21 grudnia 2016

Józef – święty, który może ocalić nasz świat

(fot. orleansstar.ca)

Współczesna kultura masowa podsuwa nam za wzory superbohaterów, którzy czynią rzeczy niesamowite – latają, wiszą na pajęczynie, straszą czarną peleryną. Tymczasem tak naprawdę brakuje nam jednego, choć mało atrakcyjnego w porównaniu z cudacznymi herosami bohatera – świętego Józefa.

 

Celem superbohaterów od zawsze była walka ze złem. Wyrośli ze społeczeństwa, którego bronią, są oni naznaczeni wszystkimi błędami, jakie popełnia ludzkość. Pycha, korupcja, pogoń za sensacją – ludzka małość tworzy herosa, który potem pręży muskuły lub uwija się jak w ukropie, by pokonać kolejne potwory, które – jak on – są produktami współczesnych czasów, ich mroczną stroną.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Święty Józef jest inny. A przecież równie – a nawet bardziej – potrzebny we współczesnych czasach, niż Superman czy człowiek-pająk. Rozpad więzi, kultura strachu przed cierpieniem i chorobą, obawa przed podjęciem odpowiedzialności za siebie i innych, a wreszcie złudny stabilizator tego wszystkiego, czyli tabletka na każdy problem – to „potwory”, z którymi mógłby się zmierzyć właśnie św. Józef. Mógłby, gdyby stał się wzorem dla każdego, współczesnego mężczyzny.

 

Oddał wszystko

Święty Józef był fenomenem. Uratował ukochaną Maryję z ogromnej opresji, i to kilkakrotnie, poświęcając dla niej niemal wszystko. Nim Maryja wypowiedziała słynne fiat, które stało się bezpośrednim początkiem ewangelicznej historii zbawienia, umierała z przerażenia. Czy przeraził Ją Archanioł Boży? Zapewne. Ale kolana ugięły jej się też na pewno, gdy usłyszała, że pocznie i porodzi Syna. A jakże się to miało stać, skoro nie znała męża? To istotne pytanie zadane przez Matkę Boga  nie tylko było pytaniem o istotę Łaski, lecz wyrażało także strach kobiety świadomej, w jaki sposób skończyć może w ówczesnych realiach samotna kobieta w ciąży. Prawo żydowskie było bowiem bezlitosne: nie tylko potępiało cudzołóstwo, ale także i samego grzesznika, skazując w takich razach nieszczęsną kobietę na śmierć.

 

Tu wkracza święty Józef. Nie jest pewien – bo skąd miałby taką pewność mieć? – czyje jest dziecko, które nosi pod sercem Maryja. Być może został natchniony, ale przecież tego nie wiemy. Natomiast znamy fakty: skromny cieśla stawia na szali całe swoje życie uznając dziecko za swoje. Zapewne traci reputację, przyjaciół i oddanie najbliższych. W ten sposób jednak ratuje życie Maryi – kobiety, którą kocha.

 

To jednak dopiero początek. Wyobraźmy sobie – a mężczyznom przyjdzie to bez trudu – jak wściekły musiał być Józef, gdy nie mógł znaleźć miejsca, gdzie Maryja będzie mogła spokojnie urodzić dziecko. Zapewnienie bezpieczeństwa i bytu najbliższym jest obsesją każdego faceta, a cieśla wędrując od drzwi do drzwi zdawał się być kompletnie bezsilny. Wreszcie znalazł ciepłą stajenkę, bez wygód, ale znośną. I gdy układał już zapewne plan tego, w jaki sposób dalej żyć w Betlejem, otrzymał ostrzeżenie – uciekaj, bo ktoś dybie na życie Dzieciątka. Czy miał prawo pomyśleć, że to jakieś szaleństwo? Miał. Mógł zostawić Maryję i Dziecko samym sobie, świadom, że poświęca być może zbyt wiele? Mógł. Ale, jak się wydaje, bez chwili wahania zaczął działać. Bezpiecznie wywiózł swoich podopiecznych do Egiptu.

 

Józef wykazał się niewątpliwie hartem ducha, siłą charakteru, zdecydowaniem i sprawnością działania. Podjąwszy z naszego punktu widzenia niezwykle ryzykowną decyzję, by otoczyć opieką Matkę Bożą, stał się opoką, pewnym punktem rodziny. Przy nim Maryja nie musiała się lękać o to, że przyszło jej urodzić, gdy nie znała męża.

 

Kult pozoru

We współczesnych czasach postawa świętego Józefa wydaje się być aktem wielkiego heroizmu i poświęcenia, nad którym wielu by pewnie pocmokało z uznaniem, ale już niechętnie poszło w Jego ślady. Współczesne kanony męskości takie cechy jak altruizm, odpowiedzialność czy słowność traktują raczej jako ledwo mogące przydać się w życiu, ale na pewno nie jako zestaw bezwzględnych wartości. Co się liczy? To, czym epatują bohaterowie współczesnej wyobraźni – komiksowi herosi czy wielcy sportowcy (głównie piłkarze). Mowa o kulcie siły fizycznej i pieniądzach. Te ostatnie zdobywa się, rzecz jasna, poprzez „zaradność”, ale nie rozumianą jako przedsiębiorczość, lecz cwaniactwo, „kiwanie” naiwniaków itd.

 

Jest więc znakiem czasów, że współczesny mężczyzna nie zawsze chętnie zakłada rodzinę, boi się podejmować pracy – szczególnie takiej, która pozwoli utrzymać bliskich, a niekoniecznie być spełnieniem młodzieńczych marzeń. Obawia się też brać sprawy w swoje ręce, stawiać czoło kolejnym wyzwaniom. To nie tylko efekt problemów bytowych (te oczywiście bywają źródłem niezawinionych problemów), lecz często niechęci do wychodzenia z bezpiecznej skorupy, jaką daje dom rodzinny.

 

Inny aspekt to obawa przed tym, by zaufać Bogu. Ilu mężczyzn byłoby dzisiaj zdolnych do poświęcenia i zawierzenia swojego życia na wzór starotestamentalnego Abrahama – człowieka, który gotów był poświęcić Bogu wszystko to, co miał najcenniejsze, czyli własnego syna? Tymczasem współcześnie wiara traktowana jest często, jako atrybut ludzi słabych, skrzywdzonych, poranionych. Nie jest to w żadnym wypadku coś, czym powinien chwalić się współczesny heros. Ten bowiem nie klęka do codziennej modlitwy, by zawierzyć Panu bliskich, lecz sam toczy swoje abstrakcyjne walki. Że ostatecznie niewiele z tego wynika? No cóż, heros nie zawsze daje radę. Ale modlitwa? To dla mięczaków. Tymczasem – o czym rzadko się mówi – wiara jest dla ludzi silnych. Wymaga bowiem nie tylko wielkiej odwagi, ale także trudnej bezkompromisowości, zdolności do wyrzeczeń. Zbawienia nie osiąga się wyłącznie godzinami spędzonymi w kościelnej ławce, ale każdą minutą życia w domu, pracy, na imprezie.

 

Na kryzys – święty Józef

Współczesny kryzys męskości przyczynia się do wielkiej cywilizacyjnej tragedii, jaką jest popularność aborcji. Oczywiście jest to wielki przemysł, na którym zyskuje wielu wpływowych ludzi, ale jest  to też pomysł trafiający na niezwykle podatny grunt. Przyszło nam bowiem żyć w kulturze panicznego strachu o samych siebie, przekonaniu, że dobre życie może dać nam tabletka, energetyczny napój albo szybki zabieg. Problemów nie należy więc rozwiązywać, bo wystarczy je przeciąć – skalpelem lub kleszczami. U ginekologa.

 

Czarne protesty, który kilka miesięcy temu przeszły ulicami polskich miast, były dla wielu kobiet manifestacją rozpaczy, samotności, strachu i niepewności. W czasach, w których miłość została sprowadzona do zbioru przyjemnych emocji, w których związki (także małżeńskie) rozpadają się coraz częściej, kobieta przerażona rozgląda się za prawdziwym mężczyzną, stanowiącym faktyczne oparcie i opokę. Szuka faceta, który nie zostawi jej w najtrudniejszym momencie, a nawiązując do Ewangelii: takiego, który ucieknie z nią do Egiptu, gdy zajdzie potrzeba, by chronić ją przed złem. Współczesny mężczyzna natomiast woli wygodną kanapę, piwo i mecz. W takich realiach postulat aborcji celnie trafia do wielu przerażonych umysłów. Jakże bowiem sama będę radzić sobie z „niechcianą ciążą”? Jak wychowam niepełnosprawne dziecko? Gdy udało się już  wmówić wielu ludziom, że szatan nie istnieje, że wolno wszystko, bo nie wiążą nas żadne, nadrzędne wartości, dlaczego nie skorzystać z tabletki czy „krótkiego cięcia”, byle tylko zabić strach przed osamotnieniem i brakiem oparcia w chłopaku, narzeczonym czy mężu?

 

Przykład Świętej Rodziny uczy nas, jak wielkim kłamstwem jest hasło „Mój brzuch – moja sprawa”, bo przecież dziecko to wielka odpowiedzialność zarówno kobiety, jak i mężczyzny. Ale uczy nas również, jak ważna jest rola świętego Józefa. Porzucenie tego ideału męskości czyni nas – mężczyzn – współodpowiedzialnymi za zło aborcji. Nie pomogą tutaj żadne pieniądze, dodatkowe uposażenia dla rodzin wychowujących niepełnosprawne dzieci, choć zapewne jest to cenne wsparcie. Jeśli szukamy lekarstwa na aborcję, zacznijmy od modlitwy za mężczyzn – narzeczonych, mężów i za samych siebie. Oby każdy z nas podjął życiowe wyzwanie, jakie postawił przed nim Bóg. Ten narodzony, położony w żłobie, powierzył swoje życie w ręce prostego cieśli, który stanął na wysokości zadania. Oby każdy z nas – mężczyzn – ukończył bieg tak, jak święty Józef. Z tych wyzwań, z zadań, które trzeba brać „na klatę”, Pan Bóg będzie bowiem rozliczał każdego mężczyznę.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie