10 kwietnia 2018

Kardynał Walter Brandmueller o różnicy między opinią publiczną a zmysłem wiary

(Kard. Walter Brandmüller. Źródło: YouTube/EWTN katholisches TV)

7 kwietnia roku 2018 w Rzymie odbyła się konferencja pt. „Dokąd zmierzasz Kościele?”. Głos zabrali kardynałowie Raymond Burke, Walter Brandmüller oraz biskup Athanasius Schneider. Z kolei za pośrednictwem telemostu z uczestnikami wydarzenia połączył się kardynał Zen Ze-kiun z Hongkongu. Publikujemy całość wystąpienia kard. Brandmüllera.

 

O konsultowaniu wiernych w kwestiach doktryny. To tytuł słynnego eseju napisanego przez błogosławionego Johna Henry’ego Newmana w roku 1859, któremu poświęcę dzisiaj swój komentarz. Rozpatrzę tutaj zagadnienie, jakie miejsce i znaczenie należy się głosowi wiernych w kwestiach doktryny. I postawię to pytanie na tle kryzysu wiary, jaki dzisiaj do głębi wstrząsa Kościołem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kiedy mówimy o świeckich, niektórzy mogą przypuszczać, że zamierzamy przeciwstawić ekspertów „świeckim”, gdzie ci ostatni są mniej „dotknięci” świadomą aprobatą i łatwiej im sprawić, by usłyszano ich głos, nawet w najbardziej złożonych kwestiach. Pomyślmy jedynie o problemie zmiany klimatu. Ale nie jest to kwestia, którą będziemy się zajmować tu i teraz.

 

W obecnym kontekście „świecki” nie oznacza nie-eksperta w sprawach teologii, ale raczej ochrzczonego i bierzmowanego chrześcijanina, który nie otrzymał sakramentów kapłańskich. Zatem przyjrzę się temu, jaką rolę świeccy odgrywają w interpretacji, wyjaśnianiu, głoszeniu i formułowaniu nauki wiary; i – nie jako ostatnie – zadam to pytanie na tle obecnej sytuacji.

Międzynarodowa Komisja Teologiczna, której przewodniczył wówczas kardynał Müller, w roku 2014 także opublikowała ważny dokument dotyczący tego zagadnienia, który zostanie tu uwzględniony.

 

I

 

Najpierw jednakże przyjrzyjmy się historii. Istnieje w rzeczywistości wiele przykładów ważnej roli świadectwa dawanego wierze przez świeckich. Kardynał Newman zwraca naszą uwagę na kryzys ariański w IV wieku. W tamtej sytuacji, gdy zajmowano się tematem równej natury boskiej Jezusa i Ojca i gdy stawką była kwestia przynależności lub nie do Kościoła, biskupi masowo zawiedli. „Przemawiali różnie, jeden przeciwko drugiemu; przez niemal sześćdziesiąt lat po Nicei nie pozostało nic z solidnego, niezmiennego, konsekwentnego świadectwa”.

 

Podczas gdy episkopat był wstrząśnięty i podzielony „w tamtym właśnie dniu Bożą tradycję powierzoną nieomylnemu Kościołowi głosili i podtrzymywali dużo bardziej wierni niż episkopat”. Newman stwierdza: „W tamtych czasach ogromnego zamieszania Boży dogmat o boskości naszego Pana głosiła, wprowadzała, podtrzymywała i (mówiąc po ludzku) zachowywała dużo bardziej Ecclesia docta niż Ecclesia docens, gdy grono biskupów było niewierne swemu pełnomocnictwu, a grono świeckich wierne swemu chrztowi”.

 

Pomińmy analogiczne świadectwa w średniowieczu i na początku ery nowożytnej, gdzie pierwszeństwa udziela się wierze całego Kościoła, bez rozróżniania pomiędzy tytułami posiadaczy magisterium a wiernymi. Tam znajdziemy infallibilitas in credendo, o którym mowa, tj. bierną nieomylność Kościoła, który nie może jako całość popaść w herezję.

 

Sensus fidei wierzących jednakże nie działa jedynie w przypadku zajmowania się kwestią odrzucenia błędu, ale także w przypadku dawania świadectwa prawdzie.

 

Bardzo znamienne przykłady znaczenia, jakie kilku papieży przypisało świadectwu wiary świeckich, można znaleźć w ostatnich dwóch stuleciach; a ściślej w kontekście dogmatów Maryjnych z roku 1854 i 1950.

 

W obu przypadkach, nim zostały one zdefiniowane, poproszono wszystkich biskupów o potwierdzenie i sprawozdanie na temat stanowiska zajmowanego, wraz z duchowieństwem i wiernymi, jeśli chodzi o tę intencję. W ten sposób zarówno Pius IX, jak i Pius XII, potwierdzili przekonanie o wierze żywej w Kościele, jeśli chodzi o obie Maryjne prawdy. Aprobata dla obu dogmatów była ogólna, z kilkoma rzadkimi wyjątkami. „Securus iudicat orbis terrarum”. Już Augustyn przeciwstawił to przekonanie herezjom swoich czasów. To jasne, że zarówno Pius IX, jak i Pius XII byli świadomi powagi, jaką ma świadectwo wiernych w stosunku do najwyższego mistrza wiary, nawiązując wyraźnie do niego w kolejnych bullach definiujących te dogmaty.

 

II

 

Zatem to ze względu na sensus, consensus fidei świadectwo wiernych ma swoje znaczenie w zachowaniu, pogłębianiu i głoszeniu prawdy objawionej wiary.

 

Kiedy kardynał Newman mówi, że jest to kwestia – po stronie Magisterium – konsultowania wiernych, można odnieść wrażenie, że jego zamiarem jest jakieś głosowanie, nawet plebiscyt. Oczywiście to niemożliwe. Kościół to nie towarzystwo ustanowione demokratycznie, ale Corpus mysticum zmartwychwstałego i uwielbionego Chrystusa, z którymi i w którym wierni są zjednoczeni jako członkowie jednego ciała, tworząc niejako nadprzyrodzony organizm. Jest zatem jasne, że zastosowanie mają tu prawa inne od praw socjologicznych i politycznych; to, co się tutaj wyłania, to rzeczywistość łaski.

 

Jak uczy wiara, osoba poprzez sakrament chrztu zostaje napełniona łaską uświęcającą, która jest nadprzyrodzoną rzeczywistością ontologiczną, sprawiającą, że człowiek jest święty, sprawiedliwy i miły Bogu. Poprzez łaskę uświęcającą – można by także powiedzieć: łaskę usprawiedliwiającą – taka osoba zostaje napełniona trzema cnotami teologicznymi wiary, nadziei i miłości. Wiara, nadzieja i miłość to habitus, skłonność duszy, która umożliwia jej stosowne działanie, zachowanie.

 

Jeden ze sposobów, w jaki cnota wiary staje się skuteczna, następuje między innymi poprzez sensus fidei wiernych. Ta skuteczność może pod względem pozytywnym umożliwić głębszą wizję objawionej prawdy, jaśniejsze zrozumienie i silniejsze wyznawanie. Pod wzglądem negatywnym jednakże sensus fidei działa jako swego rodzaju duchowy system immunologiczny, który umożliwia wiernym instynktowne rozpoznawanie i odrzucanie każdego błędu. Pomijając Bożą obietnicę, bierna nieomylność Kościoła, tj. pewność, że Kościół jako całość nie może nigdy popaść w herezję, także spoczywa zatem na tym sensus fidei.

 

W rzeczywistości w punkcie 12 konstytucji Lumen gentium Sobór Watykański II uczy: „Ogół wiernych, mających namaszczenie od Świętego (por. 1 J 2,20 i 27), nie może zbłądzić w wierze i tę szczególną swoją właściwość ujawnia przez nadprzyrodzony zmysł wiary całego ludu, gdy poczynając od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów. Albowiem dzięki owemu zmysłowi wiary, wzbudzanemu i podtrzymywanemu przez Ducha prawdy, Lud Boży pod przewodem świętego urzędu nauczycielskiego (…) niezachwianie trwa przy wierze raz podanej świętym (por. Jd 3), wnika w nią głębiej z pomocą słusznego osądu i w sposób pełniejszy stosuje ją w życiu”. Zatem consensus wiernych i jego przejawianie ma doniosłe znaczenie.

 

III

 

Bez wątpienia przypadki tego rodzaju występowały w historii Kościoła. Taki był na przykład przypadek tak zwanego ruchu Pataria w Północnych Włoszech, który w związku z próbami reformy rzymskiej w drugiej połowie XII wieku z mocą powstał przeciwko inwestyturze świeckich, symonii i konkubinatowi kapłanów. Później masy wiernych w roku 1300 wyruszyły do grobów apostołów, skłaniając papieża Bonifacego VIII do ustanowienia Roku Świętego i wyłożenia nauki o odpustach w bulli Antiquorum habet fida relatio. Nie należy zapominać o tym, jak ważny był ultramontanizm w XIX wieku dla dogmatów Soboru Watykańskiego I.

 

Jednak historia uczy nas także, że prawdę niekoniecznie odnajdujemy wśród większości czy w wielkich liczbach. W istocie cóż powiedzieć, kiedy na przykład nuncjusz apostolski Girolamo Aleandro donosił z Sejmu w Wormacji z roku 1521, że dziewięć dziesiątych Niemców wołało: „Luter” i „Precz z kurią rzymską”? Cóż powiedzieć dzisiaj, kiedy wspólnoty parafialne głośno oklaskują księdza, który podczas kazania ogłosił swój rychły ślub? Co takiego się stało, kiedy niemiecki Katholikentag z roku 1968 zareagował na encyklikę Humane vitae ogromnymi protestami, a nawet nienawiścią?

 

Czy naprawdę w takich przypadkach był – i jest – sensus fidei, consensus fidelium w działaniu, podtrzymywany cnotą teologiczną? Wydaje się jasne, że w tych i podobnych przypadkach consensus fidei fidelium nie może być porównywany do volonté generale Rousseau.

 

Zatem kiedy katolicy en masse uważają, że prawowitą rzeczą jest wstąpienie w ponowny związek małżeński po rozwodzie, stosowanie antykoncepcji czy coś podobnego, to nie jest to masowe świadectwo dawane wierze, ale masowe od niej odchodzenie. Sensus fidei to nie byt, który może być określany demokratycznie, poprzez badanie opinii publicznej. Jedyną kwestią jest to, w jaki sposób masowe świadectwo różni się od masowego wyobcowania. Zatem już św. Jan Paweł II podkreślił potrzebę starannego odróżnienia pomiędzy „opinią publiczną” a sensus fidei fidelium.

 

Pod tym względem Międzynarodowa Komisja Teologiczna także mówi z wielką jasnością: „Jest jasne, że nie może być prostego utożsamienia pomiędzy sensus fidei a opinią publiczną lub opinią większości. Nie są to w żadnym razie te same rzeczy” („Sensus fidei w życiu Kościoła”, p. 118). Odnosi się to także do opinii publicznej czy opinii większości w Kościele. „W historii Ludu Bożego często to nie większość, ale raczej mniejszość prawdziwie żyła wiarą i dawała świadectwo wierze. (…) Zatem szczególnie ważne jest, by rozpoznawać głosy i słuchać głosów tych małych, którzy wierzą (Mk 9,42)” (ibid).

 

To, co czytamy dalej [w tekście] jest niezwykłe: „Doświadczenie Kościoła pokazuje, że czasami prawda wiary została zachowana nie dzięki wysiłkom teologów czy nauczaniu większości biskupów, ale w sercach wierzących” (ibid, p. 119).

 

Konkretny tego przykład podaje zamieszanie ariańskie wokół Soboru Nicejskiego, o którym już wspomniał Newman, gdy nawet synody biskupów albo wspierały herezję, albo ją szerzyły. To samo można zaobserwować, kiedy pomyśli się opiniach podtrzymywanych dzisiaj przez zgromadzenia diecezjalne, pasterskie czy inne zwoływane w okresie posoborowym. Być może odbiega to odrobinę od rzeczywistości, gdy wspomniany wyżej dokument Sensus fidei określa je ogólnie jako „instytucjonalne narzędzia” ocenienia sensus fidelium (ibid, p. 125).

 

W istocie, jak już pokazuje przykład synodów po Nicei, mogą one popaść w błąd. Rozeznanie staje się zatem nawet bardziej istotne. Tę potrzebę podkreśla dokument „Sensus fidei w życiu Kościoła” opublikowany w roku 2014: „Koniecznością jest obecnie zastanowienie się na tym, jak rozeznać i określić autentyczne przejawy sensus fidei. Takie rozeznanie jest szczególnie wymagane w sytuacjach napięć, kiedy autentyczne sensus fidei wymaga odróżnienia od wyrazów zwykłej powszechnej opinii, poszczególnych interesów czy ducha epoki” (p. 87).

 

Ponownie można nawiązać do J.H. Newmana, który w swoim Eseju o rozwoju doktryny chrześcijańskiej (Essay on the Development of Christian Doctrine) proponuje listę kryteriów umożliwiających odróżnienie uprawnionego organicznego rozwoju doktryny od błędu. Wystarczy tutaj przywołać niezbędny brak sprzeczności w odniesieniu do autentycznej tradycji.

 

Również ten dokument [„Sensus fidei w życiu Kościoła”] także przedstawia kryteria, czyli „tendencje wymagane dla autentycznego uczestnictwa w sensus fidei” (ibid, p. 73). Oznacza to, że nie wszyscy ci, którzy nazywają siebie katolikami, mogą sobie rościć prawo do poważnego uwzględnienia ich jako organu tego sensus fidei.

 

Jednym słowem: „Autentyczne uczestnictwo w sensus fidei wymaga świętości. (…) Być świętym zasadniczo oznacza (…) być ochrzczonym i żyć wiarą w mocy Ducha Świętego” (ibid, p. 99). Określa to zatem bardzo wysokie wymagania.

 

*

 

Skoro już wyłożyliśmy te przesłanki, koniecznie należy uwzględnić to, co Sobór Watykański II uczy w punkcie 12 Lumen gentium: „Katolicy powinni mieć pełną świadomość prawdziwej wolności, która pozwala im otwarcie wypowiadać swoje zdanie, co wynika z wrażliwości na wiarę [tj. sensus fidei] i z miłości (Lumen gentium, 12)” („Sensus fidei w życiu Kościoła”, p. 24). To dlatego kanon 212 §3 ustanawia: „Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym”.

 

*

 

Powstaje jednakże pytanie: jak rozeznać autentyczne, a zatem istotne pod względem teologicznym sensus fidelium. W fazie przygotowawczej synodów biskupów na przykład rozsyłano w tym celu kwestionariusze. Nie potrafię ocenić, w jakim stopniu te działania zostały wykonane w sposób profesjonalny, to znaczy, biorąc pod uwagę metody rozwinięte przez współczesne badania opinii publicznej. Jest jednak jasne, że kwestionariusze te dużo łatwiej dotarły do sal organizacji katolickich niż normalnych wspólnot wiernych. Należało się zatem spodziewać, że wyniki konsultacji będą naznaczone wpływem myślenia pobudzanego przez pojedyncze stowarzyszenia itp., a nie będą odzwierciedlały prawdziwej opinii publicznej ludu wiernych. Innym problemem jest wybór, to znaczy sformułowanie przedłożonych pytań. Ułatwiało to manipulacją wynikami. Wątpliwe jest, czy ta metoda umożliwi doświadczenie prawdziwego sensus fidei fidelium.

 

Sądzę, że sensus fidei fidelium wyraża się dużo autentyczniej poprzez deklaracje spontaniczne. Bardzo jasny taki przykład dostarczają masowe demonstracje „La Manif pour tous” we Francji. Warto także zauważyć uczestnictwo setek tysięcy ludzi w Marszach za Życiem. Niemal milion katolików zwróciło się z petycją do ojca świętego w kwestiach, jakie powstały wokół Amoris laetitia, a następnie ponad 200 wybitnych uczonych z całego świata. Są też dookoła świata łańcuchy wiernych modlących się na różańcu. Są to formy, w których sensus fidei, instynkt wiary wierzących ludzi, przejawia się dzisiaj. Czas, by Magisterium zwróciło należytą uwagę na to świadectwo wiary.

 

W pracy przytoczonej na początku tego odczytu, O konsultowaniu wiernych w kwestiach doktryny, J.H. Newman pisze: „(…) nie przypuszczam, aby takie czasy, jak czasy ariańskie, kiedykolwiek znowu nastały (…)”. Dzisiaj byłoby dla nas lepiej, gdyby miał rację.

 

 

Kardynał Walter Brandmüller

 

Źródło: LifeSiteNews

Tłum. z j. angielskiego: Jan J. Franczak

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 773 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram