30 marca 2015

Katastrofa w Alpach i ludzka pycha

(fot.REUTERS/Gonzalo Fuentes)

Wzywający do zwiększenia kontroli pilotów, dalszego zaostrzenia procedur bezpieczeństwa, tak naprawdę nawołują do czegoś, co można przyrównać do próby uczynienia raju na ziemi. Ta próba jest skazana na klęskę.

 

Katastrofa lotnicza w Alpach i jej przebieg odczytany przez specjalistów z czarnych skrzynek, spowodowała natychmiastową reakcję przewoźników lotniczych. Co prawda, szczególnie Polaków może dziwić to, jak szybko odczytano zapis tzw. czarnej skrzynki samolotu, bo przecież odczyt kilku ostatnich minut z samolotu rozbitego w Smoleńsku, mimo upływu pięciu lat, pozostaje właściwie nadal nieznany. Co więcej, w mediach mówi się nawet, że na zapisie słychać było jednostajny oddech drugiego pilota. Proszę, śledczy w niecałe 72 godziny nie tylko odsłuchali zapisy, zrozumieli je, ale nawet odczytali tak daleko idące detale! Oczywiście, życia nikomu to nie przywróci, ale konsekwencje tej katastrofy mogą wkrótce ponieść wszyscy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Zasada dwóch osób w kokpicie ma być normą”; „obowiązkowe badania psychiatryczne pilotów”, „zmiana zasad bezpieczeństwa lotów” – to tylko niektóre z propozycji, jakie pojawiły się zaraz po katastrofie. Nie wiem, co można jeszcze wymyśleć, ale wprowadzone po zamachach z 11 września 2001 roku zasady bezpieczeństwa kokpitu, co zabrzmi brutalnie, właśnie zdały doskonale egzamin. Pasażerom i załodze nie udało się sforsować drzwi do kabiny, obezwładnić pilota, wedle śledczych badających tę katastrofę, kierującego maszynę na pewną śmierć. Procedury zdały zatem egzamin. Nie sposób nie zauważyć jednak, że to właśnie ta regulacja była pośrednią przyczyną, że doszło do tej katastrofy. Gdyby z kabiny pilotów nie uczyniono niejako strefy niezależnej w samolocie, do której nikt nie ma dostępu (jak się okazało, nawet kapitan statku), pokazuje, że uregulowanie absolutnie wszystkich możliwych przypadków jest po prostu niemożliwe i może prowadzić do zupełnie niezamierzonych konsekwencji. Żadne regulacje, żadne zabezpieczenia nie dają stuprocentowej pewności bezpieczeństwa lotu, co lot z Barcelony do Dusseldorfu brutalnie obnażył. Chęć uregulowania wszystkiego, przewidzenia ludzkich zachowań doprowadziła do sytuacji zupełnie nieoczekiwanej i zadziałała przeciwnie do zamierzonego celu. Urzędnicy i eksperci lotniczy nie przewidzieli, że źródłem i przyczyną katastrofy może być samo serce samolotu, czyli kokpit i jeden z pilotów.

Zwróćmy jeszcze uwagę na jeden aspekt. Katastrofa w Alpach była jednym z pierwszych zdarzeń tego typu. W internecie można znaleźć historię katastrof lotniczych spowodowanych przez pilotów, którzy doprowadzili w ten sposób do „poszerzonego samobójstwa”, jak to określili dyżurni psycholodzy w mediach.

Podobne samobójstwa w większej ilości miały miejsce w przypadku samochodów, samobójców kolejowych, itd. Nikt z tej okazji, a przecież w tego typu zdarzeniach również giną niewinni ludzie, nie proponuje dodatkowych badań psychiatrycznych kierowców (a przecież nie od dziś wiadomo, że podróż samochodem jest pod względem prawdopodobieństwa katastrofy dużo niebezpieczniejsza niż lot samolotem), rowerzystów, czy kogokolwiek innego.

Gdy piszę ten tekst, w powietrzu na całym świecie jest kilkadziesiąt tysięcy maszyn. Zapewne wszystkie z nich dolecą do celu. Podobnie będzie jutro, pojutrze, a za kilka tygodni być może wydarzy się jakaś kolejna katastrofa. Inna niż ta w Alpach, gdyż nie ma dwóch identycznych katastrof lotniczych. 99,9 proc. samolotów będzie jednak docierać na miejsce. Trzeba się z tym pogodzić, że nie ma czegoś takiego, jak uregulowanie wszystkich przeszłych, teraźniejszych i przyszłych ludzkich myśli i zabezpieczenia się przed ludzką „pomysłowością”, która jak widać nie ma granic. Wypadki były, są i będą, choćby nie wiem jak dokładne wprowadzonoby procedury.

Ci, którzy wzywają do zwiększenia kontroli pilotów i kolejnego zaostrzenia procedur bezpieczeństwa, tak naprawdę nawołują do czegoś, co można przyrównać do próby uczynienia raju na ziemi. Ta próba jest skazana na klęskę.

Jeśli nad czymś już się zastanawiać w kontekście tragedii w Alpach, to nad tym, że może właśnie nadmiar bezpieczeństwa doprowadził do sytuacji, w której ludzie są ubezwłasnowolnieni i bezradni.

Paradoksalnie, kapitan statku powietrznego nie był w stanie na skutek regulacji dostać się do kabiny pilotów, nie był w stanie uratować swoich pasażerów.

Dwie osoby w kokpicie będą normą – głoszą propozycje, ale cóż będzie, gdy drugi pilot i kapitan dogadają się, że chcą rozbić samolot? Trzecia osoba w kokpicie? A jeśli trio porozumie się? Teoretycznie przecież wszystko jest możliwe.

To ludzka pycha, która mówi, że ustawodawca i regulator mogą wszystko, jest swego rodzaju absolutem, powinna zostać porzucona. Człowiek nie jest alfą i omegą, nie jest w stanie zapobiec wszystkiemu i pora zastanowić się, czy przypadkiem nie doszliśmy do granicy, w której nadmiar regulacji zaczyna przynosić skutki odwrotne od zamierzonych.

Katastrofa samolotu Germanwings jest dobrym momentem, aby to sobie w końcu uświadomić. Szkoda, że pierwsze reakcje zmierzają w dokładnie odwrotnym kierunku. Kierunku, który jest drogą donikąd.

 

Paweł Toboła-Pertkiewicz


 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie