4 listopada 2014

Klimatyczna porażka Polski i Europy

(fot.REUTERS/Pawel Kopczynski/Files)

Rezultaty niedawnego unijnego szczytu klimatycznego, obwołane przez rząd wielkim sukcesem, dla opozycji jawią się jako powód do postawienia polskich decydentów przed Trybunałem Stanu. Radość wyrażają ekologiczni radykałowie, którzy świętują koniec gospodarki opartej na węglu. Niestety, Polacy nie mają powodów do euforii. Szczyt zatwierdził wyrastającą z fałszywej ideologii politykę klimatyczną, której realizacja, prędzej czy później, bardzo poważnie obciąży nasze państwo.


Zgodnie z ustaleniami uczestników szczytu w Brukseli, kraje należące do UE powinny zwiększyć udział odnawialnych źródeł o 27 procent, zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych o 40 proc. w porównaniu do stanu z 1990 r. a także poprawić efektywność energetyczną o 27 procent. Ten ostatni cel jest jednak niewiążący. Dla Polski szczególnie istotna jest konieczność ograniczenia emisji dwutlenku węgla o 40 procent do 2030 r. w stosunku do 1990 r.

Wesprzyj nas już teraz!

Samo w sobie nie jest to zbyt trudne, gdyż jak przypomina Radosław Omachel na łamach opinie.newsweek.pl, od 1990 r. emisja dwutlenku węgla spadła już o 35 procent dzięki m.in. wygaszeniu produkcji w trujących fabrykach. Jednak te obejmujące ogół gospodarki zasady nie dotyczą już tych jej gałęzi, w których obowiązuje system handlu emisjami. Zasady w nich panujące są znacznie bardziej surowe. Obejmują redukcję emisji CO2 aż o 43 proc. i to w dodatku względem 2005 r., a nie 1990 r. Obecnie polskie elektrownie dostają pozwolenia na emisję za darmo, co jest dla nich znaczącą ulgą. Według ustaleń, zasada ta zostanie utrzymana do momentu, gdy polskie PKB nie przekroczy 60 proc. unijnej średniej.

System darmowych pozwoleń ma na służyć inwestowaniu przez elektrownie w bardziej ekologiczne systemy emisji. Jednak niektórzy komentatorzy wyrażają wątpliwości czy to wystarczy. Jak zauważa Omachel, „te oszczędności, w sumie kilka miliardów złotych, to za mało na wybudowanie nawet jednej elektrowni średniej wielkości. Osiągnięcie celu klimatycznego będzie wymagało dziesiątek miliardów złotych w bardziej przyjazne środowisku bloki energetyczne i kolejnych miliardów na promowanie technologii oszczędzających energię”.

Decyzja Kopacz jest raczej sukcesem „ekologów”, a nie obrońców polskiej racji stanu. „Pakiet 2030, chociaż mocno okrojony i zdecydowanie za mało ambitny, daje nadzieję, że Polak w końcu będzie miał szansę przekonać się we własnym domu, że nowoczesne, czyste technologie również są dla niego oraz że czyste powietrze i ochrona klimatu mu się opłaci”, podaje organizacja WWF Polska. Zdaniem ekologów, ustalenia szczytu pokazują, że „przyszłość leży w odnawialnych źródłach energii, a nie w węglu”.

 

Zwycięstwo zielonych

Chociaż więc najbardziej radykalne pomysły ekologów zostały odrzucone, to generalnie opcja zielona zwyciężyła. Prawdopodobnie to ona będzie nadawać ton także w kolejnych latach i na kolejnych szczytach. Jest tak pomimo, że skutki restrykcyjnej polityki klimatycznej są dla gospodarki zabójcze, a dla środowiska niekoniecznie pomocne. Analitycy Krajowej Izby Gospodarczej i EnergSys zauważają, że „negatywne skutki dla Polski są ok. czterokrotnie większe niż średnio dla całej UE. Taka różnica utrzymuje się niemal we wszystkich rozpatrywanych wariantach implementacji polityki klimatycznej”. Skutki tego nie pozostają bez znaczenia także dla zwykłych Polaków. Restrykcyjna polityka klimatyczna oznacza podwyżki cen energii. Innymi słowy – za wymysły europolityków przyjdzie nam zapłacić z własnej kieszeni. 

Unijna polityka klimatyczna może, według autorów analizy, prowadzić do podwyżek cen energii, które w zależności od scenariusza wyniosą 14,6 – 16,4 procent. Zdaniem ekspertów, skutki te będą odczuwalne w sposób szczególny w krajach uboższych. Coraz więcej osób będzie dotkniętych tzw. ubóstwem energetycznym.

Szkody dla całej UE

Co ciekawe, unijna polityka klimatyczna, choć szczególnie niszcząca dla uboższych krajów, jest szkodliwa dla całej UE. Jak czytamy we wspomnianej analizie, jeśli zielona linia będzie kontynuowana i Unia przyjmie „ambitne” cele ograniczenia emisji CO2 o 80-95 proc. do 2050 r. to dojdzie do spowolnienia wzrostu PKB na terenie całej Wspólnoty. Koszty zaspokojenia potrzeb energetycznych wzrosną o ponad 40 proc. a ceny energii o ponad połowę. Jak piszą autorzy analizy, „opracowana przez KE strategia rozwoju energetycznego do roku 2050 przedstawia perspektywę schyłku zamożności UE, spowolnienia rozwoju gospodarczego, silnego ograniczenia dostępności energii i rosnącej presji ekonomicznej na gospodarstwa domowe z powodów energetycznych”.

Jak nietrudno sobie wyobrazić, tego typu polityka oznacza konkurencyjną porażkę w rywalizacji z takimi mocarstwami jak choćby Chiny, gdzie polityki klimatycznej w zasadzie nie ma. Unia Europejska, która według strategii lizbońskiej miała dogonić do 2020 r. Stany Zjednoczone, na własne życzenie zarzyna swój i tak już niski wzrost gospodarczy – jakby zapominając o niedawnym kryzysie finansowym. Brutalna prawda jest taka, że rozwiązania klimatyczne, jeśli nie dokonają się na poziomie światowym, zawsze będą skutkować konkurencyjną przewagą państw, które zanieczyszczeniami się nie przejmują.

Niektórzy jednak sądzą, iż wizja globalnego ocieplenia jest tak przerażająca, że względy gospodarcze powinny ustąpić. Jednak wbrew propagandzie niektórych mediów, wśród naukowców nie ma pełnego poparcia dla hipotezy globalnego ocieplenia jako dzieła człowieka. Za aprobatą dla radykalnych zmian klimatycznych w znacznej części stoi nie nauka, ale ekologistyczna ideologia. Odwraca ona chrześcijańską zasadę, zgodnie z którą człowiek jest panem stworzenia, a środowisko ma wartość wtórną. W myśl tej ideologii, ekologia to wartość najwyższa, której należy podporządkować dobro ludzi. Wyznawcami tej zielonej utopii są często byli komuniści i socjaliści, którzy odeszli od twierdzeń, jakoby kapitalizm był systemem mniej efektywnym gospodarczo i skupili się na oskarżaniu go o prowadzenie do zanieczyszczenia środowiska. Łagodniejszymi skutkami ekologizmu są ograniczenia nakładane na wzrost gospodarczy w imię ograniczenia zanieczyszczeń środowiska. Jest to jedynie pewien etap na drodze zielonej rewolucji ku bardziej radykalnym formom.

Jak czytamy na stronie reprezentującej tzw. ekologię głęboką Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot (pracownia.org.pl), „pomyślność oraz rozwój ludzkiego i pozaludzkiego życia na Ziemi są wartościami same w sobie (immanentnymi, przyrodzonymi) niezależnie od użyteczności pozaludzkich form życia dla człowieka”. Ten „rozwój pozaludzkich form życia wymaga zahamowania wzrostu liczebności populacji ludzkiej. (…)”. W najbardziej skrajnym przejawie ekologizm zmierza właśnie do tego typu celów, wymagających obalenia całej współczesnej cywilizacji. „Nowa sytuacja będzie całkowicie odmienna od obecnej” – zapowiadają członkowie Pracowni. W tym świetle nawet unijna polityka klimatyczna jawi się jako umiarkowana. Jednak narzucanie przez nią zasady dbałości o przyrodę kosztem rozwoju cywilizacyjnego i zatrudnienia (zwłaszcza w krajach biednych) jest przejawem podobnej mentalności, co ta, którą przejawiają eko-radykałowie. Zamiast świętować wątpliwy sukces premier Kopacz powinniśmy nadal zabiegać nie tylko o polską gospodarkę, ale i o zasadę prymatu człowieka nad przyrodą.

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie