29 maja 2019

Kard. Sarah: Światłość w ciemności: Benedykta XVI wizja Kościoła pośród kryzysu molestowania nieletnich

(Fot. Pierpaolo Scavuzzo / EIDON / MAXPPP / FORUM Danilo Schiavella / EPS / Capital Pictures)

Poniższe wystąpienie zostało wygłoszone przez kardynała H. E. Roberta Saraha, prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w Rzymie w Centre Saint-Louis (Institut Français) 14 maja 2019 roku z okazji prezentacji francuskiego wydania książki Le soir approche et déjà le jour baisse. Tłumaczenie na język angielski dla Catholic World Report: Zachary Thomas.

 

Światłość w ciemności: Benedykta XVI wizja Kościoła pośród kryzysu molestowania nieletni

Wesprzyj nas już teraz!

 

Drodzy przyjaciele,

Niech będzie mi wolno przede wszystkim podziękować Wam za to zaproszenie do tego prestiżowego miejsca, jakim jest Instytut Francuski, Centre Saint-Louis, z okazji publikacji w języku francuskim mojej książki Le soir approche et déjà le jour baisse. Książka ta analizuje kryzys wiary, kryzys kapłaństwa, kryzys Kościoła, kryzys antropologii chrześcijańskiej, duchowy upadek i moralną dekadencję Zachodu i wszystkie tego następstwa. Jestem wielce zaszczycony tym, że mogę tym samym – na swój skromny sposób – dołączyć do szeregu teologów i myślicieli katolickich języka francuskiego, którzy wnieśli swój wkład w intelektualne życie Rzymu.

 

Jednak tego wieczora nie pragnę mówić o tej książce. Najbardziej fundamentalne idee, jakie w niej przedstawiłem, z wielką werwą podjął, zilustrował i uzasadnił w kwietniu papież Benedykt XVI w uwagach, jakie opublikował w kontekście spotkania przewodniczących Konferencji Episkopatów, które dotyczyło nadużyć seksualnych, a jakie zwołał w Rzymie papież Franciszek na 21-24 lutego. Papież emeryt opublikował te uwagi w bawarskim przeglądzie za zgodą Ojca Świętego i kardynała Sekretarza Stanu.

 

Jego refleksje stały się prawdziwym źródłem światła w nocy wiary, która kładzie się cieniem na całym Kościele. Niektóre reakcje, jakie one wywołały, są pełne histerii. Mnie osobiście uderzyła głupota i mizeria niektórych z tych komentarzy. Ponownie teolog Ratzinger wyraźnie dostrzegł topnienie rdzenia nuklearnego, jakim jest kryzys Kościoła, jeszcze raz objawiając swoją rangę prawdziwego „ojca i doktora Kościoła”.

 

Zatem tego wieczora proponuję, byśmy pozwolili jego jasnej i wymagającej myśli być naszym przewodnikiem. Jak moglibyśmy streścić tezy Benedykta XVI? Niech będzie mi wolno po prostu zacytować go samego: „Dlaczego pedofilia osiągnęła taki zasięg?

Ostatecznym powodem jest brak Boga” (III, 1). To naczelna zasada całej refleksji papieża emeryta i konkluzja jego długiej argumentacji. To tutaj musi się zacząć całe dochodzenie w kwestii skandalu nadużyć seksualnych popełnionych przez księży, jeśli mamy znaleźć skuteczne rozwiązanie.

 

Kryzys pedofilii w Kościele i skandaliczna lawina nadużyć mają jedną i tylko jedną ostateczną przyczynę: brak Boga. Benedykt XVI mówi to samo w innym jasnym zdaniu. Cytuję: „Jedynie wówczas, kiedy wiara nie określa już działań człowieka, takie przestępstwa są możliwe” (II, 2).

 

Tutaj teologiczny geniusz Józefa Ratzingera czerpie nie tylko z własnego doświadczenia duszpasterza jako biskupa i ojca swoich kapłanów, ale także z osobistego doświadczenia duchowego i mistycznego.

 

Dostrzega on fundamentalną przyczynę. Wskazuje jedyną drogę wyjścia z olbrzymiego i upokarzającego skandalu pedofilii. Kryzys nadużyć seksualnych jest symptomem głębszego kryzysu: kryzysu wiary, kryzysu znajomości Boga.

 

Niektórzy komentatorzy, przez złośliwość albo niekompetencję, przedstawili Benedykta XVI jako tego, kto twierdzi, że jedynie ci duchowni, którzy są dewiantami doktrynalnymi, stali tymi, którzy wykorzystują seksualnie dzieci. Ale jest jasne, że myślał o czymś więcej niż takie upraszczające rozwiązanie. To, czego papież Ratzinger chce dowieść, to coś dużo głębszego i radykalniejszego, a mianowicie: że klimat ateizmu i braku Boga tworzy moralne, duchowe i ludzkie warunki dla szybkiego szerzenia się nadużyć seksualnych.

Wyjaśnienia psychologiczne mają pewną siłę przekonywania, ale psychologia pozwala nam jedynie zlokalizować słabe podmioty, które grożą popełnieniem czynu. Jedynie brak Boga może wytłumaczyć obecną sytuację, w której nadużycia namnożyły się na tak olbrzymią skalę.

 

Przechodzimy do argumentacji papieża Benedykta. Ale najpierw musimy zająć się lekceważącymi i powierzchownymi komentatorami, którzy próbują zdyskwalifikować jego teologiczne refleksje poprzez oskarżanie go o mylenie zachowania homoseksualnego z nadużyciami wobec nieletnich. Benedykt XVI w żaden sposób nie twierdzi, że to homoseksualizm jest przyczyną nadużyć. Oczywiście olbrzymiej większości osób homoseksualnych nie podejrzewa się o chęć molestowania kogokolwiek. Nie możemy jednak uniknąć tego faktu, że dochodzenia w sprawie molestowania nieletnich wykazały tragiczny zakres praktyk homoseksualnych i innych nieczystych zachowań wśród duchowieństwa. Jak zobaczymy, zjawisko to jest samo w sobie zasmucającym wyrazem braku Boga i utraty wiary.

 

Inni ograniczeni lub pochopni czytelnicy – nie wiem, którzy z tych – obarczyli Benedykta XVI nieznajomością historii pod pretekstem, że zaczyna swoją argumentację przywołaniem kryzysu roku 1968. Nadużycia zaczęły się przed tym rokiem. Dobrze. Benedykt XVI wie o tym i uznaje to. To, co chce pokazać, to fakt, że kryzys moralny roku 1968 był już sam w sobie przejawem i symptomem kryzysu wiary, a nie ostateczną przyczyną. O kryzysie roku 1968 także mógłby powiedzieć: „Jedynie wówczas, kiedy wiara nie określa już działań człowieka, takie przestępstwa są możliwe”.

 

Prześledźmy teraz krok po kroku argumentację w pierwszej części jego tekstu. Benedykt XVI pragnie najpierw przedstawić szerszy kontekst działającego tu procesu, procesu, o którym twierdzi, że był „długo przygotowywany” i „trwający”. Umiejscawia jedno źródło obecnego kryzysu w ewolucji teologii moralnej, wskazując trzy etapy.

 

Pierwszym było całkowite porzucenie prawa naturalnego jako podstawy moralności, wraz z (skądinąd chwalebnym) zamiarem oparcia teologii moralnej na Piśmie Świętym. Ta próba była ostatecznie nieudana, co ilustruje przypadek niemieckiego moralisty Bruno Schüllera.

To doprowadziło nieuchronnie do drugiego etapu, na którym górę wzięła myśl, że „moralność

ma być określana wyłącznie przez cel ludzkiego działania” (I, 2). Tutaj możemy dostrzec teologiczną skłonność, której najbardziej skrajnym wynikiem był konsekwencjalizm. Ta tendencja, która lekceważy pogląd o moralnej obiektywności, twierdziła (słowami papieża Benedykta), że nie ma „niczego, co byłoby fundamentalnie złe”, że „nie było już absolutnego dobra, jedynie to, co relatywnie lepsze, zależnie od chwili i okoliczności” (I, 2).

 

Wreszcie trzeci etap polegał na twierdzeniu, że magisterium Kościoła nie jest kompetentne w sferze moralnej. Kościół mógł nauczać nieomylnie jedynie w kwestiach wiary. Jednakże – jak mówi Benedykt XVI – istnieje „minimalny zbiór zasad moralnych, który jest nierozerwalnie związany z fundamentalną doktryną wiary”. Odmowa słuchania magisterium Kościoła w kwestiach moralnych usuwa związek między wiara a konkretnym życiem. Ostatecznie wiara okazuje się być pozbawiona sensu i rzeczywistości.

 

Chciałbym pokazać, jak brak Boga działa tutaj od początku tego procesu. Od pierwszego etapu odrzucenie prawa naturalnego wyjawia zapominanie o Bogu. Natura jest pierwszym darem Boga. Jest ona w pewnym sensie pierwszym objawieniem Stwórcy. Odrzucenie prawa naturalnego jako fundamentu moralności i przeciwstawianie go Biblii pokazuje konkretny proces intelektualny i duchowy, który już działa w umysłach ludzi: odmowę przyjęcia swojego istnienia i praw swojego istnienia, które pokazują jego spójność, od Boga.

Natura – mówi Benedykt XVI – to „wspaniałe dzieło Stwórcy, zawierające w sobie gramatykę wskazującą na celowość i kryteria”. „Człowiek także ma naturę, którą musi szanować i którą nie może manipulować do woli. Człowiek nie jest jedynie tym, który sam tworzy wolność. Człowiek nie tworzy siebie. Jest intelektem i wolą, ale jest także naturą, a jego wola jest prawidłowo uporządkowana, jeśli szanuje swoją naturę, słucha jej i akceptuje siebie jako tego, kim jest, jako ten, który nie stworzył sam siebie”. Odkrycie natury jako mądrości, porządku i prawa prowadzi do spotkania z Autorem tego porządku. Ponadto Benedykt XVI spytał: „Czy naprawdę bezcelowe jest zastanawianie się nad tym, czy obiektywny rozum, który objawia się w naturze, nie zakłada rozumu stwórczego, Ducha Stwórcy?”

 

Sądzę wraz z Józefem Ratzingerem, że odrzucenie Boga jako Stwórcy od dawna szerzy się w sercach ludzi Zachodu. To odrzucenie Boga zaczęło swoje działanie na długo przed kryzysem roku 1968. Prześledzimy kolejne jego przejawy, tak jak prześledził je papież Benedykt. Odrzucenie natury jako Bożego daru pozostawia podmiot ludzki w rozpaczliwej samotności. W tych warunkach nic nie ma znaczenia, z wyjątkiem subiektywnych zamiarów i jego własnego sumienia. Moralność zostaje zredukowana do odkrywania i rozumienia motywacji i zamiarów takich podmiotów. Nie prowadzi już człowieka ku szczęściu w obiektywnym porządku naturalnym, który pozwala mu na odkrycie dobra i unikanie zła. Odrzucenie prawa naturalnego prowadzi nieuchronnie do odrzucenia pojęcia moralnej obiektywności. Zatem nie ma czynów, które są obiektywnie i wewnętrznie złe w każdym przypadku i niezależnie od okoliczności.

 

Stojąc w obliczu tych idei św. Jan Paweł II obstawał w Veritatis splendor przy obiektywności dobra. Benedykt XVI nie mówi, jaka była jego osobista współpraca z papieżem Janem Pawłem II przy tej kluczowej encyklice, ani o roli odegranej przez wielu współpracowników, których nie da się sprowadzić do konkretnej szkoły teologii. Veritatis splendor z mocą potwierdziła, że są czyny, które są „wewnętrznie złe (intrinsece malum): są złe zawsze i same z siebie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a niezależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności” (pkt. 80), ponieważ czyny te „są radykalnie sprzeczne z dobrem osoby”.

 

Chciałbym podkreślić wraz z Benedyktem XVI, że jego twierdzenie jest jedynie konsekwencją obiektywności wiary i ostatecznie obiektywności istnienia Boga. Jeśli Bóg istnieje, jeśli nie jest on tworem mojej subiektywności, wówczas – mówiąc słowami papieża emeryta – „istnieją wartości, których nigdy nie wolno porzucać” (II, 2). W moralności relatywistycznej wszystko staje się kwestią okoliczności. Nigdy nie jest konieczne poświęcanie własnego życia dla Bożej prawdy i w ten sposób męczennik nie jest już użyteczny. Przeciwnie – Benedykt XVI stwierdza, że „męczeństwo jest podstawową kategorią chrześcijańskiej egzystencji. Fakt, że męczeństwo już nie jest moralnie konieczne według teorii promowanej przez Böckle’a i wielu innych, pokazuje, że zagrożona jest tutaj sama istota chrześcijaństwa” (II, 2). Jednym słowem: jeśli nie ma wartości, która jest obiektywna w takim stopniu, że śmierć za nią jest koniecznością, wówczas sam Bóg nie jest już obiektywną rzeczywistością, która jest warta znoszenia męczeństwa.

 

W centrum tego kryzysu teologii moralnej jest zatem odmowa Bożego absolutu, wtargnięcia Boga w nasze życie, wtargnięcia, które przewyższa wszystko, które wszystkim rządzi, które rządzi całym naszym sposobem życia. Argument papieża Benedykta jest jasny i autorytatywny. Można go streścić słowami Dostojewskiego: „Jeśli Bóg nie istnieje, wówczas wszystko wolno!” Jeśli zakwestionuje się obiektywność Bożego absolutu, wówczas możliwe stają się najbardziej nienaturalne wykroczenia, nawet seksualne wykorzystywanie nieletnich.

 

W każdym razie ideologia roku 1968 czasami popierała legalizację pedofilii. Pisma orędowników libertynizmu, którzy chełpią się swoimi grzesznymi relacjami z nieletnimi, są wciąż dostępne wszystkim do czytania. Jeśli każdy uczynek moralny staje się względny wobec zamiarów podmiotu i okoliczności, wówczas nic nie jest ostatecznie niemożliwe i radykalnie przeciwne ludzkiej godności. To moralna atmosfera wywołana odrzuceniem Boga, duchowy klimat odrzucenia Bożej obiektywności umożliwia szerzenie się molestowania nieletnich i banalizacji czynów sprzecznych z czystością wśród duchowieństwa.

 

Słowami Benedykta XVI: „Świat pozbawiony Boga może być tylko światem pozbawionym znaczenia. Bo skąd pochodzi wszystko to, co jest? (…) W jakiś sposób istnienie nie ma ani celu, ani sensu. W takim razie nie ma żadnych standardów dobra czy zła. W takim razie tylko to, co jest silniejsze niż inni, może zaznaczyć swój autorytet. Siła jest zatem jedyną zasadą. Prawda się nie liczy, w rzeczywistości nie istnieje” (II, 1).

 

Jeśli Bóg nie jest zasadą, jeśli prawda nie istnieje, wówczas jedynie siła się liczy. W tym momencie, co powstrzyma nadużycie władzy przez dorosłego wobec nieletniego? Argumentacja papieża Benedykta jest jasna. W ostatecznej analizie: „ostatecznym powodem [nadużyć] jest brak Boga”. „Jedynie wówczas, kiedy wiara nie określa już działań człowieka, takie przestępstwa są możliwe”.

 

Po przedstawieniu tej zasady papież emeryt wydobywa jej następstwa. Osobiście bardzo poruszony byłem faktem, że dla niego pierwszym następstwem jest „kwestia życia kapłańskiego” (II, 1) i formacja kleryków. W tej kwestii potwierdza on jedną z głównych intuicji w mojej ostatniej książce.

 

Benedykt XVI pisze: „W kontekście spotkania przewodniczących konferencji

biskupów z całego świata z papieżem Franciszkiem kwestia życia kapłańskiego, jak również kwestia seminariów, ma szczególne znaczenie”. W ten sposób wskazuje on, że bezpośrednim następstwem zapominania o Bogu jest kryzys kapłaństwa. Istotnie możemy powiedzieć, że księża byli pierwszymi, których dotknął kryzys wiary i wplątali w to z sobą lud chrześcijański. Kryzys nadużyć seksualnych jest szczególnie widocznym i odrażającym znakiem głębokiego kryzysu kapłaństwa.

 

Co jest tutaj zagrożone? Ponownie – słowami papieża emeryta – jesteśmy tutaj od dawna świadkami szerzenia się „życia kapłańskiego”, którego już „wiara nie określa”. Otóż, jeśli istnieje jakieś życie, które musi być całkowicie i absolutnie określane przez wiarę, to jest nim życie kapłańskie. Jest ono i musi być życiem konsekrowanym, tj. życiem oddanym Bogu, zachowanym dla Boga i ofiarowanym Bogu. Nazbyt często widzimy księży, którzy żyją tak, jakby Bóg nie istniał.

 

Benedykt XVI cytuje tutaj słowa teologa Hansa Ursa von Balthasara: „Nie zakładaj z góry Boga w trzech osobach, Ojca, Syna i Ducha Świętego, ale uobecniaj Go!” (III, 1). Ma zamiar przez to powiedzieć: nie twórz abstrakcyjnego pojęcia z Boga. Wprost przeciwnie – słowami papieża Benedykta: „Nade wszystko my sami musimy nauczyć się ponownie uznawać Boga za fundament naszego życia, a nie zostawiać Go na boku jako rodzaj nierealnego wyrażenia” (III, 1).

 

„Temat Boga wydaje się tak nierealny, tak daleki od rzeczy, które nas zajmują”. Tymi słowami Benedykt XVI opisuje styl życia kapłańskiego które jest zeświecczone i sprofanowane, życia, w którym Bóg schodzi na dalszy plan. Papież Benedykt podaje kilka przykładów. Pierwszą troską biskupów nie stał się sam Bóg, ale „radykalnie otwarta relacja ze światem” (II, 1). Seminaria zostały przemienione w zeświecczone miejsca, w których – jak mówi papież Benedykt – klimat „nie mógł zapewnić wsparcia w przygotowaniu do stanu kapłańskiego”. Życie na modlitwie i adoracji zostało zaniedbane, a rozumienie życia kapłańskiego jako konsekrowanego Bogu zostało w całości zapomniane.

 

Papież emeryt wskazuje na kilka symptomów tego zapominania: niezdrowe mieszanie się ze światem świeckim, które wprowadziło hałas i zakwestionowało fakt, że każdy ksiądz, poprzez swoje kapłaństwo jest człowiekiem oddzielonym od świata, odsuniętym na bok dla Boga (II, 1). Wskazuje on także na to, że zaczęły się ustanawiać w seminariach kliki homoseksualne. Jest to nie tyle przyczyna, co znak już panującego zapominania o Bogu. Klerycy, którzy żyją w otwartej sprzeczności wobec naturalnej i objawionej moralności, pokazują, że nie żyją dla Boga, że nie należą do Boga, że nie szukają Boga. Być może znaleźli karierę, być może podoba się im społeczny aspekt posługi. Ale zapomnieli oni o rzeczy zasadniczej: ksiądz jest człowiekiem Boga, człowiekiem dla Boga.

 

Najpoważniejszą rzeczą w tej sytuacji jest to, że formujący ich nie powiedzieli nic albo dobrowolnie promowali tę poziomą i przyziemną koncepcję kapłaństwa. Wyglądało to tak, jakby biskupi i formujący w seminariach sami wyrzekli się centralnego znaczenia Boga. Wyglądało to tak, jakby oni też zrobili z wiary kwestię drugorzędnego znaczenia, sprawiając, że stała się nieskuteczna; jakby oni też zastąpili prymat życia dla Boga i za Boga dogmatem otwartości na świat, relatywizmem i subiektywizmem. Szokujące jest zauważanie, jak obiektywna rzeczywistość Boga została przysłonięta formą religijnego kultu ludzkiej subiektywności. Papież Franciszek trafnie mówił o tym jako autoodniesieniowości. Myślę, że najgorszą formą autoodniesieniowości jest ta, która kwestionuje nasz związek z Bogiem oraz Jego obiektywność i zachowuje jedynie związek człowieka z samym sobą w jego subiektywności.

 

W obecnym klimacie, w jaki sposób można wieść autentyczne życie kapłańskie? Jak mamy ograniczyć pokusę postrzegania siebie jako wszechmocnych? Osoba, która ma jedynie siebie jako punkt odniesienia, która nie żyje dla Boga, ale dla siebie, nie według Boga, ale według swoich własnych pragnień, skończy popadając w logikę nadużywania władzy i logikę nadużyć seksualnych. Któż powstrzyma swoje pragnienia, nawet najbardziej perwersyjne z nich, jeśli jego własna subiektywność jest jedynym, co się liczy? Zapominanie o Bogu otwiera drzwi wszelkim formom nadużyć. Możemy już to obserwować w naszym społeczeństwie. Jednak to zapominanie o Bogu weszło nawet do Kościoła, w jego księży i biskupów. Nieuchronnie wśród księży zaczęły się szerzyć nadużycia władzy i nadużycia seksualne. To smutne, ale są księża, którzy praktycznie już nie wierzą, którzy się nie modlą albo jedynie bardzo niewiele, którzy już nie żyją sakramentami jako istotnym wymiarem swojego kapłaństwa. Stali się oni letni i stali się praktycznymi ateistami.

 

Praktyczny ateizm ułatwia psychologię nadużyć. Kościół przez od dawna dopuszczał do tego, by opanował go ten wszechobecny ateizm. Nie powinno dziwić nas odkrycie dewiantów i zwyrodnialców w swoich szeregach. Jeśli Bóg nie istnieje, wówczas wszystko wolno! Jeśli Bóg nie istnieje konkretnie, wówczas wszystko jest możliwe!

 

Pod tym względem chciałbym wskazać na piękną refleksję papieża Benedykta XVI na temat ogólnie prawa kanonicznego, a prawa karnego w szczególności.

 

Prawo kanoniczne jest strukturą, której celem jest zasadniczo ochrona obiektywności naszej relacji z Bogiem. Jak wskazuje Benedykt XVI: prawo powinno „chronić wiarę, która jest także ważną kwestią prawną” (II, 2). Wiara jest naszym podstawowym dobrem wspólnym. Dzięki niej stajemy się synami Kościoła. Jest ona obiektywnym dobrem i główną powinnością władzy jest bronienie jej. Jak zauważa papież emeryt: „wiara już nie wydaje się mieć rangi dobra wymagającego ochrony. Jest to sytuacja alarmująca, którą należy wziąć pod uwagę i którą pasterze Kościoła muszą potraktować poważnie” (II, 2). Biskupi mają obowiązek bronić depozytu wiary katolickiej, doktryny i nauczania moralnego, które Kościół zawsze wiernie głosił.

 

Jest to kwestia rozstrzygająca. Kryzys nadużyć seksualnych wyjawił kryzys obiektywności wiary, który przejawia się także na poziomie władzy Kościoła. W rzeczywistości, tak jak pasterze odmawiają karania duchowieństwa, które naucza doktryn sprzecznych z obiektywnością wiary, tak samo odmawiają oni karania duchowieństwa winnego praktyk sprzecznych z czystością czy nawet nadużyć seksualnych. To ta sama logika. Jest to fałszywy wyraz „gwarantyzmu”, który według papieża Benedykta oznacza, iż „przede wszystkim należało zagwarantować prawa oskarżonych i to do tego stopnia, że w rzeczywistości wykluczało to w ogóle jakikolwiek wyrok skazujący” (II, 2).

 

Ponownie odkrywamy tutaj tę samą ideologię. Podmiot, jego pragnienia, jego subiektywne zamiary i okoliczności jego działań stały się jedyną rzeczywistością. Obiektywny charakter wiary i zasad moralnych jest drugorzędny. Ta idolatria podmiotu wyklucza wszelką karę zarówno dla heretyckich teologów, jak i popełniających nadużycia duchownych. Odmawiając uwzględniania obiektywności czynów moralnych porzuciliśmy „najmniejszych”, słabych i bezbronnych, wystawiając ich na majaczenia o wszechmocy ich katów. W istocie z powodu tak zwanego miłosierdzia porzuciliśmy wiarę słabych i bezbronnych. Zostawiliśmy ich w rękach intelektualistów, którzy bawią się dekonstrukcją wiary przy pomocy swoich wątpliwych teorii, których potępienia odmówiliśmy.

 

Tak samo porzuciliśmy ofiary nadużyć. Nie potępiliśmy tych, którzy dopuszczali się nadużyć, morderców niewinności i czystości naszych dzieci, a czasami naszych kleryków i sióstr zakonnych. To wszystko wydarzyło się pod pretekstem „zrozumienia” subiektywności, odmowy uznania obiektywności wiary i zasad moralnych. Uważam, że skazanie i wymierzenie kary w porządku zarówno wiary, jak i zasad moralnych, jest dowodem szczerego miłosierdzia po stronie władzy.

 

Jak wskazuje Benedykt XVI, nadużycia seksualne są obiektywnie „ciężkimi przestępstwami przeciwko wierze”. Ten opis to nie „trik umożliwiający nakładanie maksymalnych kar, ale konsekwencja znaczenia wiary dla Kościoła” (II, 2).

 

Sądzę, że ci, którzy bawią się czy to wiarą czy życiem moralnym wiernych bezkarnie, są tymi, którzy są prawdziwie winnymi klerykalizmu. Tak, klerykalizm jest postawą, która odmawia karania przestępstw przeciwko wierze i zasadom moralnym. Klerykalizm jest odmową duchownego, by uznać obiektywność wiary i zasad moralnych. Klerykalizm, do którego wykorzenienia wzywa nas papież Franciszek, jest ostatecznie zatwardziałym subiektywizmem duchowieństwa!

 

Chciałbym zająć się ostatnim następstwem zapominania o Bogu i o obiektywności wiary. Jeśli wiara już nie kieruje naszym zachowaniem, wówczas Kościół nie jest dla nas Bożą rzeczywistością otrzymaną jako dar, ale rzeczywistością do budowania według naszych własnych pomysłów i naszego własnego programu. Byłem głęboko wstrząśnięty i zraniony przyjęciem tekstu Benedykta XVI przez pewnych ludzi. Stwierdzili oni: „To nie o tym należy mówić”, to nie tego Kościół potrzebuje, by być ponownie wiarygodnym.

 

Kościół nie potrzebuje ekspertów od łączności. Nie jest on organizacją pozarządową w kryzysie, która musi wymyślić siebie na nowo, aby stać się znów popularną. Jego zasadność nie opiera się na ekspertyzach, ale na Bogu!

 

Jak mówi Benedykt XVI: „Kryzys, spowodowany wieloma przypadkami nadużyć duchownych, skłania nas do postrzegania Kościoła jako czegoś niemal niemożliwego do zaakceptowania, co musimy teraz wziąć w swoje ręce i zaprojektować na nowo. Ale stworzony przez siebie Kościół nie może stanowić nadziei”. Jak wykazuje papież emeryt, właśnie dlatego, że ulegliśmy pokusie stworzenia Kościoła na swój obraz, odstawiliśmy Boga na bok i dlatego widzimy dzisiaj namnożenie się przypadków nadużyć. Nie wpadnijmy w te same sidła! Nadużycia te odkrywają Kościół, który ludzie próbowali wziąć w swoje własne ręce! Jestem w związku z tym głęboko zasmucony, kiedy czytam teologów piszących, że Kościół jest winien „grzechu zbiorowego”. Ta sama siostra dominikanka wzywa nas do zakwestionowania głoszonej przez Kościół katolicki koncepcji prawdy. Kościół według niej musi wyrzec się „wszelkich pretensji do kompetencji czy doskonałości w dziedzinie świętości, prawdy i zasad moralnych”.

 

Takie podejście prowadzi jedynie do jeszcze bardziej skrajnych form subiektywizmu. Prowadzi nas z powrotem właśnie do tego, co wywołało kryzys. Bowiem jeśli Kościół nie uczy już prawdy i moralności, wówczas któż może twierdzić, że istnieją rzeczy, których nie wolno nam nigdy robić? Jeszcze raz: jeśli Bóg nie istnieje obiektywnie, jeśli prawda nie może od nas niczego wymagać, wówczas wszystko wolno!

 

Jakie zatem jest wyjście proponowane przez Benedykta XVI? Jest ono proste. Jeśli przyczyną kryzysu jest zapominanie przez nas o Bogu, wówczas musimy z powrotem umieścić Boga w centrum! W Kościele i w naszych liturgiach musimy ponownie uznać prymat Boga, obecności Boga, Jego obiektywnej i rzeczywistej obecności. Jako prefekt Kongregacji Kultu Bożego poruszony byłem uwagą Benedykta XVI. Stwierdza on: „W rozmowach z ofiarami pedofilii dotkliwie uświadomiłem sobie” potrzebę odnowy „wiary w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa danego nam w Najświętszym Sakramencie” (III, 2).

 

Jestem zmuszony nalegać: mamy tu do czynienia nie z wnioskiem eksperta teologii, ale z mądrymi słowami pasterza, który pozwolił na to, by dotknęły go głęboko historie ofiar pedofilii. Benedykt XVI zrozumiał dzięki swojej głębokiej wrażliwości, że szacunek do eucharystycznego Ciała naszego Pana warunkuje szacunek do czystych i niewinnych ciał dzieci.

 

„Eucharystia zostaje zdewaluowana” – twierdzi Benedykt XVI. Dzisiaj jesteśmy świadkami sposobu traktowania Najświętszego Sakramentu, który „niszczy wielkość tej tajemnicy”. Wraz z papieżem emerytem jestem głęboko przekonany, że jeśli nie będziemy adorować eucharystycznego Ciała naszego Pana, jeśli nie będziemy traktować Go z lękiem zarówno radosnym, jak i pełnym czci, wówczas zbudzi się pośród nas pokusa profanowania ciał dzieci.

Chciałbym podkreślić wniosek Benedykta: „kiedy myślimy o tym, co robić, jest oczywiste, że nie potrzeba nam innego Kościoła według naszego własnego projektu. Potrzebna jest przede wszystkim odnowa wiary w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa danego nam w Najświętszym Sakramencie” (III, 2).

 

Kończąc powtórzę za papieżem Benedyktem: tak, Kościół jest pełen grzeszników. Ale Kościół nie jest w kryzysie. My jesteśmy. Diabeł chce, byśmy wątpili. Chce, byśmy myśleli, że Bóg porzuca swój Kościół. Nie, zawsze jest on Bożym polem, gdzie rośnie nie tylko złe, ale i dobre ziarno. „Głoszenie obu tych rzeczy z naciskiem nie jest fałszywą formą apologetyki, ale konieczną służbą dla Prawdy”. Sam Benedykt XVI dowodzi prawdziwości tej uwagi swoją osobą. Jego obecność, modlitwa i nauczanie w naszym gronie, w sercu Kościoła, w Rzymie, to potwierdza. Tak, pośród nas są naprawdę piękne Boże ziarna.

 

Dziękuję Ci, Drogi Papieżu Benedykcie, za to, że jesteś współpracownikiem Prawdy, sługą prawdy, zgodnie ze swoim mottem. Twoje słowa dodają nam otuchy i uspakajają nas. Jesteś „świadkiem” i „męczennikiem” prawdy i masz naszą wdzięczność.

 

Kardynał Robert Sarah

Źródło: CatholicWorldReport.com

Tłum. Jan J. Franczak

 

PODCAST. CZYTA MARCIN AUSTYN

 

 

Pełny tekst papieża Benedykta XVI dostępny jest TUTAJ

 

Wersja AUDIO:

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram