19 sierpnia 2014

Katastrofalny kryzys przywództwa

(By Aleksey Yermolov (Own work) [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) or CC-BY-SA-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons)

Od tragicznego finału lotu MH17 minęły już tygodnie, podczas których w wielu nawet największych sceptykach ugruntowało się przekonanie o bezpośredniej odpowiedzialności Moskwy za zestrzelenie pasażerskiego samolotu i śmierć blisko 300 osób. Rosja eskaluje też zbrojne prowokacje przy granicy ze wschodnią Ukrainą. Czy jedyną odpowiedzią Zachodu będzie wciąż panika, powszechny chaos i brak zdecydowania? Czy cały tamtejszy establishment pozbawiony jest tego, z czego zasłynął Ronald Reagan i co pozwoliło zwyciężyć w zimnej wojnie?

 

Zestrzelenie malezyjskiego samolotu ma swoje odpowiedniki w historii – zatopienie Lusitanii, Lockerbie czy zestrzelenie przez Sowietów koreańskiego Boeninga – i w każdym z tych przypadków pociągało za sobą określone skutki, od przystąpienia do wojny Amerykanów w 1917, poprzez atak odwetowy na Trypolis, aż po bardzo surowe sankcje nałożone na ZSRS w 1983 roku. Tym razem jednak cierpiący na brak spójności Zachód nie ma Moskwie nic sensownego do powiedzenia, poza słowami oburzenia i groźbami rozszerzenia sankcji, które wskutek egoizmu zwłaszcza takich państw, jak Francja czy Niemcy okazują się mało skuteczne. Polityka Zachodu jest dla Putina przewidywalna i utwierdza go w przekonaniu, że zarówno sposób postępowania jaki przyjął, jak i sposób przedstawiania konfliktu na użytek wewnętrzny i zewnętrzny choć już na pierwszy rzut oka prostackie i bezczelne, są także skuteczne, a zatem z politycznego punktu widzenia dobre i nie wymagające korekty.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z Ewangelii dowiadujemy się, że są demony, których nie da się zwyciężyć prostymi słowami, nakazem odejścia, ale potrzebne są post i modlitwa. Przenosząc tą prawdę na grunt polityki, jeśliby za takiego demona uznać Rosję, w rozgrywce z nią konieczne jest wyrzeczenie, koszty oraz wspólny i mocny język całego Zachodu. Rosja, obojętnie czy carska, bolszewicka czy też putinowska, nie rozumie innego języka jak język siły i szanuje tylko tych, którzy na tym poziomie potrafią z nią rozmawiać. Przypomina mi się zasłyszana przed laty historia pewnego oficera AK. Aresztowany w 1944 i wywieziony na wschód był wyjątkowo brutalnie przesłuchiwany i upokarzany do tego stopnia, że ten potężnie zbudowany mężczyzna został doprowadzony do obsesyjnych myśli samobójczych. Z wybawieniem przyszedł mu towarzysz z celi, który zapytał, czy jeśli już zamierza odebrać sobie życie nie zechciałby przynajmniej raz a porządnie „dać w mordę kacapowi”? Przy najbliższej okazji, gdy śledczy znów zaczął swe praktyki, nasz bohater jednym ciosem złamał mu szczękę. Czekistę zmieniono, polskiego oficera nie niepokojono przez kilka dni, po czym na kolejnym przesłuchaniu poczęstowano kawą i prowadzono całkiem sympatyczną konwersację. Ktoś powie, psychologiczne zagranie. Nie, po prostu nasz rodak idealnie trafił nie tylko w szczękę oprawcy, ale też w czułą strunę rosyjskiej duszy.

 

W zupełnie innym wymiarze taktykę tą powtórzył w latach osiemdziesiątych XX wieku, Ronald Reagan, najwybitniejszy prezydent USA w ostatnim stuleciu. Natychmiast po zestrzeleniu koreańskiego Boeninga zakazał samolotom Aerofłotu lądowania na terytorium USA, zerwał negocjacje w sprawie nowych dostaw zboża do ZSRR i przede wszystkim zabronił dostarczania urządzeń oraz materiałów potrzebnych do budowy gazociągu z Półwyspu Jamalskiego. Zaskoczył tym nie tylko Kreml, ale też własnych sojuszników. Reagan nie czekał na to co zrobi Rosja, by potem miesiącami analizować sytuację i zastanawiać się nad kontrposunięciami, on do tego zmusił Sowietów, wyprowadzając raz za razem zabójcze ciosy. Szczytem wyrachowania było jednak opracowanie tzw. Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI), znanej bardziej, jako „gwiezdne wojny”. Mimo iż plan niszczenia sowieckich rakiet tuż po starcie był całkowicie nierealistyczny, na Kremlu potraktowano go ze śmiertelną powagą. Rosja boi się siły, nic zatem dziwnego, że w odpowiedzi na bluff Reagana zaczęła wydawać realne pieniądze, doprowadzając do wzrostu wydatków na zbrojenia z dziewięciu procent PKB na początku kadencji Reagana, do aż czterdziestu na jej koniec. Tego nie była w stanie wytrzymać i tak już zrujnowana gospodarka Kraju Rad.

 

W świetle tej wiedzy uważam, że dzisiejsze problemy np. Ukrainy wcale nie nazywają się „Rosja”, czy „Putin”, ale „Zachód”, lub raczej katastrofalny kryzys jego przywództwa. W 1980 r. też nie brakowało miałkich liderów. Był Mitterand we Francji czy hołdujący pasywnej Ostpolityk socjal-liberałowie w Niemczech. Ale już zza ich pleców wyglądał Helmuth Kohl, w Wlk. Brytanii żelazną konsekwencję wdrażała do polityki premier Margaret Thatcher a w Watykanie ugodowa polityka wschodnia kardynała Agostina Casarollego została znacząco zmodyfikowana przez Jana Pawła II. Ronald Reagan nie działał zatem w próżni, miał wsparcie innych liderów, mógł wobec Sowietów występować jako przywódca całego wolnego i zjednoczonego świata i jako taki budził respekt.

 

Czy dziś Barack Obama jest w stanie naruszyć pewność siebie Władimira Putina? Przecież to ten sam prezydent, który rozpoczął urzędowanie od resetu, czyli radykalnej zmiany w polityce wschodniej. Można zrozumieć uwarunkowania geopolityczne, które nakazują Stanom Zjednoczonym przenoszenie środka ciężkości swej polityki z Europy w rejon Pacyfiku, problem w tym że proces ten bardziej przypominał hołd lenny niż realną politykę supermocarstwa wobec słabszego i przegranego w zimnej wojnie konkurenta. Rezygnacja z tarczy rakietowej, osłabienie więzi z państwami frontowymi, takimi jak Polska, i to w kilka miesięcy po inwazji Gruzji, musiały być odczytane na Kremlu jako ciche przyzwolenie na prowadzenie przez Putina ekspansjonistycznej polityki. W 2010 roku po Smoleńsku uczyniono kolejny gest wobec Moskwy, odwołując w ostatniej chwili udział w pogrzebie Lecha Kaczyńskiego niemal wszystkich zachodnich przywódców, a w międzyczasie, co też warto zaznaczyć, Zachód robił wszystko, by zatuszować sprawę Litwinienki i morderstwa Politkowskiej.

 

Czy Barack Obama ma zatem w sobie cokolwiek z Ronalda Reagana lub naszego rodaka, oficera AK? Odpowiedź na to pytanie wydaje się być oczywista i, niestety, nie rokuje na przyszłość niczego dobrego.

 

 

Piotr Górka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie