27 marca 2018

Walka Chrystusa w Ogrójcu i Twoja walka

(fot. www.filmstills.net/Forum)

Istnieje pięć bolesnych tajemnic różańca. Każdy z nich reprezentuje inny aspekt Męki Pańskiej. Chciałbym podzielić się przemyśleniami na temat pierwszej z nich – Modlitwy w Ogrójcu.

 

Agonia w ogrójcu

Wesprzyj nas już teraz!

Po łacinie, pierwsza bolesna tajemnica nazywa się: Oratio in Horto, czyli Modlitwa w Ogrójcu. Co ciekawe, po angielsku nazywana jest Agonią w ogrodzie. Co jeszcze ciekawsze, słowo agonia pochodzi od greckiego słowa walka. Sądzę, że to dostatecznie dobrze wskazuje, iż moglibyśmy tajemnicę tą nazywać również Walką naszego Pana w Ogrójcu.

 

Wieczór agonii naszego Pana rozpoczął się wraz z Ostatnią Wieczerzą i ustanowieniem Najświętszego Sakramentu. Później Pan opuścił Wieczernik, śpiewając z Apostołami hymn i podszedł do ogrodu.  

 

Radość zespolona ze smutkiem

Wydarzenia te są upamiętniane są w Kościele podczas Mszy świętej. Liturgia Wielkiego Czwartku jest świąteczna, ale przepełniona smutkiem. Po Mszy Najświętszy Sakrament umieszczany jest w drewnianym tabernakulum i uwielbiany tylko w tym „grobowcu” aż do Wielkiej Soboty.

 

To symbol ustronnego schronienia duszy naszego Pana. Mimo, że opuścił Wieczerzę szczęśliwy, po tym jak właśnie założył Kościół i udzielił Matce Bożej swej pierwszej komunii, Jego szczęście zostało szybko przyćmione smutkiem. Judasz zdradził Go, zbliżała się jego Męka, a jego otoczenie, mimo wcześniejszych wydarzeń z tego wieczoru, zdawało się niewiele rozumieć.

 

Opuszczając Wieczernik, po raz ostatni przywitał się z Matką, z którą spotkali się dopiero w drodze na Kalwarię, gdyż to Ona pozostała u Jego boku aż do śmierci. Po tym smutnym rozstaniu poszedł sam, aby wypełnić swoją misję. Apostołowie mieli tylko mgliste pojęcie o tym wszystkim, nie przejmowali się tym co ma się wydarzyć, zasnęli. Następnie rozpoczęła się wspominana modlitwa, agonia i walka w ogrodzie.

 

Nasz Pan wiedział już, że Judasz Go sprzedał, że Żydzi i Rzymianie idą Go aresztować, i że rozpoczyna się Jego niewyobrażalna Męka. Wiedział, jak bardzo wyniszczą go udręki fizyczne i duchowe. Samotnie borykał się z niewdzięcznością, niegodziwością, obrazą, odrzuceniem i pohańbieniem, które czekały go na długiej drodze na Kalwarię. Wiedział, jak bardzo z tego powodu będzie cierpiała będzie Jego Matka. Już wówczas miał też w sobie współczucie dla świętych kobiet, które będą cierpieć na Jego widok. Cierpiał, widząc każdy grzech z historii i to, jak niewdzięczna ludzkość odrzuca wszystko, co miał zamiar Jej uczynić.

 

Jaki będzie pożytek z krwi mojej?

Istotnie, Psalmista trafnie podsumowuje swoje myśli tego wieczoru: „Quae utilitas sanguine meo” – Jaki będzie pożytek z krwi mojej? Zastanawiał się zapewne nad losem wszystkich tych, którzy paliliby się w piekle przez całą wieczność, bo oni odmówili miłowania Go i Jego cierpienia.

Wiedział też jak męki, które mają nastąpić już za kilka godzin zniszczą Jego Najświętsze Ciało. Wyobrażał sobie, jak będzie zniekształcone. On wyobrażał sobie zło, z którym miał się zmierzyć i, mimo iż było przerażające, przyjął wszystko. Stawał przed tymi mękami mężnie, widząc wszystko, chcąc tego i wiedząc, że musi wytrzymać! Chciał zapłacić cenę odkupienia upadłej ludzkości.

 

Jednak w sercu naszego Odkupiciela pojawić się mogły i inne przemyślenia. Owszem, był w pełni Bogiem, ale skoro był także w pełni człowiekiem, pojawiły się zapewne ludzkie instynkty, które pojawiają się w momentach przerażenia. Jego człowieczą naturę myśli o męce i śmierci mogły doprowadzić do fatalnego stanu. Jego ciało mogło zostać ogarnięte paniką, a jego ludzka dusza mogła odczuwać strach.

 

Gdy bowiem przyszło do Niego złowieszcze widzenie tego, co ma nastąpić, doznał on pewnego rodzaju ciężaru. Mówi o tym Pismo Święte, określając ten stan udręką: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22, 44).

Chociaż był w pełni zdecydowany, by czynić wolę Ojca Przedwiecznego i nigdy się nie wahał, Jego człowieczeństwo lękało się w perspektywie tego, co miało nadejść. Jego święte usta otworzyły się jak kwiat i modlił się z niezgłębioną słodyczą, identyfikując Boga jako „Ojca”, który prosił Go, aby zapłacił taki straszny okup. Zwrócił się do niego słowami: „Abba11, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!” (Mk, 14, 36).

Co mógł mieć na myśli mówiąc: „jeśli to możliwe”? Będąc Bogiem, nasz Pan doskonale wiedział, że będzie to niemożliwe. Jednak  w tym momencie znów dała znać o sobie Jego ludzka natura, mówiąca „nie wiem, jak mogę sobie z tym poradzić, ale uczynię to, jeśli Ty tego zechcesz”.

 

Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Niczym przebudzony powstał, gotów oddać się w ofierze. Zaczął, jak już słyszeliśmy, pocić się krwią – tak wielka była owa ofiara – i rozpoczęło się Odkupienie.

 

Nasz Pan odzyskuje siłę

W międzyczasie nasz Zbawiciel udał się na miejsce swego aresztowania. Zapytany, czy jest Jezusem z Nazaretu, odpowiedział: „Suma Ego” (ja jestem nim) z taką siłą i wielkością, że Jego porywacze upadli na ziemię.

 

Jego cierpienia zostały jednak znów spotęgowane z powodu opuszczenia przez Apostołów. Trzykrotnie zwracał się do nich, pragnąc pocieszenia, ale oni woleli spać! „Jednej godziny nie mogłeś czuwać ze mną?” – pyta Piotra. A Apostołowie przespali wydarzenie, które później, przez wieki, wszyscy święci z przeszłości i przyszłości rozważać i kontemplować będą z największą czcią aż do końca czasów! A dla nich nie było to ważne. Nie chcieli uczestniczyć w Jego smutku. Nie mogli tego znieść. Pozostawili Go samotnego w walce przeciwko przerażeniu, które w Nim narastało.

Owo przerażenie było wielkie, tak jak wielka – doskonała – była Jego reakcja na nie. Zdominował swój strach. Stanął przed nim jako zwycięski wojownik.

 

Rzymianie i Żydzi podeszli do Niego, a usta Judasza okazały się być narzędziem zdrady. On trwał, stojąc przed nimi. Był niczym żołnierz, który w tej chwili triumfował w bitwie, której wynik dopiero ma się rozstrzygnąć.

 

Walka Pana naszego Pana i nasza walka

Jest oczywistym absurdem sądzić, że Bóg-człowiek mógł zostać pokonany przez strach, ale wyłącznie na potrzeby naszych rozważań, wyobraźmy sobie, że strach Nim zawładnął. Gdyby powiedział: „Mam dość. Nie będzie Pasji. Nie będzie Odkupienia”. Całe Jego życie okazałoby się porażką. Wszystko bowiem opierało się na Jego zdolności pokonania samego siebie. Jego ostateczny triumf był wynikiem tego zwycięstwa w ogrójcu.

 

My również musimy walczyć przeciwko sobie samym w każdym momencie życia, od narodzin do śmierci. Walka naszego Pana była bitwą perfekcji, ale w nas to się nie dokona, w nas jest złość, niedoskonałość i skutki grzechu pierworodnego. Nieustannie dążą one do pokonania nas.

 

Aby odnieść sukces w tej walce, nie powinniśmy unikać nadchodzących cierpień. To przecież czyni nas niezdolnymi do stawienia im czoła i kończy połowę bitwy.

 

Musimy raczej próbować zmierzyć się z naszymi próby z wyprzedzeniem, choć być może wydaje się to ogromnie trudne, i poprosić Matkę Bożą o pomoc. Parafrazując słowa naszego Pana, powinniśmy modlić się: „Moja Święta Matko, Matka Boża i Matka moja, jeśli ten kielich jest konieczny, chcę go pić do końca. Przede wszystkim chcę wykonywać Jego wolę. Jeśli to oznacza cierpienie, chcę cierpieć „. Będziemy wówczas wychodzili z każdej batalii zwycięsko.

 

Na przykład: Aby skutecznie utrzymywać czystość, powinniśmy zdać sobie sprawę jak wiele będzie nas to kosztować i całe to poświęcenie przyjąć. Jeśli się boimy, powinniśmy pamiętać, że każdy żołnierz jest przerażony przed bitwą.

 

Powinniśmy naśladować naszego Pana, który radził sobie ze strachem na dwa sposoby. Najpierw ofiarował się Bogu. Potem pokornie prosił, aby Jego cierpienia zostały złagodzone w jakikolwiek możliwy sposób, zawsze potwierdzając jednak gotowość do czynienia Bożej woli. Dzięki tej modlitwie zyskał siłę niezbędną do realizacji swojej misji i powstał z ziemi jak gigant, jak słońce.

 

Czy może naśladuję Apostołów z tego wieczoru?

Często jednak brakuje nam odwagi, by stawić czoła naszym cierpieniom. W ten sposób naśladujemy Apostołów – ale z tego momentu ich życia, w którym nie są dobrym wzorem. Bo wtedy odmawiali czuwania razem z naszym Panem. Nie jest to jedynie figuratywne. W Wielki Czwartek cała ludzkość przeszła przed oczami naszego Pana. Widział każdego z nas, a nasze wady uczyniły Go cierpiącym. Dlatego należy często powtarzać pokutny Psalm: „Misere mei Dei, secundum magna misericordiam Tuam”. (Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości.) Powinniśmy błagać o miłosierdzie naszego Pana, pamiętając, że to my przysporzyliśmy Mu cierpienia.

 

Naprawa naszej słabości

Nie powinniśmy jednak stracić zaufania ani czuć się zaskoczeni, kiedy poczujemy naszą niedostateczność. Kiedy nasz Pan czuł się słaby, modlił się do Ojca Przedwiecznego i uzyskał nadprzyrodzoną siłę, o którą wszyscy ludzie muszą się modlić, by pozostać wiernymi. Musimy się modlić do Matki Bożej, aby uzyskać tę siłę. Musimy uznać naszą nicość, ale zdać sobie sprawę, że za Jej wstawiennictwem możemy zrobić wszystko. Następnie musimy się podnieść i zacząć kroczyć naprzód. Prędzej czy później Matka Boża zapewni nam zwycięstwo i powstaniemy jak nasz Pan i będziemy stawić czoła niebezpieczeństwu. Staniemy twarzą w twarz i powiemy: „Suma Ego! (Je jestem).

 

Ktoś mógłby się sprzeciwić tym słowom, mówiąc, że to nie do końca tak, że nawet jeśli sprostam swym cierpieniom, nie uniknę ich. Gdy męczennicy głosili „Suma Ego” świat śmiał się z nich i z radością patrzył, jak pożerały ich bestie. To prawda. Niemniej jednak po stuleciach nadeszło zwycięstwo i cesarz rzymski upadł przed krzyżem. To było zwycięstwo męczenników.

 

Mogą nas czekać bardzo trudne bitwy, ale jeśli staniemy z nimi twarzą w twarz z nimi i prosimy o pomoc Matkę Bożą, prędzej czy później wróg padnie. Kiedy do tego dojdzie, nasze skronie oblane krwią, potem i łzami, zostaną w końcu zwieńczone laurem zwycięstwa.

 

 

Tekst jest fragmentem wykładu Plinia Corrêa de Oliveira z 31 marca 1984 roku

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 735 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram