7 grudnia 2017

Kolorowe blokady i alles in Ordnung! (Nie)normalny adwent w Niemczech

(fot.REUTERS/Michael Dalder/ FORUM)

Do  wszystkiego można się przyzwyczaić. Także do terroru. Chociaż na niemieckich ulicach zaroiło się od betonowych blokad przeciwko islamistom, obywatele RFN wolą dobrze się bawić, niż choćby na milimetr odejść od swojej groteskowej, a równocześnie skrajnie niebezpiecznej utopii.

 

19 grudnia minie rok od krwawego zamachu terrorystycznego na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Czerwono-zielone władze miasta skrzętnie usuwają pamiątki po tej tragedii, z krzyżami na czele. Lewica nie chce pamiętać o prawdziwym obliczu własnej „gościnności”. Teraz o nieustannym islamistycznym zagrożeniu przypominają tylko tak zwane „klocki lego Merkel”. To wielkie betonowe blokady. Są w większości miast – bo Niemcom nie pozostało nic innego, jak symulować w ten sposób obronę przed terrorystami. Prawdziwych środków przeciwdziałania nikt nie podjął i nikt podjąć nie chce.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Sprowadzając do kraju ponad milion młodych muzułmanów, Niemcy zapewnili sobie stałe zagrożenie terrorystyczne. Przez długi czas przekonywali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a nowi mahometanie będą się doskonale asymilować. Atak młodego dżihadysty siekierą w pociągu w Bawarii uznano za „wyjątkowy przypadek” (niem. „Einzelfall”). Strzelanina w Monachium z synem imigrantów w roli głównej? „Atak szału” (niem. „Amoklauf”). Zamachowiec-samobójca w restauracji w Ansbach? Przypadek, a sprawca był niezrównoważony… I tak w kółko.

 

Dopiero grudniowy atak w Berlinie nie pozwolił na zastosowanie standardowych łże-wyjaśnień. Zorganizowany przez siatkę dżihadystów i zupełnie zdrowego psychicznie imigranta – ani to „Einzelfall”, ani „Amoklauf”. Zbrodni nie dało się zakłamać. Ludzie masowo przynosi w pobliże ubiegłorocznego jarmarku kwiaty, znicze, krzyże. Poparcie dla partii odpowiedzialnych za migracyjny chaos szybko spadało.

 

Po tym wszystkim nie ma już niemal śladu. Niedawno niemiecki internet obiegły zdjęcia pokazujące miejsce, gdzie upamiętniano tragedię. Znicze rzucone na kupę jak śmieci, przeniesione nie wiadomo gdzie pamiątkowe tablice, a przede wszystkim usunięte duże drewniane krzyże, jeden z podobizną św. Jana Pawła II. Lewackie władze stolicy nie mogą przecież tego tolerować.

 

Rządzi, jak dawniej, Angela Merkel. Wkrótce utworzy prawdopodobnie koalicję ze skrajnym lewakiem, wielkim orędownikiem otwartych granic, Martinem Schulzem. Terroryzmem obywatele już się nie przejmują. Kilka dni temu do poczdamskiej apteki trafił ładunek wybuchowy. Media, owszem, poinformowały, ale bez emocji. Takie sytuacje to już standard – przecież idą święta.

 

Teraz o zamachu przypominają głównie wielkie betonowe blokady ustawione tak, by w tym roku nikt nie mógł już rozjechać Berlińczyków na jarmarku. „Klocki lego Angeli Merkel” – żartują Niemcy.

Bo tylko żarty im zostały. Betonowe blokady to w tegoroczne święta prawdziwy „krzyk mody” w niemieckich miastach. Prawda, że szpetny. Dlatego gdzieniegdzie władze zlecają „oswajanie” z tą nową tragiczną „sztuką uliczną”. Blokady są więc malowane na jaskrawe kolory (Hamburg), zawijane w papier prezentowy z motywem choinki (Bochum), ukrywane pod barwnymi reklamami świątecznymi (to akurat szwajcarska Bazylea). W najbardziej narażonych na terror miastach blokady to zresztą już stały element. Weźmy Kolonię. Tę samą, w której znajduje się wspaniała katedra, przed którą kardynał Rainer Maria Woelki ustawił jakiś czas temu drewnianą łódź i celebrował na niej Eucharystię; tę samą, którą trzeba ogradzać płotkami, bo imigranci rzucają w nią w sylwestra petardami, a w pozostałe dni roku zwykli niemieccy ateiści traktują jako wygodny szalet w środku miasta. W tym roku w Kolonii pojawiły się  prowizoryczne (póki co) blokady, ale już za kilka miesięcy w kluczowych punktach staną – na stałe – potężne metalowe konstrukcje broniące ludności przed rozjechaniem przez jednego z imigrantów lub rodzimych dżihadystów. Dotąd takie blokady zobaczyć można było jedynie w Berlinie, i to przed ambasadami i budynkami ministerstw. Teraz nie wystarczy już chronić polityków i dyplomatów; zagrożeni są wszyscy. Ale nikt się tym jakoś szczególnie nie przejmuje.

 

Gdyby ktoś chory na raka zalepiał guz plastrem, pukano by się w głowę. Jednak nie w Niemczech. W wyniku „kryzysu migracyjnego” – w istocie będącego przecież sterowaną i zaakceptowaną przez Merkel gigantyczną akcją polityczną – do RFN napłynęło ponad milion uchodźców. Większość z nich należałoby od razu wydalić do krajów pochodzenia, ale w rzeczywistości dotyka to jedynie nieznaczącego promila. Na portalu pch24.pl pisaliśmy niedawno o znamiennym przypadku z Mannheim. Od miesięcy grasuje tam szajka „uchodźców”, regularnie popełniająca przestępstwa. Nie trafili jednak za kratki, z powodu… braków w dokumentacji! Władze nie wiedzą, jak ich sądzić! O odesłaniu ich do ojczyzny nie ma mowy – grozi im tam formalnie „prześladowanie”, niezależnie, czy przybyli z Syrii, Afganistanu, Erytrei czy Maroka. Muszą więc zostać – i mogą dokonywać rozbojów dalej, niekarani i niekaralni. A „nowy milion” to przecież nie koniec. Znaczna część uchodźców ma wkrótce uzyskać prawo do sprowadzenia rodzin. Szacuje się, że do Niemiec przyjedzie kilkaset tysięcy kolejnych migrantów – bawarska CSU mówi nawet o 700 tysiącach. Nie ma się co łudzić – nie wyjadą już nigdy. Socjaldemokratyczni, socjalistyczni i zieloni wyborcy, całkowicie opętani zmazującą w ich przekonaniu zło całego świata ideologią multikulturalizmu, są zbyt liczni. Jednym głosem domagają się niczym niemal nieograniczonego otwarcia granic. Angela Merkel stawia wprawdzie jakieś bariery, ale ostatecznie nie po to otwierała dwa lata temu granice, żeby teraz radykalnie zmieniać politykę. Już podczas ostatnich rozmów koalicyjnych z Zielonymi głośno deklarowała daleko idącą chęć kompromisu – a przecież ta partia żąda wyraźnie całkowitej kapitulacji przed inwazją z krajów arabskich i afrykańskich!

 

Nie ma zatem żadnej wyraźnej woli politycznej, by coś naprawdę zmienić. Wyborcy też tego nie chcą. W końcu „wolne media” mówią im, jak jest: Einzelfall, Amoklauf. Kolorowe blokady i alles in Ordnung.

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie