15 listopada 2016

Katolicy w państwie posttotalitarnym. Przykład Białorusi

(Spotkanie abp. Claudio Gugerotti, b. nuncjusza apostolskiego na Białorusi z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką (źródło: belta.by))

Status Kościoła Rzymskokatolickiego w Związku Sowieckim wynikał z faktu walki ideologicznej, prowadzonej przez państwo przeciwko każdemu wyznaniu, a w szczególności wobec prawdziwej religii, uważanej za najbardziej niebezpieczną. O ile w początkowych dekadach ZSRS dążył do całkowitego wyeliminowania katolicyzmu oraz do niszczenia jego struktur, o tyle po II wojnie światowej komuniści doszli do wniosku, że bardziej się opłaca zezwalanie na legalną działalność Kościoła przy równoczesnym drastycznym ograniczaniu pozaliturgicznej aktywności katolików.

 

Podobne położenie odziedziczyła Republika Białorusi wskutek rozpadu ZSRS. Po krótkim ociepleniu z początku lat 90., kiedy to władze zwróciły wiernym znaczącą część świątyń, nastąpiło wraz z dojściem do władzy Aleksandra Łukaszenki ponowne ochłodzenie stosunków. Notabene poprzednia pierwsza osoba w państwie – przewodniczący parlamentu Stanisław Szuszkiewicz – był katolikiem i miał pochodzenie polskie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Aleksander Łukaszenka jednak rozumiał, iż powrót do „klasycznego schematu” rodem z ZSRS już nie jest możliwy. Dlatego zastosował w stosunku do Kościoła politykę „knuta i piernika”. Knut dotyczy głównie szeregowych wiernych i księży na parafiach, a piernik – hierarchów.

 

Kościół nie od razu zareagował na taką politykę. Za czasów śp. księdza kardynała Kazimierza Świątka, przewodniczącego Konferencji Katolickich Biskupów Białorusi, przyjął pozycję unikania udziału w wydarzeniach polityczno-kulturalnych, jak na przykład obecności biskupów na uroczystościach z okazji Dnia Zwycięstwa (9 maja) czy Dnia Niepodległości (notabene 3 lipca to dzień wkroczenia Armii Czerwonej do Mińska w roku 1944) albo spotkaniach tzw. zebrania ludowego – nieformalnego organu afirmującego pięcioletnie plany rozwoju gospodarki i społeczeństwa Białorusi.

 

Jednostronne ustępstwa, ekumeniczne zgorszenie

Wraz ze swą nominacją do godności arcybiskupa mińsko-mohylewskiego ekscelencja Tadeusz Kondrusiewicz zmienił radykalnie podejście Kościoła do wymienionych kwestii. Jego obecność na wspomnianych wydarzeniach władza przyjmuje rzecz jasna z zadowoleniem, natomiast nie do końca jest oczywiste, czy Kościół dostaje w zamian adekwatny do własnych potrzeb zakres wolności i możliwości.

 

Nie tak dawno doszło do niepokojących wydarzeń. Mniej więcej przed rokiem ksiądz arcybiskup wziął udział w modlitwie „W intencji Białorusi”, której przewodniczył głowa białoruskiego egzarchatu Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, metropolita Paweł. Uczestniczyli w tym wydarzeniu: prezydent Białorusi, a także przedstawiciele religii muzułmańskiej i żydowskiej – mufti Abu-Bekir Szabanowicz oraz przewodniczący judaistycznego zrzeszenia religijnego Grigorij Chajtowicz. O ile trudno zgłaszać zastrzeżenia co do samej intencji, o tyle fakt pierwszej publicznej wspólnej modlitwy ekumenicznej wywołuje niesmak z powodu publicznego poniżenia wiary katolickiej poprzez zrównanie jej z błędnymi wyznaniami egzystującymi w kraju.

 

Firmowanie przez księdza arcybiskupa każdej większej inicjatywy państwowej buduje zły wizerunek Kościoła, który na wezwanie władzy nie szanującej praw katolików, jak również podstawowych przykazań chrześcijańskich dotyczących życia, rodziny i własności, uczestniczy w dowolnej uroczystości świeckiej.

 

Na czele parafii przeważnie obcokrajowcy

Aby szerzej nakreślić praktyczną sytuację katolików na Białorusi, warto posłużyć się konkretami. Kościół liczy tam około pięciuset parafii skupionych w czterech diecezjach. Mniej więcej w połowie z nich proboszczami są księża pochodzący z innych państw, w zdecydowanej Polacy, chociaż na przykład ordynariusz diecezji grodzieńskiej Aleksander Kaszkiewicz jest obywatelem Republiki Litewskiej. Statystyka powołań z Białorusi póki co jest niezadowalająca, chociaż rok po roku liczba rodzimych księży w tym kraju wzrasta.

 

Według państwowego ustawodawstwa, duchowny obcokrajowiec może pełnić posługę tylko jeśli ma na to pozwolenie wydane przez pełnomocnika ds. religii i narodowości. Dokument szczegółowo reguluje okres oraz miejsce pełnienia posługi i zazwyczaj jest wydawany na rok. Daje to duże możliwości wpływu na Kościół ze strony państwa białoruskiego. „Nieprawomyślni” księża mogą być bez problemów wydaleni z kraju poprzez nieudzielenie zezwolenia na pracę duszpasterską. Co roku zdarza się, że dwóch, trzech kapłanów nie dostaje takiej zgody na kolejny rok. W lipcu bieżącego roku władze postąpiły w taki sposób wobec proboszcza mohylewskiego kościoła św. Kazimierza i św. Jadwigi – Romana Shulza OP, proboszcza parafii Archanioła Michała w Iwieńcu – Lecha Bochenka oraz proboszcza parafii Przenajświętszego Serca Jezusowego w Kołodnicach (rejon miński) – o. Jerzego Kotowskiego. Jednak po zdecydowanej reakcji biskupów, którzy ponoć zagrozili mobilizacją wiernych wezwanych do modlitw o anulowanie niekorzystnej decyzji, władze ustąpiły i księża pozostali na parafiach. Ostatnie wydalenie katolickiego księdza polskiej narodowości miało miejsce w maju 2016 roku. Do Polski musiał wrócić proboszcz z Brzozówki pod Lidą, ks. Andrzej Stopyra, który na terenie Białorusi prowadził pracę duszpasterską ponad 25 lat.

 

Trzeba zaznaczyć, że pełnomocnik ds. religii i narodowości, pan Leonid Hulaka nie musi tłumaczyć  własnych decyzji, a pod pojęcie „nieprawomyślności” może zakwalifikować chociażby aktywność duszpasterską wśród młodzieży lub zaangażowanie się w sprawy miejscowej społeczności. Notabene Kościół katolicki na Białorusi od lat wystrzega się jakiegokolwiek udziału w polityce i nie utrzymuje żadnych kontaktów z partiami politycznymi. Tym bardziej więc nie bierze też udziału w ich akcjach.

 

Z kolei przedstawiciele władz niejednokrotnie dawali wyraz swojej absolutnie nieuzasadnionej i wyrażanej bardzo ogólnikowo dezaprobacie odnośnie duchowieństwa. Na początku 2015 roku prezydent Aleksander Łukaszenka miał się wyrazić, iż „nie wszyscy księża zajmują się tym, czym należy”, bez podania konkretnych przykładów.

 

Biurokracja i zakazy

Trudne położenie parafii katolickich na Białorusi jest także powiązane z bardzo drobiazgowymi, zbiurokratyzowanymi przepisami dotyczącymi budynków kościelnych, ochrony przeciwpożarowej lub standardów podłączenia prądu elektrycznego. Są to procedury bardzo pracochłonne i kosztowne, na wypełnienie których często nie stać małych parafii. Nie stać również księdza, który ma się zajmować przede wszystkim duszpasterstwem, a nie „papierologią”.

 

Nadal zakazany jest dla kapłanów katolickich dostęp do placówek publicznych. Pewien znajomy ksiądz z diecezji witebskiej powiedział, iż na spotkaniu w powiatowym dziale ds. religii i narodowości zabroniono chodzenia po kolędzie przez miasto, bloki i mieszkania, bo to oznaczałoby „przymusowe nawracanie”. Inny duchowny jednej spośród centralnych parafii w Mińsku poinformował, że kapłani nie mogą odprawiać obrzędu konwersji na wiarę katolicką znaczącej liczby nawróconych z prawosławia ze względu na ewentualne oskarżenia o prozelityzm. Ograniczają się więc tylko do osób pozostających w małżeństwach mieszanych. Nadal z zasady bardzo trudno jest księdzu katolickiemu wejść z posługą do szpitala czy więzienia. Praktycznie niemożliwe – do szkoły publicznej lub jednostki wojskowej. Niektóre szkoły dopuszczają zajęcia z religii prowadzone przez popów a kaplice prawosławne częściej stawiane są w jednostkach wojskowych. To wszystko dzieje się na mocy specjalnej umowy, podpisanej między białoruskim rządem a egzarchatem Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego.

 

W pożałowania godnej sytuacji znajduje się edukacja katolicka. Takich szkół praktycznie nie ma, a przepisy dotyczące założenia i prowadzenia placówek prywatnych są równie drobiazgowe i biurokratyczne, czasochłonne i drogie, jak w przypadku eksploatacji budynków. W ogóle nie działają katolickie szkoły wyższe, nie mówiąc o uniwersytetach. Jedyną uczelnią specjalistyczną jest kolegium katechetyczne w Baranowiczach. W związku z tym trudno mówić o formacji intelektualnej czy duchowej białoruskiej świeckiej elity katolickiej. Najlepsi wyjeżdżają do Polski i stamtąd już nie wracają.

 

Opisane zjawiska nie służą dobrze Kościołowi na Białorusi. Oprócz „miękkiej presji” ze strony państwa docierają z postsowieckiej Rosji i Europy Zachodniej negatywne prądy kulturowe charakterystyczne dla współczesnego świata, które niszczą rodzinę przez rozwody i zabijanie nienarodzonych bądź też sieją liberalizm i agnostycyzm. W takim położeniu wierni nadal stanowią „Kościół zniewolony”, który – choć pragnie reagować na wyzwania rzucane przez świat – nadal krępowany jest restrykcyjnymi przepisami państwa posttotalitarnego.

 

 

Zbigniew Konarski

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie