15 czerwca 2016

Kampania w USA – będą niespodzianki?

(REUTERS / FORUM)

Uzyskanie przez Donalda Trumpa nominacji prezydenckiej od Partii Republikańskiej nie jest jeszcze pewne, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że do niego dojdzie. Znacznie ciekawsza jest sytuacja w Partii Demokratycznej. Choć Hilary Clinton pozostaje faworytem do zwycięstwa na konwencji swojej Demokratów, to ostatnie wydarzenia nie przysporzyły jej popularności. Po piętach depcze jej socjalista, Bernie Sanders. Część komentatorów sugeruje, że ostatecznie to on zmierzy się z miliarderem.  


Według cytowanych przez Bloomberg.com wyliczeń Associated Press  Donald Trump dysponuje on poparciem 1239 delegatów własnej partii. Jego przeciwników z Tedem Cruz’em na czele popiera łącznie 922. Oznacza to, że bez względu na głosy niezdeklarowanych jeszcze 334 delegatów nominacja przypadnie kontrowersyjnemu miliarderowi.

Wesprzyj nas już teraz!


Wbrew pozorom nie oznacza to jeszcze absolutnej pewności sukcesu. W liczbach tych ujmuje się bowiem zarówno delegatów związanych wynikami odbywających się w poszczególnych stanach głosowań, a także niezależnych od tych wyników. Informacje tych ostatnich oparte są na wywiadach przeprowadzonych przez agencję AP. Teoretycznie może okazać się, że  wprowadzili oni dziennikarzy w błąd lub też że zmienią zdanie.     

Pamiętajmy, że kampania nadal pozostaje na pierwszym etapie – prawyborów. Te trwają od lutego do czerwca. W poszczególnych stanach podczas tajnych głosowań (tzw. primaries) lub też jawnych („caucuses”) Amerykanie wybierają delegatów poszczególnych partii na konwencje Partii Republikańskiej (18-21 lipca 2016 r.) i Partii Demokratycznej (25-28 lipca 2016 r.). W części z tych stanowych głosowań udział biorą tylko zarejestrowani jako popierający daną partię, w innych wybory są otwarte.


Co ciekawe, nie wszyscy delegaci są zobligowani do głosowania na konwencji zgodnie z wolą uczestników prawyborów. Ponadto nawet gdy już partie wyłonią swoich kandydatów na lipcowych konwencjach i Amerykanie udadzą się 8 listopada do urn na wybory powszechne nie wszystko zostanie przesądzone. Zagłosują bowiem na elektorów, a ci przynajmniej teoretycznie mogą jeszcze „zdradzić” wyborców i zagłosować po swojemu. Pamiętajmy też, że system głosowania w USA nie jest proporcjonalny, a więc kandydat, którego elektorów poprze więcej osób niekoniecznie zostanie głową państwa. Kolegium elektorskie zagłosuje 19 grudnia na nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych i zwycięzca tych wyborów już na pewno obejmie urząd prezydenta 20 stycznia 2017 r.


Kim jest Donald Trump ?

Wróćmy jednak do Donalda Trumpa. Wielu Republikanów się mu sprzeciwia, jednak nie  nieuzyskanie przez niego nominacji Republikanów to bardzo mało prawdopodobne rozwiązanie. Tym bardziej, że wszyscy dotychczasowi kandydaci zdążyli się wycofać. Przyjrzyjmy się zatem bliżej temu biznesmenowi i politykowi.

Prezes Trump Organisation wyróżnia się dwoma rzeczami: majątkiem i niepoprawnymi politycznie poglądami. CNN informuje, że jego wartość netto (aktywa minus zobowiązania) opiewa na 10 miliardów dolarów.    

Wyraziste poglądy także nie pozwoliły Trumpowi zniknąć w tłumie kandydatów. Pomysły takie jak budowa muru oddzielającego USA od Meksyku – na koszt Meksykanów – czy też tymczasowy całkowity zakaz wstępu do kraju dla muzułmanów do niedawna były całkowicie poza mainstreamową debatą. Biznesmen trafił jednak najwyraźniej w obawy związane z islamskim terroryzmem i utratą miejsc pracy na rzecz Meksykanów i innych krajów uboższych.


Z tą ostatnią kwestią wiąże się także deklarowana przez Trumpa niechęć do Chin, oskarżanych o odbieranie amerykańskich miejsc pracy. Anty-muzułmańska i anty-chińska retoryka nie musi jednak oznaczać, że Ameryka zostanie bez przyjaciół. W grudniu 2015 r. w  stacji MSNBC miliarder docenił przywódcze kompetencje Władimira Putina, pozytywnie wyróżniające KGB-istę na tle zachodnich polityków. Rosyjski prezydent określił zaś pod koniec ubiegłego roku Trumpa mianem polityka utalentowanego i sprytnego. 


Faworyt do nominacji Republikanów to zdecydowany zwolennik prawa do posiadania broni. „Powiedziano, że (…) to pierwsza wolność Ameryki. Jest tak ponieważ prawo do posiadania i noszenia broni chroni wszystkie inne prawa. Jesteśmy jedynym krajem świata mającym Drugą Poprawkę. Ochrona tej wolności to imperatyw”, przekonuje na swej oficjalnej stronie donaldjtrump.com.


Jego konserwatyzm słabnie jednak przy kwestii „małżeństw” homoseksualnych. Pomimo deklarowanego sprzeciwu wobec nich, akceptuje decyzję Sądu Najwyższego o uznaniu legalności tychże za konstytucyjny wymóg. Niejednoznaczny jest także stosunek miliardera do aborcji. Trump przeciwstawia się zasadniczo zabijaniu nienarodzonych, jednak dopuszcza trzy wyjątki od reguły: zagrożenie życia matki, gwałt i kazirodztwo. Radość konserwatysty budzi zaś trumpowa zapowiedź rezygnacji z Obamacare. Spełnienie tej obietnicy oznaczałoby bowiem odejście od praktyki przymuszania firm do finansowania ubezpieczeń zdrowotnych obejmujących między innymi pokrycie kosztów antykoncepcji i aborcji.


Zamieszanie u Demokratów                                                                                          

Okazuje się, że to nie politycy Republikanów, lecz Demokratów stoczą najbardziej zaciętą walkę o nominację swej partii. Jak podaje Bloomberg Politics, 2 czerwca była Sekretarz Stanu i żona byłego prezydenta USA, Hilary Clinton dysponuje głosami 2312 delegatów, a Bernie Sanders – 1545. Przewaga jest znacząca, jednak do zagospodarowania pozostają jeszcze głosy 908 delegatów. Kluczowy będzie tu 7 czerwca, gdy odbędą się prawybory w 6 stanach – między innymi bitwa o dysponującą 548 delegatami Kalifornię. Ostateczny wynik poznamy 14 czerwca po głosowaniu w Dystrykcie Kolumbia. 


Po drugie znaczna część obecnie opowiadających się po stronie żony Billa Clintona przedstawicieli Partii Demokratycznej to tak zwani superdelegaci. Nie są oni związani głosami wyborców uczestniczącymi w primaries i caucuses, co oznacza, że mogą jeszcze zmienić zdanie.


Hilary Clinton nie pomogą z pewnością wątpliwości dotyczące jej wiarygodności. W marcu wyszło na jaw, że polityk korzystała z prywatnego serwera mailowego do komunikacji służbowej. Tymczasem, jako Sekretarz Stanu powinna korzystać z serwera oficjalnego, co umożliwiłoby weryfikację korespondencji przez organy kontrolne. Tymczasem już dzięki lutowemu sondażowi Instytut Gallupa wyszło na jaw, że 21 procent Amerykanów nie ufa pani Clinton, a 7 uważa ją wręcz za kryminalistkę. 


Choć żona Billa Clintona pozostaje faworytem, pojawiają się spekulacje o możliwości zwycięstwa jej kluczowego kontrkandydata – 75 letniego potomka imigrantów z Polski i Rosji – Bernie Sandersa. Niewykluczone, że oprócz walki o sukces w pozostałych głosowaniach ten senator z Vermont i socjalista będzie starał się przekonać superdelegatów, a więc prominentnych Demokratów do zmiany zdania. Teoretycznie pozostaje mu jeszcze jedna opcja – zmiana reguł gry w ostatniej chwili. Jeśli już podczas konwencji przeforsuje zasadę, że nawet superdelegaci muszą kierować się wolą ludzi uczestniczących w primaries i caucuses, to nominacja Hilary Clinton stanie pod dużym znakiem zapytania.


Clinton i Sanders – co oferują ?

Jakie są podobieństwa i różnice w programie Clinton i Sandersa? Poglądy Hilary Clinton w sprawach społecznych można określić jako mocno liberalne, ergo lewicowe. Polityk nie tylko wyraża satysfakcję z poparcia Sądu Najwyższego dla homo-małżeństw, lecz również wzywa do dalszej walki o prawa „LGBT”. Oprócz walki z dyskryminacją w życiu codziennym, ma ona polegać choćby na umożliwieniu osobom „transgenderowym” na wpisanie deklarowanej płci do dokumentów. Demokratka zapowiada, że walka o prawa mniejszości seksualnych nie ograniczy się do kraju, lecz obejmie także zagranicę. Clinton z dumą pisze o swoim przemówieniu w ONZ, gdy ogłosiła prawa homoseksualistów mianem praw człowieka. Wzywa też do walki z rasizmem i zanieczyszczeniem środowiska. Sprzeciwia się rozpowszechnionemu dostępowi do broni, W sprawach gospodarczych popiera silne związki zawodowe, równe prawa dla kobiet czy zwiększenie płacy minimalnej.


W gospodarczej lewicowości trudno jej jednak będzie prześcignąć Sandersa. Dla jej konkurenta walka z nierównościami ekonomicznymi to kluczowa kwestia. „Rzeczywistość jest taka, że od połowy lat 1980-tych doszło do niebywałego transferu bogactwa od klasy średniej i biednych do najbogatszych w tym kraju. Oto zasada Robin Hooda postawiona na głowie. To nie do przyjęcia i trzeba to zmienić”,

Wśród pomysłów Sandersa na walkę z tą sytuacją można wspomnieć o zwiększeniu płacy minimalnej do 15 USD za godzinę, podatków dla najzamożniejszych, odejścia od polityki wolnego handlu międzynarodowego, wprowadzenia darmowej nauki czy równej płacy kobiet i mężczyzn oraz poszerzenia opieki społecznej.


Socjalista wzywa też do walki o ochronę środowiska, prawa mniejszości seksualnych oraz…Indian. Upraszając można powiedzieć, że obydwoje politycy mają typowo lewicowy czy lewicowo-liberalny program. Senator wyróżnia się większym radykalizmem w kwestiach ekonomicznych oraz bardziej „świeżym” wizerunkiem. Zaglądnijmy jeszcze do kieszeni: Sanders jest „ubogi” –   jak na kandydata na prezydenta USA. Jego wartość netto to 500 tysięcy dolarów, ergo o 24,5 miliona USD mniej, niż u Clinton. To wszystko może okazać się atutem 75-letniego polityka.


Nie zapominajmy też o kluczowej kwestii – badaniach opinii publicznej.  Przewaga Clinton nad Trumpem w sondażach ogólnokrajowych jeszcze przed rokiem sięgała niemal 20 punktów procentowych – według danych z wielu ankiet zebranych przez portal realclearpolitics.com. Wyglądało więc na to, że stateczna polityk bez trudu pokona kontrowersyjnego biznesmena. Tymczasem obecnie przewaga ta stopniała do 1,5 punktu procentowego. Między 22, a 25 maja Trump miał nawet przewagę.


Tymczasem, jak podaje wspomniana strona, gdyby z Trumpem zmierzyła się nie Clinton, lecz Bernie Sanders, to o sukces kandydata Demokratów byłoby znacznie łatwiej. Według wspomnianego portalu 1 czerwca Sanders prowadzi nad Trumpem o 10,4 punkty procentowe. Trump nie wysunął się na prowadzenie nad socjalistą od września ubiegłego roku. Niewykluczone, że delegaci Partii Demokratycznej kierując się tymi wynikami dojdą do wniosku, że ich kandydat zwycięży łatwiej, jeśli będzie nim senator z Vermont.


Oprócz niemal pewnej nominacji magnata nieruchomości na republikańskiej Konwencji nic jeszcze nie zostało przesądzone. Czeka nas gorąca kampania i być może jeszcze niejeden nieoczekiwany zwrot akcji. Żaden z trzech liczących się jeszcze polityków nie jest idealny. Jednak jedynie Trump daje nadzieję na przerwanie rewolucyjnych przemian społeczno-kulturowych dokonanych za obydwu kadencji Baracka Obamy. Konserwatyście pozostaje więc życzyć mu wygranej – mimo wszystko.



Marcin Jendrzejczak



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie