25 lipca 2016

To doprawdy wielka radość, że można być wciąż zaskakiwanym przez piękno. I przez wschód słońca widziany z bieszczadzkiego Halicza, i przez rosę na pajęczynie, i przez uśmiech własnego dziecka, i przez film, który za nic ma polityczną poprawność, i przez ciszę w kościele pachnącym smołowanymi gontami, i przez książkę… Właśnie! Przeczytałem nową książkę Kazimierza Brauna i jest we mnie wielka radość.

 

Paradoksalne przy tym wszystkim jest to, że na tę moją czytelniczą radość składają się, obiektywnie rzecz ujmując, nader smutne sprawy.  Po pierwsze autor książki, który zdaje się być klasycznym przykładem artysty „wypędzonego”; pozbawionego swej ukochanej twórczej inspiracji, jaką jest ziemia ojczysta oraz pozbawionego warsztatu pracy, czyli własnego teatru. Bo Kazimierz Braun to artysta teatru przede wszystkim, dopiero później naukowiec, pisarz i wykładowca akademicki.

Wesprzyj nas już teraz!

 

To wypędzenie dałoby się jakoś pozytywnie emocjonalnie „zagospodarować”, gdyby zamykała je czasowa cezura końca peerelu, ale niestety – to, co zrobili komuniści w czas stanu wojennego, w przypadku Brauna (dodajmy: tego Brauna) było konsekwentnie kontynuowane w zasadzie do dzisiaj.

 

Dla jednego z największych polskich twórców teatralnych nie było żadnej oferty z kraju, a jego propozycje były odrzucane.  Pomimo, że z książek przez profesora Brauna napisanych uczą się od lat studenci szkół teatralnych i wszelkich kierunków studiów teatrologicznych, to nie wykładał on w rodzimych uczelniach i całe dziesięciolecia uczył obce dzieci. Nawet w tym roku, roku 80-lecia Kazimierza Brauna, związane mocno z jego rodziną miasto Tarnów, które on od wielu lat traktował niemal jako swoje, nawet to miasto (konkretnie jego władze i dyrekcja lokalnego miejskiego teatru) odrzuciło możliwość uhonorowania, choćby skromnego, tego człowieka w czas jego jubileuszu.

 

Po drugie sama książka o jakże znamiennym i nieradosnym tytule – „Dzwon na trwogę”.  Kolejne serwisy informacyjne coraz bardziej ułatwiają nam zrozumienie sensu tego tytułu, choć zlaicyzowane do bólu społeczeństwa Europy Zachodniej już nie bardzo potrafią zrozumieć metaforę dzwonu, bo trzeba by kojarzyć to z kościelną wieżą. Synonimem trwogi dla Niemców czy Francuzów są wyjące karetki pogotowia. Licznymi nie tak dawno były u nas zachwyty nad podobno profetyczną powieścią Jeana Raspaila „Obóz świętych”. Tymczasem Braun pisze dzisiaj i co najmniej równie przewidująco jak francuski twórca 40 lat temu, bo też ma nie mniej rzeczywistych poszlak, aby na ich podstawie formułować taki a nie inny obraz, ale dotyczące Polski. I tak jak u Raspailu rzecz dotyczy inwazję islamu na Europę. Co ciekawe, obaj autorzy reprezentują formację intelektualną mocno związaną z katolicką tożsamością Europy, co w praktyce wiąże się dzisiaj z podwójnym wykluczeniem, bo jest niepoprawne politycznie i niezgodne z rewolucją, jaka zmieniła Kościół katolicki po II Soborze Watykańskim. Dla obu oczywistym jest, że porażka w tej wojnie cywilizacji może być odwrócona tylko w przypadku naszego powrotu do wiary tradycyjnej, gdzie męstwo i męskość odwołują się do etosu rycerzy krzyżowych.  Jest jednak istotna różnica w ocenie takiej możliwości – Francuz zdaje się już w nią nie wierzyć, a Polak jednak daje nam w swej powieści taką nadzieję.        

 

W ten sposób dotarliśmy do zapowiedzianej na wstępie radości z książki Kazimierza Brauna. Powodów do autentycznej satysfakcji z tej lektury jest wiele. Najwyżej oceniłbym autora za odwagę formułowania myśli wbrew schematom i sentymentom. Te pierwsze, to efekt multikulturowej tresury, która skutecznie morduje zdrowy rozsądek, a nawet prowadzi do utraty instynktu samozachowawczego, co wobec zagrożenia podboju Europy (w tym Polski) przez wyznawców Allacha, jest czymś niewiarygodnie antyludzkim. Sentymenty natomiast, to taka polska specjalność, szczególnie sentymenty związane z wiarą chrześcijańską. Oddala to nas coraz bardziej od katolickich dogmatów i prawd katechizmowych i w efekcie osłabia kulturowo.

 

U Brauna, w „Dzwonie na trwogę”, wszystko to łączy nader odkrywcza fabuła umiejscowiona w kraju nad Wisłą. Wątki autobiograficzne są tutaj świetnym stymulatorem dla katastroficznej narracji, która odwołuje się z jednej strony do super nowoczesnej scenografii międzynarodowego lotniska, a z drugiej do tradycyjnego anturażu klasztoru, położonego gdzieś na prowincji. Łączą te dwa światy – i to jest właśnie odkrywcze – islamscy terroryści, których przemyślanym celem, jak się okazuje, jest właśnie miejsce kultu religijnego, a nie podróżny terminal. Przy tym mamy jeszcze, wpleciony w akcję, pasjonujący wykład na temat współczesnego teatru. Mamy w przenośni i dosłownie, bo główny bohater książki – alter ego jej autora, jest… człowiekiem teatru, reżyserem, który z Ameryki przyleciał do rodzinnego kraju na premierę przygotowanego w klasztorze przedstawienia o św. Maksymilianie Kolbe. Jest i tytułowy dzwon, którego dźwięk nie tylko oznaczać musi trwogę.

 

Czytelnik, który sięgnie po tę, w sumie niewielką objętościowo książkę, sporo się dowie o kondycji moralnej i intelektualnej Polaków, w tym ich artystycznych elit, ale szczególnym odkryciem może być tutaj opis naszej kondycji duchowej, religijnej. I żeby wszystko było jasne – ta lekcja przychodzi nam dość łatwo, bo akcja książki wciąga i kolejne strony odwraca się nie po to, aby zrozumieć istotę sztuki w naszym życiu czy sens wiary, to dzieje się jakby „po drodze”.  Kartki odwracamy, bo jesteśmy ciekawi, co dalej się stanie z bohaterami: Kim jest kobieta owinięta pasem z materiałami wybuchowymi? Czy gwardian uratuje klasztor?  Czy pan reżyser przeżyje?

 

Najważniejszą jednak jest nadzieje. Bo Kazimierz Braun pokazuje destrukcję, nie cofa się przed wybuchem i krwią ofiar, ale wskazuje także drogę do zwycięstwa. I to w tej wyjątkowej na naszym rynku książce jest „wisienką na torcie”

 

Zachęcam Państwa do przeczytania, potem przemyślenia a może nawet przemodlenia tej lektury. A odpowiedź na tytułowe pytanie tego tekstu, Drogi Czytelniku, znasz na pewno bardzo dobrze – ten dzwon bije mnie i Tobie.  Ważne jest to, co zrobimy, kiedy go usłyszymy. Bo, jak pisze Braun: „Ode mnie zależy jednak czy zdam się na wolę Boga. Tylko ode mnie. Cóż za porywająca wolność. Mogę sam wybierać”.

 

 

Tomasz A. Żak

 

Kazimierz Braun, Dzwon na trwogę. Warszawa 2016, Oficyna Wydawnicza Volumen.




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 183 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram