarce idzie w parze negacja nadmiernego zaangażowania Stanów Zjednoczonych w politykę zagraniczną. Wszak jest ona kosztowna, a Stanów Zjednoczonych nie stać na interwencje zbrojne, gdy kurczy się ich własna gospodarka.


Republikanin odstąpił od neokonserwatywnego przekonania o niezastąpioności USA, od demokratycznego mesjanizmu i opartego na długu militaryzmu. W realistycznym duchu przyznaje, że możliwości jego kraju są ograniczone. To prawda, że dobrowolne zrzeczenie się przez Stany Zjednoczone roli niekwestionowanego supermocarstwa i przyjęcie modelu wielobiegunowego będzie po myśli krajów takich jak Rosja. Na dłuższą metę jednak zmniejszenie kosztownego zaangażowania w sprawy innych krajów może uzdrowić amerykańską gospodarkę, niezbędną wszak także do utrzymania silnej armii.

 

Czy jednak ograniczenie zaangażowania w politykę zagraniczną w myśl hasła „Najpierw Ameryka” nie będzie oznaczać wydania Polski na pastwę Rosji? Może tak się stać, ale wcale nie musi. Owszem, Donald Trump mówił, że NATO jest przestarzałe i niedostosowane do wyzwań współczesności. Groził też pozostawieniem samym sobie krajów nieprzeznaczających wymaganych przez Sojusz 2 procent PKB na obronę narodową. Ale jeśli brać te wypowiedzi dosłownie, to nie dotyczą one Polski. Wszak od 2015 roku Rzeczpospolita jest jednym z pięciu krajów wywiązujących się z tego wymogu. Co ważne, Polacy mogą liczyć też na to, że radykalnie osłabnie krytyka rzekomego braku demokracji w naszym kraju. W sprawie nacisków na prawicowe czy choćby quasi-prawicowe – jak obecny – rządy, UE raczej nie znajdzie w nowym prezydencie sojusznika.


Bunt czy Kontrrewolucja ?

Głos przeciwko Donaldowi Trumpowi to głos przeciwko poprawności politycznej. Ale było to głosowanie nie tylko „przeciwko” czemuś – również „za” czymś. Za czym więc? Z pewnością za poprawą gospodarczej sytuacji Stanów Zjednoczonych, za jej tradycyjnymi swobodami, takimi jak prawo do broni. To jednak nie wystarczy. Ważne, by wybór Trumpa nie okazał się jedynie rewolucją przeciwko rewolucji, lecz prawdziwą kontrrewolucją. Czy Trump przyczyni się do zwycięstwa cywilizacji chrześcijańskiej? Papierkiem lakmusowym będzie tu stosunek do aborcji. Miliarder zmieniał poglądy w tej kwestii – od akceptacji dla zabijania nienarodzonych, po podejście zbliżone do polskiego „kompromisu aborcyjnego”. Podczas ostatniej debaty zapowiedział jednak nominowanie konserwatywnych sędziów do Sądu Najwyższego. Przyznał, że może doprowadzić to do odejścia od legalizującego aborcję wyroku z 1973 roku. Podobnie palące wydaje się także odejście od wyroku z 2015 roku uznającego legalizację związków homoseksualnych za wymóg Konstytucji.


Czas pokaże czy Donald Trump okaże się jedynie buntownikiem przeciwko liberalnej rewolucji czy też kontrrewolucjonistą.

 

Marcin Jendrzejczak

 




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie