2 września 2013

Klęska pod Mohaczem

(Bitwa pod Mohaczem. Repr. Underlying lk/Wikimedia)

Dwudziestego dziewiątego sierpnia 1526 r. pod Mohaczem starły się wojska króla Węgier i Czech Ludwika II Jagiellończyka oraz armia turecka sułtana Sulejmana Wspaniałego. Obecny w szeregach chrześcijan biskup Ferenc Perényi rzekł proroczo przed walką: Dzisiaj po bitwie Węgry mogą mieć dwadzieścia tysięcy męczenników.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

 

Przedmurze

 

Kto nie pozwolił posunąć się dalej rozpasanemu szaleństwu Turków? Węgrzy!

Kto poskramiał ich furię, gdy rozlewała się jak rwąca rzeka? Węgrzy!

Kto chronił przed strzałami Turków gardła chrześcijańskiej wspólnoty? Węgrzy!

 

Tymi słowami na początku lat dwudziestych XVI stulecia węgierscy posłowie wzywali władców Europy do udzielenia pomocy ich ojczyźnie. Nad krajem Korony św. Stefana zgromadziły się bowiem czarne chmury.

 

Od połowy XIV wieku Węgry dzielnie powstrzymywały ekspansję tureckiego imperium Osmanów. Ludzie Zachodu z podziwem przyjmowali wieści o świetnych zwycięstwach Ludwika I Wielkiego, Macieja Korwina, Stefana Batorego (ojca przyszłego polskiego monarchy), Pála Kinzsiego i Jana Hunyadego. Madziarzy, podobnie jak później Polacy, mieli powody uważać się za pierwszą linię obronną świata chrześcijańskiego i cywilizacji łacińskiej, prawdziwe ich przedmurze. Jak napisze współczesna badaczka, prof. Adrienne Körmendy: ’Defensio christianitatis’ oznaczała dla nich obronę wspólnych wartości: rodziny, domu, ziemi, wsi i zarazem walkę o swe wolności.

 

Niestety, z czasem na fundamentach wspaniałej monarchii pojawiły się głębokie rysy. Nieudolne rządy, prywata elit politycznych, zażarte spory skłóconych koterii – wszystko to ogromnie osłabiło państwo. Zaś nieubłagany wróg – Turcja Osmanów – stale rósł w potęgę, a jego władcy łakomie spoglądali na Zachód.

 

W 1521 r. wojska tureckie, dowodzone osobiście przez sułtana Sulejmana Wspaniałego, obległy i zdobyły Belgrad – kluczowy punkt w systemie obronnym Węgier, uznawany za południową „bramę” do świata chrześcijańskiego. Potem łupem mahometan padły kolejne twierdze. W następnych latach podboje Sulejmana zostały przyhamowane (musiał zająć się w tym czasie stłumieniem buntów wewnętrznych w Egipcie i Konstantynopolu), tym niemniej cały czas wzmacniał i rozbudowywał swoje, i tak już potężne siły zbrojne. Rychło stało się jasne, że waleczni Madziarzy sami dłużej nie zdołają powstrzymać marszu wojującego islamu na Europę.

 

Samotność ginących

 

Wołanie Węgrów o pomoc pozostało niemal bez echa. Europa miała swoje problemy.

Cesarza Karola V absorbował konflikt z królem Francji Franciszkiem I. Polska właśnie finalizowała swój dwuwiekowy spór z państwem krzyżackim. W Niemczech narastało wrzenie społeczne, które niebawem przybierze postać wielkiej wojny chłopskiej.

 

Na domiar złego umysły Europejczyków zatruwały wystąpienia Marcina Lutra, siejącego zamęt i niezgodę. Luter obawiał się, że zorganizowanie skutecznej akcji wojskowej przeciw Turkom przyczyni się do wzrostu autorytetu papiestwa i dlatego z furią przeciwstawiał się idei antymuzułmańskiej krucjaty. Choć nie przebierał w słowach ani w krwiożerczych postulatach, gdy chodziło o Żydów czy zbuntowanych chłopów, gwałtownie odrzucał aktywną obronę przed agresją islamu, odwołując się przy tym do świętoszkowatego pacyfizmu (Walczyć przeciwko Turkom to opierać się Bogu, który karze tą rózgą nasze grzechy).

 

W 1526 roku Turcja zażądała od królestwa węgierskiego zapłacenia wysokiego trybutu. Młody, zaledwie dwudziestoletni władca Węgier i Czech Ludwik II Jagiellończyk dumnie odrzucił ten dyktat. Latem tego roku Sulejman wtargnął w granice Węgier z ogromną armią. Król Ludwik zebrał wojsko i ruszył mu na spotkanie.

 

Dziś poleje się krew męczenników

 

Do decydującego starcia doszło 29 sierpnia 1526 roku, na dość znacznym obszarze, od 7 do 11 km na południe od miasta Mohacz, na prawym brzegu Dunaju.

 

Armia węgierska nie zdołała przeprowadzić pełnej koncentracji. Znany ze swej niechęci do króla wojewoda Siedmiogrodu Jan Zápolya miał pod rozkazami 11 tysięcy zbrojnych, ale jakoś „nie zdążył” na walną bitwę. Nie zdołali dotrzeć na czas również Chorwaci Krzysztofa Frangepána oraz oddziały zaciężne z Czech i Moraw.

 

Stawiła się za to pod rozkazy Ludwika II chorągiew w sile 1 500 mieczy przysłana przez króla Polski (a stryja węgierskiego władcy) Zygmunta Starego. Dowodził nią oboźny Lenart Gnoiński, kompetentny dowódca, weteran walk z Krzyżakami. Przybyło też blisko tysiąc żołnierzy papieskich.

 

Ogółem Ludwik zgromadził 15 000 jazdy i 10 000 piechoty. Jego artyleria liczyła 85 dział. Dowódcą tych sił mianowano Pála Tomoriego, arcybiskupa Kaloczy. Tomori, dzielny węgierski szlachcic, uczestnik niezliczonych bojów z Turkami, w wieku 45 lat przekazał swój majątek rodzinie i wstąpił do zakonu franciszkanów. Mianowany przez papieża arcybiskupem Kaloczy oraz kapitanem naczelnym południowych Węgier (capitaneus supremus Partium Inferiorum Regni Hungariae), od lat toczył heroiczne boje na pograniczu, starając się osłonić swą ojczyznę przed wciąż potężniejszymi atakami muzułmanów.

 

Sułtan Sulejman przyprowadził pod Mohacz 60 tysięcy pierwszoliniowego wojska z 160 działami. Przewaga muzułmanów była więc przygniatająca. Obecny wśród dowódców chrześcijańskich Ferenc Perényi, biskup Varadu, zauważył trzeźwo: Dzisiaj po bitwie Węgry mogą mieć dwadzieścia tysięcy męczenników.

 

Smok o tysiącu głów

 

Arcybiskup Pál Tomori nie zwlekał. Na jego rozkaz nieliczne działa węgierskie wypaliły w stronę muzułmanów. Zaraz potem runęła do szarży konnica chrześcijan.

 

Ciężkozbrojna jazda węgierska z impetem wdarła się w szeregi wroga. Bez trudu rozbiła nieuformowane jeszcze oddziały kawalerii rumelijskiej. Wtedy jednak znalazła się na wprost stanowisk artylerii tureckiej, która plunęła morderczą salwą w ciżbę jeźdźców. Zaraz też uderzyły na nich doborowe zastępy wyznawców Proroka z Anatolii. Chrześcijanie cofnęli się w nieładzie.

 

Kontratak muzułmanów przybierał na sile. Obie armie zwarły się w morderczym boju. Turecki kronikarz Kemal Pasza porównywał potem najeżone ostrzami pole bitwy do „diabła o tysiącu ramion” i „smoka o tysiącu głów”. Ponad dwukrotna przewaga liczebna Turków rychło dała o sobie znać. Pod naporem nieprzyjaciela szeregi węgierskie zaczęły ustępować, stawiając wszakże zacięty opór. Arcybiskup Tomori bił się w pierwszym szeregu, dając osobisty przykład męstwa. Walczyli inni biskupi i możnowładcy, przedstawiciele szlachty i prostego ludu.

 

Tymczasem na zapleczu Węgrów wybuchło zamieszanie. Lekka jazda turecka zdołała przedrzeć się do obozu królewskiego i urządziła tam rzeź, następnie uderzyła na tyły armii chrześcijan. W szeregi węgierskie wkradła się panika. Najpierw pojedynczy żołnierze, potem małe grupki, wreszcie całe tłumy zaczęły pierzchać z pola walki.

 

Inni wszakże bili się dalej z pogardą śmierci. Padł bohaterski arcybiskup Tomori, do końca niestrudzenie rąbiąc mieczem muzułmanów.

 

Baron János Drágfy, w czasie bitwy niosący sztandar królewski z wizerunkiem Najświętszej Marii Panny Królowej Węgier, bronił go do ostatka. Gdy już legł pod ciosami wrogów, resztką sił nakrył swym umęczonym ciałem płótno sztandaru, nawet po śmierci osłaniając je przed nieprzyjacielem.

 

Zginął László Szalkai, arcybiskup Esztergomu. Polegli biskupi: Ferenc Perényi z Varadu, Balázs Paksi z Györ, Ferenc Csáholi z Csanád, Fülöp Móré z Peczu, György Palinai z Bośni, jak również wielu dostojników królewskich. Poległ wreszcie mężny Lenart Gnoiński, dowódca posiłków polskich.

 

Trzej królowie

 

Ponura przepowiednia biskupa Varadu spełniła się niemal co do joty. Pole bitwy zasłało swymi ciałami piętnaście tysięcy Węgrów i ich sojuszników. Turcy skrupulatnie przetrząsnęli pobojowisko, dobijając rannych giaurów.

 

Nazajutrz, w strugach deszczu, rozpoczęła się kaźń jeńców. Turcy wzięli ich w bitwie około dwóch tysięcy. Sulejman oszczędził zaledwie pięciu z nich dla sowitego okupu, a pozostałych nakazał stracić. Sułtan zapewne wzorował się na swoim przodku, Bajazycie zwanym Piorunem, winnym wymordowania setek wziętych do niewoli krzyżowców pod Nikopolis (1396). A może natchnieniem stał się dlań Saladyn odpowiedzialny za wytracenie pojmanych templariuszy i joannitów pod Hattin (1187)?

 

Król Ludwik II próbował szukać ratunku w ucieczce. Niestety, zginął podczas przeprawy przez rzekę Csele, przygnieciony przez własnego wierzchowca. Jego ciało odnaleziono dopiero po dwóch miesiącach i z czcią pochowano.

 

Po kilku dniach odpoczynku Sulejman wznowił marsz. Szybko zajął Budę i Peszt. Węgierska rodzina królewska wraz z dworem ratowała się ucieczką do Wiednia. Nowym królem Węgier obrano arcyksięcia Ferdynanda Habsburga, męża siostry tragicznie zmarłego Ludwika.

 

Tymczasem Jan Zápolya, na którego wojsko daremnie oczekiwali chrześcijanie pod Mohaczem, zaoferował swe usługi tureckiemu najeźdźcy. Popierany przez część szlachty, za zgodą Turków ogłosił się węgierskim monarchą, lennikiem Osmanów.

 

Naród węgierski uległ rozdarciu. Ich ojczyzna stała się polem rywalizacji między imperiami Habsburgów i Osmanów. Jak napisała prof. Körmendy: Węgrom pozostał tylko wybór między poddaniem kraju dynastii Habsburgów, by w ten sposób zachować przynależność do cywilizacji zachodniej, lub złożeniem hołdu sułtanowi w nadziei, że pozwoli im zachować przynajmniej tyle wewnętrznej samodzielności, co Wołoszczyźnie czy Mołdawii.

 

Szybko doszło do rozpadu kraju. Z czasem część zachodnią i północną (również Czechy) zajęli Habsburgowie. Zapolya umocnił się w Siedmiogrodzie. Centrum kraju okupowali Turcy, dzięki temu mogli kontrolować swych siedmiogrodzkich wasali.

 

W 1529 r. Sulejman ruszył na Wiedeń. Dołączyły doń posiłki lennika Zápolyi. Niejako symbolicznie spotkanie obu armii miało miejsce pod nieszczęsnym Mohaczem. Dawny rywal młodego Jagiellona tym razem nie spóźnił się z odsieczą dla swego nowego pana… Wszelako turecka wyprawa na Wiedeń zakończyła się sromotną klęską.

 

Uderzyć krwią w niebo

 

Słowo „Mohacz” stało się dla Węgrów synonimem straszliwej klęski. Jednak przelana krew nie poszła na marne.

 

Wstrząs wywołany porażką miał ogromny wpływ na rozwój węgierskiej świadomości narodowej, nie tylko wśród elit, ale i niższych warstw społecznych. Stał się impulsem do rozwoju rodzimej kultury. Klęskę traktowano jako karę Bożą za popełnione grzechy – jednak również jako krok na drodze do odkupienia narodu. Mohacz przypominał o zaniedbaniach spraw publicznych, o prywacie i egoizmie elit, które doprowadziły kraj do zguby – ale i o heroizmie tych, którzy stanęli do walki w obronie ojczyzny i chrześcijaństwa.

 

Trzy stulecia po wiekopomnej batalii, w dobie nowej walki o węgierską niepodległość (1848-1849), również zakończonej przegraną, poeta Sándor Petőfi wspominał z rozpaczą ten hufiec bohaterów, którzy stali się dlań symbolem węgierskiego losu:

 

Gdzież Mohacz znów będzie? Tysięcy dwadzieścia

Gdzież znowu rycerzy –

Wiorstowe rozłogów zaległszy obszary –

Krwią o niebo uderzy?…

Więc Mohacz gdzie nowy?

Tam, gdzie w noc zapadnie

Słońce ojczyzny…

I trzysta lat znowu – albo już i nigdy –

Twarzy nie zbliży!

 

(tłum. M. Jachimowicz)

 

Andrzej Solak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie