8 grudnia 2013

Kluzikówna, do tablicy!

(Fot. K. Maj/Forum)

Wszystkie mądre głowy z nie lada zdziwieniem przyglądają się od kilku dni międzynarodowemu rankingowi PISA, oceniającemu umiejętności uczniów. Bo jak to jest, że edukacja leci na łeb, na szyję, a tymczasem uczniowie, wręcz przeciwnie – mądrzy jak nigdy.

 

Polscy 15-latkowie w rzeczonym rankingu poszli jak burza. Zajęli, wraz z Kanadą, 15. miejsce, uzyskując z czytania i interpretacji oraz nauk przyrodniczych sumę punktów znacznie powyżej średniej. Tyle, że zaraz pojawia się pytanie – po co komu te punkty? Oczywiście, że jak ktoś chce sprawdzić wykształcenie uczniów w poszczególnych krajach to z braku laku rzuci dzieciakom pod nos testy i każe stawiać kółka albo krzyżyki. Ale – apeluję – nie nazywajmy tego „oceną umiejętności uczniów”! Z wyników PISA wiemy bowiem na pewno, w jakim kraju najlepiej tresuje się dzieci, by z chirurgiczną precyzją trafiały w literkę „a”, „b”, „c” lub „d”, natomiast nie wiemy nic o ich potencjale intelektualnym i zasobie wiedzy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Słusznie więc niemała część komentatorów sympatyzujących z PO poczuła się nieco zakłopotana. Niby warto pochwalić, bo wygląda na to, że jest za co, ale jakoś tak nie wypada, bo każdy czuje swąd problemów jakie toczą polską edukację. Naturalnie, błyszczał premier. W to mu graj! Oto jakieś wyniki, stemplowane trudną, zagraniczną nazwą, wskazują, że dzieci w rządzonej przez niego Polsce mają głowy na karku, przodują i w dodatku pną się w rankingach coraz wyżej. Chwalą nas, panie, za granicą, oj chwalą! Nie ma to tamto.

 

Najciekawsze jednak jest to, co z tym gorącym kasztanem polskiej edukacji zrobi nowa minister oświaty, Joanna Kluzik-Rostkowska. Dziennikarze zdążyli zadać jej już wiele pytań, a ona sama zdążyła się też podlizać lewicowym mędrkom na salonach, ogłaszając, że religii na maturze być nie powinno, a dzieci edukować seksualnie trzeba, bo inaczej ciężarne nastolatki będą nam wyrastały jak grzyby po deszczu. Tylko o stanie polskiej edukacji jakoś nie powiedziała wiele.

 

Nie deprecjonuję oczywiście znaczenia problemu wychowania seksualnego w szkołach. Tylko ślepy albo głupi lekceważyłby fakt, że drzwiami i oknami wpełzają do szkół śliscy edukatorzy z pozarządowych organizacji, promujący każdą możliwą dewiację. Oczyma wyobraźni widzę, jak za rok, a może pięć lat, standardem będzie scena, gdy jakiś babochłop, tocząc ślinę z umalowanych na „ostrą czerwień” ust opowiada w szkole podstawowej o tym, jak to można sobie zmienić płeć albo jak fajnie jest prowadzić życie seksualne raz z chłopcem, a raz z dziewczynką. Tak, tak, „chłopcem” i „dziewczynką”, wszak zupełnie legalne jest coś takiego jak efebofilia (pociąg do nastoletnich), to i dlaczego niedługo nie można by zalegalizować pedofilii? Niektórzy takie starania już podejmują…

 

Problem seksedukacji nie powinien być lekceważony, tym bardziej, że nowa minister przywiązuje chyba do niej jakąś wagę i, jak można wnioskować, aprobuje jej wprowadzanie. Niemal oburza się bowiem, gdy słyszy o religii na maturze, ale już wychowanie seksualne w szkole to dla niej sprawa absolutnie merytoryczna i ważna. W dodatku, jak przyznała Kluzik-Rostkowska, dobrze, by takiego wychowania nie prowadzili nauczyciele, ale osoby spoza szkół. Czyli wszystko jasne. Wpuśćmy hordę seksedukatorów do lekcyjnych sal! Nikt nie nauczy lepiej o seksie niż ktoś, kto na punkcie seksu ma obsesję. Dla Kluzik-Rostkowskiej jest to, jak mniemam, niemal oczywiste.

 

Wychowanie seksualne jest jednak zaledwie elementem całego siermiężnego systemu polskiego szkolnictwa, który w istocie deprawuje nieletnich. Bo jeśli, o czym alarmują policyjne statystyki, przemoc w szkole wzrasta, to nie dlatego, że niewinny uczeń podstawówki przeszedł nagłą transformację w brutalnego troglodytę, ale dlatego, że system szkolnictwa jest absolutnie niewrażliwy na problem wychowania, a pisząc wprost – szereg nauczycieli umywa ręce od wpływania na postawy dziecka czy nastolatka.

 

Wyniki PISA to malowanie trawy na zielono. Można się nimi chwalić, wypinać pierś i ogłaszać wszem i wobec jakie to młodych wychowanie mamy w naszej Rzeczypospolitej numer trzy. Minister edukacji powinna jednak stanąć pod tablicą i wyjaśnić, jaki ma pomysł na polską szkołę. O tym, że słowa Kluzik-Rostkowskiej nie są wiele warte, mogliśmy się przekonać oglądając jej kolejne polityczne wolty. Zapewne jakakolwiek jej obietnica pozostanie tylko obietnicą, ale problem w tym, że na razie brak nawet obietnic. Pod tablicą minister powinna powiedzieć jednym tchem co zrobi, by zahamować hurtowe odmóżdżanie uczniów testowymi egzaminami, cięciem listy lektur i zajęć z historii czy nauk ścisłych.

 

Obawiam się jednak, że Kluzik-Rostkowska nie tylko niewiele o tych sprawach wie, nie tylko nie ma diagnozy, ale też nie chce jej mieć. Wezwana w tej sprawie do tablicy dukałaby więc bezradnie, ściskała rąbek czerwonej sukienki i wiłaby się, byle tylko przetrwać do dzwonka. Bo oto całe zadanie Kluzik-Rostkowskiej – przetrwać dwa lata i osłonić własnym ciałem reformę obniżania wieku szkolnego. Jak sam przyznała, problemem edukacji zaczęła interesować się rok temu, przy okazji jakiś innych politycznych robótek. Słabo, pani minister, słabo, jak na matkę trójki dzieci…

  

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie